„Policja” znowu razem – to była największa koncertowa sensacja roku. Trio wypłynęło 30 lat temu na fali punka i asymilowało modne wówczas reggae, a jednak jego muzyczna propozycja okazała się czymś więcej niż sumą wpływów.
Mówić, że grupa zawdzięczała to talentowi Stinga, to dziś kopanie leżącego – wiemy, co się działo z jego kolegami, bo nie działo się nic. Ale im też nie sposób odmówić oryginalności. Gitarzysta Andy Summers grał „barwy” i zastąpił modne w rocku kaskady dźwięków sztuką niuansu. Stewart Copeland, perkusista, zasłynął wykorzystaniem rozbudowanego zestawu perkusyjnego. To była muzyka inna i pozostanie taką na zawsze. Na nowym albumie znajdziemy aż 28 dowodów potwierdzających tę tezę, wśród nich „Roxanne”, „Don’t Stand so Close to Me” i (co zrozumiałe) połowę albumu „Synchronicity”. Ciekawostką jest włączenie „Fall Out”, pierwszego singla The Police z 1977 roku.
Universal