W filmowej wersji „Angielskiego pacjenta” brytyjski żołnierz mówi do drugiego: „Czy uda nam się przejść przez te góry?”. „Mamy wytyczone szlaki na mapach Bella”. „Oby miał rację”. Do dziś niektórzy sądzą, że tereny od Syrii aż po Zatokę Perską swego czasu zjechał i opisał mężczyzna, a nie ona – Gertrude Bell, poliglotka, archeolożka, agentka brytyjskiego wywiadu, kobieta, która stworzyła podwaliny państwa Irak. Niespełniona tylko w jednym – w miłości.
„Królowa pustyni” to film Wernera Herzoga opowiadający o życiu Gertrude Bell. Niemal dwa lata trwały spekulacje, kto ją zagra. Mówiono o Angelinie Jolie i Naomi Watts, w końcu wybrano Nicole Kidman. Na pewno urodą i sylwetką bliższa jest samej Gertrude – szczupłej, rudowłosej, zielonookiej. Czy film ten dobrze opowiedział biografię, która niemal prosi się o hollywoodzki rozmach?
Kobieta urodzona w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XIX wieku, aby móc stanowić o sobie, potrzebowała kilku rzeczy: sporego majątku do własnej dyspozycji, bliskich kontaktów wśród osób zamożnych i dobrze urodzonych oraz rodziny, która by jej na taką samorealizację pozwoliła. Szczęśliwie Gertrude Bell to wszystko miała. Jej bliscy byli nie tylko zamożni i otoczeni koneksjami, ale także – jak na tamte czasy – niezwykle nowocześni. Dziadek Bell stał na czele brytyjskiego przemysłu metalurgicznego, co w czasach rewolucji przemysłowej oznaczało żyłę złota. Charyzmatyczny i surowy sir Isaac Lowthian Bell był także członkiem parlamentu. Z kolei ojciec Gertrude Hugh Bell, spadkobierca rodzinnej fortuny, trzykrotnie sprawował funkcję burmistrza w mieście Middlesbrough w hrabstwie Durham, pracował też jako sędzia pokoju. Życie zawodowe i kontakty towarzyskie dziadka i ojca wpłynęły mocno na wykształcenie Gertrude, która od wczesnych lat interesowała się historią i polityką. Jaką rolę odegrała w jej życiu matka? Mary Shield Bell osierociła córkę, gdy ta skończyła zaledwie trzy lata, umierając podczas porodu kolejnego dziecka. Biografowie w tym wydarzeniu doszukują się źródeł przyszłych skłonności depresyjnych Gertrude. I jej upodobania do zagrażającego zdrowiu i życiu ryzyka. Co nie znaczy, że jako dziecko Bell nigdy nie zaznała matczynej miłości. Kiedy miała siedem lat, do ich domu wprowadziła się świeżo poślubiona druga żona ojca – Florence. Między nią a pasierbicą zrodziła się mocna więź. To Florence – panna z dobrej rodziny, w dzieciństwie pupilka samego Charlesa Dickensa – weźmie na siebie obowiązek nauki dobrych manier dziewczynki. I to macocha będzie miała później swój udział w aktywnej pracy Gertrude na rzecz ruchu... Ligi Antysufrażystek przeciwnej m.in. uzyskaniu przez kobiety prawa do głosowania w wyborach parlamentarnych. To ciekawe, tym bardziej że przez całe życie Bell będzie udowadniać sobie i światu, że jest równa, jeśli nie lepsza, od mężczyzn.
Jako nastolatka skończyła z wyróżnieniem londyński Queens College, by w wieku 17 lat rozpocząć studia na wymarzonym Lady Margaret Hall, uczelni należącej do Uniwersytetu Oksfordzkiego. Wybrała wydział historii współczesnej, jeden z kilku kierunków, na których pozwolono studiować kobietom, by dwa lata później skończyć go – jako pierwsza studentka w jego historii – z pierwszą lokatą.
Gertrude szybko dorośleje. Gdy jej wujek sir Frank Lascelles w 1891 roku zostaje ambasadorem Wielkiej Brytanii w ówczesnej Persji, ona z zapałem zaczyna uczyć się perskiego, by rok później móc skorzystać z jego zaproszenia i pojechać do stolicy Persji – Teheranu. To miejsce, gdzie – z dala od zachodniego stylu życia, cywilizacji i od rodziny – uczy się samodzielności. Odkrywa piękno przyrody, egzotyki, zachwyca się językiem i własną niezależnością. Zakochuje się. W 33-letnim Henrym Cadoganie, synu poważanego brytyjskiego adwokata i parlamentarzysty. Henry miał wszystkie cechy, które mogły zauroczyć 24-latkę: był wykształcony, oczytany, znał perski (wprowadził ją w czarujący świat wierszy poetów sufickich). A jednak jego niewielki – jak dla rodziny Bell – majątek oraz skłonności do hazardu nie czyniły go odpowiednim kandydatem do ręki Gertrude. Co z tego, że zachwycona przyjmuje jego oświadczyny, gdy wkrótce potem przychodzi list od rodziców z prośbą, by zerwała zaręczyny. Ze złamanym sercem spełni tę prośbę i wyjedzie czym prędzej z Persji.
Ta historia ma swój tragiczny ciąg dalszy: rok później dziewczyna dostaje wiadomość o nagłej śmierci Henry’ego. Wpada w rozpacz. Za namową macochy, by zająć czymś myśli, wyda – wówczas jeszcze pod pseudonimem – swoją pierwszą książkę poświęconą Bliskiemu Wschodowi. Jeździ po Europie, wolne chwile poświęcając na naukę języków oraz na tłumaczenie wierszy ulubionego poety sufickiego – Hafiza. A pod koniec roku wyruszy z bratem Maurice’em w swoją pierwszą podróż dookoła świata.
Już wkrótce o pannie Bell będzie głośno. Na razie jeszcze nie z powodu jej dyplomatycznej kariery, ale pasji do gór. Nie mogło skończyć się na zwykłym hobby. Nie w jej przypadku. Od dzieciństwa Bell robiła wszystko, na co miała ochotę: jeździła na rowerze i na łyżwach, polowała, łowiła ryby, strzelała. Gdy stawiała przed sobą zadanie, nie było możliwości, by od tego odstąpić. Tak samo było ze wspinaniem. O tym, jak jej temperament nie przystawał do ówczesnych realiów, świadczy choćby to, jakie sztuczki musiała stosować, żeby swobodnie zdobywać kolejne szczyty. Zwykłe męskie spodnie zakładała pod spódnicę, którą w trakcie trasy ściągała, żeby – nie gorsząc nikogo – ponownie włożyć ją podczas ostatniego etapu schodzenia z góry. W roku 1899 Gertrude postanawia wyruszyć w szwajcarskie Alpy ze szczytem Mont Blanc na czele, a do roku 1904 roku należy już do najbardziej rozpoznawalnych wspinaczy na świecie. Jeden ze szczytów szwajcarskich Alp Berneńskich został nazwany jej imieniem. A jednak adrenalina, jakiej dostarczały jej te wyprawy, nie wystarczała. I gdy tylko sezon wspinaczkowy się kończył, Bell wyruszała na ukochany Bliski Wschód. Szczegółowo opisze swoje podróże. Rozwija też zainteresowania archeologią – na terenach ówczesnego Imperium Osmańskiego rozpoczęła badania ze znanym specjalistą od Nowego Testamentu sir Williamem M. Ramsayem. Dwa lata później przeniosła się do Mezopotamii i tam rozpoczęła prace archeologiczne, konsultując je ze specjalistami. Jednym z nich był T.E. Lawrence, czyli słynny Lawrence z Arabii. W pamiętniku z 18 kwietnia 1911 roku napisała o nim: „Ciekawy chłopiec, będzie z niego podróżnik” (był młodszy od niej o 20 lat). On szybko zaczął nazywać ją Gerty i darzyć szczególną admiracją, pełen podziwu dla jej odwagi i sukcesów. Połączy ich przyjaźń oparta na podziwie dla Beduinów, tych – jak ich nazywali – arystokratów pustyni. Spotkają się też w Kairze, wyznaczeni przez rząd brytyjski do wyjątkowego zadania. Paradoksalnie, choć to o T.E. Lawrensie i jego arabskich przygodach (z których wiele zmyślił na potrzeby budowania własnej legendy) do dzisiaj głośno jest w Europie, w Bagdadzie mało kto o nim pamięta, za to wszyscy wiedzą, kim była panna Bell.
Na razie Gertrude kończy 38. rok życia i marzenia o wielkiej miłości i założeniu rodziny ma już dawno za sobą. A jednak to jeden z lepszych momentów w jej życiu. Ma świetny nastrój, bryluje w towarzystwie anegdotkami ze świata, jest szeroko poważana, na wszystkich robi wrażenie. Także na cichym i spokojnym majorze Charlesie Hothamie Montagu Doughtym-Wyliem, zwanym przez przyjaciół Dickiem, który przy każdej nadarzającej się okazji prowadzi z Bell długie rozmowy. Zaledwie trzy lata wcześniej Dick wziął ślub z niejaką Lilian Wylie. Gertrude opisze ją, jako „małą, miłą żonkę”, co było raczej przytykiem niż komplementem.
Mija kilka lat, ona oddaje się swojej pasji archeologicznej i podróżom, on pozostaje sympatycznym korespondencyjnym przyjacielem. Do czasu. W 1912 roku spotykają się w Londynie. Dick przyjeżdża bez żony. Wspólne wyjścia do teatru, spotkania z przyjaciółmi i długie rozmowy są początkiem miłości tych dwojga. Ich burzliwy związek odzwierciedlają listy, jakie wysyłają do siebie niemal bez przerwy aż do 1915 roku. A jednak Dick nie chce burzyć swojego małżeństwa. Dramatycznie zazdrosna Gertrude szuka dla siebie ucieczki, nowego wyzwania. Podejmie się najdłuższej i najbardziej niebezpiecznej podróży po Arabii. Celem jest „zdobycie” niemal legendarnego miasta Ha’il, położonego w północno-zachodniej części Arabii. Podróż w obie strony trwa około pół roku. Gertrude dba o odpowiednią oprawę, nie szczędzi pieniędzy na karawanę. Nie chodzi o próżność, ale efekt psychologiczny: w oczach napotykanych szejków karawana ma świadczyć o bogactwie i władzy. Bell o mały włos nie straci całego dobytku, ryzykuje życie. Ale jak zwykle dopnie swego: dotrze do Ha’il. Po powrocie do Londynu zastaje ją deklaracja wojny podpisana 4 sierpnia 1914. Jeszcze przed końcem tego roku brytyjskie władze w Kairze upomną się o Bell i jej wyjątkową wiedzę na temat prowincji arabskich w Imperium Osmańskim. Jej raport rozpocznie współpracę z rządem brytyjskim na Bliskim Wschodzie.
Tymczasem Gertrude otrzymuje wiadomość od Dicka, że ten przyjedzie na krótko do Londynu. Mieli dla siebie dokładnie cztery dni i trzy noce. Ostatnie szczęśliwe wspólne chwile. Choć nawet wówczas nie doszło między nimi do fizycznego zbliżenia. Łączyła ich miłość równie gorąca co platoniczna. Ponoć nawet wtedy, gdy zbliżenie jest tylko kwestią decyzji Gertrude, ta panikuje i wycofuje się. Gdzie podziała się odwaga, której dowody dawała na każdym kroku? Dick z Londynu wróci na front, by kilka miesięcy później zginąć od tureckich kul pod Gallipoli. Dla Bell to koniec marzeń o wspólnym szczęściu, ale też początek wielkiej przygody. Niemal prosto z Czerwonego Krzyża pojedzie do Kairu, zaproszona przez przyjaciela i dyplomatę Davida Hogartha do współtworzenia powstającego tam właśnie biura wywiadu admiralicji.
Na miejscu w Kairze pracuje nad ustaleniem położenia arabskich plemion, co ma pomóc brytyjskim służbom w tworzeniu arabskich sojuszy przeciwko Imperium Osmańskiemu, które stoi po stronie Niemiec. Już na wiosnę 1916 roku Bell zostaje przeniesiona do Basry, żeby jako jedyna kobieta w tamtejszych służbach brytyjskich, z tytułem oficera łącznikowego służyć radą sir Percy’emu Coxowi, późniejszemu administratorowi na Bliskim Wschodzie. Rok później z tytułem sekretarza ds. Wschodu (Orientu) przeniesiona zostaje do Bagdadu. Wynajmuje dom z imponującym ogrodem, gości zarówno szejków, jak i ich żony. 4 grudnia 1921 roku pisze w liście do ojca: „Spędziłam bardzo udany ranek, tworząc granicę Iraku w południowej części pustyni”. Bell znalazła się w wąskim gronie najważniejszych osób, które wpłynęły na przyszłość Bliskiego Wschodu podczas słynnej konferencji w Kairze. To wówczas ustalono granice współcześnie rozumianego Bliskiego Wschodu, a także niezależnego państwa Irak. I to Bell aż do śmierci będzie jedną z najważniejszych osób w rządzie nowego kraju. O ironio, w męskim, jeśli nie szowinistycznym społeczeństwie arabskim osiągnęła pozycję, która byłaby niemożliwa dla kobiety w jej rodzinnej Anglii. To także dzięki inicjatywie Bell powołano Muzeum Archeologiczne w Bagdadzie (później przemianowane na Muzeum Iraku). Otwarto je w czerwcu 1926 roku, tuż przed śmiercią schorowanej Gertrude, którą już wiele miesięcy wcześniej zaczęły męczyć różne dolegliwości. Zdążyła jeszcze odwiedzić rodzinę, jednak widok upadającej w wyniku Wielkiego Kryzysu fortuny ojca pogrąży ją w jeszcze większym smutku. Wraca do Bagdadu, a feralnego 12 lipca 1926 roku umiera we własnym łóżku. Do dziś biografowie zastanawiają się, czy świadomie przedawkowała leki nasenne. Pochowano ją z honorami na brytyjskim cmentarzu w Bagdadzie. W społeczeństwie irackim zyskała przydomek „Khatun” – Sprawiedliwa Pani. Państwo Irak, pod które położyła podwaliny, przetrwało 37 lat w kształcie, jaki mu nadała.