1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Tomasz Jastrun
  4. >
  5. Pełnia życia

Pełnia życia

Tomasz Jastrun (Fot. Krzysztof Opaliński)
Tomasz Jastrun (Fot. Krzysztof Opaliński)
Walt Whitman żył w połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych. Syn cieśli, sam przez jakiś czas cieśla, genialny poeta, który zrewolucjonizował współczesną poezję, jest ojcem wolnego wiersza, wolnego od rymu. Było to wtedy nowe i niezwykłe, wersy nieregularnej długości, pełne niezwyklej energii. Wiersz wolny, nie ma rymu, ale ma ukryty wewnętrzny rytm, dlatego taka poezja, pozornie prosta, bywa trudna do przekładu.

Utwory Whitmana czasami mocne, nigdy brutalne, bywają poetyckim reportażem. Ktoś tak opisuje poetę: „Postać: barczysta, krwista, z miną Bachusa, brodata i sprośna jak satyr [...]. Czerwona flanelowa koszula, otwarta na włochatej piersi [...], a na głowie kapelusz z obwisłym rondem, noszony zarówno w domu, jak i na ulicy". Niezwykle rozmowny, uwielbiał gawędzić, zaczepiał wszystkich, najchętniej zagadywał nowojorskich woźniców, bo wiele widzieli. Był w jakimś sensie uosobieniem młodej Ameryki ze swoją werwą, z przekonaniem, że nasz los jest w naszych rękach i wszystko jest możliwe, nawet niemożliwe.

Niektórych oburzały jego wiersze, że biologiczne, czasami z aluzjami erotycznymi, więc nieprzyzwoite, no i bez rymu, ale i tak poeta miał szczęście, że został doceniony za życia, co nowatorom, którzy wytyczają nowe drogi, nie zawsze się zdarza – nasz Norwid nie miał takiego szczęścia. Whitman był gejem i nie ukrywał tego. Jest to też widoczne w jego poezji. Słynny i najważniejszy był tom wierszy „Źdźbła trawy”. W „Pieśni o sobie samym" pięknie pisze: „Dziecko zapytało: Co to jest trawa? Przynosząc mi pełne jej ręce. Jak odpowiedzieć małemu dziecku? Sam nie wiem więcej niż ono". Whitman pracował dorywczo w różnych zawodach, bywał dziennikarzem, raz objął posadę urzędniczą w departamencie spraw wewnętrznych. Kiedy jednak przełożeni dowiedzieli się, że jest autorem tomu „źdźbła trawy”, zawierającego motywy homoseksualne, uznali je za obraźliwe i poeta stracił pracę. W wielkiej wojnie domowej stanął oczywiście po stronie tych, którzy chcieli znieść niewolnictwo. Opiekował się rannymi, wykazując wiele czułości i współczucia cierpiącym. Ale już wcześniej latami chadzał do szpitali, by pomagać chorym. Lubił opiekować się ludźmi. W liście do matki pisze: „To najbardziej wzruszająca rzecz, jaką widziałaś, te tłumy chorych i rannych młodych ludzi, którzy tak bardzo są zależni, w jednej sali czy drugiej, od tego, czy poklepię ich po ramieniu, pocieszę i nakarmię”. Tak, sam ubogi, karmił chorych za własne pieniądze. Ślady strasznej wojny domowej są liczne w jego poezji. Ten rozmigotany wiersz jest bardzo konkretnym opisem czegoś, co widział na własne oczy i estetycznie przeżył. Jesteśmy z nim nad brzegiem tej rzeki.

„Kawaleria przechodzi rzekę w bród”

Wyciągnięci w długą linię, to pojawiają się,

to nikną między zielonymi wyspami.

Suną wężem, broń ich błyska w słońcu

– słyszysz, jak dzwoni.

Patrz, srebrna rzeka, w niej bryzgi spod

kopyt, konie zatrzymujące się, żeby pić.

Patrz, ogorzali ludzie, każda grupa i każdy

z nich jak obraz, mniej gorliwi odpoczywają

w siodłach,

Niektórzy wynurzają się na drugim brzegu,

inni dopiero wjeżdżają w bród – podczas gdy

Proporczyki czerwono-niebiesko-śnieżnobiałe

Wesoło furkoczą na wietrze.

Przełożył Czesław Miłosz.
„Mowa wiązana”, PIW 1986, Warszawa.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze