Przez wiele lat zapomniana – po śmierci odzyskuje należne jej miejsce w świecie sztuki, ale też herstorii. Nie było wcześniej w naszym kraju drugiej takiej artystki jak Katarzyna Kobro. Dzieła, które stworzyła, na zawsze odmieniły świat rzeźby. Jej życie było jednak smutną opowieścią o trudach i cierpieniu.
Podobnie jak Frida Kahlo w cieniu Diego Rivery, tak Katarzyna Kobro – dziś uznawana za najważniejszą polską rzeźbiarkę – przez długie lata pozostawała w cieniu Władysława Strzemińskiego, z którym tworzyła związek.
Urodziła się w Moskwie w 1989 roku. Choć rodzice pragnęli wysłać ją na studia medyczne, by zapewnić jej dobry byt, postawiła na swoją pasję i wybrała moskiewską Szkołę Malarstwa, Rzeźby i Architektury. Jeszcze w Moskwie poznała Władysława Strzemińskiego, z którym stworzyli związek na długie lata. Wzięli ślub w Rydze, a w 1922 roku przez zieloną granicę przedostali się do Polski. Zamieszkali najpierw w Żakowicach i Koluszkach pod Łodzią. Strzemiński pracował jako nauczyciel rysunku. Kobro zajmowała się wszystkimi dotyczącymi domu sprawami, których nie był w stanie wykonywać mąż inwalida, który w I wojnie światowej stracił rękę, nogę oraz wzrok w jednym oku.
Jako artyści mieli jednak na siebie ogromny wpływ, wzajemnie się inspirując, tworząc i pisząc teksty o sztuce. Byli też członkami kolejnych grup zrzeszających najważniejszych awangardowych artystów dwudziestolecia międzywojennego, m.in.: Blok, Praesens czy a.r. W latach 30. przenieśli się do Łodzi, nadal utrzymując się z nauki rysowania.
Kobro rozwijała swoją nowatorską ścieżkę w rzeźbiarstwie (o której napiszemy za chwilę). Początkowo krytycy w ogóle nie doceniali jej pomysłów. Gdy jej prace wystawiono w Zachęcie, odrzucili jej ideę przestrzenności. Dopiero w 1933 roku w warszawskim Instytucie Propagandy Sztuki odbyła się jedna z najważniejszych wystaw Kobro, podczas której artystka zyskała należne jej docenienie.
W 1936 roku urodziła córkę Nikę, która po latach miała stać się propagatorką spuścizny rodziców. Na kilka lat Kobro poświęciła się rodzinie, swoją działalność artystyczną spychając na dalszy plan.
Tymczasem świat znów zmierzał ku wojnie. Wraz z jej wybuchem życie Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego stawało się coraz trudniejsze. Para przez długi czas zmieniała miejsca pobytu. Gdy w końcu małżeństwo wróciło do swojego mieszkania w Łodzi, nowi lokatorzy zdążyli już wyrzucić prace Kobro na śmietnik. Tylko część z nich udało się uratować. Sam związek Kobro i Strzemińskiego zmierzał w mroczne rewiry. Miłość przekształciła się w nienawiść. Powodem jednego z konfliktów było też podpisanie przez Kobro tzw. listy rosyjskiej – profaszystowskiej listy dla Rosjan, którzy sprzeciwiali się komunizmowi. Powód był prozaiczny – dzięki temu dostała większy przydział chleba dla rodziny. Władysław Strzemiński sprzeciwiał się decyzji żony, mimo że razem z córką żyli na granicy nędzy. Podczas jednej z kłótni Kobro spaliła w piecu swoje drewniane rzeźby – by ugotować na ogniu obiad dla córki.
Po wojnie się rozstali. Kobro została skazana na sześć miesięcy więzienia za odstępstwo od narodowości. Ostatecznie ją uniewinniono. Strzemiński próbował jej odebrać prawa rodzicielskie. Nie mogła znaleźć pracy i głodowała. W końcu zachorowała na raka i w 1951 roku umarła samotnie w łódzkim hospicjum.
Katarzyna Kobro była przede wszystkim rzeźbiarką. Jej podejście zrewolucjonizowało świat rzeźby na wiele lat przed tym, nim podobne próby podjęli inni artyści na świecie.
Na czym polegała wyjątkowość podejścia Katarzyny Kobro do rzeźby? Zrewolucjonizowała myślenie o niej jako o przestrzeni. W swoich pracach nie oddzielała przestrzeni bryły od otoczenia, ale organizowała je tak, by obie przenikały się nawzajem. Każdy punkt był tak samo ważny – Kobro zrezygnowała z kluczowego dla rzeźby centrum kompozycyjnego. Jej podejście wpłynęło na wielu innych awangardowych twórców.
Ale choć ona sama była prekursorką, a jej twórczość miała fundamentalne znaczenie dla polskiej sztuki nowoczesnej, do dziś zachowało się bardzo niewiele jej prac. Dopiero pięć lat po śmierci miała miejsce jej pierwsza powojenna wystawa, na której pokazano też prace nieżyjącego już również Władysława Strzemińskiego. W latach 50. jej rzeźby były pokazane w Paryżu. Jedna z nich znajduje się w Centrum Pompidou. Większość prac Katarzyny Kobro – a jest ich zaledwie kilkadziesiąt – przechowuje zaś Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi.
Sztuka nie była dla Katarzyny Kobro próbą przepracowania emocji, choć mówiono o niej, że była żywiołowa i impulsywna. Miałaby też do tego prawo ze względu na to, jak ciężko doświadczał ją los. Prawdopodobnie musiała też być niezłomna i odważna, by w zdominowanym przez mężczyzn świecie sztuki nie tylko utorować nową drogę, ale też zostać zauważoną. Jej twórczość nie była intuicyjna, tylko wykalkulowana – i to dosłownie. Tworząc swoje rzeźby, opierała się na matematycznych wyliczeniach. Korzystała z zasady złotego podziału i ciągu Fibonacciego. Do swojej twórczości przeniosła zasadę pitagorejczyków, którzy głosili, że harmonia w muzyce opiera się na stosunku liczbowym.
Napisała kiedyś: „Rzeźba nie powinna być zamkniętą w bryłę kompozycją formy, lecz otwartą budową przestrzenną, w której wewnętrzna część przestrzeni kompozycyjnej wiąże się z przestrzenią zewnętrzną. Jednością kompozycyjną jest rytm. Energia kolejno następujących po sobie kształtów w przestrzeni wytwarza rytm czasoprzestrzenny”.
W kontrze do wykalkulowanych, matematycznych, przestrzennych rzeźb Katarzyna Kobro rzeźbiła jednak również bardziej klasyczne, miękkie, kobiece akty. Przedstawiają skulone sylwetki, obejmujące się ramionami. Do większości z nich pozowała sama.
Choć Katarzyna Kobro znana jest przede wszystkim jako rzeźbiarka, nie oznacza to, że nie podejmowała się innych artystycznych prób. W 1936 roku, po narodzinach córki, wystawiła cztery swoje obrazy, najprawdopodobniej namalowane w Chałupach. Zatytułowała je „Pejzaż morski”.