Podczas tegorocznego festiwalu PLANETE+ DOC organizatorzy przygotowali duży blok filmów o prostytucji. To bolesne choć kulturowe ciekawe historie o płatnej miłości oglądane z perspektywy nie klienta a kobiety.
W najmniej kontrowersyjnym wizualnie, choć moralnie jak najbardziej, filmie "Małżeństwo na chwilę" poznajemy świat obyczajów w Islamskiej Republice Iranu. Tam urzędnicy i stróże prawa szczycą się tym, że dzięki zgodnemu z Koranem sprytnemu rozwiązaniu "małżeństwa tymczasowego" uporano się z problemem prostytucji. Małżeństwo na chwilę, dla zaspokojenia żądz może być wielokrotnie powtarzane, może trwać kilka lat i 1,5 godziny. Jednak beneficjentem w tym rozwiązaniu jest mężczyzna, który - gdy zdecyduje się na prawdziwe małżeństwo - za wybrankę weźmie sobie dziewicę. Kobiety w tym układzie są mniej lub bardziej cennym towarem, którym można handlować jak sztuką mięsa do czasu, aż się zepsuje, za łaskawym przyzwoleniem Allaha i przyklaskiem mułły.
"Chwała dziwkom" skojarzyła mi się z ostatnią książką Gabriela Garcii Marqueza - "Rzecz o mych smutnych dziwkach". I tu, i tu perspektywa patrzenia na prostytucję jest inna niż powszechnie: wnikliwa i intymna ale pełna szacunku. W dokumencie Michaela Glawoggera poznajemy świat prostytutek w Tajlandii, Bangladeszu i Meksyku. Ten pierwszy jest śliczny, czysty, umalowane i odstawione dziewczęta siedzą za szybą wystawową niczym manekiny w sklepie z ciuchami. A po drugiej stronie klienci oglądają je sobie, negocjują cenę i wybierają. Przychodzą po coś nowego, ale też po świeżość i młodość.
W Bangladeszu domem publicznym jest przestrzeń miasta; poruszamy się po brudnych, wąskich uliczkach, gdzie w kolejnych pokoikach wielkości norek, siedzą niczym księżniczki na ziarnku grochu, młode, wyglądające na niepełnoletnie dziewczyny, czekając na książąt z bajki. Pilnują ich burdel-mamy, bo dziewczyny muszą zarobić na siebie, swoje sukienki i na swoje opiekunki i ich rodziny. Kiedy kończą karierę nie mają nic. Wszystko to jest jeszcze znośne, dopóki jedna z nich nie mówi, że czasami chciałaby po prostu o czymś porozmawiać. Pokoje są niczym klatki, a świat na zewnątrz nie istnieje, bo większość z nich nigdy go nie zobaczy.
Wreszcie Meksyk i rozpasanie z wyuzdaniem, alkohol, narkotyki i dziewczyny, "które zrobią wszystko". I które to lubią. Czy tak jest, nigdy się nie dowiemy, ale oglądałam tę część, jakbym patrzyła na seksualny dom wariatów, na biblijną sodomę i gomorę, gdzie wyuzdanie znaczy tyle co bułka z masłem, gdzie intymność nie istnieje, gdzie seks sprowadzony do mechaniki poruszeń i ruchów przypomina gimnastykę a nie zbliżenie. Świadomość, że istnieje taki świat, a właściwie takie światy - biorąc pod uwagę cały dokument - nie pozostawia spokojnym.
Najbardziej bajeczny wizualnie z tych dokumentów to "Zła pogoda", opowieść o zagrożonej zniknięciem niczym Atlantyda z powierzchni ziemi wyspy na południu Bangladeszu. To wyspa - burdel i dlatego, jak wieszczy zamieszkujący ją samozwańczy na wpół obłąkany prorok, musi zniknąć z powierzchni ziemi, musi nastąpić mikroskopijny koniec świata. Ale jednocześnie znajdziemy na niej wszystko, tylko nie zło tej ziemi. Wyspę zamieszkują prostytutki z rodzinami, jest tu nawet kościół i kapłan. Mężczyźni przywożą swoim kobietom klientów specjalnymi łodziami, ale o wszystkim, co za drzwiami sypialni i poza nimi decydują kobiety. To swoisty matriarchat i na jego zasadach toczy się tam życie. Co więcej, te kobiety to feministki, dopominają się swoich praw, by walczyć o niepewną przyszłość swoją i swoich rodzin. A w tle ich działań, niepokojów i małych radości tłumy natrętnych klientów i zbliżająca się nieuchronnie katastrofa.
Wszystkie te dokumenty mają w sobie coś ostatecznego, tak jakby poza światem który pokazują nie było już nic, bo już gorzej być nie może, choć nie wiadomo, czy może być lepiej.