„Stoi na stacji lokomotywa” – te pierwsze słowa wiersza Juliana Tuwima są dla polskiego dziecka czymś takim, jak dla dorosłego „Litwo, Ojczyzno moja”. U progu mowy, u progu świata, który objawia się poprzez słowo, do dziecięcego pokoju wjeżdża Tuwimowska „Lokomotywa”. A w każdym wagonie – pełnia kształtów i kolorów! I w każdym wagonie – symfonia dźwięków i zapachów! Cały świat w największym natężeniu istnienia. Z okazji rocznicy śmierci Juliana Tuwima przypominamy jego barwny życiorys.
Co czytał Tuwim jako dziecko? On sam wspomina siebie jako złotowłosego parolatka, który w dziecięcym napięciu smaruje po swej pierwszej książce, a książką tą jest od razu Szekspirowska historia Romea i Julii. Jaki to świat zjawił się w dziecięcej sypialni małego Julka? Świat niezrozumiałych dla chłopca sporów rodowych Montekich z Kapuletimi i niejasno przeczuwanych... energii namiętności miłosnych.
Pamiętam, że w szkole często wpatrywałam się w wiszący na ścianie portret Juliana Tuwima; jego płomienny wzrok przyciągnął moją uwagę. Starałam się ze wszystkich sił, aby jego twarz drgnęła, odwróciła nieco i abym mogła ujrzeć skrytą w cieniu słynną „myszkę”, ciemne znamię na lewym policzku poety.
Ów stygmat inności, wyróżniający go spośród rówieśników od początku życia, był przyczyną głębokiego kompleksu, nierozsądnie umacnianego przez neurasteniczną matkę, która winiła siebie za defekt urody syna, a nawet zabobonnie dopatrywała się w tej sprawie udziału sił demonicznych. Matczyne poczucie winy z powodu mocno semickiego wyglądu i diabolicznego znamienia dziecka wbudowało się w psychikę młodego Julka i bez wątpienia wzmocniło w późniejszym wieku słynne demonologiczne pasje poety.
Siostra Tuwima Irena, ta sama, która przyswoiła polszczyźnie „Kubusia Puchatka” Milne’a, wspomina ciężką atmosferę rodzinnego domu, uczucie napięcia, które towarzyszyło ich dzieciństwu, czego przyczyn dzieci nie rozumiały. Wiedziały, że matka chowa jakąś tajemnicę związaną ze swą młodością, ale nie wyjawiła jej nigdy, nawet gdy były już dorosłymi ludźmi. Możliwe, że na ponure nastroje, jakie panowały w tym domu o ciemnych pokojach zastawionych ciężkimi dębowymi meblami, miał też wpływ głęboki rozdźwięk pomiędzy rodzicami, którzy znacznie różnili się od siebie wiekiem, temperamentem, zainteresowaniami. Prawdopodobnie niezwykłe pasje młodego Juliana, „bziki” i „pobziki” z jego lat dziecięcych, miały źródło nie tylko w nieokiełznanej żądzy poznawania wszystkiego, ale były także sposobem uciekania we własny, niosący radość i odprężenie świat.
Z upodobaniem i dość długo przeprowadzał młody Tuwim doświadczenia chemiczne i pirotechniczne w swoim pokoju lub nieopodal na schodach. Eksperymenty zakończyły się groźną eksplozją i okaleczeniem ręki, gdy nastoletni badacz ostatecznie udoskonalił pewną mieszankę wybuchową...
Innym hobby była hodowla jaszczurek i zaskrońców. Zdarzało się, że gady opuszczały terrarium i wędrowały po mieszkaniu w poszukiwaniu pokarmu! Jednak najcenniejszą namiętnością, która miała poważny wpływ na dorosłe życie i twórczość późniejszego poety, była rozwijana od szkolnych lat pasja lingwistyczna, miłość do słowników, etymologii wyrazów, egzotycznych języków. Nawiasem mówiąc, „Tuwim”, a dokładniej „Towim” – bo tak pisali się jeszcze dziadkowie poety – znaczy po hebrajsku „dobry”.
Pierwsze uczniowskie długi Juliana Tuwima wiązały się z zamówieniami książek w niemieckich antykwariatach. W tym okresie życia Julek opanował esperanto i przetłumaczył na ten język kilka utworów Leopolda Staffa, co dało sposobność nawiązania korespondencji ze starszym poetą. Tuwim poznał też doskonale rosyjski i z powodzeniem tłumaczył Balmonta, Briusowa, Puszkina.
Dla wielu młodych początkujących twórców Staff był w latach międzywojennych najwyższym autorytetem i niedościgłym mistrzem. Tuwimowi udało się nie tylko zawrzeć z poetą znajomość i skorzystać z mądrych wskazówek, ale także zdobyć jego przyjaźń trwającą całe życie. To właśnie Leopold Staff utwierdził 17-letniego Juliana w przekonaniu, że powinien pisać, że ma talent.
Można by rzec, że nie ma niczego niezwykłego w tym, iż młodzieniec, który w domowym laboratorium tworzy według własnych receptur najprawdziwiej pachnące perfumy – a Tuwim i to potrafił – wyrośnie na autentycznego poetę!
W 1912 roku, gdy z powodu matematyki powtarzał szóstą klasę łódzkiego gimnazjum, „Tygodnik Ilustrowany” przyjął do druku pierwszy jego wiersz.
„Ogarnął mnie szał nieprzytomnej radości. Do talerza stygnącej zupy zaczęły kapać łzy”, wspominał Tuwim po latach tę chwilę, gdy po powrocie ze szkoły przeczytał list od redaktora „Tygodnika…”. Wyobraźmy sobie dorastającego młodego poetę z tamtych lat... „Szalony cudowny Julek! – wspomina jego siostra. – Nosił się z fantazją; chodził w rozpiętym szynelu, w czapce podziurawionej jak sito papierosami, co należało do elegancji; rozbijał się dorożkami i skrapiał sobie włosy wodą brzozową Drallego”. A do tego recytował z pamięci po francusku słynny „Statek pijany” Artura Rimbauda!
Niezwykła, czarodziejska osobowość Tuwima...Wszyscy, którzy go pamiętają, podkreślają niezwykłość jego płonących oczu i niesamowitą, magiczną energię, która przenikała jego postać. Józef Wittlin wspomina: „Czasem, w zetknięciu z nim, odnosiłem wrażenie, że jest on cały naładowany elektrycznością, wypełniony jakimiś prądami i fluidami, które promieniują przez jego ubranie. Fosforyzował. Iskry się z niego sypały. I nieraz lęk mnie ogarniał, gdy siedziałem z nim we dwójkę w zamkniętym pokoju”.
Owa słynna ekspresja poety znajdowała swój wyraz w jego twórczości. W tymże czasie, w latach 20., za sprawą modnej wówczas filozofii Bergsona witalizm ogarnął znaczną część młodej literatury. W Polsce dołączyła do tego radość z odzyskanej po półtora wieku niepodległości. Wielu poetów wydawało z siebie dionizyjskie okrzyki, a już Tuwim wyszarpywał słowa z samych trzewi!
Dzięki jednemu z takich gorących „biologicznych” wierszy Tuwima udało mi się przed laty zdać egzamin na filologię polską. Zamiast rozwijać teoretycznie problem witalności w poezji międzywojennej, z wielkim uczuciem (oraz w białej bluzce i czarnej spódnicy) zadeklamowałam:
Do krwi rozdrapię życie,
Do szczętu je wyżyję,
Zębami w dni się wpiję,
Wychłeptam je żarłocznie
I zacznę święte wycie,
Rozbyczę się, rozjuszę,
Wycharknę z siebie duszę,
Ten pęcherz pełen strachu,
I będę ryczał wolny,
Tarzając się w piachu.
Wśród członków komisji egzaminacyjnej zapanowała wesołość, gdy tymczasem we mnie z trudem gasły tuwimowskie ognie.
Jestem wdzięczna poecie na zawsze. Również i za to, że jak nikt ujął w słowa furię istnienia, dziką pierwotną siłę, jaka nieraz przenika nas w młodości i szarpie na wszystkie strony. Oczywiście, nie tylko takie nastroje współtworzyły na przestrzeni lat poezje Tuwima. Jego temperament społeczno-polityczny wyraził się w utworach takich jak słynne pacyfistyczne wiersze „Do generałów” czy „Do prostego człowieka”, które były powodem licznych ataków na poetę, nie tylko w prasie.
Julian Tuwim spalał się też jako kabarecista, humorysta, wieloletni współpracownik teatrzyków, autor szopek politycznych, z którymi chadzano do Belwederu. Współtworzył, jak wiadomo, Skamandra, grupę, która wiele przesiadywała w kawiarniach.
Skamandryci spotykali się Pod Pikadorem (Nowy Świat 57 w Warszawie), U Turka, w Astorii, wreszcie w osławionej Ziemiańskiej na ulicy Mazowieckiej. Dyskutowali tu, spisywali na serwetkach (lub w notesach) pomysły poetyckie, jedli i pili oprócz Tuwima także m.in. Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Kazimierz Wierzyński, Jarosław Iwaszkiewicz. Bywał tam także Bolesław Leśmian, którego Julian nieustannie wprawiał w zażenowanie, całując go na powitanie w dłoń. Nie wiadomo, czy był to wyłącznie gest szacunku i pokory, czy także jakaś szatańska przewrotność. Jeszcze bowiem przed swoim książkowym debiutem młody Tuwim przesłał Leśmianowi maszynopis „Czyhania na Boga”, a ten, nie zajrzawszy wcale do wierszy, wydał im jak najgorszą opinię.
Gdy Tuwim miał 32 lata, jego utwory znalazły się w programie nauczania szkoły średniej. Jako więc młody jeszcze autor stał się klasykiem.
W latach 30., w okresie nasilonego antysemityzmu, prawicowa prasa atakowała Tuwima za co się dało: za pacyfizm, komunizm, satanizm, pornografię, żydowskość, nawet za wiersze dla dzieci. Chciano wykreślić jego poezję z kanonu lektur. Taka atmosfera wokół jego osoby uniemożliwiła mu ostatecznie wejście do Polskiej Akademii Literatury (jego kandydaturę odrzucono w 1938 r.). On zaś, jak na kolekcjonera przystało, starannie zbierał wszystkie napastliwe artykuły i paszkwile. I odpowiadał na nie ostrą satyrą, ciętym kalamburem, miażdżącym szyderstwem.
Potem chronił się w czterech ścianach swojego gabinetu, ukryty w głębokim fotelu, zasłonięty gęstym papierosowym dymem, pośród setek słowników, starodruków, dziwacznych broszur, roczników czasopism, książek, książek, książek....
Cała 12-tysięczna biblioteka poety spłonęła podczas wojny, gdy Tuwim wraz z żoną przebywał na emigracji. Ocalało niewiele, w tym część rękopisów zakopanych we wrześniu 1939 r. na ulicy Złotej 8 w Warszawie.
W jednym z powojennych wywiadów wspomina Tuwim, jak wstrząsające były okoliczności odkopania kufra z papierami, który tkwił w ziemi pomiędzy dwoma ciałami martwych kobiet...
Po powrocie do kraju poeta chciał zaraz kontynuować pisane w Nowym Jorku „Kwiaty polskie”. Niestety, ogarnęła go twórcza niemoc; nic, co wychodziło spod jego pióra w tamtym okresie, nie miało większej artystycznej wartości. Był za to sławny, fetowany, szczodrze obdarowywany przez władze i nieustannie nagradzany. Powiedział reżimowi „tak” i przegrał. Artysta, który się godzi na rzeczywistość, akceptuje narzucony porządek, musi się liczyć z groźbą utraty talentu…
Julian Tuwim przestał być sobą. Żywy pomnik, ozdoba bierutowskiego dworu, nie wykrztusiłby żadnego ze swych dawnych obrazoburczych jambów, jak choćby takich jak te:
Twórz, czarujące bydlę
Właź na chaosy wierszem...
W tym też czasie nasilała się choroba poety, agorafobia. Wiele czasu spędzał, nie wychodząc z domu, poddając się paraliżującemu lękowi. O czym dumał, leżąc całymi dniami na tapczanie, nie mogąc pisać: o tajemnicy istnienia, której w swoim życiu dotykał tak często wierszem?
Na parę dni przed śmiercią (zmarł na atak serca 27 grudnia 1953 roku) w zakopiańskiej kawiarni napisał na serwetce: „Ze względów oszczędnościowych zagaście światło wiekuiste, które może kiedyś będzie mi przyświecać”. Przez tę eschatologię przebija drwina z nieustannych wyłączeń prądu w niesprawnej gospodarce socjalistycznej. Ale miał może Tuwim na myśli i to światło wiekuiste, o którym napisał wiele lat wcześniej w utworze pt. „Wiersz” (w tomie „Rzecz czarnoleska”):
Natchnienie jak śmierć nadciąga. Och, jak senność ostateczne
I szklane zapatrzenie, i strach wielkiego zawrotu!
Skończyła się rzecz doczesna, idzie samotność wieczna,
I światłość wiekuista zaczyna płynąć z przedmiotów.