Choć wystawa „W oku cyklonu. Modernizm w Ukrainie” opowiada o twórcach, pracach i wydarzeniach z ubiegłego stulecia, nie odnosi się wyłącznie do przeszłości. Przeciwnie, w bardzo żywy sposób dotyka teraźniejszości.
Tekst pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 10/2025.
Wystawę otwiera piękna kubistyczna rzeźba Alexandra Archipenki. Ten wybitny artysta to jeden z wielu Ukraińców, którzy w międzynarodowej – zwłaszcza zachodniej – świadomości przez dekady funkcjonowali jako twórcy rosyjscy. Kolonizując inne narody, imperia zawłaszczają nie tylko ziemie, lecz także kulturę. Polityka carskiej Rosji, a później Związku Radzieckiego wobec Ukrainy była właśnie taką operacją – próbą przekonania świata, że naród ukraiński nie istnieje i nigdy nie istniał. Reżim Putina jest spadkobiercą i kontynuatorem tej fatalnej tradycji. I choćby dlatego znaczenia takich wystaw jak „W oku cyklonu” nie da się przecenić. Tocząca się w Ukrainie wojna dotyczy nie tylko terytorium, lecz – może nawet przede wszystkim – prawa do odrębności. Sztuka staje się w tym kontekście ważną bronią: widzialnym dowodem kulturowego istnienia i niepodległości.
Ukraińcy potrzebują międzynarodowego wsparcia i solidarności. Przekonanie świata, że nie są i nigdy nie byli rosyjską prowincją, to dla nich kwestia dosłownie życia i śmierci.Okrutna wojna, którą Federacja Rosyjska wytoczyła Kijowowi, przyniosła – paradoksalnie – wzrost międzynarodowego zainteresowania kulturą ukraińską. Kiedy Zachód zrozumiał, że Ukraińcy naprawdę nie są szczególnym rodzajem Rosjan, zaciekawił się, kim w takim razie właściwie są. Po 24 lutego 2022 roku w światowych muzeach można było oglądać liczne wystawy poświęcone ukraińskiej sztuce zarówno współczesnej, jak i historycznej. „W oku cyklonu” to jedna z nich. Projekt miał premierę w Madrycie, później był prezentowany w Wiedniu i Londynie. Polska odsłona, przygotowana przez Muzeum Sztuki w Łodzi, została wzbogacona o dzieła z łódzkiej kolekcji.
Aleksandra Ekster „Szkic kostiumu Bachantki do sztuki »Famira Kifaried« Innokientija Fiodorowicza Annienskiego” (1916). (Fot. Muzeum Sztuki W Łodzi)
„Czy modernizm jest naszym antykiem?” – pytali w 2007 roku Roger M. Buergel i Ruth Noack, duet, który kuratorował 12. edycję Documenta w Kassel. To pytanie dobrze oddaje znaczenie modernizmu dla zachodniej kultury: sztuka nowoczesna stała się dla niej źródłem i punktem odniesienia, porównywalnym z rolą antyku dla ludzi renesansu. Udział w modernistycznej nowoczesności jest znakiem przynależności do europejskiego kręgu cywilizacyjnego. Dla Ukrainy, która walczy dziś o to, by nie dać się wciągnąć do „ruskiego miru” i pozostać częścią Europy, nie jest to kwestia akademicka.
Narracja wystawy zaczyna się wraz z początkiem XX wieku. Przenosimy się w historyczne realia, które wyglądają znajomo: przypominają polskie doświadczenia. Ukraińcy nie mają wówczas własnego państwa, ale ich świadomość narodowa przeżywa intensywny rozwój. Podobnie jak Polacy, są poddanymi imperiów: Austro-Węgier i carskiej Rosji. Studiują sztukę w Wiedniu i Petersburgu, czasem w Monachium czy Krakowie. I oczywiście – jak wszyscy artyści z peryferiów Europy, od Lizbony po Kijów – marzą o Paryżu. Sztuka prezentowana w pierwszej części wystawy (poświęconej okresowi przed wybuchem I wojny światowej) również rymuje się z twórczością artystów, którzy działali w tym samym czasie w Polsce. Ukraińscy twórcy, tacy jak Oleksandr Bohomazow, Wiktor Palmow czy Mychajło Żuk, malują w duchu postimpresjonizmu, odkrywają ekspresjonizm, eksperymentują z kubizmem. Tak malowano i rzeźbiono wtedy w całej Europie.
W ideę modernizmu wpisany jest jednak pewien paradoks. Z jednej strony był to ruch uniwersalny – jego ambicją było stworzenie sztuki przekraczającej granice państw i kultur narodowych. Artyści nowoczesności stanowili swego rodzaju międzynarodówkę, rozwijając wspólne idee od Madrytu po Odessę. Z drugiej strony wielu z nich poszukiwało w modernizmie lokalnego idiomu. Sposobu na połączenie awangardowych koncepcji estetycznych z własną tożsamością kulturową.
Rzeźba Alexandra Archipenki otwierająca wystawę. (Fot. Muzeum Sztuki W Łodzi)
Proces tworzenia ukraińskiej wersji modernizmu świetnie widać w dziełach prezentowanych na wystawie w Łodzi. Ukraińscy artyści włączają się w europejski projekt „wymyślania sztuki od nowa”, jednocześnie zadając sobie pytanie o własne, szczególne miejsce w tym gwałtownie modernizującym się świecie.
Wczesne lata rozwoju ukraińskiego modernizmu pokrywają się z procesem rozpadu porządku politycznego, ustanowionego w Europie przez XIX-wieczne mocarstwa. Kulminacją tego kryzysu staje się I wojna światowa. I znów – trudno nie dostrzec analogii z historią Polski. Wojna była katastrofą, ale dla wielu narodów Europy Środkowo-Wschodniej otworzyła możliwość wybicia się na niepodległość, zbudowania własnych państw na gruzach upadających imperiów. Z tej szansy skorzystali zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Ci drudzy, wykorzystując rewolucyjny chaos w Rosji, już w styczniu 1918 roku proklamowali w Kijowie niepodległą Ukraińską Republikę Ludową. Przez kolejne trzy lata młode państwo będzie desperacko walczyć o ustalenie swoich granic i utrzymanie istnienia – z Polakami, z białogwardzistami, a przede wszystkim z bolszewikami. Kijów przechodzi z rąk do rąk, sojusze zmieniają się jak w kalejdoskopie. Ostatnia, decydująca wojna o suwerenność (toczona wspólnie z niepodległą Polską przeciwko bolszewickiej Rosji ) zakończy się klęską. Pod koniec 1920 roku Ukraińska Republika Ludowa upada. Rok później przestaje istnieć całkowicie. W 1921 roku zachodnia część Ukrainy znajdzie się w granicach odrodzonej Rzeczypospolitej, a wschodnia – z Kijowem – zostanie wchłonięta przez Związek Radziecki.
Jest w tym pewna ironia: najciekawsza artystycznie część wystawy „W oku cyklonu” zaczyna się właśnie w momencie, gdy opowieść wkracza w lata 20. XX wieku – czyli tuż po klęsce ukraińskich marzeń o niepodległości. Ta dekada, rozpoczęta narodową katastrofą, okazuje się czasem rozkwitu awangardowej i modernistycznej sztuki. Źródła tego paradoksu należy szukać w polityce ZSRR wobec Ukrainy.
El Lissitzky „Kompozycja” (1918–1929). Fot. Muzeum Sztuki W Łodzi
Sowieci wprawdzie opanowali wschodnią część kraju, ale nie byli w stanie całkowicie podporządkować sobie społeczeństwa – w każdym razie nie od razu. Z początku musieli liczyć się z jego narodowymi aspiracjami. Ukraina, włączona w granice Związku Radzieckiego, otrzymuje więc pewien zakres autonomii – zwłaszcza w dziedzinie kultury. Równocześnie w młodym państwie bolszewików, które lubi posługiwać się hasłami postępu i roztaczać futurystyczne wizje idealnego społeczeństwa przyszłości, sztuka nowoczesna jest nie tylko tolerowana, lecz wręcz popierana przez państwo. Korzystają z tego ukraińscy moderniści. Kijów, a także Charków (który do 1934 roku pełni funkcję stolicy sowieckiej Ukrainy) stają się ważnymi ośrodkami awangardy, konstruktywizmu, nowego malarstwa i eksperymentalnej architektury.
W 1922 roku Łeś Kurbas zakłada w Kijowie teatr Berezil – jedno z najciekawszych centrów sztuk performatywnych w Europie tamtego czasu. Działalność teatru odegrała też istotną rolę w rozwoju sztuk wizualnych – na wystawie w Łodzi możemy zobaczyć dokumentacje i projekty awangardowych scenografii oraz kostiumów autorstwa takich postaci jak Vadym Meller czy Aleksandra Ekster. Ta ostatnia twórczyni to kolejna ikona europejskiego modernizmu, która w zachodnich opracowaniach często figuruje jako artystka rosyjska, mimo że przed emigracją do Francji była mocno związana z Ukrainą – i to zarówno biograficznie, jak i emocjonalnie czy artystycznie. W Kijowie prowadziła własną pracownię, organizowała warsztaty, pracując z artystami nieprofesjonalnymi. Rozwijała intensywne badania nad łączeniem nowoczesnych estetyk, zwłaszcza kubizmu, z ukraińską kulturą ludową. Inspiracja folklorem staje się jednym z najbardziej charakterystycznych rysów ukraińskiej nowoczesności – nawet w jej najbardziej awangardowej, futurystycznej postaci.
W Kijowie bywa El Lissitzky, wykłada urodzony w tym mieście Kazimierz Malewicz – inspirujący lokalne środowiska zainteresowane konstruktywizmem i suprematyzmem. Z kolei Mychajło Bojczuk, lider „bojczukistów”, kontynuował rozpoczęte jeszcze przed I wojną światową eksperymenty, w ramach których łączył modernizm z inspiracjami sztuką bizantyńską. Bojczuk był nie tylko niestrudzonym animatorem życia artystycznego, wykładowcą i teoretykiem – to także twórca, w którego losach odbija się tragizm całego pokolenia ukraińskich ludzi kultury. Wraz z początkiem lat 30. w Związku Radzieckim następuje zmiana polityki artystycznej. Partia coraz agresywniej narzuca socrealizm jako obowiązujący styl. Awangarda, która w czasach rewolucji była wspierana, a później przynajmniej tolerowana, zaczyna być przez stalinowskie władze piętnowana jako wyraz burżuazyjnego odchylenia od bolszewickiej ortodoksji. Do końca dekady stanie się „kontrrewolucyjnym występkiem”, za który można trafić do łagru.Stalin nie zamierza dłużej tolerować kulturowej autonomii republiki. Narzędziami jej podporządkowania stają się terror i głód. W latach 1932–1933 Ukraina doświadcza jednej z największych katastrof humanitarnych XX wieku: wywołanego sztucznie przez sowieckie władze kryzysu żywnościowego, który pochłonie kilka milionów ofiar. Ta zbrodnia przejdzie do historii jako Hołodomor. To zresztą wstęp do dalszych represji – w połowie lat 30. rozpoczynają się masowe czystki wśród ukraińskich elit. Giną pisarze, naukowcy, działacze społeczni, a także setki artystek i artystów. Wśród nich – Mychajło Bojczuk i jego żona, pochodząca z Polski malarka i graficzka Zofia Nalepińska-Bojczuk. Zostają zamordowani przez NKWD w 1937 roku.
Mychajło Bojczuk „Mleczarka” (1922–1923). (Fot. Muzeum Sztuki W Łodzi)
Ruch, który w latach 20. doprowadził do rozkwitu ukraińskiej kultury, przejdzie do historii jako Rozstrzelane Odrodzenie. Hołodomor był narodową katastrofą w skali totalnej. Masakra ukraińskich pisarzy, muzyków i artystów – przeprowadzona przez stalinowską machinę przemocy – była próbą zabicia nie tylko ludzi, lecz także kultury i tożsamości narodu.
W latach 20. sowiecka Ukraina zdawała się tworzyć lepsze warunki do rozwoju kultury narodowej niż część kraju znajdująca się w granicach Rzeczypospolitej. W Związku Radzieckim Ukraińcy mieli – wprawdzie zależną od Moskwy, ale jednak –republikę, w której przynajmniej formalnie byli u siebie i mogli tworzyć własne, narodowe instytucje. W Polsce zakres wolności był oczywiście większy, ale Ukraińcy mieli w niej status mniejszości, o czym przypominano im na każdym kroku.
Kiedy jednak Stalin przystąpił do systematycznego niszczenia ukraińskiej tożsamości, ciężar narodowego życia artystycznego przeniósł się na emigrację oraz do Lwowa. Na wystawie „W oku cyklonu” tamtejsze środowisko reprezentują przede wszystkim artyści i artystki związani z grupą Artes. Wielonarodowy skład lwowskiej formacji odzwierciedlał charakter samego miasta: działali w niej twórcy, którzy identyfikowali się jako Polacy, Ukraińcy, Żydzi – wszyscy jednak byli modernistami.
Zofia Nalepińska-Bojczuk „Pacyfikacja zachodniej Ukrainy”(1930).
Narracja wystawy urywa się wraz z wybuchem II wojny światowej. To historia bez happy endu. A właściwie – bez zakończenia. Oglądając „W oku cyklonu”, trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że opowiadana tu historia nadal trwa. Walka Ukraińców o prawo do uczestnictwa w europejskiej kulturze – tej, której fundamentem był modernizm – wciąż się toczy. I również dziś chodzi w tych zmaganiach o to, by w uniwersalnym języku sztuki wybrzmiał także ich własny, osobny głos. Podróżująca po świecie wystawa ma też inny wymiar: kiedy w Łodzi oglądamy skarby ukraińskiego modernizmu, znajdują się one daleko od grożących im rosyjskich bomb. Stawką projektu jest nie tylko pokazywanie światu, lecz również chronienie narodowego dziedzictwa. Rosjanie z premedytacją niszczą instytucje kultury i kolekcje sztuki. Pod tym względem nic nie zmieniło się od czasów Rozstrzelanego Odrodzenia.
Przez ostatnie 100 lat Rosja – w różnych wcieleniach – robiła wszystko, by zaprzeczyć istnieniu Ukrainy. Jak dotąd bezskutecznie. Wychodziłem z wystawy „W oku cyklonu” z nadzieją, że i tym razem przegra. Agresywne imperia mają bowiem pewną słabość: przeceniają znaczenie brutalnej siły, nie doceniając potęgi idei, obrazów i artystów.
Wystawa „W oku cyklonu. Modernizm w Ukrainie” w MS2 w Łodzi potrwa do 1 lutego 2026 roku.