Sardynia to nie tylko słynne Szmaragdowe Wybrzeże, malownicze nadmorskie miasta i tajemnicze kamienne wieże, zwane nuragami. Jedną z największych atrakcji tej drugiej co do wielkości wyspy Morza Śródziemnego jest też znane z bandytów i murali miasteczko Orgosolo.
Droga do Orgosolo jest jak zejście do piekieł. Serpentyny, mijanie na centymetry innych samochodów, niebezpiecznie bliska przepaść. Gdy w końcu zza zakrętu wyłonią się czerwone dachy miasteczka, łatwo dać się zmylić temu sielankowemu widokowi. Niech za podpowiedź posłuży nazwa najbardziej górzystego regionu Sardynii: Barbagia.
W Orgosolo, skrytej w górach Barbagii osadzie, która ze względu na bujną przeszłość nazywana jest wioską bandytów, a mury domów zdobi aż 150 murali. Pierwszy pod koniec lat 60. namalowali anarchiści. Później młodzież do tworzenia murali na ścianie zachęcał miejscowy nauczyciel. (Fot. iStock)
Barbagia źle się kojarzy. I słusznie. Również z pozoru niewinne Orgosolo ma swoją ksywkę „miasto bandytów”. I nic dziwnego, plagą były tu: kradzieże owiec (a tych na wyspie jest więcej niż ludzi), niekończące się walki o ziemię pasterzy z rolnikami, napady, honorowe morderstwa, porwania dla okupu, strzelaniny w knajpach. Mimo to przez lata tutejszych bandytów nazywano Robin Hoodami. Zabierali bogatym, dawali biednym, sprzeciwiali się władzy, policji, okupantowi (ktokolwiek nim akurat był), a mieszkańcy Orgosolo stali za nimi murem. W końcu, gdy liczba zabójstw sięgnęła 30 rocznie, a jedną z ostatnich ofiar był 12-letni chłopiec, nawet najbardziej wyrozumiali mieli dość. W 1954 roku mieszkańcy pomogli armii wyłapać opryszków z kryjówek w okolicznych lasach i jaskiniach. Przestępczość spadła, ale wielu zbirów wyszło z tego obronną ręką. Stali się legendą, a mieszkańcy tych okolic zostali z pamięcią o okrutnej przeszłości i z kłopotliwymi sąsiadami.
Kolorowe średniowieczne domki w Sa Costa, dzielnicy miasta Bosa, którego okolice zamieszkane były już w czasach prehistorycznych. (Fot. iStock)
W 1969 roku władze, nie oglądając się na miejscowych, postanowiły zamienić najlepsze pastwiska w poligon. Pasterze stanęli ramię w ramię w zgodnym oporze, nazwanym potem rewolucją Pratobello. Zobaczymy ją na muralu w Orgosolo. Ale zanim powstał, mury domów w miasteczku pokryła seria manifestów politycznych, stworzonych przez miejscowego nauczyciela plastyki Francesca Del Casino. W 1975 roku, z okazji 30. rocznicy wyzwolenia Włoch od faszyzmu, razem z uczniami znów pomalował mury. Z pomocą przyjeżdżają anarchiści z półwyspu, powstaje mapa Włoch ze znakiem zapytania w miejscu Sardynii. Władzom w Rzymie śródziemnomorscy górale podporządkowują się niechętnie.
Barbagia to dzika, słabo zaludniona i górzysta część Sardynii. (Fot. iStock)
Najwyższy szczyt wyspy Punta La Marmora - sięgający 1834 m n.p.m. - aż do późnej wiosny pokryty jest śniegiem. (Fot. iStock)
Murali zaangażowanych politycznie przybywa. Dziś ponad 150 obrazów krzyczy z murów Orgosolo wielością stylów – w tych pierwszych znajdziemy inspiracje pracami Diega Rivery, Pabla Picassa czy Fernanda Légera. Bez względu na stylistykę wszystkie stają się sposobem na wyrównanie rachunków z przeszłością i krzykiem zwracającym uwagę na niesprawiedliwość na świecie. Tematów jest wiele – od portretów lokalnych partyzantów, przez wojnę w Wietnamie, po solidarność z ofiarami ataku na WTC. Jest też mural wyśmiewający hipokryzję bogatych krajów czy poświęcony prawom kobiet i przedstawiający pożar w szwalni w Nowym Jorku, w którym w 1911 roku spłonęło 146 pracownic. Obok rysunek nawiązujący do słynnego plakatu wyborczego Baracka Obamy. Po lewej on sam z napisem „Progress”, po prawej Berlusconi i podpis „Process”.
Mural zdobiący ścianę jednego z budynków w miejscowości Tinnura. (Fot. iStock)
Wśród wielości języków dominuje sardu, czyli sardyński – pamiątka po Fenicjanach, Grekach, Arabach, Rzymianach, Genueńczykach i Katalończykach, czyli wszystkich tych, którzy przez wieki najeżdżali Sardynię. W tym właśnie języku tworzył miejscowy poeta Peppino Marotto, którego poezja uzupełnia wiele murali. To on właśnie zimą 2007 roku zebrał sześć ostatnich strzałów, jakie padły w Orgosolo. Podobno śmierć 82-latka wyrównała jakieś porachunki sprzed 50 lat.
W Orgosolo, skrytej w górach Barbagii osadzie, która ze względu na bujną przeszłość nazywana jest wioską bandytów, a mury domów zdobi aż 150 murali. Pierwszy pod koniec lat 60. namalowali anarchiści. Później młodzież do tworzenia murali na ścianie zachęcał miejscowy nauczyciel. (Fot. iStock)
W okolicy miasteczka Mamoiada w sercu Sardynii powstają świetne czerwone wina ze szczepu cannonau. (Fot. iStock)
Ponura przeszłość Orgosolo działa jak magnes. Turyści zjeżdżają się tu z Costa Smeralda, czyli Szmaragdowego Wybrzeża, ulubionego przez bogaczy i miłośników zjawiskowych plaż. Przyjeżdżają ci, którym nie wystarczy wizyta w stolicy wyspy Cagliari, zobaczenie wąskich uliczek Alghero czy sięgającego czasów prehistorycznych Su Nuraxi z jego tajemniczymi kamiennymi wieżami. Wywołujące dreszczyk emocji wycieczki do Orgosolo są w modzie. Do tego stopnia, że biuro turystyczne założył najsłynniejszy lokalny bandyta Graziano Mesina. Dziś ma 75 lat, z czego ponad połowę spędził za kratkami. Zaczął, gdy jako 20-latek zastrzelił w barze w Orgosolo zabójców brata. Szybko stał się legendą, nazywano go Królem Sopramonte. Pewnie agencja turystyczna osiągnęłaby sukces, gdyby jej właściciel pięć lat temu znowu nie trafił za kratki, tym razem za handel narkotykami i planowanie porwania. Kolejna cegiełka do legendy miasteczka, w którym mury mówią, i to całkiem sporo.
W Cagliari, stolicy Sardynii, murale się nie przyjęły. A już na pewno nie na pięknej starówce. (Fot. iStock)