Gdyby ludzie choć w kilku procentach funkcjonowali z takim zaangażowaniem społecznym jak pszczoły, co najmniej połowa naszych problemów nigdy by nie zaistniała. O fascynujących zwyczajach tych niezwykłych owadów opowiada Dariusz Burda, który na granicy Bieszczadów prowadzi pasiekę Pszczoły z Arłamowskich lasów.
20 maja obchodzimy Światowy Dzień Pszczół.
W pszczelej rodzinie nie ma miejsca dla leniuchów. Nie przetrwają w niej także ci, którzy własne interesy przedkładają nad dobro ogółu. Pszczoły tworzą bowiem wręcz nieprawdopodobnie dobrze zorganizowaną społeczność, w której dominuje myślenie o wspólnym interesie wszystkich członków kolonii. Każdy owad ma do dodania pojedynczą cegiełkę do sukcesu. Pszczoła ma zatem prawo bytu o tyle, o ile jest pożyteczna. I dotyczy to nawet owianych złą sławą trutni!
Pszczoły żyją w dużych koloniach, które pszczelarze z szacunku nazywają rodzinami. To życie rodzinne wcale nie do końca wynika z wyboru. Pojedyncza pszczoła po prostu nie jest w stanie na dłuższą metę przetrwać poza kolonią. Ta zależność od sióstr i braci zaczyna się już w chwili narodzin.
Pszczela rodzina składa się z jednej matki, kilkudziesięciu tysięcy robotnic i kilkuset do kilku tysięcy trutni. Pszczoła rodzi się z jajeczka, by później, w 16-24–dniowym cyklu przekształcić się kolejno w: larwę, przedpoczwarkę, poczwarkę i pszczołę właściwą, tę, którą spotykamy, gdy zapyla kwiaty. Jedno jajeczko zostaje złożone w sześciokątnej komórce plastra, a jego rozwój trwa 72-76 godzin. Gdy z jajeczka wylęgnie się larwa, spoczywa ona na dnie komórki, na bogatym w składniki odżywcze mleczku pszczelim, które jest wytwarzane przez pszczoły karmicielki.
– To ważny etap, bo to, czy z larwy rozwinie się robotnica, czy matka, zależy od jej odżywiania. Larwy w matecznikach dostają więcej pokarmu i jest on lepszej jakości, niż dania serwowane przyszłym robotnicom. Tylko trzy dni różnicy w karmieniu powodują, że pszczoły robotnice są samicami uwstecznionymi i żyją tylko od pięciu do sześciu tygodni, zaś matka (przez to, że o te trzy dni dłużej była karmiona mleczkiem pszczelim), ma w pełni rozwinięte narządy płciowe i żyje około pięciu lat – tłumaczy Dariusz Burda.
Nad całym procesem trzeba czuwać. Bycie karmicielką to bardzo ważna rola, a przy okazji ciężka praca. – Do komórki z larwą, by sprawdzić, czy nie brakuje jej pokarmu, trzeba zajrzeć ponad tysiąc razy na dobę. Przez cały sześciodniowy okres żerowania larwy karmicielka zagląda do niej nawet 10 tysięcy razy. Obliczono, że na wykarmienie jednej larwy 2,8 tysiąca robotnic potrzebuje 10 godzin – wyjaśnia ekspert.
Wobec takiego ogromu pracy pszczelich niań musi być dużo i muszą pracować sprawnie, bo chwila nieuwagi wystarczy, by maluchy nie przeżyły, a na to pszczela rodzina nie może sobie pozwolić. Praca w pszczelim przedszkolu to jednak tylko jedna z wielu specjalizacji. Zajęć jest dużo, dużo więcej.
W przysłowiu „roboty jest jak w ulu” naprawdę niewiele przesady. Pszczoły muszą bowiem doglądać królowej, budować plastry i czyścić ich komórki, wyprawiać się po pokarm, wypełniać miodem komórki plastra, a nawet chłodzić zapasy miodu. Jak to możliwe, że każda z nich doskonale orientuje się, na czym dokłanie polega jej aktualne zadanie?
– Czynności, jakie wykonują robotnice w gnieździe, zależą od ich wieku. Każda z nich wie instynktownie tuż po narodzeniu, co ma robić – tak jak człowiek najpierw raczkuje, a dopiero potem staje na nogi – opowiada właściciel pasieki i wyjaśnia, że pierwszą czynnością jest czyszczenie siebie i komórek plastra. To pszczoła robi od jednego do dwóch dni po narodzinach. Od trzeciego do szóstego dnia życia zajmuje się karmieniem starszych larw. Kolejny etap – między siódmym a czternastym dniem życia to karmienie larw młodszych, co wymaga większej wprawy i zręczności. Potem kolejno przychodzi pora na: odbieranie pokarmu i nektaru, przerabianie go na miód, zasklepianie komórek z miodem, magazynowanie pyłku i ubijanie go głową w komórkach plastra. Następnie rozpoczyna się budowa plastrów. (Całe życie pszczół toczy się na plastrach z wosku pszczelego. To właśnie wosk, który one są w stanie wypocić, jest podstawowym budulcem, w którym pszczoły się rodzą, żyją, składają miód, pieżgę. To element bardzo charakterystyczny dla pszczół, że same sobie wytwarzają miejsce, w którym żyją i się rodzą). Dopiero na samym końcu, około osiemnastego dnia, pszczoła może spełniać odpowiedzialną rolę, jaką jest obrona gniazda.
Pszczoły są bardzo wrażliwe, jako jeden z pierwszych gatunków reagują na zanieczyszczenie środowiska. Jak szacują naukowcy – po wyginięciu ostatniej pszczoły życie na ziemi mogłoby potrwać maksymalnie 10 lat. (Fot. iStock)
Po trzech tygodniach owady rozpoczynają zupełnie nowy okres życia: poza ulem, gdzie zajmują się zbieraniem nektaru; do ula wracają na noc.
By funkcjonować sprawnie na zewnątrz i bezpiecznie wracać do domu, potrzeba sprawnej komunikacji. Tę pszczoły opracowały do perfekcji. Poruszając się poza ulem, pszczoły wysyłają sobie wzajemnie niezwykle precyzyjną instrukcję obsługi terenu. I nie ma w tym nic z inżynierii – ich sposób na porozumiewanie się prędzej zrozumiałby choreograf. Jest to bowiem komunikacja... tańcem. A robią to jeszcze na plastrze w ulu, przed wylotem. Są trzy rodzaje tańca: taniec okrężny, wywijany i sierpowaty, z których każdy przekazuje coś innego.
– Przez to, w jaki sposób tańczą, informują inne zbieraczki, dokąd mają lecieć po pokarm, i jak bardzo jest on oddalony – mówi ekspert.
Komunikacja przydaje się szczególnie w jeszcze innej sytuacji: gdy czyha zagrożenie. A potencjalnych nieprzyjaciół pszczół wcale nie jest tak mało!
W przypadku pszczół wcale niekoniecznie będzie to znany z bajek miś, który łapką podkrada im miodek. Zagrożeń – i to całkiem niebajkowych – jest o wiele więcej.
Z takimi intruzami, jak ćmy, osy czy szerszenie, pszczoły radzą sobie świetnie dzięki doskonałym narzędziom, w jakie wyposażyła je matka natura. Mają naturalny instynkt obronny, czyli to, czego człowiek boi się najbardziej – agresywność. Gdy poczują zagrożenie – żądlą. Właśnie dlatego nie każdy może podejść do ula i bezceremonialnie go otworzyć. To wymaga spokoju, doświadczenia, taktyki, a nawet specjalnych zabiegów, takich jak okadzanie specjalnym dymem, który działa na pszczoły uspokajająco. Jednak to wcale nie człowiek jest dla pszczół wrogiem numer jeden.
– Najgroźniejszy zdecydowanie jest szerszeń. Jego miód w ogóle nie interesuje. To owad mięsożerny, który poluje na pszczoły. Dlatego wlot do ula musi być tak mały, by szerszeń nie mógł się przez niego przecisnąć. Gorzej, że szerszenie polują na pszczoły na zewnątrz, czyli przed tzw. wylotkiem, albo przed oczkiem. I w takim starciu bywa już różnie… – przyznaje Dariusz Burda.
Jeśli jakiś intruz dostanie się jednak do środka, pszczoły oczywiście go uśmiercą, broniąc swojego gospodarstwa. Ale to nie wystarczy. Gdyby zwłoki nieszczęśnika zaczęły się rozkładać, mógłby zepsuć się przecież wytwarzany z takim mozołem pokarm. I na to pszczoły mają receptę. – Martwe ćmy, osy, a nawet myszy, bo mimo zabezpieczeń i to się zdarza, zostają zabalsamowane. Pszczoły balsamują je kitem pszczelim – propolisem. Ciało intruza ulega dzięki temu mumifikacji i nie jest już w stanie zatruć pokarmu – zdradza ekspert. Dodaje także, że propolis pełni też inną, ważną rolę. Pszczoły wytwarzają go z żywicy drzew, pyłku, wosków i olejków eterycznych, które przynoszą do ula. Wyścielają nim całą ściankę ula czy dziupli, jeśli żyją dziko. Już cieniutka warstwa tej drogocennej substancji ma działanie antybakteryjne, antywirusowe, antygrzybiczne, i to chroni cały ul przed różnego rodzaju infekcjami. – Nawet przed wejściem do ula pszczoły często wykładają specjalny propolisowy dywanik, by każda domowniczka (zanim wleci do ula) przechodziła przez niego jak przez matę dezynfekcyjną – podsumowuje.
Wszystkie te zabiegi służą bezpieczeństwu. A w ulu jest kogo chronić – to jej wysokość królowa.
Bez produktywnej monarchini cała rodzina byłaby skazana na zagładę. Zatem gdy pszczoły uznają, że matka składa za mało jajeczek, natychmiast zaczynają wychowywać następczynię. (Fot. iStock)
Jeśli pszczoły chcą się roić, czyli w naturalny sposób podzielić, a więc stworzyć nową kolonię, stara królowa z częścią pszczół opuszcza ul, a w ulu pozostają mateczniki, z których wyklują się nowe królowe. Zawsze jednak w ulu może przebywać tylko jedna królowa. Zdarzają się więc sytuacje, że o tytuł rywalizują ze sobą dwie kandydatki.
– Bywa, że czasem kilka matek wyjdzie z mateczników jednocześnie. Wtedy dochodzi do walki między nimi, w której inne pszczoły nie biorą udziału. Młodym matkom trudno przebić pancerz chitynowy żądłem, które jeszcze nie stwardniało, więc starają się trafić w miękkie miejsca pomiędzy pierścieniami odwłoka. Gdy pojawia się ryzyko, że mogłyby użądlić się jednocześnie i zginąć obie, potrafią odpuścić. To także niezwykła mądrość pszczół – wiedzą, że śmierć obu kandydatek jest bezsensowna i zagraża przyszłości rodziny, więc w krytycznym momencie odpuszczają i walkę zaczynają jeszcze raz – podkreśla Dariusz Burda.
Królowa to jedyna płodna samica w ulu. Wszystkie pszczoły tworzące rodzinę są jej dziećmi. Określenie królowa matka jest więc w tym wypadku zupełnie zasadne. Jej głównym zadaniem jest składanie jaj, i z tego zadania musi się wywiązywać. Gdy pszczoły uznają bowiem, że matka składa za mało jajeczek, zaczną natychmiast wychowywać następczynię. Tu nie ma miejsca na empatię, sympatię czy sentymentalizm, bo bez produktywnej monarchini cała rodzina byłaby skazana na zagładę.
Żywot królowej nie jest lekki. Zanim poświęci się całkowicie składaniu jajeczek, czekają ją gody. Są widowiskowe, ale wymagające i energochłonne. To jednorazowe amory – unasiennienie dokonane na początku życia wystarcza już do końca. Wszystko odbywa się poza ulem. Trutnie w ulu nie interesują się młodą matką kompletnie.
– Jest w tym ogromna mądrość natury, bo proszę sobie wyobrazić, co działoby się w ulu, gdyby nagle w konkury do jednej matki uderzyło kilka tysięcy samców! – opowiada Dariusz Burda. – Unasiennie odbywa się zatem w czasie lotu na zewnątrz. Matka musi mieć mnóstwo siły, by podołać temu zadaniu. W ramach przygotowań robotnice karmią ją wcześniej tylko miodem, który jest substancją wysoce energetyczną. Gdy matka ma około pięciu dni, robotnice zaczynają wypychać ją z ula, bywa, że agresywnie, bezpardonowo sygnalizując, że pora działać – podsumowuje.
Pierwszy lot jest lotem orientacyjnym. Matka musi rozpoznać teren, by po godach móc bezpiecznie wrócić. Wylatuje więc na niewielką odległość, lata dookoła i zapoznaje się z położeniem ula. Dopiero następnego dnia, jeżeli pogoda dopisze, odbywa lot godowy, w czasie którego dochodzi już do spotkania z trutniami. Ten właściwy lot nazywany jest w języku pszczelarzy lotem weselnym. Trwa od 10 do 45 minut.
– To jest doskonale zorganizowane z punktu widzenia genetycznego. Mimo że w pasiecie jest wiele trutni, nie interesują się one matką w pobliżu ula, bo mogłoby dojść do szkodliwego skrzyżowania się z jej potomstwem. Ona musi polecieć na specjalne miejsca gromadzenia się trutni z innych rodzin. Są to przestrzenie w powietrzu o średnicy między 30 a 200 metrów, na wysokości między 10 a 40 metrów nad ziemią. Lot godowy odbywa się w powietrzu po to, żeby szansę na kopulację z matką miały najsilniejsze, najbardziej żywotne trutnie, z największym wigorem. To zapewni rodzinie najlepszy materiał genetyczny. Gdy pojawia się królowa, dookoła niej gromadzą się trutnie, po czym następuje kopulacja. Dochodzi do zbliżenia z pięcioma – ośmioma trutniami. A ci, którzy dostąpią zaszczytu zbliżenia z królową, giną – tłumaczy Dariusz Burda.
Wcale nie łatwiej mają trutnie, które okazji do miłości nie miały. Znów rządzi zasada użyteczności każdego osobnika w stadzie. Te samce, które wracają do ula, mogą w nim pomieszkać tylko do końca lata. W trosce o zapasy jedzenia na zimę, wraz z nadejściem jesieni, pszczoły wyrzucają zbędne trutnie. A truteń – zgodnie z opinią, jaką ma w popularnym przekazie – nie potrafi sam się wyżywić. Nie pobiera nektaru z kwiatów, nawet fizjologicznie jest do tego niezdolny. Zatem pozbawiony dostępu do pożywienia, po prostu pada z głodu.
Królowa wraca zaś do ula w glorii i chwale, ze świtą robotnic. Otaczają ją kręgiem, zwrócone ku niej głowami, i dotykając się czułkami, liżą królową. Jakiś czas później matka składa jajka partiami, po 20-30 sztuk, w przerwach zaś jest dokarmiana przez robotnice. Co ciekawe, przed złożeniem jaja królowa wkłada przednie nogi i głowę do komórki i bada ją czułkami. Dopiero gdy uzna, że jest ona przygotowana i dobrze wyczyszczona, umieszcza w niej odwłok i składa jajko.
Pszczoły tworzą nieprawdopodobnie dobrze zorganizowaną społeczność, w której dominuje myślenie o wspólnym interesie wszystkich członków kolonii. Każdy owad ma do dodania pojedynczą cegiełkę do sukcesu. (Fot. iStock)
Według danych Organizacji ds. Wyżywienia i Rolnictwa ONZ 100 gatunków roślin uprawnych stanowi podstawę aż 90 proc. żywności na świecie. 71 proc. tych roślin jest zapylanych właśnie przez pszczoły. Wraz ze zniknięciem pszczół zniknęłoby ¹⁄³ produkcji rolnej, a w ślad za tym ¾ różnorodności ludzkiej diety.
Dziś pszczołom zagrażają pasożyty, niedobory składników odżywczych, zmiana klimatu, która wpływa np. na zmianę terminarza kwitnienia roślin, ale przede wszystkim intensyfikacja rolnictwa.
– Największym zagrożeniem dla pszczół są pestycydy, a więc chemia, która jest stosowana w rolnictwie po to, żeby zwiększyć produkcję roślinną. Pszczoły są bardzo wrażliwe, jako jeden z pierwszych gatunków reagują na zanieczyszczenie środowiska. Nowoczesne środki ochrony roślin paraliżują układ nerwowy pszczoły. Nawet jeżeli pszczoła nie zostanie przez chemię zabita, to straci zmysł orientacji. Nie będzie już w stanie wrócić do ula, a jeżeli wróci, to często będzie tylko chodzić po pasieczysku na nogach, bo już nie będzie mogła latać – wyjaśnia Dariusz Burda.
Dobrze mieć tę świadomość, bo – jak szacują naukowcy – po wyginięciu ostatniej pszczoły życie na ziemi mogłoby potrwać maksymalnie 10 lat!