Bankructwo biura podróży dotkliwie odczuwają turyści, którzy muszą przerwać wypoczynek, a także ci, którzy na zaplanowane wakacje nie pojadą. Jak w takiej sytuacji zachować zimną krew? A przede wszystkim, co zrobić, żeby uchronić się przed trudnościami w przyszłości?
Stuprocentowej pewności, że unikniemy niespodzianek nie ma. Możemy jednak znacznie zminimalizować ryzyko związane z bankructwem biura podróży. Na przykład dzięki temu, że dokładnie sprawdzimy, kto de facto odpowiada za nasz wypoczynek – bardzo często jest tak, że kupujemy wycieczkę w agencji, która działa jako broker wielu różnych organizatorów. Kiedy już wiemy, z jakim biurem jedziemy, to sprawdźmy, czy operator ten ma licencję i wykupione ubezpieczenie.
Poszukiwania zaczynamy w Centralnej Ewidencji Organizatorów Turystyki i Pośredników Turystycznych. Tam dowiadujemy się, czy biuro działa legalnie i czy nie rozpoczęła się procedura wykreślania z ewidencji. Dodatkowo możemy zwrócić się o rekomendację do Polskiej Izby Turystyki, izb regionalnych i zapytać rzecznika konsumentów, czy klienci nie skarżyli się na tego organizatora. Wielu turystów (za radą dziennikarzy niestety) sugeruje się opiniami internautów. To może być metoda zawodna, bo na wielu forach tematycznych wypowiadają się przedstawiciele firm, a celem ich postów jest marketing, a nie rzetelne informowanie.
Jeśli chcemy mieć pewność, że sytuacja finansowa naszego operatora nie pogorszy się w trakcie naszego wypoczynku, możemy sprawdzić, czy biuro znajduje się w Krajowym Rejestrze Długów. Takie postępowanie jest uzasadnione, bo w ciągu ostatnich 2 lat liczba zadłużonych biur podróży notowanych w Krajowym Rejestrze Długów gwałtownie wzrasta. O ile w lutym 2011 roku było ich 150, to w lipcu ubiegłego roku już 204. Gwałtowny wzrost wpisów nastąpił po poprzednim sezonie. W lutym tego roku w KRD notowanych było już 426, a na koniec czerwca 446 spośród ok. 3,2 tys. licencjonowanych organizatorów turystyki.
Przed wyjazdem z Polski koniecznie weźmy numery telefonów nie tylko do biura, które nas wysyła i do rezydenta na miejscu, ale również najbliższego konsulatu. Na wszelki wypadek zostawmy te numery również komuś, kto zostaje w kraju, ale w razie gdybyśmy my mieli trudności ze skontaktowaniem się, np. z powodu braku zasięgu, rozładowania telefonu, czy braku roamingu.
A co robić, jeśli jednak „nasze” biuro podróży zbankrutuje?
- Przede wszystkim nie panikować. Kontaktować się z przedstawicielami biura i władzami konsularnymi. Obowiązkowe ubezpieczenie biur od bankructwa działa właśnie w ten sposób, że to przedstawiciele administracji państwowej muszą nam zorganizować bezpieczny powrót do domu.
- Spotkania z przedstawicielem polskiej dyplomacji domagajmy się również wtedy, kiedy hotel chce nam zabrać naszą własność lub domaga się dodatkowych opłat za pobyt albo transport. Turysta nie odpowiada materialnie za biuro.
- Odpowiedzialność za niezrealizowaną usługę ponosi za to pośrednik – dlatego jeśli nie zdążyliśmy wyjechać, to po swoje pieniądze powinniśmy pójść tam, gdzie kupiliśmy wycieczkę. Fundusz ubezpieczeniowy zdeponowany u marszałka województwa zwróci koszty poniesione przez tych, którzy wycieczkę kupili bezpośrednio i zapłaci odszkodowania. Niestety nie możemy liczyć na pełną kwotę.