1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wnętrza
  4. >
  5. Pod słońcem Majorki. Odwiedziliśmy dom Joli Ogar-Hill, wicemistrzyni olimpijskiej w żeglarstwie, i jej żony Esperanzy

Pod słońcem Majorki. Odwiedziliśmy dom Joli Ogar-Hill, wicemistrzyni olimpijskiej w żeglarstwie, i jej żony Esperanzy

Fot. Celestyna Król
Fot. Celestyna Król
Zgodnie z lokalną tradycją finkom, czyli wiejskim domom, nadaje się tu imiona. Jola Ogar-Hill, wicemistrzyni olimpijska w żeglarstwie, i jej żona, reżyserka Esperanza „Chuchie” Hill, nazwały swój dom Julivert, co znaczy – przekładając z katalońskiego na polski – pietruszka.

W starożytności korzeń pietruszki uchodził za symbol odrodzenia i ziele miłości, wierzono, że ma siłę dawania nowego życia. – Podoba mi się ta symbolika, ale etymologia nazwy naszego domu jest znacznie bardziej skomplikowana – śmieje się Chuchie, półkrwi Hiszpanka. Tłumaczy, że dawniej nazwy domów wywodziły się od nazwisk ich mieszkańców. Z czasem jednak zaczęto odwoływać się do różnych charakterystycznych cech budynków lub terenu, na którym stały, i tak pojawiły się nazwy Dom na Wzgórzu lub Dom Drzew Oliwnych. Idąc tym tropem, razem z Jolą zastanawiały się, czy nie nawiązać do charakterystycznych łukowych sklepień, których sporo w bryle ich budynku, albo do faktu, że mieszkają tu same dziewczyny. Ostatecznie jednak postanowiły wrócić do korzeni dosłownie i w przenośni. – Julivert to słowo, które pochodzi z języka katalońskiego, natomiast po hiszpańsku pietruszka to perejil, co brzmi podobnie jak Peter Hill, a tak nazywa się mój tata. To on znalazł dla nas ten dom, dlatego postanowiłyśmy go w ten nieco zawoalowany sposób uhonorować – wyjaśnia Chuchie.

W wybudowanym w połowie lat 70. budynku pierwotnie znajdowała się stodoła. – Kiedy go kupiłyśmy, w środku stał piec do pizzy, który, niestety, nadawał się jedynie do wyburzenia. Dom nie miał elewacji, była tylko surowa cegła, a dach się zapadał. To miejsce wymagało naprawdę dużo pracy – mówi Chuchie. Początkowo, na fali generalnego remontu, planowały wyburzenie wszystkich łukowych sklepień, bo w ich odczuciu nadawały całej bryle zbyt klasyczny styl, za którym nie przepadają. Tata Chuchie przekonał je jednak, że to właśnie one tworzą wyjątkowy charakter tego budynku i zaproponował, by dobudować kolejne trzy łuki, pod którymi można by parkować samochody. Ostatecznie w tym miejscu powstał zimowy taras. – Jest osłonięty od wiatru i przyjemnie zaciszny. Dzięki niemu możemy przesiadywać na zewnątrz przez cały rok – mówi Chuchie.

Źródło ciepła

W słoneczne dni życie toczy się tu głównie na tarasie przy basenie. – Uwielbiam chodzić po nim boso, ma przyjemną aksamitną strukturę, zawsze jest ciepły, przypomina mi miękki piasek na plaży – mówi Jola. Aby uzyskać taki efekt, Chuchie przez kilka miesięcy toczyła batalię z wykonawcą. – Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że ta struktura będzie tak przyjemna w użytkowaniu, chciałam jednak, by budynek był monochromatyczny i w całości pokryty powszechnie stosowaną tu piaskową zaprawą zwaną porreres. Wykonawca twierdził jednak, że nie można nakładać jej na podłogę. Kiedy dopytywałam, dlaczego, nie był w stanie podać mi żadnego powodu. Po prostu nie, bo nie. To było dość irytujące. Po kilkumiesięcznych negocjacjach ustaliliśmy wreszcie, że nie będę mieć żadnych pretensji, jeśli podłoga zacznie pękać, a gdy mój pomysł się nie sprawdzi, po prostu położymy płytki. Taras służy nam od początku roku i nic się z nim nie dzieje, choć spędzamy na nim mnóstwo czasu – mówi Chuchie.

Długo nie wiedziały, czym obłożyć kominek w salonie, myślały o surowym kamieniu albo marmurze, ale kiedy wybierały w sklepie materiały do wykończenia łazienki, wpadły im w oko kafle idealnie pasujące do kominka. Postanowiły zaryzykować i okazało się, że wysoka temperatura paleniska kompletnie nie szkodzi zwykłym, ściennym płytkom. Sam pomysł, by zamontować kominek w hiszpańskim klimacie, może zaskakiwać, ale Chuchie przyznaje, że zimą bywa tu dość chłodno. Poza tym opalany drewnem kominek był marzeniem Joli. – Domagała się go chyba moja polska dusza. Tańczący w palenisku ogień i jego blask sprawiają, że nawet bez śniegu na zewnątrz czuję kojącą, świąteczną atmosferę.

Tylko spokojnie

Urządzając swój dom, dziewczyny nie kierowały się żadnym konkretnym stylem czy trendem. – Oczywiście przeglądałam magazyny wnętrzarskie, szukałam w nich inspiracji, ale naszym głównym celem było stworzenie atmosfery spokoju i relaksu – mówi Chuchie. Nie ma tu nadmiaru przedmiotów, zbędnych bibelotów, dekoracji czy krzykliwych, wyrazistych kolorów. Są pamiątki i rzeczy ważne, jak ślubne kapelusze Joli i Chuchie zawieszone na ścianie czy rzeźba kota autorstwa Jerzego Sachy, artysty z rodzinnego miasta Joli, którą dostała za zdobycie medalu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Odcienie ścian i mebli są przygaszone, stonowane, jakby wypalone słońcem, dzięki czemu wnętrze współgra z krajobrazem wokół domu. – Lubimy naturalne materiały, różnorodność, niedoskonałe struktury, pęknięcia i szorstkości – przyznaje Chuchie.

W ich jadalni znajduje się cała kolekcja różnych krzeseł z odzysku. Część dostały od przyjaciela, część wyszukiwały na internetowych aukcjach. Z kolei stół zrobiły z zamówionych online nóżek i drewnianego blatu wykonanego przez polskiego stolarza. – Marzył nam się surowy stary kawałek drewna, ale nie chciałyśmy, by w jego naturalnych załamaniach i słojach gromadziły się okruszki jedzenia. Podczas jednej z wizyt w Polsce odkryłyśmy prace Bartosza, spodobało nam się to, jak wypełnia żywicą wszystkie luki w starym drewnie, nie zatracając jednocześnie jego rustykalnego charakteru. Dzięki temu na powierzchni blatu widać naturalne pęknięcia, ale jednocześnie jest ona idealnie gładka i łatwa do utrzymania w czystości – wyjaśnia Chuchie, która nie ukrywa, że lubi od czasu do czasu wprowadzić do wnętrza jakiś designerski akcent, jak stojący w jadalni wśród starych krzeseł fotel motyl marki Nest czy sofa hiszpańskiej rodzinnej manufaktury Modelmon. – Była dość droga, a my wydałyśmy wszystkie oszczędności na dom. Jola miała jednak dość siedzenia na krzesłach i chciała kupić jakąkolwiek kanapę z sieciówki. Nie lubię takich prowizorycznych rozwiązań, upierałam się więc, że lepiej poczekać i odłożyć pieniądze na to, co tak naprawdę chcemy i co będzie nam służyć przez kolejne lata. Na szczęście z tego impasu uratowała nas moja mama, która podarowała nam tę wymarzoną sofę w prezencie. Kiedy robi się chłodno, z leżaków na zewnątrz przenosimy się właśnie tutaj. Zimą to nasze ulubione miejsce do wypoczynku – mówi Chuchie.

Jej praca, podobnie jak i Joli, wiąże się z częstymi wyjazdami. Jedna kręci filmy, druga żegluje, dlatego kiedy wreszcie są w domu obie, razem z córeczką, chcą każdą chwilę spędzać razem. – Z myślą o tym maksymalnie otworzyłyśmy przestrzeń. Zrezygnowałyśmy na przykład ze ściany i drzwi między łazienką a sypialnią, dzięki czemu możemy się widzieć i rozmawiać nawet wtedy, kiedy jedna z nas się kąpie, a druga leży już w łóżku – mówi Jola. Z kolei biuro Chuchie, w którym na co dzień spędza mnóstwo czasu, oddziela od salonu ściana z ryflowanego szkła. – Mogę więc mieć ciszę i spokój, kiedy potrzebuję skupienia, ale jednocześnie cały czas być blisko osób, które kocham. Mam wtedy poczucie, że nic, co w życiu naprawdę ważne, mnie nie omija – mówi.

1/11

Centralne miejsce w salonie zajmuje kominek, który był marzeniem Joli. Sofa to model Fama, pochodzi z niewielkiej hiszpańskiej manufaktury Modellmon. Stoi kawowy dziewczyny kupiły w sieciówce i dorobiły do niego marmurowy blat. Stoi na nim rzeźba kota autorstwa Jerzego Sachy, która Jola dostała w prezencie po zdobyciu medalu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Część wypoczynkową oświetla hiszpańska lampa ze sklepu Lámpara.

2/11

Taras z basenem to miejsce, w którym w ciepłych miesiącach toczy się większość życia rodzinnego. Charakterystyczna dla tutejszych budowli piaskowa struktura, zwana porreres, którą pokryto także podłogę, przyjemnie nagrzewa się na słońcu. Kiedy chodzi się po tarasie na bosaka, ma się wrażenie, że stąpa się po plaży. Skaliste podłoże Majorki skutecznie utrudniało wykopanie basenu. Niecka nie jest więc zbyt głęboka, ale dzięki temu słońce szybciej nagrzewa wodę.

3/11

Chuchie, Jola i ich trzyletnia córka Hunter Nadzieja. – Zależało nam, by imię naszego dziecka było neutralne płciowo, natomiast drugi człon, który wybrałyśmy, wyraża naszą nadzieję na to, że kiedyś w Polsce osoby homoseksualne będą mogły żyć i być tak szczęśliwe, jak my tutaj na Majorce – mówi Jola.

4/11

Praca irańskiej artystki Golsy Golchini to połączenie fotografii i malarstwa.

5/11

Stół w jadalni powstał z kupionych online nóżek i drewnianego blatu wykonanego przez polskiego stolarza. Stojące przy nim krzesła to miks modeli z odzysku i internetowych aukcji. Nad stołem wiszą hiszpańskie lampy ze sklepu Lámpara.

6/11

W głębi salonu za ścianą z ryflowanego szkła znajduje się pracownia Chuchie. Przy biurku stoi krzesło biurowe marki Miliboo. Na ścianie przy wejściu do biura wisi oryginalna litografia ukochanego artysty Chuchie Salvadora Dalego, prezent od jej dawnego przyjaciela. Obok lampa podłogowa ze sklepu Lámpara.

7/11

Chuchie jest wielką fanką kapeluszy, ale te zawieszone na ścianie w sypialni są szczególne. Dziewczyny miały je na sobie w dniu swojego ślubu.

8/11

Ścianę za łóżkiem w sypialni chciały pokryć cementem, ale podczas zakupów w sklepie budowlanym Jola znalazła gotową masę, która bardzo jej się spodobała. Nałożyła ją sama, korzystając z instrukcji na YouTubie. Obok łóżka stoi szafka nocna ze sklepu internetowego Sklum. Na ścianie przy oknie znajduje się plakat z lat 70. podarowany Chuchie przez przyjaciela.

9/11

Monochromatyczna łazienka jest częścią sypialni. – Nie ma tu drzwi ani ścian działowych, dzięki temu możemy się widzieć i rozmawiać nawet wtedy, kiedy jedna z nas się kąpie, a druga leży już w łóżku – mówi Jola.

10/11

Wybudowany w połowie lat 70. dom pierwotnie był stodołą, a w środku stał jeszcze zniszczony piec do pizzy. Początkowo chciały usunąć łukowe sklepienia, które nadawały bryle klasyczny styl, za którym nie przepadają, ale tata Chuchie przekonał je, że to właśnie one tworzą wyjątkowy charakter tej budowli. Ostatecznie dobudowano jeszcze trzy dodatkowe łuki, pod którymi miały parkować samochody, ale dziś jest tu taras zimowy.

11/11

Na osłoniętym od wiatru patio można wypoczywać przez cały rok. Płytki podłogowe pochodzą z hiszpańskiej manufaktury, ale dziewczyny sprowadziły je z Polski. – W kraju, z którego pochodzą, były niedostępne. Jola znalazła je w Trójmieście – śmieje się Chuchie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze