1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA
  4. >
  5. Pięknie jest za zakrętem

Pięknie jest za zakrętem

Magdalena Adaszewska (Fot. materiały partnera)
Magdalena Adaszewska (Fot. materiały partnera)
Bywa, że uporządkowane życie, potrafi dramatycznie się odmienić. Przeżyła takie chwile, które zachwiały poczuciem wartości, zabrały bezpieczeństwo. Za tym ostrym zakrętem Magdalena Adaszewska odnalazła nową siebie. Zadebiutowała poruszającym thrillerem „Balsamistka”, pisząc o piętnie, jakie odciska na nas przemoc. Stworzyła serię, która czeka na ekranizację! Odniosła sukces, odnalazła też miłość. Jaką ma na to receptę?

Pamiętam to zaskoczenie, kiedy wzięłam do ręki Twój fabularny debiut, „Balsamistkę” i odkryłam, że sięgasz do najczarniejszych zakamarków ludzkiej duszy. To było poruszające.
Magdalena Adaszewska: Chciałam ludzi poruszyć. Byłam na takim etapie życia, że potrzebowałam napisania czegoś niepięknego, nielekkiego, nieletniego. Chciałam zmierzyć się z takim właśnie wyzwaniem, a inspirację do stworzenia fabuły czerpałam z samego życia. Niemal każdego dnia media donoszą o kolejnych dramatycznych sytuacjach, z jakimi muszą mierzyć się dzieci i młodzież. Skala przemocy przetaczająca się przez polskie domy może przerażać. Zbyt często rodzic, który powinien być tą osobą, z którą dziecko może czuć się w stu procentach bezpieczne, okazuje się być dla niego zagrożeniem. Gazety, portale, telewizja zdają relacje z rodzinnych dramatów, które dzieją się tuż za naszą ścianą.

Jak ostatnio, kiedy kilkuletni chłopiec zginął z ręki ojczyma na oczach własnej matki…
Tak, to niewyobrażalna tragedia. Zabić dziecko. Dramatem jest też ta przemoc, która okalecza psychikę młodego człowieka, zadając rany jątrzące się przez całe późniejsze życie. To jest też rodzaj zabijania, tylko w inny sposób.

W swojej serii – „Balsamistka, Córeczka, Tatuś”– opowiadasz o dwóch doświadczonych przez los siostrach, które gubią się i odnajdują w późniejszym życiu. Twoje książki są nawoływaniem do tego, byśmy nie byli obojętni?
Tak. Chciałabym, żebyśmy słuchali, patrzyli, rozglądali się, zwracali uwagę na krzywdę dziejącą się obok nas. Mam do siebie, do tej dziewczyny z przeszłości żal. Kiedyś widząc krzywdę, nie zareagowałam. Zabrakło mi odwagi.

Podzielisz się swoją historią?
Byłam młoda, wynajmowałam mieszkanie w kamienicy. Dwa piętra niżej mieszkała rodzina z dwiema kilkuletnimi dziewczynkami. Pewnego razu wracając wieczorem do domu spotkałam je na klatce schodowej. Drzwi od mieszkania były zamknięte, a one stały w swoich cienkich piżamkach i szlochały. Niedługo później wyprowadziłam się z tamtego miejsca, straciłam dziewczynki z oczu, ale cała sytuacja długo ciążyła mi na sercu. Wyrzucałam sobie bierność. Zastanawiam się, jak potoczyło się życie tamtych dziewczynek. Dziś, dorosłych kobiet. Kim są…? Czy to był jedynie incydent, a może dorastały w przemocowym domu i potrzebowały pomocy.

Magdalena Adaszewska (Fot. materiały partnera) Magdalena Adaszewska (Fot. materiały partnera)

Uważasz, że ciąży na nas wszystkich odpowiedzialność, nie wolno nam nie reagować?
Powiem o sobie. Wtedy nie zareagowałam, potem już zawsze to robiłam i robię. Reaguję. Nawet, jeśli w odpowiedzi spotykam się z nieprzyjemną reakcją, nie powstrzymuje mnie to przed kolejną interwencją.

Pisząc „Balsamistkę”, wiedziałaś, że powstanie seria, czy to zainteresowanie stacji telewizyjnej, która kupiła prawa do ekranizacji sprawiło, że napisałaś „Córeczkę” i „Tatusia”?
Przyznaję, pisząc „Balsamistkę” nie myślałam o serii, ale zanim jeszcze przyszła ta zupełnie fantastyczna wiadomość od stacji telewizyjnej, redaktor naczelna Wydawnictwa Harde już namawiała mnie, żebym nie kończyła swojej opowieści na pierwszej książce. Historia ją poruszyła. I choć przyznała, że niektóre sceny miały ciężar odbierający jej spokojny sen, to prosiła o rozwinięcie losów tytułowej balsamistki.

Pięknie prowadzisz czytelników przez tę lekturę. To nie jest linearna opowieść. Poznajesz nas z bohaterami, potem cofasz się w latach, pozwalasz spojrzeć na ich dzieciństwo, odkryć drogę. Budujemy z nimi więź. Mocno splatasz, gmatwasz losy najważniejszych postaci.
Osoby, które w drugiej części – „Córeczce” – są dziećmi, w trzeciej, to już dorośli ludzie. I tak, masz rację, mocno zaplątani w całą historię. Chciałam pokazać, że my wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani. Nigdy nie wiesz, kiedy w twoim życiu pojawi się ktoś z przeszłości, czyje działanie sprzed lat, może mieć ogromny wpływ na to, co wydarza się w twoim życiu teraz.

Masz swoją ulubioną książkę lub bohatera z całej serii?
To zdecydowanie „Córeczka”. Porusza mnie wątek młodej żony oprawcy i jej ogromna miłość do niego.

Magdalena Adaszewska (Fot. materiały partnera) Magdalena Adaszewska (Fot. materiały partnera)

Miłość, która niestety nie leczy. Czasem kobiety mówią: – Moja miłość go zmieni…
To tak niestety nie działa. Możemy zmieniać siebie. Być odpowiedzialnymi za własne wybory, wyznaczanie innym granic, ale nie możemy brać odpowiedzialności za „uleczenie” drugiej osoby. Nie mamy tej mocy. Nasza miłość też jej nie ma. To ślepy zaułek.

Pisząc grasz na emocjach. Doświadczyłaś poruszających reakcji czytelniczek i czytelników na swoje książki?
Tak, napisała do mnie pewna dziewczyna, która, jak podejrzewam musiała doświadczyć przemocy w dzieciństwie i to za nią idzie przez życie. Nie powiedziała tego wprost, ale wyczułam to między jej słowami. Mam wrażenie, że w moim pisaniu, w bohaterkach, które stworzyłam, ona odnajduje cząstkę siebie.

W ostatniej części, książce „Tatuś”, poruszasz problem handlu dziećmi. Myślisz, że to jest problem, który w Polsce istnieje, zgłębiałaś ten temat?
Dużo o tym czytałam. Tak naprawdę często nie wiadomo, co dzieje się z zaginionymi dziećmi. Gdzie trafiają, dokąd są wywożone, do adopcji, może do domów publicznych…? To potencjalnie przerażające historie. W Polsce co roku ginie ponad dwa tysiące małoletnich, ponad setka z nich się nie odnajduje, znika bez śladu, takie są okrutne statystyki. Kiedy się je sprawdzi, ciężko przestać o nich myśleć.

„Tatuś” zamyka serię, to jej ostateczny koniec?
Mam pewną wspaniałą fankę, polonistkę z mojego rodzinnego Konina, która twierdzi, że to wcale nie koniec. Zakończenie „Tatusia” jest po części otwarte… (śmiech)

„Pozwól mi powiedzieć parę zdań o sobie. Napisałaś serię książek, która zostanie przeniesiona na ekran. To niepodważalny sukces, ale parę lat temu byłaś w zgoła innej sytuacji. Dopiero co pożegnałaś się z ojcem, który odszedł po ciężkiej chorobie. To było tuż przed Bożym Narodzeniem, zanim nastał Nowy Rok, usłyszałaś, że mąż chce się z Tobą rozstać. W krótkiej chwili straciłaś oparcie dwóch ważnych dla siebie mężczyzn. Znane Ci życie runęło. Wspominałaś, że to podkopało Twoją wiarę w siebie”. Dziś, o czym już wspominałam, masz sukces, masę planów, przyszła do Ciebie miłość… Jak to się robi, by z tamtego ciemnego miejsca przeskoczyć w taki blask? Jak tego dokonałaś?
To proces. Nie dzieje się od razu. Najpierw trzeba zdać sobie sprawę, że coś się zakończyło. Zaakceptować, że pewien etap życia bezpowrotnie minął. I pracować nas sobą każdego nowego dnia. Kiedy się zamknie to w sobie, otwierają się nowe drzwi, do życia przychodzą nowi ludzie. To jest wspaniałe.

Nie jest łatwo zaakceptować zmianę, której nie chcemy. Wstać z łóżka z uśmiechem, gdy życie boli.
Nie jest, ale wstawałam rano i planowałam dzień. Robiłam to w dużej mierze dla nastoletniej córki, która mocno przeżywała te nagłe zmiany zachodzące w naszym życiu. Chciałam pokazać, że jej matka jest silna i z tego wyjdzie. Być dla córki przykładem kobiety, która się nie poddaje. Owszem pojawiały się u mnie różne emocje, to normalne, ale szłam do przodu. Każdego dnia od nowa.

To dobrze, kiedy dzieci widzą, że praca nad sobą kosztuje, ale podejmujemy ją, bo warto walczyć o siebie.
Kiedy widzą, że choć spotykają nas w życiu bolesne sytuacje, to one nas nie unicestwią. Jak mówiłam, zmiana to proces. W końcu przychodzi taki moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że tak miało być i to, o czym myślałaś – tragedia – wcale nią nie jest, bo przychodzą inne, lepsze rzeczy. Człowiek, który po wielu wspólnych latach odszedł, wcale nie był mężczyzną życia. Przyszło do mnie zrozumienie, że gdybym dalej trwała w tamtym związku, byłoby tylko gorzej. Nie doświadczyłabym tego rozwoju na różnych polach życia, jaki się teraz wydarza. Przyszli do mnie wspaniali, wartościowi ludzie. Piszę książki, mam nowe plany i chcę się dalej rozwijać. Zachwiane poczucie bezpieczeństwa zmieniło się w spokój i stabilność. Mam przekonanie, że jeszcze wszystko przede mną i zrobię wiele wspaniałych rzeczy. Przeprowadziłam się do nowego miejsca, a wcześniej pożegnałam się z meblami ze starego, biżuterią, ubraniami, sprzedałam wszystko.

Oczyściłaś pole, żeby przyszło nowe.
Bo to tak działa. Patrzę w przyszłość z uśmiechem. To dobra perspektywa.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Współpraca reklamowa

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze