Szczerość nie oznacza mówienia o wszystkim, ale długo skrywana tajemnica jest bardzo ryzykowna dla związku – mówi Marta Wołowska-Ciaś, terapeutka Gestalt.
Wszyscy potrzebujemy pewnej niezależności, ale co zrobić w sytuacji, gdy jedna ze stron ma większą potrzebę własnej przestrzeni od drugiej?
Znam wiele takich par, w których jedno jest bardziej zaangażowane np. na zewnątrz związku w pracę zawodową lub pasję. Myślę, że dopóki druga strona akceptuje taki stan, to jest to dobre dla dwojga. Jeśli jednak nie, to ciekawi mnie, jakie uczucia budzą się w partnerach. Co przeżywa osoba, która „zostaje”, a co ta, która „ucieka” na zewnątrz związku? W procesie terapii często odkrywamy, że za zachowaniem partnera i naszą reakcją kryje się jakaś historia. Czasem nawykowo reagujemy na pewne sytuacje. To działa w obie strony: także u partnera za większą potrzebą przestrzeni mogą stać różne uczucia i zdarzenia z przeszłości. Warto wiedzieć, że kiedy oboje zaczynają uważać swój związek jako niepowtarzalny i niemożliwy do zastąpienia, kiedy w przypadku rozdzielenia, usiłują znowu być razem, mogą pojawić się uczucia szczęścia i miłości, ale także i strachu, obawy. Większości z nas towarzyszy lęk przed bliskością i lęk przed porzuceniem, ale mogą być one bardziej lub mniej świadome.
Związek to wspólnota. Gdy każdy z partnerów będzie żył tylko własnym życiem, związek nie przetrwa. Jak to pogodzić?
Odpowiedzią jest równowaga. Wyobraźmy sobie ciało człowieka: wspólne cele i plany dają dobrą podbudowę dla związku – to nasze stopy. System wartości, jakim kierujemy się w życiu, to kręgosłup. Jeśli związek stoi obiema stopami na ziemi, ma oś, która trzyma go w pionie, to jest szansa, że przetrwa, ale potrzebna jest jeszcze głowa i ręce. Ręce to sposób, w jaki sięgamy do świata: w jaki bierzemy, ale i w jaki dajemy. Każdy z nas sięga w inny sposób, każdy potrzebuje inaczej i czego innego. Determinuje to nasza historia pierwszych relacji. Uczmy się siebie nawzajem i od siebie nawzajem, ile i czego każdy z nas potrzebuje. Ten sposób sięgania (ręce) w tym kontekście rozumiem jako „życie własnym życiem”. Ważny są wspólne zasady, cele, morale, ale sposób ich realizacji może być różny dla każdego. No i zostaje jeszcze głowa. Stare przysłowie mówi: „Co dwie głowy to nie jedna”. Będą się więc te głowy pewnie kłócić, spierać, deliberować i albo dojdą do porozumienia, albo nie. Wtedy warto wrócić do stóp i kręgosłupa. Jeśli nadal są w tym samym miejscu, możemy im zaufać.
Czasem jednak jedna ze stron poświęca większość swojego czasu na zewnątrz związku (np. uzależnienie, przyjaźnie), a druga odbiera to jako porzucenie i zdradę. Jeśli uczucia są silne, a rozmowy nie pomagają, warto zwrócić się po pomoc do terapeuty par lub mediatora.
Czy szczerość oznacza, że mamy rozmawiać z partnerem o wszystkim?
Szczerość rozumiem jako bycie w zgodzie ze sobą. Wyrażam to, co czuję, myślę, zachowuję się w zgodzie z moimi uczuciami i myślami. To taki rodzaj integracji osoby, przy której odczuwamy spokój, z którą kontakt nas karmi. Taka postawa zachęca do wymiany, bycia autentycznym i otwartym. Szczerość pozwala na zaufanie, bliskość, a to daje poczucie bezpieczeństwa. Tylko w takich warunkach możemy zacząć budować satysfakcjonujący związek. Pamiętajmy jednak, że każda otwartość może być ryzykowna. Otwierając swoje serce, wystawiamy się na zranienie, odrzucenie, wykorzystanie.
Szczerość to według mnie nie to samo co „rozmawianie o wszystkim”. Cóż oznacza „mówić wszystko”? Czasem warto się zastanowić: po co? czy teraz? czy tej właśnie osobie? czy o tym? Każdy ma prawo do swojego świata, do którego nikogo nie dopuszcza. Może to być pasja, świat duchowy, czas i przestrzeń tylko dla mnie. Takie własne terytorium jest dobre nie tylko ze względu na siebie, ale i – a może – zwłaszcza na związek.
Tymczasem wcale nierzadko jeden z partnerów chce zawłaszczyć tego drugiego...
„Ja robię swoje, a ty swoje… Ty to ty, a ja to ja”. W Gestalcie mówimy o konfluencji jako o mechanizmie unikania kontaktu z samym sobą. W procesie dorastania separujemy się, wyodrębniamy, tworzymy własne JA, własne granice i potrzeby. Kiedy z jakiegoś powodu tak się nie dzieje, osoba konfluentna w dorosłym życiu ma nadal potrzebę zlania. Rozpoznamy to po zdaniach „My z mężem lubimy lody”, „Zawsze robimy to razem”, a także po zachowaniach dążących w grupie to jedności, spójności, gdzie ideą jest zbiorowość a nie jednostka.
Drogowskazem w nawiązywaniu relacji może być przykazanie miłości. Zarówno do siebie, jak i do bliźniego, bo jeżeli człowiek potrafi kochać w sposób produktywny, kocha także siebie samego; jeżeli potrafi kochać tylko innych… nie potrafi kochać wcale.
Przemilczenie jakiejś drobnostki to coś innego niż ukrywanie ważnego problemu. Czy głęboko skrywana tajemnica pozwoli zbudować szczęśliwy związek?
Ważny problem, głęboko skrywana tajemnica zawsze są przeszkodą w budowaniu czy nawet trwaniu relacji. Zawsze ciekawi mnie, co jest powodem zatajenia. Jak do tego doszło? Co poszło nie tak na wcześniejszym etapie związku. Jak to się stało, że problemy w tym związku się ukrywa?
Tajemnica jest jak mur, pokój w mieszkaniu, do którego nie wchodzimy razem. Jedna strona nie wie, co kryje się za tymi drzwiami. Już sama obecność takiej granicy rodzi usztywnienie, napięcie. Wyobraźmy sobie, że zbliżamy się do takich zamkniętych drzwi i jedna osoba przez nie przechodzi, a druga zostaje – obie są samotne! Jeśli taki stan będzie utrzymywał się dość długo, ryzyko rozpadu jest nieuchronne. I nie mam na myśli rozstania, tylko rozpad więzi, poczucia bezpieczeństwa, zaufania. W takich sytuacjach pary często trafiają do specjalisty. Warto, żeby trafiało ich jak najwięcej, ponieważ terapia par może pomóc przejść kryzys, bo ja wierzę, że kryzys wcale nie musi prowadzić do rozstania. Wprost przeciwnie – wierzę, że każdy kryzys jest szansą na stworzenie nowej jakości.