Powiedzmy sobie, na co nie mamy wpływu, a na co tak. Również: na co nie mamy ochoty, a na co tak. Dajmy sobie wolność - radzi psycholożka Katarzyna Miller.
Jak przeżyć czas zamknięcia w czterech ścianach? Pytam w imieniu tych, którzy od poniedziałku pracują z domu, w dodatku często w pełnym składzie rodzinnym.
Warto uznać, że dostaliśmy w darze wolny czas i że to jest coś, na co czekaliśmy od dawna, bo przecież bez przerwy narzekaliśmy, że go nie mamy. No to go nam sprezentowano. Nic nas nie ciągnie na zewnątrz – bo nic tam nie ma. Pozamykali nam teatry, kina, muzea, w pracy dali urlop lub zalecili home office. Oczywiście ogromnie współczuję tym, którzy w tym czasie stracili źródło dochodu, ale pytasz o tych, co pracę mają. Trochę jest im pewnie dziwnie i inaczej, a dla ludzi nowe zawsze jest trudne. Trudne jest też to, że jesteśmy w tych naszych domach na kupie, w dodatku często na małej powierzchni. Dlatego kardynalną zasadą, żeby wśród czterech ścian i wśród bliskich nie zwariować, jest dać sobie wolność. Jak to zrobić? Zacząć od narady rodzinnej. Usiądźmy sobie razem, powiedzmy w ramach wstępu, że mamy teraz inny i dziwny czas i zaproponujmy, by każdy podzielił się pomysłem na to, co by w tym czasie chciał robić. Ważne jest, żeby do niczego się nie zmuszać i z niczego nie rozliczać. Bo to prowadzi tylko do spięć.
Pozwólmy sobie wreszcie poleżeć dłużej w łóżku, jeśli nie musimy wstawać, i pozwólmy na to dzieciom. A do tego postarajmy się wykorzystać ten czas na zacieśnianie więzi między nami. Przy czym bardzo ważne jest też, by komunikować reszcie domowników, kiedy mamy dosyć, kiedy potrzebujemy odpoczynku od tego kontaktu. Polecam wszystkim słynną modlitwę o pogodę ducha:
„Boże, użycz mi pogody ducha, żebym znosił to, czego nie mogę zmienić, odwagę, żebym zmieniał to, co mogę zmienić, i mądrości, żebym odróżniał jedno od drugiego”.
Powiedzmy sobie, na co nie mamy wpływu, a na co tak. Również: na co nie mamy ochoty, a na co tak. Jeśli ktoś ma ochotę chodzić cały dzień w piżamie i oglądać seriale – niech ogląda. Ale można też zaprosić go do wspólnego gotowania czy do tego, by zrobił coś dla rodziny. Powypisywałam sobie nawet rzeczy, które można robić w domu wspólnie. Oczywiście, jeśli domownicy się lubią i dużo rzeczy razem robią, to nikomu nie trzeba takich pomysłów podsuwać, jeśli jednak w domu bywaliśmy raczej gośćmi, to możemy się umówić, że spróbujemy kilka z nich wprowadzić w życie.
No to słucham…
No co można wspólnie robić? Mnóstwo rzeczy! Można razem gotować lub zamawiać na wynos to, co się chce. Można zaglądać do miejsc, do których rzadko zaglądamy, sprzątać tam i wyrzucać lub pakować rzeczy, które są nam już niepotrzebne. Można robić sobie wspólne koncerty, podczas których każdy śpiewa lub gra to, co najbardziej lubi. Lub puszcza to, co najbardziej lubi. Jeden wieczór może być poświęcony na tanga, drugi na Metallikę, a trzeci na disco polo, jak ktoś chce. Można uczyć też dzieci tańczyć. Moi rodzice mnie nauczyli świetnie tańczyć, co prawda w czasach, kiedy nie było koronawirusa. Można sobie robić różne konkursy: na napisanie czegoś, odegranie, wystąpienie. Jest mnóstwo zabaw, które kiedyś się uprawiało, a które ostatnio zupełnie zanikły. Może to dobra pora, by powróciły? Na przykład kalambury w zgadywanie tytułów filmów albo pisanie zdania i zaginanie kartki, żeby kolejna osoba napisała drugie, a kolejna – kolejne; potem odczytujemy całą opowieść z kartki. Są przecież planszówki, są gry karciane. Można czytać na głos: na przykład fajny kryminał. Czytać można też wiersze, i pisać je! Wróćmy do starych albumów – na pewno mamy zdjęcia z dzieciństwa, których dawno nie oglądaliśmy. Powspominajmy, powzruszajmy się i pośmiejmy trochę. Można sobie też porobić sesje fotograficzne, codziennie za kogoś się przebierać. Można szyć, puzzle układać. Pamiętajmy, że to może być czas na odpoczynek, na rozrywkę, ale i na pracę nad sobą. W tym celu proponuję na przykład napisać listy do osób, które są dla nas ważne. Podziękować im za coś albo zastanowić się, z czym w tych relacjach mam problem.
Jako psychoterapeutka szczególnie polecam pisanie afirmacji. W Internecie jest szerzej napisane, jak pracować z afirmacjami. W dużym skrócie: trzeba pisać same afirmację, ale i nasze reakcje na nie. Dopiero wtedy następuje zmiana myślenia. Codziennie poświęćmy na takie afirmację pół godzinki.
Pracę nad sobą można zrozumieć też zdrowotnie: wreszcie mamy czas na zadbanie o siebie i swoje ciało.
A pewnie! Można przejść na zdrowa dietę, dokładając do tego codzienne ćwiczenia. Można nawet się odchudzić lub zrobić sobie detoks jaglany! Albo normalnie – jeść pięć zbilansowanych posiłków dziennie. Maseczki sobie zrobić albo tak zwane domowe SPA, kąpiel na przykład z olejkami. Można się też nawzajem masować… Najważniejsze jest, by dać temu wszystkiego prawo. Zrozumieć, że dom to nasza przystań, nasze schronienie – mamy w nim wszystko, czego potrzebujemy. Łazienkę swoją kochaną, łóżko wygodne, kanapę przed telewizorem. Zobaczmy, jak wiele mamy.
Wygląda to wszystko bosko, a jednak wiele osób już teraz nie może wytrzymać w takim schronieniu. Brakuje im kontaktów z innymi, zwłaszcza jeśli są ekstrawertykami lub mieszkają samotnie. Włosi znaleźli na to sposób…
Masz na myśli koncerty na balkonach? Jestem nimi zachwycona. Ja w ogóle lubię Włochów, oni śpiew wysysają z mlekiem matki, nic dziwnego, że teraz się nim pocieszają. Tej serdeczności i otwartości moglibyśmy się od nich nauczyć. Dzwońmy do siebie, gadajmy przez telefon czy Skype. Napiszmy dłuższego mejla zamiast krótkiego SMS-a, już nie wymagam pisania ręcznego, choć jakby ktoś miał ochotę… Przy zachowaniu środków ostrożności można też spotkać się w mniejszym gronie, odwiedzić się nawzajem. No i wyjść na spacer, pozdrowić się skinieniem głowy, uśmiechnąć się do siebie. Ja wierzę w to, że jak będziemy pogodni i spokojni, to nas nic nie złapie. Wirusom poddają się najszybciej organizmy zmęczone, nadszarpnięte przez choroby i stres. I badania potwierdzają, że to zmniejsza naszą odporność.
A kiedy bliscy działają nam na nerwy? W czterech ścianach to jeszcze bardziej dotkliwe.
Już mówiłam – dajmy sobie prawo do tego, by też posiedzieć osobno, nie być ze sobą non stop – jeśli mamy do tego warunki, czyli osobne pokoje. Poza tym nawet w jednym pokoju jedno może siedzieć nad gazetą, drugie w smartfonie, a trzecie rozwiązywać krzyżówkę – to, że się do siebie nie odzywają, nie znaczy, że się nie lubią. Jedną z ważniejszych rzeczy, jaka istnieje w pogodnych i szczęśliwych rodzinach, jest to, że nikt nikogo do niczego nie przymusza. Nawet do obierania kartofli. Ale też jak się wspólnie gotuje, takie obieranie przestaje być już takie złe. Wiemy to, że jak ludzie będą chcieli sobie popsuć humor, to sobie go popsują. Dlatego zmieńmy nastawienie. Dziś jest za oknem piękne słoneczko, leżę sobie na moim wygodnym łóżku, przykryta kocykiem i czytam sobie. Bo nareszcie mam na to czas: nikt ode mnie niczego nie chce, odwołali mi wszystkie spotkania, wyjazdy, nie mam grup ani warsztatów. I fajnie, mam czas, by zająć się moim Wewnętrznym Dzieckiem. I jeszcze chciałam powiedzieć, że czuję się ciepło dopieszczona ze strony moich bliskich i znajomych, którzy a to zrobią mi zakupy, a to przywiozą obiad, a to porozmawiają chwilę. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Dlatego bardzo apeluję do wszystkich: pamiętajmy o innych, także tych, którzy takiego wsparcia nie mają. Moja przyjaciółka opowiedziała mi ze zdumieniem i zachwytem jak jej syn, który najczęściej do ludzi się nie garnie , zrobił „sam z siebie” zakupy starszej sąsiadce.
Katarzyna Miller - psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych. Felietonistka „Zwierciadła” i ekspertka „Sensu”.