1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

„Moja córka żyje nie tak, jak bym chciała” – rzecz o nadopiekuńczych matkach

Nadopiekuńczość to manifestacja matczynych lęków, rozczarowań i poczucia winy. (Fot. iStock)
Nadopiekuńczość to manifestacja matczynych lęków, rozczarowań i poczucia winy. (Fot. iStock)
Rola opiekuna to doskonały pretekst, by nie zajmować się własnymi sprawami. Dlatego matki, które żyją życiem swoich dorosłych dzieci, noszą w sobie dużo rozczarowania światem i sobą. Oto Terapia Jednego Spotkania psychoterapeutki Ewy Klepackiej-Gryz.

Alina zadzwoniła i poprosiła o sesję w sprawie córki. Z góry założyłam, że chodzi o nastolatkę. Dziś myślę, że zaczarował mnie jej głos… był taki podobny do głosu mojej mamy. Chyba poczułam przed nią respekt.

Krok 1. Próbujemy ustalić, kto z czym ma problem

Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że córka Aliny to 35-letnia kobieta. – Rozumiem, że to ty masz problem z córką? – spytałam. – A skąd, to Alusia ma problem – odpowiedziała. – Alusia?! – zdziwiłam się.

Okazało się, że imię Alina nadawane jest wszystkim kobietom w rodzinie ze strony mojej pacjentki. – Drugie imię, które noszą wszystkie kobiety, to Maria, po prapraprababce – z dumą poinformowała mnie Alina. Zapytałam, czy zwraca się do córki „Alusia”. Kiedy potwierdziła, skomentowałam, że Alusia to bardziej trzylatka niż dojrzała kobieta. – Przecież my dobrze wiemy, że dzisiejsze dzieciaki nigdy nie dorastają. – Nie mogłam nie zauważyć tego „my”, które najwyraźniej miało mnie ustawić po właściwej stronie barykady: ja i Alina kontra reszta świata. Bezskutecznie próbowałam jej wyłumaczyć, że o problemach córki mogę rozmawiać tylko z samą zainteresowaną. Ale to była tylko połowa problemu, druga polegała na tym, że ja, terapeutka z niemałym stażem, coraz bardziej wchodziłam w rolę dorosłej córki kontrolującej matki. Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa, gdy Alina mówiła, jaka to Alusia jest niewdzięczna, jak mogła mieć wszystko, a marnuje sobie życie z kretynem, który zrobił jej trójkę dzieci i trzyma w domu jak w więzieniu, a tak w ogóle to wdała się w swojego ojca idiotę…

Patrzyłam na Alinę i widziałam w niej te wszystkie matki, które poświęcają się dla dziecka i rezygnują z własnego życia. Wiedzą lepiej, co jest dla niego najlepsze, nie chcą – a raczej nie potrafią – zaakceptować faktu, że ich dziecko jest już dorosłe. Uciekają się do wszelkich możliwych środków, by sterować synem czy córką. Czasami jest to manipulacja pieniędzmi („Od ust sobie odejmę, a tobie pomogę, ale ty za to…”), innym razem szantaż stanem zdrowia („Ty mnie do grobu wpędzisz”) albo wzbudzanie poczucia winy („Ja przez ciebie…”). A potem nagle zobaczyłam w oczach Aliny lęk, samotność, bezsilność i zagubienie. I w tym momencie wróciłam do roli terapeutki.

Krok 2. Analizujemy czarny scenariusz życia córki, który okazał się scenariuszem życia matki

Jako dzieci obiecujemy sobie, że nigdy nie będziemy żyć tak jak nasi rodzice. Ale kiedy sami zostajemy rodzicami, oczekujemy od dzieci właśnie tego, że będą żyć życiem przez nas zaplanowanym, które na dodatek jest dokładnie takim życiem, jakiego absolutnie nie mieliśmy zamiaru powielać. Wiem, brzmi to nieco skomplikowanie, ale cierpliwości.

Życie Aliny matki okazało się typowym scenariuszem: osiemnastoletnia dziewczyna zaszła w ciążę z żonatym facetem. Dziecko wychowywała samotnie, bez wsparcia własnej matki, która twierdziła, że córka zmarnowała sobie życie i że sama sobie nie poradzi, a ona jej nie pomoże, bo tamta ją zawiodła. – Wiesz, moja matka miała czterech mężów, a ja żadnego – powiedziała Alina. – Już sam ten fakt był dowodem na zmarnowane życie. – To zdanie twojej matki, a ty jak uważasz? – spytałam. – Ja uważam, że mężczyzna to dla kobiety jedynie kłopoty – powiedziała po zastanowieniu. – Poradziłam sobie bez faceta, choć nie było wcale łatwo. Na przykład studia mogłam skończyć dopiero przed czterdziestką, co oczywiście nie podobało się mojej matce. – Co powiedziała? – Że wszystko robię nie wtedy, kiedy trzeba. – To znaczy? – Dziecko urodziłam za wcześnie, studia skończyłam za późno. – Czy usłyszałaś kiedyś od swojej matki, że jest z ciebie dumna? – spytałam, choć zdawałam sobie sprawę, że być może Alina nie jest jeszcze na nie gotowa. – Mówiłam, że to nie ja mam problem, tylko moja córka – odpowiedziała z niezadowoleniem. – A ja mówiłam, że o problemach córki mogę rozmawiać tylko z nią – delikatnie sprawdzałam, czy Alina będzie już gotowa zająć się sobą. – Ty niczego nie rozumiesz – prawie krzyknęła. – Alusia nie poradzi sobie sama. Ona jest taka inna od nas. – Od was, to znaczy od kogo? – spytałam i poczułam, że wreszcie mamy ważny trop.

Krok 3. Odkrywamy słabość i moc żeńskiego rodu

Bardzo staram się być delikatna, żeby nie urazić Aliny. Wiem, że nadopiekuńcze matki naprawdę chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. I że to dzieci powinny dać sygnał do wyfrunięcia z gniazda. Pokazania swoim życiem, że poradzą sobie same, a kiedy będą potrzebowały pomocy, to o nią poproszą.

Trafiają do mnie dorosłe kobiety i dorośli mężczyźni, którzy narzekają na nadopiekuńczych rodziców, ale jednocześnie bez skrupułów biorą od nich pieniądze, podrzucają dzieci na wychowanie, mieszkają w ich mieszkaniu, nie płacą nawet za czynsz. Kiedy rodzic daje – przyjmują bez zastanowienia, ale gdy próbuje ingerować w ich życie – to już gorzej.

Proponuję Alinie, żeby spośród figurek Playmobil wybrała reprezentantów kobiet ze swojej rodziny. Czuję, że tak będzie jej łatwiej odszyfrować rodzinny przekaz. W jednym rzędzie ustawia siebie, swoją matkę, babkę i prababkę. Naprzeciwko, tyłem do rzędu, w pewnym oddaleniu ustawia córkę. Proszę, żeby przyjrzała się uważnie ustawieniu i opisała, co widzi. Ma z tym problem. – Widzę, że twoja córka jest inna niż pozostałe kobiety – próbuję jej pomóc. – Na czym polega ta inność? – Ona jest głupia, za bardzo ufa facetom, choć tyle razy tłumaczyłam jej, że my, kobiety, spokojnie możemy sobie bez nich poradzić.

Okazuje się, że kobiety w jej rodzie albo miały kilku mężów, albo radziły sobie same. Wszystkie miały po jednej córce. A Alusia od lat ma tego samego męża, znają się od podstawówki i tworzą tradycyjną rodzinę. – Ale co to za tradycja?! – wykrzykuje Alina. – Trójka dzieci, ona w domu jak kura domowa. A gdzie ambicje? Gdzie kariera zawodowa? W naszej rodzinie żadna z kobiet nie dała sobie zrobić tylu dzieci. Jedno – proszę bardzo, sama bym jej pomogła wychować, żeby mogła skończyć studia, a nie – tak jak ja – być ze wszystkim sama. – Dlaczego rodzina cię nie wsparła? – pytam. – Chodziło o to, że byłaś za młoda na dziecko? – Nie, matka nawet była zadowolona, pamiętam, że powiedziała, że może dobrze, że mam to już z głowy, że dziecko się wychowa, a ja wrócę na studia. – To o co chodziło? – czuję, że to ważne. – Nie chciała, żebym mówiła mu o dziecku, a kiedy zgodziłam się, żeby płacił alimenty i od czasu do czasu widywał córkę, to się mnie wyparła. – A jak jest teraz? – Kiedy on, w rezultacie bardzo szybko, zrezygnował z widywania się z córką i płacił tylko pieniądze, matka przywróciła nas do łask. – Musiało być ci trudno. – Dlatego chcę zaoszczędzić tego własnemu dziecku.

Która z nas, matek, nie chce zaoszczędzić swojemu dziecku tego, co trudne, bolesne, złe. Tylko te wszystkie „nieszczęścia” to najczęściej nasze trudy, nasze bolesne doświadczenia – i dzieci nie mają z tym nic wspólnego. Nadopiekuńczość i kontrola to manifestacja matczynych lęków, rozczarowań, poczucia winy, a czasami także nutki zazdrości, bo dzieci dopiero wchodzą w życie, świat stoi przed nimi otworem, żyje im się często łatwiej niż nam, podczas gdy my powoli schodzimy z tej areny.

Krok 4. Odkrywamy, że kontrolujące matki to tradycja w rodzinie Aliny

Być może córka Aliny ma za zadanie przeciwstawić się rodzinnemu scenariuszowi, zgodnie z którym kobiety obywają się bez mężczyzn. Mam zamiar powiedzieć o tym Alinie, ale powstrzymuje mnie myśl, że może jest za wcześnie, żeby to zrozumiała.

Stawiam przed nią miskę szklanych kulek i proszę, żeby wybrała sobie kilka, a każda ma symbolizować dar, który dostała w spadku od kobiet z rodziny. Wybiera i nazywa je: siła, odwaga, niezależność, wojna z facetami. Proszę, by dobrze zastanowiła się, które z tych darów chce zachować, bo są dla niej ważne, a które odłożyć z szacunkiem. Odłożenie z szacunkiem brzmi dla niej nierealnie. Czuję, że choć sama jest matką dorosłej córki, trudno byłoby jej się przeciwstawić własnej matce. Zwykle tak bywa, że problem nadopiekuńczości i nadkontroli sięga korzeniami wielu pokoleń. Ale nasza sesja dobiega już końca. Podsumowuję, że dary od rodziny są bardzo cenne, najcenniejszy z nich to dar życia – i to jedyny, za który należy nam się wdzięczność i szacunek naszych dzieci. Z pozostałymi mają prawo zrobić to, co uważają za słuszne. A my musimy to uszanować.

– Myślisz, że kobieta może być szczęśliwa, siedząc w domu z trójką dzieci, w pełni zdana na łaskę męża? – pyta. – Może nie na łaskę, a na troskę wynikającą z miłości – mówię. I dodaję: – Najlepiej będzie, jak spytasz o to córkę. – Ona nieraz mówiła, że jest szczęśliwa, tylko ja jej nie wierzyłam. – Wszystkim nam czasami jest trudno zaakceptować, że ludzie, którzy żyją inaczej niż my, czują się szczęśliwi – mówię i dodaję: – To wymaga ogromnej pokory i zaufania do życia.

To kolejna sesja, która pozostawia we mnie niedosyt. Zadaję sobie pytanie, czy i w jakim stopniu spełniła ona oczekiwania Aliny. Jestem pewna, że coś dostrzegła, coś zrozumiała, jakieś ziarenko zostało w niej zasiane. I taka jest właśnie rola Terapii Jednego Spotkania.

Autoterapia dla nadopiekuńczych matek dorosłych dzieci

Wyobraź sobie, że nagle twoje dziecko zaczyna żyć zgodnie z twoimi oczekiwaniami i nie musisz już doradzać, pilnować, kontrolować. Za to masz mnóstwo wolnego czasu. Co z nim robisz?

  • Na kartce wypisz wszystkie lęki, obawy, niepokoje związane z twoim dzieckiem obecnie i w przeszłości. Zaznacz te, które się zmaterializowały. Ile ich jest?
  • Napisz list do dziecka z intencją, czego najbardziej życzysz mu w życiu. Przeczytaj go i pomyśl, czy twoje życzenia są tożsame z pragnieniami twojego dziecka. Może pokażesz mu ten list i posłuchasz, co ma ci do powiedzenia? Może poprosisz, żeby dziecko napisało podobny list do ciebie?
  • Stań przed lustrem i powiedz na głos: „Jestem wystarczająco dobrą matką. Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby przygotować moje dzieci do dobrego życia. Teraz mam prawo zająć się sobą”. Ćwicz to tak długo, aż w pełni uwierzysz w te słowa. Następnie pomyśl, jak chcesz/ możesz/ masz ochotę zająć się sobą.

Ewa Klepacka-Gryz: psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet; www.terapiavia.com.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze