Zdarzają się rozmowy, których wolelibyśmy nie przeprowadzać. Ale i takie, które bardzo chcielibyśmy odbyć, ale się boimy. Jak się do nich przygotować? Jakich słów użyć a czego nie mówić? – o to wszystko pytamy psycholożkę Katarzynę Miller.
Chciałam porozmawiać o tym… jak rozmawiać. Bo mam wrażenie, że z rozmawianiem jest trochę jak z oddychaniem…
Czyli wszyscy uważają, że rozmawiają…
Tak samo jak wszystkim nam się wydaje, że prawidłowo oddychamy. Do tego usilnie się nas zachęca: rozmawiajcie, przegadujcie. Im więcej, tym lepiej. Czy aby na pewno?
Jeżeli coś jest trudne między ludźmi, to takie rozmawianie i obgadywanie często kończy się obrazą czy poczuciem niezrozumienia, bo nikt nas nie uczy, jak to robić. Na przykład jedna z rzeczy, która jest szalenie prosta, a bardzo rzadko przychodzi ludziom do głowy, to w sytuacji, kiedy ktoś mówi coś, co nas porusza, na chwilę się zatrzymać i zapytać: „Czy ja cię dobrze zrozumiałam?”. Bardzo często interpretujemy coś, co usłyszeliśmy, negatywnie, bo mamy w sobie negatywne oczekiwania i przekonania.
Poza tym jesteśmy bardzo wrażliwi na własnym punkcie. Przydałoby się więc nauczyć, że emocje, które skądinąd są ważne, nie są najlepszymi doradcami podczas rozmowy. Bo rozmowa dotyczy jednak słów, i dobrze by one miały tzw. desygnaty w nas, czyli coś, z czym można coś zrobić. A jeśli się podniecamy, oburzamy, jeśli wiemy lepiej, co ktoś chciał powiedzieć – to nic nam nie zostaje. Oprócz potwierdzenia niesympatycznych podejrzeń. Tymczasem każde podejrzenie najpierw trzeba sprawdzić. „Wiesz co, mam wrażenie, że chcesz mi dokuczyć”. Druga osoba może wtedy – zamiast się obrażać, że stawia się jej taki zarzut, powiedzieć: „Nie, nie chcę ci dokuczyć, jestem trochę na ciebie zła, ale będę się starała tak przedstawiać to, co chcę ci powiedzieć, żebyśmy się dogadały”. Warto też powiedzieć o intencji…
No właśnie, by często intencje są dobre, a to, co wychodzi z naszych ust – już niekoniecznie.
Otóż nie zawsze intencje są dobre. I nie zawsze dobre są słowa. Czasem intencje są dobre, a słowa niewłaściwe. Kiedy intencje i słowa spotykają się w prawdzie i uważności na drugiego człowieka – mamy rzeczywiste porozumienie.
Wpadła mi niedawno w ręce książka „Słucham cię. Jak rozmawiać na trudne tematy” Kathryn Mannix, lekarki specjalizującej się w medycynie paliatywnej i terapeutki poznawczo-behawioralnej. Jej lektura mnie ukoiła i dała mi nadzieję, że możemy się nawzajem wysłuchać i zrozumieć. Mimo że Mannix opisuje też wiele przypadków, w których zarówno intencje, jak i słowa były dobre, ale zabrakło uważności.
Bo w prawdziwej rozmowie liczą się i intencje, i słowa, i kontekst, doświadczenie, ogólne nastawienie do relacji, dojrzałość własna – czyli background emocjonalny i środowiskowy… Zatem: czy jesteś kimś, kto czuje świat, czuje ludzi i ich szanuje. U kogo w domu głęboko i poważnie rozmawiało się na różne tematy, a nie tylko wydawało i przyjmowało komendy.
Rozmowa jest przejawem troski o drugą osobę?
Jest jednym z najważniejszych rodzajów kontaktu z drugim człowiekiem. Oczywiście dotyk jest niesamowicie istotny, ale przecież nie dotykamy się z każdym. Przeważnie wchodzimy ze sobą w kontakt spojrzeniem i słowem. Czasem wysłanym SMS-em.
Słowem można kogoś docenić, „pogłaskać”, ale można go też skarcić, skrzywdzić.
Możemy też mieć z góry nastawienie, że ludzie są podli, świat jest wstrętny, a gdy ktoś mówi mi miłe rzeczy, to na pewno dlatego, że chce mnie zmanipulować. Jest trochę ludzi, którzy mają przykre doświadczenia i bardzo się pilnują, by nie zostać ponownie skrzywdzonymi.
Wiem, o czym mówisz. Każda ich rozmowa jest pojedynkiem, który trzeba wygrać. „Kiedy wreszcie dostanę zamówienie?”, „Ile można czekać?!”…
„Co ty opowiadasz?”, „Tobie to się wydaje, że wszystkie rozumy zjadłeś!”. Tu nie ma żadnej merytorycznej i międzyludzkiej wymiany. Jest tylko warczenie na siebie przy pomocy słów.
To tak naprawdę tylko pozór kontaktu z drugim człowiekiem. A przecież rozmowa może mieć na celu nie tylko uzyskanie informacji czy pomocy. Może być prawdziwą przyjemnością, cudownym przeżyciem, a nawet karmiącym spotkaniem.
Z rozrzewnieniem wspominam takie nocne rozmowy z przyjaciółmi czy znajomymi, w których się sobie zwierzaliśmy, w których wspólnie szukaliśmy odpowiedzi, a czasem coś wymyślaliśmy, tworzyliśmy. To było naprawdę głęboko terapeutyczne, choć wtedy żadne z nas jeszcze terapeutą nie było. Czasem terapeutyczne mogą być dla nas słowa kompletnie obcej osoby – jedno zdanie, ale trafione, w odpowiednim momencie. Ale też nie mam w pogardzie tych codziennych pogadanek podczas załatwiania różnych spraw w sklepie, hotelu czy w kolejce. To też może być miłe i wiele wnoszące spotkanie z drugim człowiekiem.
Ze wspomnianej książki zapamiętałam między innymi, że aby rozmowa była udana, bardzo ważny jest czas i nasze samopoczucie. Kiedy jesteśmy głodni, zmęczeni, źli, niewyspani czy w biegu – na pewno się nie uda. Co dopiero kiedy temat rozmowy jest trudny, bo na przykład mamy komuś coś ważnego do zakomunikowania.
Zawsze mamy prawo powiedzieć: „Teraz nie mam czasu ani przestrzeni na taką rozmowę”. To jest postawienie sprawy bardzo fair.
Zaskoczyło mnie też, że według Kathryn Mannix rozmowy, za które inni są nam naprawdę wdzięczni i które najbardziej im pomagają, to rozmowy, w których mniej mówimy, a częściej słuchamy i umiejętnie zadajemy pytania.
Zadajemy pytania, ale też sprawdzamy, upewniamy się: „Czy na pewno o to ci chodziło?”, „A jakbyśmy trochę inaczej to nazwali, byłoby bardziej trafne?”. Warto zwracać uwagę na niuanse, szczegóły. I – o czym już wspominałam – mówić o intencjach, jakie stoją za naszymi słowami i jakie nam przyświecają. „Muszę ci, moja przyjaciółko, czy mój ukochany, powiedzieć coś, co cię bardzo zaboli, ale jeśli ci tego nie powiem, między nami będzie nieprawda”. Trzeba przygotować drugą osobę na to, co nastąpi. Warto też mówić, jak wiele nas kosztuje, że jakiś temat podejmujemy i że sprawiamy tym komuś ból. „Bardzo się stresuję tym, co mam ci powiedzieć”. Trzeba w życiu przekraczać pewne progi. Zgodnie z zasadą: jeśli się czegoś boję, to właśnie mam to zrobić. Można też poprosić: „Wysłuchaj mnie i zostań z tym trochę. Bardzo cię proszę, nie odpowiadaj od razu, bo odpowiesz w emocjach. Wiem, że to trudne, ale bardzo mi na tym zależy”.
Słowa, które cytujesz, są o wiele lepszym początkiem niż to słynne „musimy porozmawiać”.
„Musimy porozmawiać” jest najgorszym wytrychem, jaki znam. Aż mi włosy na karku stają, gdy słyszę te słowa. One nie przygotują drugiej osoby, raczej ją wystraszą.
Przygotowaniem może być zaproponowanie drugiej osobie tego, by wybrała czas i miejsce takiej rozmowy. „Bardzo chcę porozmawiać z tobą o tej sprawie. Powiedz, czy wolisz, żebyśmy spotkały się w domu czy na mieście? Po kinie czy przed? A może potem, w ramach pocieszenia, pójdziemy na ciastko?”. To jedna ze wskazówek Kathryn Mannix.
Czyli ta rozmowa odbędzie się, ale na twoich warunkach. Podoba mi się takie postawienie sprawy, podoba mi się też myśl o nagrodzie czy pocieszeniu. Trudne rozmowy naprawdę można – i warto – zaplanować. A gdy się przeprowadzi taką mądrą rozmowę, z wzajemnym słuchaniem, to spada nam wielki ciężar z piersi. I od razu robi się lepszy nastrój. Pojawia się wzrost zaufania, większa bliskość i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego często mówię do moich klientek: „Kochanie, ma cię zaboleć. Jak nie poczujesz bólu w tym momencie, zapomnisz o tym, zostawisz to. Jeżeli nie chcesz, żeby cię bolało, to powiedz, że to za wcześnie i nie będziemy tego teraz poruszać. Jednak bez pewnego dyskomfortu nie uleczy się, nie oczyści się czegoś naprawdę dużego. Ale ten dyskomfort jest opakowany w troskę, obłożony nią niczym folią bąbelkową”.
Podczas takich trudnych i poważnych rozmów warto powstrzymać się przed ocenami, przed dawaniem rad, ale i przed mówieniem: „Oj, nie płacz już”, „I po co się tak denerwujesz?”.
Właśnie! Jeśli widzimy, że ktoś zaczyna płakać, podajmy mu chusteczki, powiedzmy: „Jestem przy tobie, płacz do woli”. Jeśli widzimy, że ktoś robi się zdenerwowany czy przejęty – spytajmy, czy może chce zrobić sobie przerwę, napić się herbaty.
Kathryn Mannix przestrzega przed pocieszaniem innych osób w żałobie czy smutku za pomocą słów wytrychów. Nazywa je „przynajmniejami”. „Przynajmniej już nie cierpi”, „Przynajmniej już wiesz”…
Lepiej i mądrzej jest powiedzieć: „Na pewno będzie ci teraz przez jakiś czas trudno. Jak ci mogę pomóc? Może coś ci ugotuję? Zrobię zakupy?”.
W trudnych rozmowach muszą być też chwile milczenia, nie ma się co ich bać.
Milczenie to największy sprawdzian dla relacji. Jeżeli z kimś milczysz, i to milczenie was nie obciąża, nie irytuje, nie zastanawia – to znaczy, że się ze sobą dobrze czujecie, ufacie sobie i umiecie już razem być.
No i ważne jest też autentyczne zaciekawienie. Ono chroni przed zbyt pochopną oceną.
Niestety zaciekawienie bywa też narzędziem manipulacji. Niektórzy dziennikarze wykorzystują je w swojej pracy z lubością. „A proszę mi powiedzieć…”, „Jestem bardzo ciekawy, czy…”.
A są tematy, których lepiej nie poruszać w rozmowie?
Na pewno w niektórych towarzyskich sytuacjach nie należy poruszać tematów politycznych. A w bliskich relacjach? Jeżeli wiemy, że ktoś nie lubi rozmawiać na jakiś temat, to też go nie poruszajmy. Po prostu. Przy prawdziwych przyjaciołach człowiek nie czuje się zmuszony do wyjawiania swoich sekretów ani przekraczania granic, których nie chce przekroczyć. Nie musimy o wszystkim rozmawiać, żeby czuć się ze sobą blisko.
Katarzyna Miller, psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi” czy „Daj się pokochać, dziewczyno” (Wydawnictwo Zwierciadło).