„Stresów ciężko jest unikać, to żadne odkrycie, ale można zrobić coś innego – wzmocnić siebie po to, by ograniczyć ich zły wpływ na nasze zdrowie. Chodzi o nabycie czegoś, co nazywane jest kompetencją emocjonalną” – mówi Gabor Maté, kanadyjski lekarz węgierskiego pochodzenia, autor książki „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu”.
Związek między stresem a chorobą
„Zrobiono mi transfuzję krwi, ale tuż przed wypisem znów zaczęłam krwawić. Tym razem doszło do wstrząsu i trafiłam na oddział intensywnej terapii. Gdy go opuściłam, próbowałam jakoś się pozbierać. Zdałam sobie sprawę, że raczej nie chcę wracać do domu i swojego małżeństwa. Nie rozumiałam, czemu krwawię za każdym razem, gdy nadchodzi czas wyjścia ze szpitala” – opowiada Martha, jedna z wielu bohaterek książki „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu” napisanej przez Gabora Maté, kanadyjskiego lekarza węgierskiego pochodzenia.
Autor pyta swoją bohaterkę, czy ktokolwiek zasugerował jej istnienie związku między jej stresami a chorobą.
„Nie. Żaden lekarz nigdy mi czegoś takiego nie powiedział. Ale w Mayo dali mi do wypełnienia ciekawy kwestionariusz. Jedno z pytań brzmiało: »Czy w ciągu ostatniego roku zdarzyło się lub wciąż dzieje się coś ważnego?«. Pamiętam, że kiedy je przeczytałam, pomyślałam sobie: »O rany, po raz pierwszy ktoś naprawdę zainteresował się tym, jak wygląda moje życie«. To było dla mnie ważne” – opowiada lekarzowi. Martha cierpi na chorobę Leśniowskiego–Crohna, przewlekłe zapalenie jelit. Dlaczego?
To pytanie, które bardzo często wracało do Gabora Maté podczas wielu lat pracy ze swoimi pacjentami. Pacjentami chorującym na najróżniejsze choroby. By spróbować na nie odpowiedzieć, napisał książkę, która stała się bestsellerem na całym świecie. Maté udowadnia w niej, że tzw. nerwowy styl życia może stać się przyczyną wielu chorób cywilizacyjnych, m.in. niewydolności serca, zespołu jelita drażliwego, stwardnienia rozsianego, a nawet cukrzycy czy nowotworów!
Rozdzielenie tego, co nierozerwalne
„Ludzie zawsze intuicyjnie czuli, że ciało i umysł są niepodzielne. Współcześnie doszło jednak do niefortunnego rozłamu między tym, co podpowiada nam organizm, a tym, co umysł uważa za prawdę. Ku własnej zgubie zwykle kierujemy się drugim z tych dwóch źródeł informacji” – pisze Maté. I dodaje, że im bardziej wyspecjalizowani stają się lekarze, tym więcej wiedzą o konkretnej części ciała lub narządzie, a zarazem tym mniej rozumieją istotę ludzką, w ciele której znajduje się przedmiot ich zainteresowania. „Pacjenci, z którymi przeprowadziłem wywiady na potrzeby niniejszej publikacji, niemal jednogłośnie twierdzili, że ani opiekujący się nimi specjaliści, ani lekarze rodzinni nie zachęcali ich do wyjawienia osobistej i subiektywnej natury ich życia. W większości swych kontaktów ze środowiskiem medycznym odnosili raczej wrażenie, że dialog tego rodzaju uważany jest za zbędny. Rozmawiając z moimi kolegami specjalistami na temat tych samych pacjentów, doszedłem do wniosku, że nawet po wielu latach opieki i terapii lekarz może prawie nie znać szczegółów życia chorego ani jego doświadczeń wykraczających poza wąskie granice leczonej przypadłości” – tłumaczy autor.
Według Maté podnieśliśmy współczesną naukę do rangi ostatecznego arbitra naszych cierpień i zdecydowanie zbyt pochopnie odrzuciliśmy mądrość poprzednich epok. Lekarz powołuje się na Noela B. Hershfielda, profesora medycyny klinicznej na Uniwersytecie w Calgary, który napisał: „Nowa dyscyplina wiedzy, psychoneuroimmunologia, dojrzała do punktu, w którym pojawiły się zebrane przez naukowców z różnych dziedzin przekonujące dowody na istnienie bliskich związków między mózgiem a układem odpornościowym […]. Konstrukcja emocjonalna jednostki oraz jej reakcja na ciągły stres rzeczywiście mogą stanowić przyczynę wielu chorób, które medycyna leczy, nie znając jednak jeszcze ich etiologii – takich jak twardzina układowa, ogromna większość chorób reumatycznych, nieswoiste zapalenie jelit, cukrzyca, stwardnienie rozsiane i wiele innych schorzeń znanych każdej medycznej specjalizacji […]”.
Słabość studenta i samotnika
Aktywność ludzkiego układu odpornościowego nie jest oderwana od naszych codziennych doświadczeń, przekonuje Maté. „Wykazano na przykład, że mechanizmy obronne, które u zdrowych młodych ludzi działają sprawnie w zwykłych okolicznościach, słabną w wyniku presji, jaka pojawia się w czasie sesji egzaminacyjnych. Stwierdzono, że jeszcze większy wpływ na przyszłe zdrowie i dobrostan wywiera samotność – u najbardziej wyalienowanych studentów największego uszczerbku doznała sprawność układu immunologicznego. Na podobnej zasadzie izolacja została skojarzona ze zmniejszoną aktywnością tego układu u pacjentów hospitalizowanych ze względów psychiatrycznych. Fakty te należałoby wziąć pod uwagę, nawet gdyby nie istniały żadne inne dowody naukowe na długoterminowe skutki chronicznego stresu – choć jest ich wiele. Presja towarzysząca egzaminom jest oczywista i krótkotrwała, jednak wielu ludzi nieświadomie prowadzi życie w taki sposób, jakby nieustannie znajdowali się pod okiem potężnego, osądzającego ich egzaminatora, którego należy za wszelką cenę zadowolić. Wielu z nas, nawet jeśli nie doświadcza samotności, trwa w emocjonalnie dysfunkcyjnych związkach, w których nasze najważniejsze potrzeby nie są dostrzegane lub szanowane. Wyobcowanie i stres rzutują także na dobrostan osób przekonanych, że ich życie jest całkowicie satysfakcjonujące”.
Stres równa się choroba
Stres stanowi skomplikowaną kaskadę fizycznych i biochemicznych reakcji na silne bodźce emocjonalne, tłumaczy kanadyjski lekarz. „W ujęciu fizjologicznym emocje mają charakter impulsów elektrycznych, chemicznych i hormonalnych w układzie nerwowym człowieka. Wpływają one – przy czym zależność ta jest dwukierunkowa – na funkcjonowanie głównych organów, spójność układu odpornościowego oraz działanie wielu krążących w organizmie substancji biologicznych, odgrywających istotne role w regulowaniu jego stanu fizycznego”. Tłumienie emocji, wyparcie, czyli to, co robi na co dzień wielu z nas, skutkuje niestety rozbrojeniem mechanizmów chroniących nasz organizm przed chorobą, dezorganizuje i dezorientuje fizjologiczne mechanizmy obronne do tego stopnia, że u niektórych osób zaczynają one szwankować i zamiast stać na straży zdrowia, stają się jego niszczycielami…
„Relacje między umysłem a ciałem należy dostrzegać w celu zrozumienia nie tylko choroby, lecz także zdrowia”, tłumaczy Maté . „Doktor Robert Maunder z wydziału psychiatrii na Uniwersytecie w Toronto pisał o roli komunikacji umysł – ciało w czasie choroby. »Próba zrozumienia i rozwiązania problemu stresu daje większe szanse na zdrowie niż ignorowanie go« – powiedział mi w wywiadzie. W przebiegu terapii każda informacja, każda cząstka prawdy mogą mieć niebagatelne znaczenie. Jeśli istnieje związek między emocjami a fizjologią, przemilczenie tego faktu pozbawia pacjenta potężnej broni do walki z chorobą. W tym miejscu docieramy do problemu nieadekwatności języka. Samo rozprawianie o powiązaniach między umysłem a ciałem każe sądzić, że są to dwa odrębne, jedynie w jakimś zakresie współpracujące byty. W rzeczywistości takie rozgraniczenie nie istnieje; nie ma ciała, które nie byłoby umysłem, i nie ma umysłu, który nie byłby ciałem. Niektórzy sugerują wprowadzenie terminu »mindbody« (umysł – ciało), który lepiej oddaje prawdziwy stan rzeczy” – przekonuje autor. I od razu uprzedza, że pokazując, że wyparcie stanowi główną przyczynę stresu i jest istotnym czynnikiem chorobotwórczym, nie wytyka nikogo palcem za „rozchorowanie się na własną prośbę”. Nie, jego celem jest szerzenie wiedzy i rozpowszechnianie informacji o możliwościach leczenia, a nie przysparzanie winy i wstydu, które w naszej kulturze, według Maté, panoszą się aż zanadto.
Geneza zawsze jest ta sama
„»Stres nie wywołuje stwardnienia rozsianego – informuje pacjentów broszura wydana niedawno przez klinikę stwardnienia rozsianego na Uniwersytecie w Toronto – choć chorym zaleca się jego unikanie«. Przytoczone stwierdzenie jest mylące”, tłumaczy Maté. „To oczywiste, że stres nie powoduje stwardnienia rozsianego – żaden pojedynczy czynnik za to nie odpowiada. Wystąpienie choroby bez wątpienia zależy od kilku współistniejących okoliczności. Ale czy prawdziwa jest teoria mówiąca, że stres w dużym stopniu się do niej nie przyczynia?” – zastanawia się lekarz. Badania naukowe oraz życie osób, którym się przyjrzał, pisząc książkę, zdecydowanie sugerują, że ma on istotne znaczenie. I dotyczy to wielu chorób…
Pacjentki z nowotworami piersi często skarżą się, że lekarze nie przejawiają żadnego zainteresowania ich osobistymi przeżyciami ani otoczeniem społecznym i emocjonalnym – pisze Maté. Kobiety podejrzewające istnienie silnej zależności między stresem a rakiem piersi mają po swojej stronie naukę i badania kliniczne. Żaden inny typ nowotworu nie został tak wnikliwie zbadany pod kątem potencjalnych biologicznych powiązań psychiki z rozwojem choroby. Bogaty materiał dowodowy, jakiego dostarczają badania na zwierzętach oraz ludzkie historie, potwierdza wyrażane przez pacjentów onkologicznych przypuszczenia, że stres emocjonalny w dużej mierze przyczynia się do powstawania nowotworu piersi.
„Wyniki badań od dziesięcioleci pokazują, że kobiety są bardziej podatne na nowotwór piersi, jeśli w dzieciństwie istniał emocjonalny dystans między nimi a rodzicami lub pojawiały się inne zaburzenia w procesie wychowania; jeżeli mają tendencję do wypierania emocji, zwłaszcza gniewu; jeśli w dorosłym życiu odczuwają niedobór więzi społecznych i są osobami altruistycznymi, które w kompulsywny sposób opiekują się innymi. Podczas pewnego eksperymentu psychologowie rozmawiali z pacjentkami przyjętymi do szpitala na biopsję piersi, nie znając wyników badania patomorfologicznego. Okazało się, że byli w stanie przewidzieć obecność nowotworu nawet w 94 procentach przypadków, biorąc pod uwagę wyłącznie wymienione wyżej czynniki”, zaskakuje nas autor.
Kanadyjczyk przytacza także badania przeprowadzone w amerykańskim Narodowym Instytucie Onkologicznym, które dowiodły, że komórki NK – naturalni zabójcy, wykazują wyższy poziom aktywności u tych pacjentek z nowotworem piersi, które potrafią wyrażać gniew, są zdolne do przyjmowania postawy bojowej i mają większe wsparcie społeczne. Naturalni zabójcy atakują komórki nowotworowe i są w stanie je zniszczyć. U kobiet przejawiających wymienione cechy tempo rozprzestrzeniania się raka piersi okazało się znacznie wolniejsze w porównaniu z rozwojem choroby u tych, które wykazywały mniej asertywne nastawienie lub miały słabsze więzi społeczne. Naukowcy stwierdzili, że czynniki emocjonalne i zaangażowanie społeczne są dla przeżycia istotniejsze niż sam stopień zaawansowania choroby, pisze Maté.
Pewnie każdy z nas słyszał o schorzeniu nazwanym zespołem jelita drażliwego… Osoby chorujące cierpią na potworne bóle brzucha, a także biegunki i zaparcia. Z takimi osobami Gabor Maté także rozmawiał. Nie zdziwią nas ich historie. Znowu to samo: stres, tłumiony gniew…
„Doktor Douglas Drossman jest światowej sławy gastroenterologiem oraz profesorem medycyny i psychiatrii na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill. Pełni też funkcję zastępcy redaktora oficjalnego czasopisma Amerykańskiego Towarzystwa Gastroenterologicznego. Doktor Drossman przychyla się do postrzegania chorób jelit jako przejawów nie tylko zaburzeń fizjologicznych, lecz także stresującego życia. W 1998 roku napisał na ten temat przełomowy artykuł. „Analiza doniesień klinicznych, oceny dostępnej literatury naukowej oraz własnego doświadczenia pozwala mi sądzić, że istnieją przynajmniej pośrednie dowody na to, że czynniki psychospołeczne mają wpływ na podatność na [tego rodzaju] choroby oraz ich nasilenie. Za najbardziej prawdopodobny sposób połączenia tych zjawisk uważam szlaki psychoimmunologiczne”, przywołuje w swojej książce Maté.
Przywołuje też badanie przeprowadzone w Karolinie Północnej – stwierdzono w nim, że większość kobiet cierpiących na zespół jelita drażliwego jest ofiarami przemocy, a także okazało się, że tylko w 17 procentach przypadków lekarz był świadomy traumatycznych przeżyć pacjentki. Maté podkreśla po raz kolejny, że wykluczenie ludzkich doświadczeń z medycznego podejścia do choroby pozbawia lekarzy potężnych narzędzi terapeutycznych i sprawia, że chętniej uciekają się oni do najnowszych cudów farmakologicznych. Świadczy o tym otrzeźwiający przykład medykamentu, niedawno ogłoszonego jako „cudowny lek” na zespół jelita drażliwego. Czy jest potrzebny…?
Magda, nowojorska lekarka i jednocześnie bohaterka książki, uporała się z dotkliwymi bólami brzucha dzięki psychoterapii, w trakcie której przepracowała problem tłumionego gniewu. Ponadto zmieniła pracę na lepiej odpowiadającą jej charakterowi i zainteresowaniom. Fiona – inna bohaterka książki – postanowiła wziąć sobie do serca przestrogi, jakie dawał jej ból brzucha. Uświadomiwszy sobie, że mąż nie zamierza walczyć z nałogiem, odeszła. Wraz z dwojgiem dzieci przeprowadziła się do innego miasta i wniosła pozew o rozwód. Już nie odczuwa bólu.
A teraz kilka zdań o chorobie Alzheimera… Otóż, wyparcie emocji stanowiło wspólny mianownik historii życia wszystkich pacjentów z chorobą Alzheimera, którymi Gabor Maté zajmował się podczas wieloletniej praktyki lekarskiej. Rozmawiał także z kilkoma dorosłymi osobami, które obecnie opiekują się cierpiącymi na nią rodzicami w podeszłym wieku. Opowiadając o życiu rodziców, wszyscy podkreślali fakt utraty kogoś bliskiego bądź deprywacji emocjonalnej w latach młodzieńczych…
7 zasad zdrowienia według Maté
Stresów ciężko jest unikać, to żadne odkrycie, ale można zrobić coś innego – wzmocnić siebie po to, by ograniczyć ich zły wpływ na nasze zdrowie. Chodzi o nabycie czegoś, co nazywane jest kompetencją emocjonalną. Ta wewnętrzna podstawa – jak pisze Maté – niezbędna jest do unikania niepotrzebnych stresów, mierzenia się z tymi nieuchronnymi, a także przyspieszenia procesów zdrowienia. Niewiele osób wchodzi w dorosłość z choćby niepełną kompetencją emocjonalną, pisze autor. Jednak dostrzeżenie deficytów w tym obszarze nie powinno być powodem do samokrytyki, lecz zachętą do rozwoju i wewnętrznej metamorfozy. Postępowanie zgodne z siedmioma zasadami zdrowienia sprzyja rozwojowi kompetencji emocjonalnej.
1. Akceptacja
Akceptacja oznacza po prostu gotowość do poznawania stanu rzeczy i godzenia się z nim. Obejmuje odwagę, która pozwala negatywnemu myśleniu wpływać na nasze rozumowanie, a zarazem nie dopuszcza do tego, by określało ono nastawienie względem przyszłości. Akceptacja nie wymaga przyjmowania zrezygnowanej postawy wobec niepokojących nas okoliczności, lecz obliguje do postrzegania spraw dokładnie takimi, jakimi są w rzeczywistości, zamiast negowania ich. Stanowi sprzeciw względem głęboko zakorzenionego przekonania, że nie zasługujemy na to – albo nie jesteśmy wystarczająco „dobrzy” – aby być kompletną całością, rozumianą jako pełnia zdrowia.
Akceptacja to również cechująca się wyrozumiałością relacja z samym sobą. Oznacza ona odrzucenie podwójnych standardów, które – jak zostało to kilkakrotnie pokazane – aż nazbyt często pojawiają się w naszych kontaktach ze światem.
Wyrozumiała uwaga względem samego siebie nie oznacza automatycznego lubienia wszystkiego, a jedynie przyglądanie się sobie z taką samą nieoceniającą akceptacją, na jaką chcielibyśmy umieć się zdobyć w odniesieniu do każdej innej osoby, która cierpi i potrzebuje pomocy, pisze Gabor Maté.
2. Świadomość
Każdy, kto chce się wyleczyć – lub zachować zdrowie – musi odzyskać utraconą zdolność do emocjonalnego rozpoznawania prawdy. Świadomość oznacza również rozpoznawanie oznak stresu we własnym organizmie oraz rozumienie komunikatów przekazywanych przez ciało w sytuacji, gdy umysł przeoczył wskazówki.
W książce „Stres życia” Hans Selye zamieścił zestawienie fizjologicznych sygnałów zagrożenia. Wymienił w nim objawy fizyczne: takie jak mocne bicie serca, zmęczenie, pocenie się, częste oddawanie moczu, bóle głowy i pleców, biegunka i suchość w ustach; psychiczne: jak napięcie emocjonalne lub nadmierna czujność, niepokój, utrata radości życia; oraz behawioralne: jak przesadna impulsywność, drażliwość i skłonność do niewspółmiernie silnych reakcji. Możemy nauczyć się odczytywać takie sygnały, uznając je nie tylko za problemy do przezwyciężenia, lecz także za komunikaty, które warto wziąć pod uwagę, tłumaczy Kanadyjczyk.
3. Gniew
Nie chodzi jedynie o to, że tłumienie gniewu predysponuje do choroby; wykazano również, że wyrażanie go sprzyja powrotowi do zdrowia lub przynajmniej przedłuża życie. Chorzy na raka, którzy potrafili rozgniewać się na swoich lekarzy, żyli dłużej niż spokojniejsi pacjenci. Doświadczenia na zwierzętach pokazały, że wyrażanie gniewu jest pod względem fizjologicznym mniej stresujące niż jego tłumienie. U szczurów walczących z innymi podczas pobytu we wspólnej klatce guzy nowotworowe rosły wolniej niż u osobników bardziej uległych, pisze autor.
4. Autonomia
Choroba nie tylko ma swoją historię, lecz także jakąś historię opowiada. Stanowi kulminację trwającej całe życie walki człowieka o samego siebie.
Z uproszczonego biologicznego punktu widzenia mogłoby się wydawać, że ostatecznym dążeniem natury powinno być fizyczne przetrwanie organizmu. Okazuje się jednak, że jej wyższym celem jest istnienie autonomicznej, samoregulującej się psychiki. Umysł i duch potrafią przetrwać nawet ciężki uszczerbek na ciele, ale uszczerbek na integralności i wolności psychicznej – jak pokazują niezliczone przykłady – sprawia, że ciało zaczyna zawodzić.
Ludzie cierpią z powodu zatarcia swoich granic. W ostatecznym rozrachunku choroba jest zatem kwestią granic. Autonomia polega na rozwijaniu naszego wewnętrznego centrum kontroli, podpowiada Gabor Maté.
5. Więź
Więź stanowi ogniwo spajające nas ze światem. W najwcześniej stworzonych więziach zyskujemy lub tracimy zdolność do otwartości, troszczenia się o samego siebie i utrzymywania zdrowia; uczymy się doświadczać gniewu bądź bać się go i poskramiać. W tych wczesnych relacjach rozwija się lub obumiera nasze poczucie autonomii. Więź jest także niezbędna w procesie zdrowienia. Z wielu badań wynika, że najbardziej narażeni na choroby są ludzie samotni, pozbawieni kontaktów społecznych. Rokowania u osób cieszących się prawdziwym wsparciem emocjonalnym są lepsze bez względu na rodzaj choroby, podpowiada lekarz.
6. Asertywność
Oprócz akceptacji i świadomości, oprócz doświadczania gniewu i rozwijania autonomii, obok poszanowania zdolności do tworzenia więzi i świadomego poszukiwania kontaktu z ludźmi istnieje także asertywność: składana sobie i światu deklaracja mówiąca, że jesteśmy oraz jesteśmy tacy, jacy jesteśmy.
Asertywność można zatem uznać za całkowite przeciwieństwo działania, nie tylko w wąskim znaczeniu odmowy zrobienia czegoś, czego zrobić nie chcemy, lecz także w rozumieniu rezygnacji z samej potrzeby działania – to kolejna wskazówka, którą przekazuje Gabor Maté.
7. Afirmacja
Wielu ludzi pracuje nad sobą w aspekcie psychologicznym, nie otwierając się przy tym na własne potrzeby duchowe. Inni z kolei dążą do uzdrowienia, idąc tylko drogą duchową – w poszukiwaniu Boga lub uniwersalnego Bytu – nie zdając sobie sprawy z wagi poszukiwania i rozwijania samego siebie. Zdrowie opiera się na trzech filarach: ciele, psychice i duchowym połączeniu. Ignorowanie dowolnego z nich przyczynia się do zaburzenia równowagi i rozwoju choroby. To ostatnia wskazówka od kanadyjskiego lekarza…
Fragmenty pochodzą z książki „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu”, autor Gabor Maté, Wydawnictwo Czarna Owca