1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Uzależnienie rodzi się z cierpienia” – mówi psycholożka Sonia Ziemba-Domańska

„Uzależnienie rodzi się z cierpienia” – mówi psycholożka Sonia Ziemba-Domańska

Uzależnienie to proces – początkiem może być zaburzenie harmonii czy stabilizacji uczuciowo-emocjonalnej, do którego dochodzi mnogość bodźców, z którą nigdy wcześniej jako ludzkość nie mieliśmy do czynienia. (Ilustracja: iStock)
Uzależnienie to proces – początkiem może być zaburzenie harmonii czy stabilizacji uczuciowo-emocjonalnej, do którego dochodzi mnogość bodźców, z którą nigdy wcześniej jako ludzkość nie mieliśmy do czynienia. (Ilustracja: iStock)
Młodym ludziom, którzy rozwijają dopiero umiejętność zdrowego regulowania emocji, łatwiej niż dorosłym popaść w uzależnienie. Na pozór prosto ich przed tym uchronić: wystarczy być blisko i wskazywać różne rozwiązania problemów. Zatem dlaczego to takie skomplikowane?

Co w przypadku młodych ludzi jest pierwsze w układzie: uzależnienie – problemy ze zdrowiem psychicznym? Na ile uzależnienia są wyrazem trudności psychicznych, które oni już odczuwają, a na ile do tych trudności prowadzą?
Uważam, że uzależnienia są przede wszystkim objawem tego, że coś niedobrego dzieje się w środowisku naturalnym, domowym albo szkolnym. Nawet jeśli wszystko wydaje się w porządku, to pod tą kolorową, lukrowaną powierzchnią coś się psuje. Oczywiście można mówić o pewnego rodzaju predyspozycjach biologicznych, ale w zależności od warunków funkcjonowania one ujawniają się albo nie.

Uzależnienie to proces – początkiem może być zaburzenie harmonii czy stabilizacji uczuciowo-emocjonalnej, do którego dochodzi mnogość bodźców, z którą to mnogością nigdy wcześniej jako ludzkość nie mieliśmy do czynienia. Problem uzależnień wzmogła dodatkowo pandemia, która z dnia na dzień zmusiła nas do wycofania się, a przynajmniej dużego ograniczenia relacji społecznych.

Przyznam, że byłam już trochę zmęczona składaniem wszystkiego na karb pandemii, ale dotarło do mnie, że naprawdę pewne rzeczy zmieniły się trwale. I nawet nie mam na myśli samych zmian w stylu pracy, edukacji, usługach medycznych – ale doświadczenie nieprzewidywalności, którego skutków nie sposób wymazać.
Mówimy teraz o perspektywie dorosłych, a w przypadku młodych chodzi również o zaburzenie naturalnego procesu rozwoju. Z dnia na dzień zostali oderwani od swojej grupy, pozbawieni spotkań, zamknięci w domu. Przestali chodzić do szkoły, nie musieli specjalnie się ubierać, myć rano – wystarczyło wstać kilka minut przed lekcją i założyć cokolwiek, żeby usiąść przed komputerem. Zapanowała nuda, w której nie było nawet okazji do wykazania się kreatywnością. Większość dorosłych była zalękniona wizją utraty pracy czy trafienia do szpitala. Pandemia strachu, podważenie jednej z naszych podstawowych potrzeb, czyli potrzeby bezpieczeństwa – nie stwarzała atmosfery do prawidłowego rozwoju. Poza tym przebywanie ze sobą przez całą dobę – nawet jeśli relacje w rodzinie są dobre – sprzyja konfliktom, napięciom. A skoro młodzież nie mogła spotykać się z rówieśnikami, żeby się wygadać, to tym bardziej szukała sposobów rozładowania w Internecie.

Jest jeszcze jeden aspekt, a mianowicie dziś mówi się o tzw. osobowości nałogowej. Nieżyjący już prof. Jerzy Mellibruda, który specjalizował się w problematyce uzależnień, pisał, że osobowość nałogowa zastępuje osobowość narcystyczną. Nie umiemy regulować emocji, nie mamy z kim porozmawiać, więc szukamy odskoczni od smutku, rozczarowania, poczucia osamotnienia, pośpiechu, nadmiaru impulsów… I kiedy znajdujemy rozwiązanie, które pozwala nam złapać oddech, odciąć się od codzienności, to do niego wracamy. To uniwersalny mechanizm uzależnienia – i dla młodych, i dla dojrzałych osób.

Długo panowała opinia, że dzieci nie chorują na depresję. Dziś już wiemy, że to nieprawda. A czy jest jakaś dolna granica wieku chroniąca przed popadnięciem w uzależnienia?
Nie, można wręcz powiedzieć, że w pewien sposób małe dziecko jest uzależnione od opieki rodzicielskiej… Oczywiście są takie momenty w życiu: przełomowe albo kryzysowe, kiedy ryzyko jest wyższe, ale nikt nie jest do końca bezpieczny. Trzeba być bardzo uważnym na cienką granicę, za którą może się ono pojawić. W przypadku uzależnień od substancji przebiega to trochę inaczej, ale w przypadku uzależnień od zachowań może być tak, że ryzykowne staną się nasze zainteresowania, pasje. Jeśli zauważymy, że pewien obszar życia odbywa się kosztem innych – może to być nawet uprawianie sportu, chodzenie na siłownię – jest to bardzo newralgiczny moment. Warto być uważnym na wszelkie „poprawiacze nastroju” – czyli to, co robię, kiedy jestem zła, napięta, smutna, bo być może reguluję emocje w sposób, który zmierza w stronę uzależnienia.

Jak działają te poprawiacze nastroju?
One karmią układ nagrody w mózgu; odczuwamy szczęście, i kiedy czujemy się gorzej, to aż nas skręca, żeby oddać się tej określonej czynności, choćby zakupom czy grze. Takie ryzykowne zachowania możemy zauważyć sami; czasem ktoś inny zwróci nam uwagę, że może przesadzamy, bo na przykład chodzimy na siłownię dwa razy dziennie.

Proszę opisać, jak przebiega sam proces uzależnienia.
Kompletny proces obejmuje cztery fazy, z których pierwsza, wstępna, to ten moment, kiedy coś zaczyna nam sprawiać olbrzymią przyjemność i korzystamy z tego do regulacji emocji. Wspomniany układ nagrody stymuluje produkcję dopaminy – nazywanej neuroprzekaźnikiem wzmocnienia – która sprawia, że bardziej nam się chce.

Weźmy przykład sportu, od którego też przecież można się uzależnić – zatem dopamina motywuje: ćwiczymy bardziej intensywnie, coś nam wychodzi, coś robimy lepiej, jesteśmy bardziej rozciągnięci, biegamy szybciej – jest widoczny efekt. Poza tym mamy dodatkową nagrodę, bo lepiej wyglądamy – ktoś nas komplementuje – przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek „kary”, bo myślimy sobie: co może się stać, jeśli poćwiczę więcej? W końcu dochodzi do rozregulowania neuroprzekaźników: mózg chce więcej dopaminy, uzależnia się, a nam się wydaje, że nadal panujemy nad wszystkim, bo działa mechanizm iluzji i zaprzeczeń, a efekty uboczne są nie aż tak poważne. Najwyżej się spóźnimy, bo trzeba zrobić pełen trening czy kupujemy więcej ubrań sportowych…

W takiej pozornie niewinnej formie może to trwać nawet kilka lat, aż ta jedna sfera życia zaczyna dominować inne. I tu rozpoczyna się faza druga, gdy na przykład wolimy poćwiczyć zamiast wyjść z przyjaciółmi, zaczynamy ukrywać przed bliskimi, że idziemy na trening – aktywnie szukamy możliwości dostarczenia sobie określonych bodźców. Ten etap również trwa jakiś czas i nadal możemy postrzegać konkretne zajęcie wyłącznie jako hobby. Wreszcie ścieżki – zwłaszcza dopaminy i noradrenaliny – są na tyle rozbudzone, że pojawia się przymus wprost fizjologiczny. Pozostając przy sporcie – czujemy, że jeśli nie pójdziemy pobiegać, poćwiczyć – eksplodujemy. To ten sam mechanizm bezradności jak w przypadku uzależnienia od alkoholu, leków czy narkotyków: poczucie, że muszę! Pojawia się złość, coraz większe zaniedbywanie codziennego funkcjonowania, obwinianie innych. Mogą wystąpić myśli samobójcze. I to jest trzecia faza, krytyczna.

Jako ostatnia występuje faza przewlekła, wtedy potrzebne jest leczenie. Narastają problemy psychiczne, może dojść do depresji, epizodów depresyjnych, stanów lękowych, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, choćby samookaleczeń. Mogą także pojawić się dodatkowe uzależnienia, bo one niestety lubią chodzić parami czy trójkami. W przypadku sportu otrzeźwienie przychodzi bardzo brutalnie, na przykład w postaci nagłej wizyty w szpitalu, bo organizm w końcu się odzywa.

Skutki, o których pani mówi, kojarzą się nam przede wszystkim z uzależnieniami chemicznymi; to, że podobnie działają uzależnienia behawioralne, nadal mnie zdumiewa.
Ale tak jest, weźmy choćby przykład zakupoholizmu, gdy dana osoba może ukrywać worki ubrań w piwnicy, zapożyczać się, by dalej kupować – a to wszystko dlatego, że nie potrafi w inny sposób regulować swoich emocji, komunikować się z bliskimi, nie czuje się bezpiecznie.

Uważam, że uzależnienie bierze się zawsze z jakiegoś deficytu, nieumiejętności zaspokajania potrzeb psychicznych w środowisku rodzinnym. Stoi za nim wielkie cierpienie, z którym staramy się sobie radzić jak najdłużej, aż w końcu nie dajemy rady… Szukamy jakiegoś rozwiązania, które przyniesie nam ulgę, a z czasem musimy coś robić częściej, bardziej intensywnie, żeby osiągnąć ten sam efekt.

A czy młodzi ludzie uzależniają się szybciej niż dojrzali?
Mózg kształtuje umiejętność regulowania emocji powiedzmy do ok. 25. roku życia. Chodzi o to, by regulować je w sposób, który nie będzie krzywdzący dla innych ani dla samych siebie. W okresie rozwojowym mózg jest bardzo podatny na zmiany, chłonie wszystko jak gąbka. Zatem jeśli młody dorosły nie ma poprawnych relacji w domu, to będzie szukał środowiska, które zaspokoi jego potrzeby, przede wszystkim akceptacji i niezależności. Kiedy osiągamy pełnoletność, silna staje się potrzeba udowodnienia dorosłości, uwolnienia się od kontroli rodziców. Część rodziców, w imię dobra dzieci, stara się je ubezwłasnowolnić, samodzielnie zajmuje się ich sprawami, podejmuje decyzje co do ich przyszłości. Inni z kolei wywierają na dzieci taką presję sukcesu, że te – żeby udowodnić, że dają radę, pokazać się z najlepszej strony – szukają pomocy u kolegów, w Internecie, na zamkniętych profilach. I łatwo im znaleźć podpowiedź, co wziąć, co zapalić, co wąchać – żeby móc mniej spać, szybciej się uczyć, mieć lepsze oceny w szkole i więcej punktów na egzaminach.

Jeśli natomiast młodzi ludzie mają poczucie, że dorośli ich wysłuchają, że są zaangażowani, to będą weryfikować to, co znajdą w środowisku pozadomowym. Gdy rodzice pokazują inne przykłady zachowań, podsuwają zdrowe sposoby regulowania emocji, to ryzyko uzależnień u dzieci jest dużo mniejsze.

Komentarze typu „w naszych czasach tego nie było”, są zupełnie bezprzedmiotowe. Owszem, nie było, bo nie było Internetu i tego wszystkiego, co się z nim wiąże, czyli mediów społecznościowych, prześladowania w sieci, natłoku informacji – zresztą nakręcających spiralę lęku.

Młodzi ludzie są zagubieni i to my – jako dorośli – jesteśmy od tego, żeby im pokazać, jak w tym szumie funkcjonować. Jeśli odnajdziemy się w roli mądrych przewodników, młodzi nie będą musieli szukać pozornego poczucia bezpieczeństwa w uzależnieniach.

Sonia Ziemba-Domańska, psycholożka, neuropsycholożka, certyfikowana specjalistka TSR oraz Biofeedback; badaczka, wykładowczyni akademicka; kieruje Ogólnopolskim Behawioralnym Telefonem Zaufania Instytutu Psychologii Zdrowia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze