1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Medytacje dla przebodźcowanych. 3 proste ćwiczenia, dzięki którym odzyskasz wewnętrzny spokój

Medytacje dla przebodźcowanych. 3 proste ćwiczenia, dzięki którym odzyskasz wewnętrzny spokój

(Fot. YakobchukOlena/Getty Images)
(Fot. YakobchukOlena/Getty Images)
Czasem łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż człowiekowi z miasta pójść do lasu i ucieszyć się pięknem przyrody – pisze jezuita o. Przemysław Gwadera. W swojej książce „Medytacje dla przebodźcowanych” podpowiada, jak doświadczenie natury pomaga odzyskać wewnętrzny spokój.

Fragment książki „Medytacje dla przebodźcowanych”, Przemysław Gwadera, wyd. WAM. Wszystkie skróty, tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Pamiętam, że już od najmłodszych lat lubiłem spędzać czas wśród przyrody, ale dopiero w zakonie odkryłem, że kontakt z naturą otwiera mnie na spotkanie z Bogiem. Pomógł mi w tym ojciec Franz Jalics SJ, który nazywa przyrodę wielką nauczycielką kontemplacji. Dzięki jego książce, będącej swego rodzaju podręcznikiem modlitwy kontemplacyjnej, odkryłem, że modlitwa niekoniecznie musi polegać na mówieniu do Boga albo rozmyślaniu nad Jego Słowem. Może też być przypatrywaniem się razem z Bogiem wszystkiemu, co stworzył. Może być spotkaniem we wspólnym przyglądaniu się.

Spacer w każdą pogodę

Kiedyś wydawało mi się, że najlepsze na medytację wśród przyrody są słoneczne, bezwietrzne dni. Gdy przeprowadziłem się do Danii (mieszkałem tam cztery lata), zrozumiałem, że nie ma lepszych i gorszych dni na spacer.

Duńska teolożka Sørine Gotfredsen mówi, że „szaruga koi jej wnętrze”. Gdy pada deszcz lub mgła spowija krajobraz, trudno jest ucieszyć się jego pięknem. Zmysł wzroku nie ma wtedy na czym się zatrzymać, ale za to wyostrzają się pozostałe zmysły. Krople deszczu na skórze dłoni, zapach mokrego lasu, szum liści – wszystko to pozwala spotkać się z naszymi zmysłami w najbardziej naturalny, pierwotny sposób.

Pakuję do plecaka termos z gorącą herbatą, przekąskę i inne potrzebne rzeczy. Ubieram się w stosowne do pogody ubranie i wyruszam do lasu. Po drodze powtarzam akt strzelisty (czyli krótką modlitwę) – mówię do Tego, który chce dziś koić moje zmysły przez naturę: „Boże, pragnę przyjmować Twoje ukojenie”. Gdy jestem już na leśnej ścieżce, wracam jeszcze raz do intencji przyjmowania Boskiego ukojenia, jednocześnie nieco zmniejszając tempo marszu. Idę, patrząc pod nogi i oddychając pełną piersią. Zwracam uwagę na zapach powietrza. Z każdym wdechem pozwalam, by ta woń do mnie docierała i wypełniała moje nozdrza. Pytam samego siebie: „Jak moje wnętrze reaguje na docierające do mnie teraz zapachy?”. Pozwalam temu pytaniu we mnie wybrzmieć. Słucham go, z uważnością czekając na odpowiedź, która sama dotrze do mnie z mojego wnętrza.

Idąc dalej, zauważam, jak zmieniają się zapachy. Być może otaczają mnie już odmienne rośliny, które pachną inaczej? Albo to mój zmysł węchu przyzwyczaił się do unoszących się woni, przez co nie wyczuwam ich równie intensywnie, jak na początku? Gdy zapachy stają się już dla mnie ledwo wyczuwalne lub gdy nasyciłem się ich odczuwaniem, przenoszę moją uwagę na zmysł dotyku. Idąc powoli z otwartymi dłońmi, zauważam, jak podmuchy wiatru lub krople deszczu delikatnie muskają moją skórę. Całym sobą, całą moją uważnością jestem teraz przy skórze moich dłoni. Dostrzegam, jak wrażliwe na dotyk są ich wewnętrzne strony. Poruszam dłonią jakby w tańcu, wyczuwając subtelne ruchy powietrza. Jednocześnie obserwuję, jak na ten taniec dłoni z podmuchami wiatru reaguje moje wnętrze.

Następnie staję nieruchomo i pozwalam, by teraz docierały do mnie dźwięki. Tylko je rejestruję – nie próbuję ich identyfikować ani nazywać. Zamiast tego zwracam uwagę na to, co pod ich wpływem dzieje się w moim wnętrzu. Być może przychodzą jakieś myśli i skojarzenia? Jeśli tak – wracam znów do dostrzegania bogactwa odgłosów. Słucham ich tak, jak słucha się koncertu Chopina. Początkowo rozpoznaję tylko skomplikowane kaskady dźwięków. Później jednak zauważam, że moje serce jest podatne na te brzmienia: że jest w stanie zestroić się z nimi w sposób, którego nie potrafi pojąć mój rozum. Słucham więc dalej – teraz już nie uszami, ale sercem.

Oswoić się wzajemnie

Możesz skorzystać z tej medytacji, nawet jeśli nie przepadasz za mrówkami. Nie musisz ich lubić. Wystarczy, że pozwolisz im być. Tylko tyle.

Wychodzę z domu na poszukiwanie mrówek. Być może pamiętam jakieś mrowisko, które zdarzyło mi się mijać w lesie? A może miejsce w parku lub w ogrodzie, w którym je spotkałem?

W końcu docieram do miejsca, w którym mieszkają mrówki. Na początku nie podchodzę zbyt blisko. Przyglądam się z dystansu, zauważając pojawiające się we mnie uczucia. Patrzę też, czy mrówki reagują jakoś na moją obecność. Czy możemy się nawzajem trochę oswoić – ja z nimi, a one ze mną? Jestem gościem na ich terenie, więc szanuję ich reakcje. Jeśli nie mają nic przeciwko temu, bym przez chwilę tu został, kucam i patrzę, czym się zajmują. Chcę, by mówiły mi o sobie przez to, co robią. Co je angażuje? Do czego dążą? Nie próbuję im pomagać ani nie przeszkadzam. Po prostu patrzę, poznając ich mrówcze życie. Po pewnym czasie pozostawiam mrówki ich własnym zajęciom, odchodzę na parę kroków i spoglądam na ich teren. W sercu dziękuję Bogu, który stworzył to miejsce i dał je w posiadanie mrówkom.

Z uważnością na drzewo

Tę medytację możesz wykonać na łonie natury, wybierając sobie drzewo, któremu chcesz się przyjrzeć. Możesz też odbyć ją w domu, korzystając z wyobraźni lub patrząc na zdjęcie drzewa (np. znalezione w Internecie).

Staję, mocno opierając obie stopy na ziemi. Biorę głęboki wdech i powolny wydech, jednocześnie lekko potrząsając ciałem, pozwalając, by się rozluźniło. Następnie zastygam nieruchomo i zwracam uwagę na miejsce styku moich stóp z podłożem. Pozwalam sobie poczuć oparcie, które daje mi ziemia. W sercu wzbudzam intencję powierzenia się Bożej dobroci, podtrzymującej wszystko w istnieniu. Jeśli chcę, mogę dołączyć do tego słowa: „Panie, w Tobie znajduję oparcie, Ty jesteś moją nadzieją”.

Teraz kieruję moją uwagę na drzewo. Zauważam jego mocno osadzony w ziemi pień. Wizualizuję sobie jego korzenie, wrastające głęboko i dające drzewu solidne oparcie w glebie. Odczuwam bodźce, które docierają do mnie z podeszew stóp, i wyobrażam sobie: jak to jest mieć korzenie? Jakie to uczucie wrastać w glebę i czerpać z niej życiodajne soki? Zostaję dłużej z tym pytaniem, pozwalając, by pobudzało moją wyobraźnię.

Patrzę teraz na pień drzewa. Mogę go dotknąć, by poczuć jego twardość i szorstkość. Na pierwszy rzut oka może on wydawać się martwy, a przecież tętni w nim życie! Pytam siebie: co czułbym, gdybym tak trwał nieruchomo i niezmiennie w jednym miejscu? Jak to jest mieć twardą korę, a w środku żywicę, która pozwala drzewu wypuszczać na wiosnę świeże listki?

Nie szukam odpowiedzi w głowie, ale próbuję poczuć ją w ciele. Wyczuwam w sobie przepływ życiowej energii od stóp aż po końce palców – jak od korzeni po same koniuszki gałęzi – i z powrotem: od liści do korzeni. W pewnym momencie zaczynam lekko poruszać biodrami. Czuję się jak drzewo delikatnie kołysane wiatrem. Poddaję się temu kołysaniu, zauważając doznania w ciele, które mu towarzyszą.

Pozostając w łagodnym, falującym ruchu, unoszę obie dłonie nad głowę. Doświadczam lekkiego mrowienia w czubkach palców. Wyobrażam sobie, że podobnie czują się liście muskane łagodnym powiewem wiatru. Biorę głębszy wdech. Wyciągam w górę ręce i rozszerzam palce. Moje dłonie są jak liście, które otwierają się na promienie słońca. Pozostaję tak przez pewien czas, oddychając spokojnie i dostrzegając, jak zmieniają się odczucia w moim ciele.

Następnie powoli opuszczam dłonie i staję swobodnie, nieruchomo. Znów zwracam uwagę na podeszwy moich stóp i na doznania, które docierają stamtąd do mojej świadomości. Powracam do uczucia zakorzenienia. Jestem tutaj – stabilny, spokojny, połączony z życiodajnym Źródłem. Nie muszę czynić niczego więcej. Wystarczy, że jestem, trwam. W tym trwaniu kryje się pokora i piękno stworzenia, które całym sobą wielbi swojego Stwórcę. Gdy już zakończę modlitwę i powrócę do codziennych spraw i zadań, mogę raz na jakiś czas zatrzymać się i powrócić do tego doświadczenia zakorzenienia i trwania. Pamiętając o drzewie, mogę być taki jak ono – stabilny, silny i spokojny pośród wiatrów zmiennych czasów.

Polecamy książkę „Medytacje dla przebodźcowanych”, wyd. WAM. Polecamy książkę „Medytacje dla przebodźcowanych”, wyd. WAM.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze