1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Potęga emocji – jak poradzić sobie z ich nadmiarem?

Na ogół zaczyna się od mówienia podniesionym głosem. Potem pojawia się krzyk. (Fot. iStock)
Na ogół zaczyna się od mówienia podniesionym głosem. Potem pojawia się krzyk. (Fot. iStock)
Są często silniejsze niż rozum. Nawet wysoki poziom inteligencji może okazać się bezużyteczny, gdy dochodzą do głosu. Dają o sobie znać nie tylko w sytuacjach ekstremalnych, ale także w tych codziennych. Co bardziej zdrowe – ujawniać emocje czy je tłumić?

Marta, lat 18, wraca ze szkoły i już od drzwi słyszy krzyk matki: „Dlaczego tak późno, co ty sobie wyobrażasz, nie odbierasz telefonu, a ja odchodzę od zmysłów”. Marta nie pozostaje jej dłużna: „Przecież wiesz, że mam korki z matmy, a telefon wyłączam, kiedy chcę, to moja sprawa”. Matka: „Od dzisiaj masz szlaban na wyjścia”. Marta: „Jestem dorosła, mogę robić, co chcę”. Lecą wyzwiska, trzaskają drzwi, kończy się rozmowa. I tak codziennie. Tego dnia matka chce jednak zakomunikować córce coś ważnego. Krzyczy więc jeszcze głośniej: „Uspokój się, posłuchaj mnie”. Nic z tego. Marta, przyzwyczajona do stałego scenariusza rozmów, nie daje się przekrzyczeć. Więc matka, niewiele myśląc, chwyta za coś, co akurat ma pod ręką, czyli cukiernicę, i ciska nią przed siebie. Dźwięk tłuczonego szkła, konsternacja. „Zwariowałaś?” – pyta oniemiała córka. „Wysłuchaj mnie wreszcie” – mówi równie przerażona matka.

Emocje zawsze czemuś służą

Na ogół zaczyna się od mówienia podniesionym głosem. Potem już to nie skutkuje, więc pojawia się krzyk. Ale po jakimś czasie i on nie robi na nikim wrażenia. Krzyczymy zatem jeszcze bardziej. W rodzinach komunikujących się w ten sposób, żeby zyskać czyjąś uwagę, trzeba złościć się coraz bardziej i bardziej. Aż w końcu sięga się po cukiernicę, nóż, broń. Bo niekontrolowane emocje mogą eskalować do nieprzewidywalnych rozmiarów. Ale z drugiej strony – gdy są zanadto kontrolowane, też może skończyć się podobnie.

Psycholog Aleksandra Fila-Jankowska z sopockiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej: – Kontrola emocji jest kluczowa, jeśli chodzi o nasze funkcjonowanie w rodzinie, społeczeństwie. Ale ważne jest też to, żeby nie była za sztywna. Bo jeżeli mocno się kontrolujemy, jeżeli nie pozwalamy emocjom wybrzmieć, one i tak dojdą kiedyś do głosu, na ogół ze zwiększoną siłą. Dlatego nie proponuję kontrolowania emocji za wszelką cenę, tylko przyjrzenie się temu, co je wywołuje. I jak powtarzalne są te sytuacje. Pobieżne oszacowanie przyczyny może być jednak mylące. Na przykład żona ledwie napomyka przy śniadaniu, że zepsuł się kran w łazience, a mąż odpowiada tonem człowieka atakowanego: „Co ty mi wyjeżdżasz od samego rana z jakimś kranem, wiecznie tylko masz pretensje, że czegoś nie zrobiłem”. Czy żona ma sądzić, że jej niewinna informacja o zepsutym kranie spowodowała tak mocną, w dodatku nieadekwatną do sytuacji reakcję? Nic podobnego. Prawdziwa przyczyna leży głębiej, a słowa żony jedynie ją przywołały. Czasem wystarczy jedno zdanie, jeden gest, żeby uruchomić pamięć podobnych doświadczeń (w psychologii zwaną pamięcią emocjonalną zbliżonych treściowo epizodów). Ów mąż zareagował złością na słowa żony, bo jako dziecko był obwiniany przez ojca alkoholika za całe zło tego świata. Odniósł się nie do tego, co powiedziała żona, tylko do zapisów pamięciowych podobnych, choć bardziej raniących sytuacji, kiedy ojciec karał go za coś, czego nie zrobił. Emocje same w sobie nie stanowią problemu dla ludzi. Tak naprawdę każda emocja jest zdrowa, bo powstaje jako reakcja na określoną sytuację i czemuś ważnemu służy. Emocje nie dzielą się na dobre i złe. Określenie „pozytywne i negatywne” odnosi się do kierunku zachowania, który one wywołują: dążenia bądź unikania.

Mianem „pozytywne” określa się emocje, które pojawiają się w momencie, gdy człowiek zbliża się do czegoś, co ocenia jako ważne. Należą do nich: radość, szczęście, miłość oraz wszystkie pochodne tych uczuć. Natomiast emocja negatywna rodzi się w momencie, kiedy stykamy się z czymś zagrażającym, niebezpiecznym, nieprzyjemnym. Cały nasz system psychofizyczny wchodzi wtedy w stan gotowości do obrony. No i co robimy? Uciekamy, wycofujemy się, co jest najzupełniej zdrowe. Bezpiecznie jest się oddalić, gdy na przykład atakuje nas dzikie zwierzę czy rozjuszony człowiek. Jedyna „negatywna” emocja, która prowokuje do dążenia, a nie unikania, to złość, tu reakcja polega bowiem na obronie naszych granic czy wartości przed kimś (czymś), kto (co) w naszej ocenie zagraża tym wartościom. W złości z reguły nie uciekamy, tylko dążymy do konfrontacji.

Jak wyjaśnia Fila-Jankowska, nietypową emocją zaliczaną do negatywnych jest też smutek. Stanom smutku towarzyszy najczęściej wycofanie z danej sytuacji, choć nie pojawia się tu intensywna reakcja unikania. Smutek służy najczęściej temu, żeby człowiek się z czymś pożegnał, coś przestrukturyzował, coś uporządkował. Emocje negatywne doświadczane są jako nieprzyjemne, ale ich funkcją jest zmiana niekomfortowego dla nas stanu na komfortowy, czyli przyjemny.

– Wszystkie emocje są potrzebne, funkcjonalne, mają istotny cel – mówi psycholożka. – Nasz problem z emocjami polega jedynie na tym, że nie umiemy prawidłowo ich wyrazić, bezpiecznie ich doświadczyć, w pełni wykorzystać ich potencjału. To znaczy, że albo wyrażamy je nadmiernie, albo je tłumimy.

Emocje przygotowują do akcji

W powszechnym mniemaniu nadmierna emocjonalność to nic dobrego. Natomiast panowanie nad tym, co czujemy, traktowane jest jak cnota, świadczy bowiem o opanowaniu, racjonalności, zdrowym rozsądku, a nawet mądrości. W tym duchu wielu rodziców wychowuje swoje dzieci, podobnie do ujawniania emocji uczniów podchodzi szkoła. Tymczasem trzymane na uwięzi, wypierane, skrywane nie znikają, ale wprost przeciwnie – tylko czekają na to, żeby eksplodować.

– Niemal każdej emocji (z wyjątkiem smutku) towarzyszy silne pobudzenie fizjologiczne, wynikające z zaangażowania centralnego i obwodowego układu nerwowego – wyjaśnia Aleksandra Fila-Jankowska. – Pojawia się ono, bo zadaniem emocji jest przygotowanie nas do akcji, którą owo pobudzenie ma wspierać. Jeżeli więc pobudzenia nie zużytkujemy, to mamy kłopot, bo organizm posiada napęd do akcji, a my ją blokujemy. Ludzie nauczeni, że emocji się nie okazuje, przeżywają spore cierpienie z powodu chociażby tego zahamowanego pobudzenia. Mogą zapanować nad tym, co czują po raz trzeci bądź dziesiąty, ale nie może to się udawać w nieskończoność, ponieważ panowanie nad emocjami wymaga nieustającej kontroli, a ta kontrola musi być odpowiednio silna i opiera się z reguły na jakiejś innej emocji, na przykład strachu. To, że nie mówimy wykorzystującemu nas szefowi, co o nim myślimy, może być powodowane lękiem przed utratą pracy, co nie znaczy, że nie rośnie wtedy w nas złość na przełożonego. Rośnie, czasem tym bardziej, im bardziej ją tłumimy. Ta złość pewnie kiedyś się ujawni, na przykład na imprezie alkoholowej, gdy stracimy kontrolę nad sobą albo kiedy zdenerwujemy się z innego powodu niż relacja z szefem.

Gdy ktoś nas rani, mówmy mu o tym wprost: „Boli mnie to, w jaki sposób się do mnie zwracasz”. Zawsze lepiej ujawniać swoje emocje w takiej formie, niż czekać, aż nabiorą siły i przybiorą groźną, wypaczoną formę. A nabierają siły właśnie dlatego, że wielokrotnie tłumiliśmy towarzyszące im pobudzenie, co utrwaliło się w pamięci na przykład pod postacią schematu „jestem źle traktowany”.

– Tak „przerośnięta” emocja nie jest już funkcjonalna, to znaczy niczemu zdrowemu już nie służy – twierdzi psycholożka. – A to dlatego, że nie została odpowiednio wcześnie wyrażona, doświadczona bez zakłóceń.

Niemal codziennie słyszymy o skutkach takich wypaczonych emocji: strzelanina na uniwersytecie w Teksasie, na norweskiej wyspie Utøya, na stacji benzynowej w Warszawie, w domu pod Łodzią. Sprawcy to na ogół mężczyźni, o których sąsiedzi mówią: spokojny, cichy, małomówny, uprzejmy. Kompletnie niepasujący do wizerunku zabójcy czy domowego agresora. Bo agresja często bywa „przeniesiona”. To znaczy – agresor odreagowuje złość „nabytą” w pracy na rodzinie albo odwrotnie – w pracy wyładowuje tę tłumioną w domu. Co charakterystyczne – zawsze odbija sobie na kimś słabszym. Ale to nie jest tak, że zawsze robi to świadomie. Najczęściej zupełnie nie zdaje sobie sprawy z przyczyny swojej złości, ale jak się okazuje – do czasu.

– Osoba uczona, że emocji się nie pokazuje, zużywa na to całą masę własnych zasobów, nie bez kozery mówi się, że kontrola emocji jest zasobochłonna – zauważa psycholożka. – Kiedy jednak kontrola słabnie, a taki moment wcześniej czy później nastąpi, chociażby z powodu osłabienia organizmu, choroby czy z nadmiaru pracy albo stresu, człowiek nie wytrzymuje i wybucha. Ból, który był przyczyną złości, wymknął się spod kontroli i eksplodował. A wszystko dlatego, że nie został zdiagnozowany i uleczony.

Emocje sygnalizują też, że mamy problem

Gdzie leży granica wyrażania emocji? Według Aleksandry Fili-Jankowskiej barierą nieprzekraczalną jest naruszenie fizyczności. Człowiek, który nie jest w stanie powstrzymać się przed podniesieniem ręki na drugiego człowieka, powinien zgłosić się na terapię. Ale bardzo ważna jest także postawa „ofiary”. Bo często osoba poniżana, bita nie sprzeciwia się agresji, co zostaje odczytane przez agresora jako zachęta do jeszcze większej brutalności (jego zachowanie utrwala nagroda w postaci osiągniętego celu). Dlatego druga strona też powinna okazywać swoje emocje, demonstrować, że krzywdzi ją zachowanie oprawcy, szukać pomocy u innych. Często jednak ofiary to osoby nauczone, że emocje należy powstrzymywać, że nie wypada okazywać tego, co się czuje. W ten sposób też napędzają błędne koło przemocy.

– Uważam, że warto komunikować drugiej stronie nawet najmniejszy dyskomfort we wzajemnych relacjach – mówi psycholożka. – Tymczasem ludzie wstydzą się często do niego przyznać albo – co gorsza – boją, że ujawnienie uczuć spowoduje eskalację agresji. Jeżeli ktoś się tego boi, to znaczy, że dzieje się coś niepokojącego nie tylko w tej relacji, ale ogólnie w jego funkcjonowaniu, prawdopodobnie ta osoba ma za sobą doświadczenia traumy, nadużyć i również wymaga pomocy terapeutycznej. Bo owszem, sytuacja może być trudna, ale ucieczka w bierność jej nie rozwiąże. Nasze reakcje są silnie zależne od naszych poprzednich doświadczeń. Dlatego warto budować nowe doświadczenia, by odebrać moc poprzednim.

Psychologowie podkreślają, że nadmiarowe emocje zawsze powinny być sygnałem do uświadomienia sobie, że mamy jakiś problem. Dlaczego na przykład ciągle się złoszczę? Ron Potter Efron w książce „Życie ze złością” podpowiada możliwe tropy: bo może chcesz pokazać władzę, że ty tu rządzisz, ty jesteś od kontrolowania innych. Albo chcesz zrzucić z siebie odpowiedzialność za jakąś sytuację. A może unikasz w ten sposób okazywania uczuć, może nie umiesz w ogóle inaczej się komunikować? Lista przyczyn jest o wiele dłuższa.

Czy agresorzy nie mogą, czy nie chcą panować nad emocjami? Aleksandra Fila-Jankowska: – Wielu młodych ludzi, w tym tak zwani kibole, wyraźnie nie chce. Nauczyli się bowiem, że agresja buduje ich w oczach kolegów, no a przede wszystkim jest skuteczna, ponieważ wielokrotnie przekonali się, że dzięki niej osiągnęli to, czego chcieli. Agresywnie zachowujące się grupy stanowią problem na całym świecie. Czy te osoby rzeczywiście nie potrafią opanować „porwania emocjonalnego”? Ależ potrafią (o ile nie mówimy o przypadkach klinicznych)! Często skutecznym sposobem jest lęk przed dostatecznie dotkliwą karą. Nie znaczy to, że namawiam do kar! Przypomina mi się jednak opis amoku w jednej z książek profesora Reykowskiego: akceptowany kulturowo amok, który ogarniał czasem mieszkańców jednej z wysp na Pacyfiku, wydawał się nie do powstrzymania, a dotknięci jego wpływem ludzie potrafili spalić nawet własne domostwo. Przypadki amoku ustały jednak, gdy władze wyspy wprowadziły surowe kary pieniężne za uleganie mu. Hamulcem okazał się strach. Często bowiem, żeby zatrzymać rozpędzone emocje, potrzebna jest emocja jeszcze silniejsza. Ale to nie jest żaden sposób na radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Tak jak nie rozwiązują problemu inne emocje, hamujące te niepożądane, czyli wstyd i poczucie winy. Najlepiej dotrzeć do przyczyn powtarzających się „porwań emocjonalnych”. Tu jednak nie obędzie się bez woli osoby im ulegającej.

Emocje pomagają poznać siebie i pogodzić się ze sobą

Psychologowie podkreślają, że emocje są w dużej mierze procesem automatycznym, złożoną reakcją, która zachodzi także na poziomie fizjologicznym. Żeby sobie z nimi radzić, trzeba umieć je czytać, a ściślej – umieć czytać to, co one mówią o naszym doświadczeniu. Ale to nie takie proste. Wymaga bowiem samoświadomości, która polega na obserwowaniu siebie, odkryciu, co doprowadza nas do określonych stanów, szukaniu ich przyczyn. Może powodem są nasze przekonania o świecie? (Na przykład, że świat jest ogólnie zagrażający, bądź pewne sytuacje wciąż sprzysięgają się przeciw nam?) A może przyczyną są jakieś przykre wspomnienia z dzieciństwa i to one warunkują nasze obecne zachowania?

Od wieków pokutowało przekonanie, że emocja jako taka jest bardziej prymitywna, zwierzęca, mniej godna uwagi, a nawet szkodliwa, bo wiedzie człowieka na manowce, powinna zatem podlegać rozumowi. Amerykański psycholog Daniel Goleman, od lat zajmujący się inteligencją emocjonalną, udowadnia jednak coś kompletnie innego – że emocje bywają naszym większym sprzymierzeńcem niż rozum, a ludzie wykorzystujący je w konstruktywny sposób osiągają większe sukcesy i lepiej radzą sobie w relacjach z innymi. Twierdzi on, że nasza emocjonalność to potężna, ale niedoceniana siła. Jeżeli dobrze ją wykorzystamy – przyniesie nam wiele korzyści.

– Nie bójmy się zatem okazywania emocji – apeluje psycholog Aleksandra Fila-Jankowska. – Okazywane emocje stanowią dla innych ważny sygnał tego, co naprawdę czujemy. Gdy pozbawiamy ich tej wiedzy, mogą reagować nieadekwatnie. Już chyba lepiej pozwolić sobie na upust emocji, podnieść głos, nawet pokłócić się, niż udawać, że nic się nie dzieje. Oczywiście, wchodząc w tak silną konfrontację emocjonalną, warto wziąć odpowiedzialność za przywrócenie harmonii. Po kłótni można powiedzieć: „Wczoraj ostro wymieniliśmy zdania i bardzo dobrze, bo dzięki temu dowiedzieliśmy się czegoś o sobie, ale dzisiaj wyciągam do ciebie rękę na zgodę”. Okazuje się, że, o dziwo, po takiej eskalacji emocji dużo łatwiej jest przywrócić prawidłową relację, niż kiedy coś tłumimy, odgrywamy, udajemy. Udając, dajemy podwójne komunikaty: ludzie uśmiechają się do siebie, ale całym ciałem sygnalizują: „Nie znoszę cię”. To sprawia duży dyskomfort także odbiorcy. Osób wysyłających takie niespójne sygnały nie lubi się, trudno z nimi wytrzymać. Dlatego jestem za tym, żeby pokazywać emocje, oczywiście, w sposób nieraniący drugiej osoby. Najlepiej byłoby najpierw uleczyć swoje rany, choć to trudny program maksimum. Może jednak warto pokusić się o jego realizację? Ile bowiem uleczymy zranień z przeszłości, tyle więcej zdrowia emocjonalnego zafundujemy sobie na przyszłość.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze