Coraz częściej mówi się, że idea idealnej równowagi pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym jest – zwłaszcza w obliczu pracy zdalnej lub hybrydowej, która dziś dotyczy według statystyk nawet 25 proc. wszystkich pracujących Polaków – nieaktualna albo co najmniej trudna do wprowadzenia w życie. Nadal jednak potrzebujemy jakiegoś sposobu na to, by żyć w harmonii. Jeśli więc nie work-life balance, to co?
Dyrektywa work-life balance, która weszła w życie w kwietniu 2023 r., ma zapewnić pracownikom równowagę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Jej celem jest m.in. ułatwienie powrotu do pracy młodym rodzicom, wyrównanie szans kobiet i mężczyzn na rynku pracy, polepszenie sytuacja pracowników i umożliwienie skutecznego godzenia życia zawodowego z prywatnym rodzicom wychowującym dzieci. Choć to cenne zmiany, warto pamiętać, że sama idea powstała w latach 70. i 80. XX wieku, w czasach zupełnie innych od tych, w których żyjemy dziś. Biznesmen Robert Owen zaproponował wówczas podział czasu na 8-godzinne segmenty: 8 godzin pracy, 8 godzin odpoczynku i 8 godzin snu. Starał się poprawić w ten sposób życie pracowników fabryk, którzy często pracowali 10–16 godzin dziennie z niewielkimi przerwami lub bez nich. To, co wówczas było przełomowe, nie do końca odpowiada dziś na zmieniające się jak w kalejdoskopie potrzeby pracowników, przede wszystkim młodych, z pokolenia generacji Z, ale także starszych milenialsów.
Życie zawodowe i prywatne są w work-life balance oddzielone grubą kreską, co ma zapewnić równowagę i dobre proporcje pomiędzy aktywnościami z obu tych obszarów. Obowiązki zawodowe wykonujesz w ściśle określonych godzinach, życiu prywatnemu poświęcasz się po ich wykonaniu, a oba te obszary nie przenikają się, dzięki czemu możesz pilnować wyznaczonych proporcji, nie pracować po godzinach, zachować rytm, w którym języczek u wagi nie przechyla się zanadto na stronę obowiązków zawodowych. Choć nadal wiele jest osób, dla których ten model jest faktycznie gwarantem równowagi, okazuje się, że wcale nie wszyscy mamy taką potrzebę, nie każdemu też służy tak rygorystyczne podejście. Ludzie mają różne priorytety, obowiązki i definicje spełnienia, dlatego work-life balance nie jest i być nie może jedynym słusznym podejściem. Wiele zależy od wykonywanego zawodu, indywidualnych cech, stylu życia i podejścia do pracy.
Słaba równowaga między życiem zawodowym a prywatnym to bezdyskusyjnie przepis na stres i wypalenie zawodowe, ale nie jest powiedziane, że sztywne rozgraniczanie obu tych obszarów życia jest z kolei idealnym przepisem dla każdego na harmonię i dobrostan. W ostatnich latach za sprawą pandemii w naszym życiu zaszło wiele zmian, które kompletnie zmieniły sposób pracy w przypadku wielu osób. Praca zdalna i hybrydowa, elastyczne godziny pracy i dostęp do najnowszych technologii zatarły granice między życiem osobistym a zawodowym, więc idea sztywnego podziału straciła nieco na aktualności, a w wielu przypadkach stała się właściwie niemożliwa. Trudno utrzymać work-life balance, pracując na home office; coraz więcej osób w obliczu tych zmian potrzebuje także więcej elastyczności, choćby po to, by móc realizować pasje nie tylko w sztywno wyznaczonych porach. Dziś wielu ekspertów mówi wprost, że idea zachowania idealnej równowagi między pracą a życiem osobistym jest po prostu przestarzała. Co więc zamiast? Rozwiązania skrojone na miarę, w których praca płynnie wpasowuje się w twoje życie w sposób, który tobie wydaje się właściwy.
Work-life blending nie jest najnowszym wynalazkiem. Idea swobodnego łączenia obowiązków zawodowych z życiem prywatnym, w której aktywności z obu obszarów się przeplatają, powstała już 12 lat temu. W artykule opublikowanym w 2013 roku w „Harvard Business Review” Christine M. Riordan, profesorka zarządzania na University of Kentucky, napisała o koncepcji zwanej „work life effectiveness”, która była wykorzystywana przez Catalyst – firmę badawczą zajmującą się pozycją kobiet w biznesie. Catalyst argumentowało, że podczas gdy życie zawodowe i osobiste jednostki są priorytetami, nie można im poświęcać równej uwagi. Model oparty na efektywności to taki, w którym praca wpasowuje się w inne aspekty życia pracownika. Mniej więcej w tym samym czasie Emily White, dyrektorka Facebooka, ukuła termin „work-life merge”, który stopniowo przekształcił się w „work-life blending”.
Sztywne w work-life balance granice tutaj są przepuszczalne. Działania z obu obszarów miksujesz tak, jak ci pasuje. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w typowych godzinach pracy, np. między 9 a 17, znaleźć czas na zakupy czy spacer z psem, a część obowiązków wykonać późnym popołudniem albo nawet wieczorem, jeśli właśnie tak zaplanowałaś dzień. Możesz odpisywać na służbowe maile, siedząc u fryzjera, ale też nie traktujesz jako końca świata tego, że poświęcasz na pracę 2 godziny w niedzielne popołudnie. Work-life blending to takie połączenie pracy z życiem osobistym, które jest możliwe konkretnie w twoim przypadku i dla ciebie optymalne, a więc wygodne i komfortowe.
Zalet jest mnóstwo: zyskujesz elastyczność, bo możesz swobodniej zarządzać swoim czasem, pracować w niestandardowych godzinach, a więc także lepiej zaspokajać swoje osobiste potrzeby. Większa wolność w tym zakresie często prowadzi do większej satysfakcji z pracy, bo nie jesteś przykuta do biurka czy laptopa przez 8 godzin, co bywa frustrujące. Pracujesz wtedy, kiedy masz największą wydajność – dla niektórych to będzie wczesny poranek, dla innych popołudnie albo wieczór. Nie musisz wykonywać skomplikowanych akrobacji, by odebrać dziecko z przedszkola ciut wcześniej niż zwykle albo pójść na zakupy w środku dnia. Ten model najłatwiej będzie oczywiście wprowadzić w życie osobom, które pracują na freelansie, mają własną działalność czy wykonują wolny zawód; znacznie trudniej zaś tym, którzy pracują w zespole, są w pracy elementem systemu naczyń połączonych albo po prostu są zatrudnione na etat i rozliczane z liczby przepracowanych godzin w określonym systemie, a nie tylko z efektów pracy. Oczywiście zależnie od relacji z przełożonym i charakteru wykonywanych obowiązków i wówczas często można umówić się na nieco mniej sztywny model.
Czytaj także: Praca zdalna nigdy się nie kończy... Jak oddzielać obowiązki zawodowe od reszty życia?
Są oczywiście i wady takiego rozwiązania. To, że sama regulujesz czas pracy i decydujesz, kiedy poświęcasz się obowiązkom zawodowym, a kiedy żyjesz swoim prywatnym życiem, wymaga sporej samodyscypliny. Są osoby, które wolą mieć narzucony rytm, bo tylko wówczas są w stanie się zmobilizować. Patrząc z boku, może się wydawać, że to wymarzony system, jednak jeśli nie jesteś naprawdę dobrze zorganizowana, masz tendencję do prokrastynacji – szybko może okazać się, że swobodna nawigacja między życiem prywatnym – zawodowym skończy się stosami zaległości i niewykonanych obowiązków „na wczoraj”. Z drugiej strony work-life blending nie jest też idealnym rozwiązaniem dla osób, które mają skłonność do przepracowywania się. Skoro nie wybija godzina, o której po prostu wszyscy kończą pracę, łatwo wpaść w pułapkę nadgodzin z własnej woli, a to z równowagą ma niewiele wspólnego. Ten model daje szerokie pole do autoeksploatacji, jeśli nie ma się czujności i wewnętrznego zegara, który w odpowiednim momencie mówi: „Dość, teraz czas na odpoczynek i życie prywatne”. Brak jasnych godzin rozpoczęcia i zakończenia pracy może dla niektórych osób wiązać się z nasilonym stresem – wbrew pozorom naprawdę wielu ludzi lubi przejrzysty podział i sztywne granice pomiędzy obiema tymi życiowymi sferami, bo dopiero wówczas czują oni, że w ich życiu panuje porządek, a nie chaos.
Czytaj także: Wewnętrzny przymus pracy – czy to już pracoholizm?
A gdyby tak ani nie dzielić, ani nie miksować, tylko potraktować wszystkie swoje działania, i zawodowe, i prywatne, jako elementy jednej spójnej całości, po prostu życia? I w work-life balance, i w work-life blending chodzi przede wszystkim o równowagę między życiem zawodowym a prywatnym – i w obu tych modelach praca i życie prywatne istnieją oddzielnie. Integracja życia zawodowego i prywatnego, czyli work-life integration albo work-life integrity czy work-life fit, zakłada, że oba te obszary współistnieją ze sobą, zbliżają się do siebie, a nawet tworzą nierozdzielną, spójną całość. Nie jesteś pracownikiem „od do”, a poza tymi godzinami człowiekiem wiodącym życie prywatne – jesteś jedną i tą samą osobą, która po prostu żyje i nie potrzebuje ani przywdziewać uniformu, ani go zdejmować.
Czytaj także: Praca to moje życie. Czy jestem nienormalna?
Upłynnienie granic pomiędzy pracą a życiem prywatnym trafnie opisał w artykule dla Medium niemiecki projektant Tobias van Schneider: „Dla mnie koncepcja równowagi między pracą a życiem prywatnym to bzdura. To oznacza, że jedna z nich jest negatywna i musimy ją zrównoważyć drugą. Sprawia to wrażenie, jakby te dwie rzeczy konkurowały o twoją uwagę i dobre samopoczucie. Dla mnie rodzina jest ważna, przyjaciele są ważni. Ale praca jest ogromną częścią tego, kim jestem jako osoba. Wierzę, że praca jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, jest powodem, dla którego wstaję rano. To jest to, co lubię robić przez większość moich dni”. I rzeczywiście, jeśli dla kogoś praca jest pasją, a nie jedynie sposobem na zarabianie pieniędzy czy wyłącznie obowiązkiem, jeśli identyfikuje się z tym, co robi zawodowo, bo praca jest ważną częścią jego tożsamości, kocha to, ma poczucie misji i czerpie z pracy ogromną satysfakcję – takie podejście wydaje się naturalne. Na pewno będą się z nim utożsamiać przedstawiciele wolnych zawodów, twórcy, artyści, którzy cenią sobie pracę we własnym rytmie, bez odgórnie narzuconych ograniczeń. Jednak ci, dla których celem pracy jest przede wszystkim zarabianie; ci, którzy swojej pracy po prostu nie lubią, wykonują ją z przypadku albo z braku innych możliwości; a także ci, którzy po prostu lepiej się czują, mając precyzyjnie wyznaczone granice – niekoniecznie się w integrowaniu odnajdą, ale i nie koniecznie chcieliby się w nim odnaleźć.
Czytaj także: 5 rzeczy, które mogą cię uchronić przed wypaleniem zawodowym
Nie da się zadekretować, które z tych podejść do pracy i życia prywatnego jest lepsze, bo wszystko zależy od tego, które wydaje się optymalne konkretnie dla ciebie. Sztywny podział może idealnie pasować koleżance, bo organizuje jej czas tak, że nie musi się zastanawiać, kiedy pisać raport, a kiedy poczytać sobie książkę dla przyjemności. Dla ciebie jednak podobny model może być jak gorset, który uwiera i jest piekielnie niewygodny. Wyboru każdy musi dokonać sam, biorąc pod uwagę i własne potrzeby, i możliwości. Ważne jest tylko to, by pamiętać, że ostatecznym celem jest harmonia i dobre samopoczucie; to, by praca i życie prywatne nie toczyły ze sobą ciągłej walki, której ofiarą ostatecznie padasz ty.