1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Balans ponad pracę. Jak pracować tyle, ile chcemy, i uniknąć wypalenia?

Balans ponad pracę. Jak pracować tyle, ile chcemy, i uniknąć wypalenia?

(Fot. Maria Korneeva/Getty Images)
(Fot. Maria Korneeva/Getty Images)
W czasach work-life balance dążyliśmy do tego, aby poszczególne obszary naszego życia były w równowadze. Dziś indywidualną sprawą każdego z nas jest, jak te proporcje wyglądają. Najważniejsze to nie złamać swojego zawodowego kręgosłupa. O ustalanie roli kariery w kontekście życiowych priorytetów – pytamy mentorkę kariery Annę Jarzębską.

Z moich obserwacji wynika, że coraz więcej ludzi traci motywację do pracy. Pacjenci skarżą się: „Staram się, oddaję firmie całe swoje serce, pracodawca obiecuje mi konkretne rzeczy, a potem tłumaczy, że nie ma budżetu na podwyżki, nie ma zgody na awans. Skoro nikt mnie nie docenia, nie będę się starać”. To tzw. powolne wycofywanie się, czyli quiet quitting. Czy często spotykasz się z tym zjawiskiem?
Dobrze powiedziane: oddaję serce – bo każdy samodzielnie oddaje kawałek własnej tożsamości, kawałek siebie. Firma nie zabiera twojego serca, to ty decydujesz, że je oddajesz.

Na swoich profilach w mediach społecznościowych zadałam ostatnio pytanie o quiet quitting. Okazało się, że 70 proc. osób nie wie w ogóle, co to jest, a ci, co wiedzą, kojarzą to zjawisko z brakiem motywacji i wypaleniem zawodowym. Jednak zapytałam też moich rodziców i mama, emerytowana nauczycielka, twierdzi, że to nie wynalazek ostatnich lat, ale coś, co istnieje od dawna. Na przykład ludzie, którzy mają kilka prac, bo jedna nie zapewnia im godziwego życia, albo nauczyciele pracujący zwykle w więcej niż jednej szkole nie mają nawet szans, żeby się w pełni zaangażować. Robią to, co do nich należy. Z kolei dla innych może to być świadomym wyborem, na zasadzie: „Jestem na takim etapie rozwoju, na jakim chcę, etat daje mi poczucie bezpieczeństwa. Powoli zastanawiam się, czy jeśli zrobiłabym w pracy 2 proc. mniej, to czy ktoś to zauważy? O, nikt nie zauważył. To może zrobię 3 proc. mniej?”. To silnie powiązane z poczuciem dobrostanu: „Dlaczego mam się starać ponad siły dla organizacji, skoro dla mnie ważniejsze jest to, żebym mogła wyjść z pracy o czwartej i odebrać dziecko z przedszkola niż zabijać się dla kawałka premii, która na dodatek wcale nie jest pewna”.

Wynika z tego, że to powolne wycofywanie się może być świadome albo nieświadome.
Tak mi się wydaje, zresztą podobnie jak w przypadku wypalenia zawodowego.

Gdybym była menedżerem dobrostanu psychicznego w organizacji, najpierw zapytałabym pracownika, czy jest zdrowy, bo ludzie borykają się z różnymi problemami, które mają wpływ na jakość ich pracy – na przykład zdaniem psychoterapeutów znacznie wrosła ilość stanów lękowych. Po drugie, ważne jest indywidualne poczucie bezpieczeństwa i fakt, ile pracownik jest w stanie dla tego bezpieczeństwa zrobić. Po trzecie, czy jest zadowolony ze swojej pracy, czy mu się dobrze w tym miejscu pracuje. Bardzo ważne są uznanie czy docenienie oraz szacunek – co w przypadku wielu polskich firm, a raczej zatrudnionych w nich menedżerów, jest w ogóle niezauważane. Od jednego z nich usłyszałam kiedyś: „Przecież jeśli nic nie mówię pracownikowi po oddaniu zadania, to znaczy, że jest okej”. Zamiast uznania wartości, które dla wielu zatrudnionych są kluczowe, organizacja zapewnia choćby tzw. owocowe środy. Owszem, owoce są co środę, ale poza tym nic nie jest stałe: zmiana goni zmianę, zwolnienia, coraz większe oczekiwania klienta, poszerzony zakres obowiązków... Właśnie wtedy pojawia się pytanie: czego chce ode mnie pracodawca i ile dziś jestem w stanie dać? I decyzja czasami zachodzi świadomie, a czasem nie.

Dlatego myślę, że ważne jest, żebym idąc do pracy, wiedziała, czego chcę, jakie znaczenie ma dla mnie praca. Po co pracuję? Co mnie motywuje? Czy chcę widzieć szybko efekty? Czy zależy mi na awansie, na podwyżce? A może przede wszystkim chcę mieć święty spokój?
A może chcę mieć wszystko, choć pewne rzeczy będą się wykluczać – jak święty spokój z awansem, bo w większości sytuacji nowe stanowisko oznacza dużą zmianę, stres, większą ekspozycję.

A może straciłam już serce do tej pracy i siedzę w niej tylko, bo boję się odejść?
Może tak być. Myślę, że te dylematy dotyczą osób, które już jakiś czas funkcjonują na rynku pracy. Ci, którzy dopiero zaczynają karierę, mogą od razu zostać wrzuceni w paszczę lwa – widzą, że wszyscy uwijają się jak w ukropie – i pomyśleć: wypisuję się z tego, ja chcę po swojemu. Chcę przez to powiedzieć, że świadomy quiet quitting może być po prostu jakimś pomysłem na siebie, który na dodatek uelastycznia myślenie pracodawcy. Przełożony, który nie wyobraża sobie, że o czwartej można skończyć pracę, bo on zawsze miał nadgodziny, na początku może być nawet zły i rozdrażniony, bo „za moich czasów…”, ale jeżeli w organizacji będzie więcej takich osób, które na dodatek będą dobrze pracować, to zrozumie, że nie ma w tym niczego złego. To, co dla jednego jest wycofaniem, dla drugiego może być standardem.

A co z work-life balance? Kiedy to zjawisko się pojawiło, rysowało się tzw. torciki aktywności i zaznaczało na nich, ile procent życia – czyli jaki kawałek tortu – zajmuje praca, jaki rodzina, a jaki odpoczynek. Obowiązywał standard, że najlepiej, aby te części były w miarę równe, a myślę, że dziś to jest indywidualna sprawa każdego z nas, jak te proporcje wyglądają.
Teraz mówimy o life balance! Moimi klientkami są głównie kobiety i mam wrażenie, że zaczęły one patrzeć na te proporcje nie tylko z pozycji kobiety dociążonej obowiązkami domowymi i jednocześnie z ambicjami zawodowymi, tylko z szerszej perspektywy. Zaczynają rozumieć, że mogą dzielić obowiązki z partnerem, częściej też widzą, że nie muszą być za wszystko i wszystkich odpowiedzialne. Po stronie pracodawców to się również zmienia, coraz częściej spotykam się choćby z programami dla rodziców, którzy wracają do pracy po urlopie rodzicielskim i pracodawca oferuje im mentoring kariery.

Myślę, że w dzisiejszych czasach poziom zaangażowania w pracę może być świadomym wyborem. Jeśli chcę wziąć kredyt, to wcześniej się zastanawiam, czy jestem gotowa ponosić koszty i na przykład nie odchodzić z firmy, w której czuję się wykorzystywana, no bo przecież rata kredytu sama się nie spłaci. Mamy do wyboru różne formuły pracy, jak wybrać ten najbardziej satysfakcjonujący nas model?
Przede wszystkim spróbuj zatrzymać się, puść te „taczki”, z którymi biegasz codziennie, i zadaj sobie pytanie: Na czym mi najbardziej zależy w pracy? Bez czego nie wyobrażam sobie pracy? Na początku będziesz nawet lepiej wiedzieć to, czego nie chcesz, niż to, czego chcesz. I super. Zatem weź kartkę papieru i wypisz warunki konieczne swojego życia zawodowego. Każdy z nas ma tzw. kręgosłup zawodowy, czyli coś – niczym kręgi w kręgosłupie – co daje nam poczucie bezpieczeństwa, spełnienia zawodowego. Zaczynamy od podstaw – forma pracy i zatrudnienia, finanse, zakres merytoryczny, a potem przechodzimy kolejno przez każdy istotny element życia zawodowego.

Co ciekawe, moim doświadczeniem w pracy z ludźmi w tym konkretnym ćwiczeniu jest to, że ludzie wiele rzeczy wiedzą od razu, ale wstydzą się sami przed sobą przyznać, że tego właśnie chcą, bo uznają, że to marzenie nie do spełnienia. Niestety, w pracy często porzucamy siebie. Pracując z ludźmi, nierzadko widzę, jak sami siebie unieważniają i sabotują swoje pomysły i pragnienia.

Demotywujące może być też przekonanie, że muszę tkwić w nielubianej pracy, bo nie znajdę nic lepszego, a potrzebuję pieniędzy.
To prawda. Często proponuję klientom ćwiczenie: przedstaw wizję twojego idealnego dnia zawodowego od rana do wieczora. Wyobraź sobie cały dzień od momentu wstania z łóżka aż do momentu położenia się spać. Analizując ten dzień, szczegółowo rozmawiamy o pracy – co robisz, gdzie siedzisz, jakie są twoje relacje z szefem, z koleżankami z pracy, ale też o tym, co się dzieje po pracy – czy w mieszkaniu masz swoje miejsce, co jesz, jak się komunikujesz z innymi osobami. Ostatnim zdaniem w opisie idealnego dnia jest: I kładę się spać z myślą… I gdy to omawiamy, najczęściej słyszę: „I kładę się spać z ulgą, z myślą, że to był superdzień, z przekonaniem, że chcę mieć takie dni codziennie”.

Na koniec proszę o spisanie tego i ewentualnie zmiany w tych miejscach, w których chcemy coś skorygować, dodać, ulepszyć. Dla zaawansowanych jest możliwe jeszcze ćwiczenie na idealny tydzień i idealny miesiąc, ale to wymaga przejścia najpierw przez ten idealny dzień.

Jestem pewna, że to ćwiczenie warto robić zawsze, ilekroć czujemy, że praca daje nam coraz mniej satysfakcji, że w każdy poniedziałek budzimy się w złym nastroju. I taki stan trwa przynajmniej kilka tygodni.

Takie minićwiczenie pomaga uwierzyć, że skoro jestem w stanie wyobrazić sobie siebie w takim dniu, to przecież mogę zrobić pierwszy mały krok, aby taki dzień stał się rzeczywistością.

Anna Jarzębska, z wykształcenia psycholog, z zamiłowania HR-owiec. Opracowała autorski sposób prowadzenia mentoringu kariery. Pracuje z klientami indywidualnymi, prowadzi szkolenia i warsztaty; annajarzebska.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze