1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Tomek Ziętek: „Stawiam na słoneczną stronę życia”

Tomek Ziętek: „Stawiam na słoneczną stronę życia”

Tomek Ziętek (Fot. Zuza Krajewska)
Tomek Ziętek (Fot. Zuza Krajewska)
Uśmiecha się często, lubi zachwycać się tym, co go spotyka, i dostrzegać słoneczną stronę życia. „Oczywiście mam różne doświadczenia, jak każdy z nas, ale zależało mi, by na tej płycie podzielić się tylko tymi dobrymi”, tak Tomek Ziętek mówi o swoim debiutanckim albumie „Some Old Songs”.

Masz na swoim koncie przynajmniej kilka naprawdę świetnych ról. Chwalą cię krytycy, widzowie uwielbiają twoją grę. Co myślisz, kiedy słyszysz, czytasz, że jesteś najzdolniejszym aktorem młodego pokolenia?
Mam dystans i wątpliwości…

Cierpisz na syndrom oszusta? Mimo tych wszystkich dowodów uznania zdarza ci się nie wierzyć we własne kompetencje?
Może nie jestem typowym przykładem, ale coś w tym na pewno jest. To wynika też po prostu ze świadomości własnych błędów, za każdym razem mam poczucie, że mogłem zrobić coś lepiej.

Już od wielu lat uczę się, jak poczuć stan spełnienia, jak poczuć, że coś, co zrobiłem, jest gotowe do pokazania. Bo ja bym w kółko poprawiał, szlifował. O ile w przypadku aktorstwa, na szczęście, to inni decydują, że praca jest zakończona, to w przypadku mojej drugiej – równie dla mnie ważnej – gałęzi twórczości, czyli muzyki, sam muszę powiedzieć sobie: stop, to już. Tu ciężar odpowiedzialności spoczywa w stu procentach na mnie.

Na twoją płytę „Some Old Songs” faktycznie czekaliśmy od dawna.
I właśnie nadszedł czas, kiedy mój krytycyzm ustąpił miejsca rozsądkowi. Zrozumiałem też, że moja muzyka zafunkcjonuje dopiero w momencie, kiedy zaczną jej słuchać ludzie, więc czas oddać to w ich uszy. Trzymanie płyty w ukryciu z nadzieją, że kiedyś osiągnie swoją najlepszą wersję, do niczego nie prowadzi. Ostatecznie uznałem, że to jest ten moment – wypuszczam moją muzykę w świat.

A masz obawy, że usłyszysz, że może jednak lepiej trzymać się aktorstwa?
Nie, nie mam wielkich obaw. Jeżeli komuś się to spodoba, to się bardzo ucieszę, a jeżeli nie, to zrozumiem. Wiem też, że ta płyta nie jest materiałem, który wpisuje się w główne nurty muzyczne. Poza tym jest w całości w języku angielskim, co też może nie wszystkim się spodobać.

Zapytany o to, jak określiłbyś tę płytę w kilku słowach, powiedziałeś, że jest ona opisem twojego zachwytu nad codziennością. Co cię zachwyca w codzienności?
Wiele drobnych, zupełnie zwyczajnych rzeczy. Lubię w codzienności to, co wiem, że wielu męczy, bywa nie do zniesienia – powtarzalność.

Przez to, że jestem aktorem, moje dni zaczynają się i kończą o bardzo różnych porach, czasem wręcz dzień zamienia się miejscem z nocą. Brakuje mi rutyny. Ludzie jej czasem nie cierpią, ja do niej tęsknię. Lubię powtarzalność: śniadanie zjedzone we własnym domu o konkretnej porze, obiad z bliską osobą w porze obiadowej i tak dalej – to mi daje poczucie uczestniczenia w codzienności, którego mi brakuje. Moja rzeczywistość szybko i często się zmienia. Podróżuję, pomieszkuję w hotelach, zmieniam się fizycznie, mój rytm dobowy nie istnieje. Jest we mnie nostalgia za czasami szkolnymi przede wszystkim właśnie z tego powodu, że wtedy wszystko miało swój znany, przewidywalny porządek.

Co jeszcze jest dla ciebie ważne? Co potrafi cię skutecznie zatrzymać na dłuższą chwilę?
Obserwuję ludzi. Jestem czujnym obserwatorem. Zawsze to robiłem i zawsze to lubiłem.
Przed laty, w czasie wakacji, grałem na ulicy. To był raj obserwacyjny! Wydaje się, że to ten grajek, który stoi z gitarą, jest na świeczniku, wszyscy na niego patrzą – nic podobnego! Ludzie zwykle cię mijają, przechodzą koło ciebie zupełnie obojętnie i, paradoksalnie, to właśnie oni są wystawieni na twoje oko. Wszystkie utwory miałem wyuczone na sto procent, wykonywałem je więc mechanicznie, a całą uwagę kierowałem na ludzi, na obserwowanie ich. Świetna pozycja! Godzinami przyglądałem się światu.

I co widziałeś? Rzeczy napawające optymizmem czy niekoniecznie?
Różnie, ale ja generalnie jestem optymistą. Chciałem też, żeby utwory, które znajdą się na mojej płycie, takie były. Tym także się kierowałem, dokonując wyboru. Oczywiście mam na koncie różne doświadczenia, jak każdy z nas, ale zależało mi, by na tej płycie podzielić się tylko tymi dobrymi.

Postawiłeś na jasną stronę życia.
Tę słoneczną. I mam nadzieję, że każdy, kto włączy tę płytę, to właśnie usłyszy.

Wciąż masz takie momenty, kiedy obserwujesz ludzi, lubisz sobie gdzieś „przycupnąć” i patrzeć?
Tak. Długo nie miałem prawa jazdy i dużo podróżowałem pociągami. Wtedy też prowadziłem moje obserwacje. Myślę zresztą, że są one elementem składowym mojego warsztatu aktorskiego, wiele wnoszą do mojej pracy. Dziś jestem trochę bardziej rozpoznawalny, popularny, więc nie jest mi tak łatwo podglądać ludzi, ale nie poddaję się.

Użyłeś słowa popularność, jaki masz do niej stosunek?
Może nie uwierzysz, ale mam same dobre doświadczenia, moja rozpoznawalna twarz nie przysporzyła mi żadnych traumatycznych przeżyć. Mam poczucie, że ludzie mnie lubią. To przyjemne.

Jestem zupełnie normalnym gościem, naprawdę. Teraz rozpoczynam solową drogę muzyczną, ale od dawna jestem członkiem zespołu The Fruitcakes. Pamiętam, że kiedyś graliśmy w Krakowie koncert. Przyjechały na niego dziewczyny ze Słowenii. I to było bardzo ciekawe, bo one miały takie dziwaczne wyobrażenia na nasz temat – sądziły, że jesteśmy gwiazdami. A my po koncercie zaprosiliśmy je na kolację. Zjedliśmy coś dobrego, przegadaliśmy cały wieczór. Były zaskoczone, że nie gwiazdorzymy, że jesteśmy zupełnie zwyczajni.

Bardzo lubię takie spotkania, tak jak te z widzami po filmie. To jest zupełnie inny rodzaj komentarza niż ten z ust fachowców, krytyków. Te spotkania są po prostu prawdziwe. Dla mnie fantastyczne.
Mam same dobre wspomnienia, jest też kilka osób, które – wiem to z różnych źródeł – interesowały się moją twórczością i stała się ona jednym z elementów składowych decyzji o pójściu do szkoły aktorskiej. Dostałem też dużo fajnych prezentów od moich fanów. Na przykład moje portrety!

Ciekawa jestem, czy się na nich rozpoznajesz?
To jest niesamowite, jak różne osoby różnie nas widzą. Naprawdę mam dużo takich prac, wszystkie przechowuję w domu. Ostatnio zastanawiałem się nawet z moim kolegą, czy nie zrobić kiedyś wystawy…
Dostałem też dużo kubków. Korzystam z nich. Dziś na przykład piję z kubka z napisem „Tomek Ziętek. Najlepszy aktor”.

Straszny z ciebie narcyz!
Prawda? Mam wielu fanów, mam wiele sympatii od ludzi. Chciałbym, żeby tak zostało.

Po lekturze wielu wywiadów z tobą mam poczucie, że ty lubisz swoją pracę, ona cię kręci, ale aktorstwo to nie jest dla ciebie „być albo nie być”. Że gdyby z jakichś powodów się skończyło, nie miałbyś poczucia, że skończył się Tomek Ziętek.
Na pewno aktorstwo zbiera, jak soczewka, dużo moich zainteresowań. To jest sztuka, w której mieści się wiele innych sztuk – sztuki wizualne, literatura, fotografia. I pewnie gdybym miał to stracić, żałowałbym, ale jest tak, jak mówisz, to tylko jedna z moich dróg

Powiedziałeś, że nie masz konkretnych marzeń związanych ze swoim aktorstwem – że na przykład chciałbyś zagrać u tego konkretnego reżysera czy z tym konkretnym aktorem, bo dla ciebie takie marzenia są pułapką. To znaczy, że chcesz, żeby życie cię zaskakiwało? Mam wrażenie, że dzielimy się na tych, którzy lubią takie niespodzianki, i tych, w których taka niewiadoma budzi lęk.
Wydaje mi się, że aktorstwo to w ogóle jest zawód, w który lęk został wpisany. Ale nie chcę dać mu się obezwładnić, ja te zaskoczenia staram się wkładać do pudełka z napisem „zachwyty”.

A czy to nie jest trochę zaklinanie rzeczywistości? Jednak życie zaskakuje nas różnie, bywa, że nieprzyjemnie…
W moim przypadku jest akurat tak, że te nieprzyjemne zaskoczenia – jasne, zdarzały się – bardzo często miały zaskakująco dobry finał. Mam doświadczenia, że to właśnie na tych „pęknięciach” powstaje jakaś nowa, niezagospodarowana jeszcze przez nikogo dotychczas przestrzeń.

To pozytywne nastawienie do życia – zawsze taki byłeś? Od dziecka?
Mam czwórkę rodzeństwa, wychowałem się w stadzie. Mamy genialnych rodziców, dzięki nim mogłem pozwalać sobie na próbowanie różnych rzeczy. Chodziłem na lekcje rysunku, śpiewałem, uprawiałem judo. Zresztą mam wrażenie, że większość tych rzeczy, których choćby liznąłem w dzieciństwie, dziś wykorzystuję i jako muzyk, i jako aktor. Na przykład dzięki lekcjom rysunku byłem w stanie sam stworzyć grafiki do swojej płyty.

Wszystko ma swoje miejsce w tej układance. Chodziłem przez jakiś czas na strzelnicę, uczyłem się posługiwać pistoletem sportowym, skorzystałem z tego w jednej z ról.

Dom to twoja baza? Lubisz do niego wracać?
Dom był w moim przypadku kluczowy. To zawsze była taka poduszka bezpieczeństwa. Pochodzę ze Słupska, to kawałek drogi z Warszawy, ale jeżdżę tam, kiedy tylko mogę. Zawsze spotykamy się wszyscy przy okazji świąt, to nasz rytuał. Dwójka mojego rodzeństwo mieszka w Warszawie, mam z nimi stały kontakt. Rodzina jest dla mnie bardzo ważna.

Chyba w przeciwieństwie do blichtru, czerwonych dywanów. Pamiętam, jak po wizycie w Los Angeles, gdzie byłeś na rozdaniu Oscarów, opowiadałeś, że magii kina tam nie doświadczyłeś…
Bo to wszystko stworzone jest na potrzeby tych oglądających, siedzących przed ekranami telewizorów i komputerów, a nie uczestników tego przedsięwzięcia. Zresztą dla mnie gale, statuetki nigdy nie były nagrodą. Największą nagrodą w tej pracy jest możliwość spotkania z twórcami, którzy mnie interesują, z tymi, których podziwiałem i podziwiam. To jest dla mnie gratka. Teraz mnie zapytasz, kogo podziwiam, prawda?

Przeszło mi to przez myśl, rzeczywiście.
To ja mam z tym kłopot, nie potrafię wybrać pięciu filmów, które mi się najbardziej podobają, a co dopiero wybrać reżysera czy aktora. Poza tym nie chcę nikogo konkretnego wymieniać. Jako młodziak nie siedziałem też wlepiony w ekran, marząc o zagraniu z konkretnym aktorem czy u konkretnego reżysera, bo ja o aktorstwie wcale nie marzyłem.

To jak to się właściwie stało, że zostałeś aktorem?
Po liceum miałem plan, by rozwijać dalej swój – powiedzmy – talent muzyczny. Chciałem dostać się do Akademii Muzycznej, ale bardzo późno się do tego zabrałem. Nie przygotowałem się odpowiednio. I pamiętam, że znajomi powiedzieli mi wtedy, że będą zdawać do studium wokalno-aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni, że to fajne miejsce, można tam uczyć się śpiewu, a dodatkowo jest jeszcze aktorstwo. Wspomnieli, że na egzaminy, poza tą częścią muzyczną, trzeba przygotować dwa teksty. Od jednego z kolegów wziąłem jeden tekst, od drugiego drugi i… pojechałem na egzamin. Okazało się, że jest jeszcze sprawdzian ruchowy, tym byłem zaskoczony, ale jakoś się udało. I tak, za sprawą farta, jak sądzę, trafiłem do studium wokalno-aktorskiego, a tam odkryłem, że mam jakieś zdolności aktorskie.

Czyli miałeś szczęście, że znajomi zabrali cię ze sobą na egzaminy?
Tak. Bo ja zdecydowanie jestem szczęściarzem. 

Tomek Ziętek rocznik 1989. Jest jednym z najbardziej uznanych polskich aktorów młodego pokolenia. Z powodzeniem udziela się również na scenie muzycznej, przede wszystkim jako wokalista, tekściarz, kompozytor, producent, a także gitarzysta trójmiejskiej formacji The Fruitcakes. Jego debiutancki solowy album „Some Old Songs” ukazał się pod koniec listopada.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze