Jagody acai, chlorella, pietruszka, olej lniany… Co łączy te produkty? Bogactwo wartości odżywczych, któremu zawdzięczają wspólną nazwę superfood. Czy superfood to kolejna moda żywieniowa? Nawet jeśli tak ¬ to jaka zdrowa!
Lubię cudze urodziny. W tym roku przyjaciel rzucił, że poprosi o „fast fooda”. Mocno się zdziwiłam, bo to człowiek o szerokich horyzontach. Słusznie, bo gdy zadzwoniłam do koleżanki, żeby spytać, czy kupuje mu chipsy o smaku cebuli czy hamburgera... okazało się, że on chce dostać superfood. I choć brzmi podobnie do „fast food”, to oznacza coś zupełnie innego.
– Tłumacząc to niemal dosłownie, mówimy o wspaniałym, niezwykłym jedzeniu – takim, któremu przypisujemy wyjątkowe właściwości ze względu na bogactwo wartości odżywczych – wyjaśnia mi dietetyczka Katarzyna Błażejewska-Stuhr, związana z bliskim mojemu sercu ruchem slow food. A co jest tym bogactwem? Głównie antyoksydanty i witaminy, związki bioaktywne, kwasy tłuszczowe z rodziny omega-3, minerały, barwniki roślinne, jak beta-karoten, chlorofil i antocyjany – czyli to, co nasze ciało lubi najbardziej.
Wikipedia podaje natomiast prześmiewczo, że superfood to „termin marketingowy wykorzystywany do określania nieprzetworzonej żywności pochodzenia naturalnego rzekomo bogatej w składniki odżywcze, których ilość i właściwości mają działać korzystnie na organizm człowieka”. Czy nie umiemy już zaufać niczemu, co nie jest okrągłą tabletką w pudełku z ulotką i certyfikatem?
Skąd ten trend?
Być może od dawna jadasz superfood, tylko nie wiedziałeś, że tak się to nazywa. Dlatego weź ołówek i podkreśl, które z tych produktów regularnie masz na talerzu: bakłażan, winogrona, jagody, mango, morele, marchew, szpinak, pietruszka, buraki, orzechy, czerwona papryka, młody jęczmień, dynia, cebula, jabłka, zielone warzywa, czarne porzeczki, kiwi, komosa ryżowa, brokuły, jarzębina, truskawki, oleje roślinne, awokado, chlorella, nasiona, pieczywo pełnoziarniste.
To przykłady produktów uznawanych za superfood. Im więcej masz podkreśleń, tym… no właśnie! Tym co? Później umrzesz? Nie zestarzejesz się? Zwiększasz swoje szanse na uniknięcie raka, nadciśnienia, alzheimera? Trzy razy tak. Nie trzeba być dietetykiem, żeby wiedzieć, że nie ma lepszego lekarstwa niż dieta. A jednak mam silne obawy, bo to przecież moda, a ona wiadomo – mija.
Jak wszystkie trendy, tak i ta na superfood podąża za naszą naturą – konkretnie: za lenistwem i gnuśnością. Łatwiej do diety coś dodać niż cokolwiek z niej trwale usunąć. Superfood spełnia ten warunek – jest uzupełnieniem. Do tego stworzono ideologię neutralizatora, której superfood zawdzięcza aż taką popularność. Wystarczy, że do każdego posiłku doda się coś, co spełnia definicję superfoodu, i można zapomnieć o skutkach złych nawyków żywieniowych. Czyż to nie kuszące? Tylko – jak dla mnie – trochę za piękne…
Dietetyczka Katarzyna Błażejewska-Stuhr patrzy na superfoodową modę okiem profesjonalisty: – Ludzie kupują produkty modne, bo lubią czuć, że robią coś dla siebie i swojego zdrowia. Zmiana zasad żywienia i trybu życia jest o wiele trudniejsza niż dosypywanie łyżeczki otrąb albo chlorelli do naszych posiłków. Decydując się na jeden czy nawet kilka superproduktów, przestajemy zastanawiać się nad naszą codzienną dietą. Jemy morwę i czekamy, aż ryzyko cukrzycy minie. Nie potępiam korzystania z produktów, które mają udowodnione konkretne korzystne działanie dla zdrowia, uczulam jednak przed stosowaniem zbytnich uproszczeń. To pułapki każdej mody – zaznacza. Ale zaraz dodaje: – Trendy jedzeniowe motywują wielu z nas do zmiany diety.
Nie ma więc co wyrzekać na superfoodowe szaleństwo. Znowu jesteśmy wkręcani, żeby kupić masę produktów, których nigdy nie użyjemy? Być może, ale jeśli przy okazji chociaż w co dziesiątym domu pojawią się świeże, nieprzetworzone, naturalne produkty – będzie to sukces.
Krok po kroku
Im więcej czytam o superżywności, tym bardziej się przekonuję, że nie istnieje żaden superfoodowy dream team. – Nie ma jednej oficjalnej listy tych produktów. Niektórzy dietetycy wpisują na nią wiele popularnych roślin i ziół, jak chociażby czosnek i kapustę. Inni wybierają azjatyckie wodorosty i australijski miód. Kiedyś mówiło się o produktach gęstych odżywczo – takich, które mają wiele witamin, minerałów i fitozwiązków cennych dla organizmu. Wszystko to, co ma pozytywne działanie na zdrowie, może zostać nazwane superfood.
Nie jestem specjalnie na czasie z trendami, ale jarmuż, natka pietruszki, olej lniany i kasza jaglana to na pewno superfood. Ta ostatnia już trochę wychodzi z mody, ale przecież jej właściwości nie uległy pogorszeniu – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr.
A ja jestem ciekawa, jakiego superfoodu dietetyczki naprawdę używają w domu. – Polskie, ekologiczne warzywa, kasze, mąki czy grzyby, które kupuję na targu – to mój superfood. Jeśli zakiszę kapustę, buraki, pomidory czy inne warzywa i jedząc je, dostarczę sobie probiotyków, to jestem zachwycona – zaspokaja moją ciekawość Katarzyna Błażejewska-Stuhr.
Ja mam podobnie. Jestem dziewczyną z Powiśla, dlatego odrzucam wszelkie produkty, których nazwy nie umiem wymówić, nie wiem, jak wyglądają, co się z nimi robi, gdzie rosną i czym są. Wybieram te, których się nie boję i wiem, jak i z czym je zjadać.
Jeśli jesteś już fanem superfood i nie trzeba cię do niego przekonywać, to podzielę się innym pomysłem. Żeby zarazić kogoś superfoodowym szaleństwem, nie agituj, ale przynieś mu gotowe danie albo przepis wraz z potrzebnymi składnikami. Proponuję czipsy z jarmużu. Jarmuż umyć, wysuszyć, odciąć grube łyka, wymieszać z olejem i chili. Ułożyć na blasze tak, żeby liście na siebie nie zachodziły. Piec 4 minuty i podawać od razu albo później. Nawet dzieci to lubią.
Zapytałam Katarzynę Błażejewską-Stuhr, jaką superżywność lubią najmłodsi. – Obserwuję wiele dzieci, zajmuję się ich zdrowiem zawodowo. Sama też mam dwóch synów. Dlatego wiem, że dzieci, które od maleńkości widzą rodziców jedzących zdrowo i różnorodnie i same dostają takie produkty, wybierają je o wiele chętniej. Ale nie ma wątpliwości – większość będzie lubiła słodkie rzeczy, dlatego powinny poznawać ich smak jak najpóźniej – wyjaśnia dietetyczka.
Z moich pedagogicznych obserwacji dodam, że dzieciaki uwielbiają nie konkretne produkty, ale te samodzielnie pozyskane: zerwane z drzewa, wykopane w ogródku lub urwane ze skrzynki na balkonie. Chcesz, żeby twoje dziecko jadło natkę pietruszki? To niech ją samo wyhoduje!
Z drzew, pól i krzaków
Pojechałam do mamy przegadać temat. Mama przeczytała mój tekst i pokiwała głową. – Skoro ludzie przestali jeść polskie owoce, to muszą się ratować jakimiś wymysłami. Mnie tam na wszystko pomagają jabłka – skomentowała.
Jabłka! Właśnie. Próżno ich szukać w czołówce list superfoodów. Tymczasem to właśnie one będą otwierać mój prywatny ranking. Jedno małe jabłko to tylko 52 kilokalorie, za to ogromne źródło witaminy C, potasu, fosforu i błonnika. Do tego zapobiega udarom mózgu, odchudza (wysoka zawartość błonnika), stabilizuje ciśnienie krwi (pektyny), poprawia kondycję skóry i jej wytworów, obniża ryzyko cukrzycy typu drugiego (zdrowy cukier), próchnicy, raka jelita grubego (znowu błonnik), choroby Alzheimera, a nawet zmniejsza objawy astmy, i do tego możesz je kupić wprost od sadownika! Jeśli nie wierzysz w żaden przereklamowany trend, jedz jedno jabłko dziennie. Nudne, niemodne, tanie jabłko to superfood idealny.
Katarzyna Błażejewska-Stuhr całkowicie mnie popiera: – Do niedawna super było wszystko, co obce: jagody, ale koniecznie z Ameryki. Nieważne, że podróżują pół świata i leżą miesiącami w opakowaniach. Teraz obserwuję nowy trend – super jest wszystko, co nasze. Dla mnie, wychowanej w idei slow food, to zmiana na lepsze. Chyba największą bzdurą jest sprowadzanie owoców przez cały świat, zanieczyszczanie środowiska, nabijanie tzw. food miles – zamiast jedzenia lokalnych i sezonowych owoców. Rozumiem, że można czasem urozmaicić dietę, zmienić smak, ale wierzyć, że zagraniczne owoce będą działały lepiej niż polskie leśne jagody? Niby dlaczego?
Swojskie Urodziny
Przyjaciel otrzymał na urodziny 10 kilogramów kapusty kiszonej w beczce dębowej po pradziadku, kilogram suszonej żurawiny spod Płońska, musztardę z rokitnika, ręcznie szyty płócienny worek płatków owsianych, chipsy z jarmużu, parmezan z orzechów, drewnianą skrzynkę żywej pietruszki, koszyk polskich jabłek oraz… torcik wedlowski. Zgadnijcie, z czego ucieszył się najbardziej!