1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło
  4. >
  5. Gipsowy wielbłąd

Gipsowy wielbłąd

Dni, które minęły, są jak plastelina. Każdy lepi z nich prywatne figurki, rzadko kiedy przypominające autentyczne zdarzenia. Wspomnienia bywają krzywdzące, zwłaszcza wtedy, gdy rodzą się z rozgoryczenia. Czasem warto rzucić jakąś gipsową głową i razem z nią roztrzaskać niepokój.

Każdy rzeźbi na swój sposób wspomnienia. I nic dziwnego, o naszych światach opowiadają nasze zmysły. Gdy jesteśmy rozgoryczeni lub zranieni, rzadko kiedy możemy pomyśleć o cudzym węchu czy smaku. To ludzkie. Rozumiem to, sama nieraz wpadałam w pułapkę emocji. Niemalże wierzę czasem, że tupnę nogą i ktoś nagle mi wybaczy, że uderzę pięścią w ścianę i ktoś zacznie mnie kochać. Serce uspokaja mi uśmiech córeczki. Pojawia się teraz bardzo często. Wypełnia dom zapachem początku i zaraża radością. Jednak miłość dziecka nie zawsze pozwala zapomnieć o innych tęsknotach. Zdarza się, że patrzę w lustro i uczciwie przyznaję: miłość macierzy ska czasami nie wystarcza. Potrzeba jeszcze namiętności, bliskości „większego” ciała. Czy jestem egoistką? Nie wiem.

Kiedy tak myślę o miłości i mało obiektywnym kształcie wspomnień, przypominam sobie pewną dziwną młodą kobietę, którą spotkałam trzy lata temu na wakacjach. Co noc wychodziła na hotelowy plac zabaw. Na zewnątrz było znacznie cieplej niż w klimatyzowanym pokoju. Ale samotność z pewnością bywa bardziej dusząca niż gorące egipskie powietrze. Myślałam sobie, że duszno jej było w pokoju. Odwiedzała gipsowego wielbłąda, tuliła zimną i twardą szyję niemego świadka jej osobistych historii.

Gipsowy wielbłąd wydaje mi się dzisiaj bardziej egzotyczny niż te prosto spod piramid czy brudnych i ruchliwych ulic Gizy. Ten stał na plaży, tuż obok niewielkiej promenady, i zachęcał ją cierpliwością. Słuchał uważnie, rozumiał, a przede wszystkim, w sobie właściwy sposób, rozmawiał. Umiejętność dialogu – oto bogactwo, które dla niej mogło być niezastąpionym, wymarzonym i wytęsknionym skarbem. Tak teraz czytam jej zachowanie, tłumaczę słowa, które usłyszałam, siedząc na promenadzie.

Opowiadała mu o kolejnym mężczyźnie, który odwiedził ją w nocy. Był to jeden z kelnerów, niewysoki i mocno zarośnięty Arab. Mówił całkiem niezłą angielszczyzną i podobno skończył jakąś wyższą uczelnię w Kairze. Jak wszyscy tutaj studiował hotelarstwo.

„Nie miał szeroko rozstawionych oczu – opowiadała – to dobrze, być może mogłabym się w nim zakochać. Sama nie wiem. Był u mnie jakieś trzy godziny, dopiero wychodząc, zapytał, czybym za niego nie wyszła”.

Co wieczór mówiła to samo. Każdy z tych mężczyzn, którzy odwiedzali ją nocami i odbierali ten niezwykły bakszysz, prosił ją o rękę. Każdy proces poznawania i burzenia cielesnej prywatności zamykał oświadczynami. Tak sobie myślę, że wielbłąd dobrze wiedział, że żaden z nocnych gości nie pachniał nawet mężem, ale miał duszę delikatną jak szept morza i dlatego udawał, że nie zauważa kłamstwa.

A ona mówiła i mówiła. O pieszczotach, których nigdy nie było, o słowach, które jeszcze się nie narodziły, o przyszłości, która przyszłością nigdy nie będzie. I nie przeszkadzali jej wczasowicze spacerujący w pobliżu i podśmiewająca się ukradkiem obsługa. Turnus dobiegał końca, zatem poznali ją już prawie wszyscy. Mogli rozmawiać między sobą o kolorze jej opalenizny, o ilości przybywających piegów na piersiach, o tym, że zawsze pachnie tak samo. I nawet szkoda im było, że wyjeżdża.

Kobieta obejmująca godzinami szyję wielbłąda musiała wzbudzać ciekawość, przyciągać niejedną parę oczu. Tuliła jego głowę, od czasu do czasu całowała wyrozumiały gipsowy pysk. I zdawało jej się, że wielbłąd jest przyjaźnie ciepły i tego ciepła było jej mało. Tamtego wieczoru spróbowała zarzucić nogi na szyję zwierzaka i wcisnąć się w przytulny wielbłądzi zaułek również udami.

Trzask! Na piasku wylądowała głowa i kawałek szyi. Tuż koło zjeżdżalni. Jeden z hotelowych placów zabaw wzbogacił się o kalekiego wielbłąda. Mówiono potem, że kobieta była pijana. Ja myślę, że samotna. A może tylko piła z samotności… Często wspominam gipsowego wielbłąda. Kiedy słyszę dźwięki grzechotek i głośny śmiech dziecka, widzę go w pełnym słońcu ze wzrokiem utkwionym w Morzu Czerwonym. Kiedy dom zasypia, a ja nie mogę ukołysać myśli, zdarza się, że słyszę trzask i szukam pod łóżkiem zimnych okruchów tego, co nie wróci. Na szczęście łatwiej rozbić gipsową głowę niż życie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze