Gdy mijam się z lustrem, to widzę tam starszą, siwą i posiadającą skrzypiące kolana wersję Timothée Chalameta. Słabość mojej żony i innych pań do Timothée była przeze mnie w „Zwierciadle” ze trzy lata temu okrutnie wyśmiewana. A tu proszę, sam się „stimotowałem”.
Ostatnio dandys się ze mnie zrobił, zacząłem nosić apaszki, włosy siwe kręcić i zaczesywać do tyłu, na nadgarstkach pojawiają się co pewien czas jakieś sznureczki, a na palcu frywolna obrączka. Do tej fazy miękkiej przeszedłem od drwala brodatego, którym byłem przez ostatnie lata. Odbyło się to na drodze ewolucji, po prostu pojawiła się we mnie chęć złagodzenia kursu. Drwal skończył ociosywać pieńki w lesie i poszedł w miasto na flat white'a. Robota zrobiona, nadszedł czas pana fircyka.
Nawet na treningach bokserskich koncentruję się bardziej na rączych ruchach, a nie pospolitym waleniu w sagan. Bardziej to balet niźli bolesna wymiana ciosów. Więcej we mnie muszkietera, co walczy tak, żeby mu kapelusz z piórkiem nie spadł. I gdy mijam się z lustrem, to widzę tam starszą, siwą i posiadającą skrzypiące kolana wersję Timothée Chalameta. A właśnie słabość mojej żony i innych pań do Timothée była przeze mnie w „Zwierciadle" ze trzy lata temu okrutnie wyśmiewana. Drwiłem wtedy z młokosa, heheszkowałem z kolegami od biegania nad pięknym aktorem o wyglądzie żaka. A tu proszę, sam się „stimotowałem". Stałem się powłóczysty. Codziennie walczę produktami o mój loczek. Wgniatam odżywki i niewiele brakuje, żebym sięgnął po lokówkę.
Moje ego rosnąć od tego momentu zaczęło, bo tu i tam usłyszałem, że fajnie się noszę.
Się noszę, czyli sam się ze sobą obnoszę. I byłbym dalej dumnie się obnosił, że tak świadomie żongluję stylami, gdyby mi żona moja Magda, znana z tej rubryki, nie powiedziała pewnego razu, że ma... świetny pomysł na felieton do „Zwierciadła"!
I gdy mi go opowiedziała, legło od razu w gruzach moje wyobrażenie, jaki to ze mnie stylista i trendsetter. Otóż, jak się okazuje, koleżanki mojej żony na jednym ze spotkań snuły, mam nadzieję luźną, pogawędkę, z kim teoretycznie mogłyby zdradzić partnerów. W ramach radosnej prowokacji jęły zachęcać moją żonę do zdrady! A ona na to powiedziała (muszę i chcę wierzyć w jej wersję), że nie ma na to ochoty, bo, jak rzekła: – Po co!? Ja raz SOBIE JEMU zapuszczę brodę, raz SOBIE JEMU ją skrócę i mam różnych facetów w jednym. O! Teraz właśnie zrobiłam sobie z niego dandysa!
Oto ostatni bastion mojej niezależności padł! Właśnie się okazało, że jestem przez żonę zdalnie lub też ręcznie zręcznie sterowany. I rzeczywiście, piękną apaszkę kupiła mi Madzia na Sycylii, sznureczki przywiozła z wycieczki, a spodnie przyniosła ze sklepu i powiedziała: – Załóż je i się pokaż.
To skąd wobec tego się brała moja pewność, że to mój wolny wybór? Dlaczego puszę się niczym paw, skoro piórka maluje mi żona? Czyli to wszystko nieprawda, czyli inne panie, widząc we mnie potencjalny obiekt westchnienia, tak naprawdę wpadają w zręcznie przez moją żonę zastawioną pułapkę. Po mieście chodzi piękny robot, a pilot leży na kanapie obok Madzi? I nawet gdy kupuję sobie sam w sklepie golf, to żona steruje wyborem poprzez czip zamontowany w mojej głowie!
Straszne. A my się AI boimy! Sztuczna Inteligencja to pikuś. SOBIE JEMU szaliczek założę. SOBIE JEGO tu i tam przystrzygę. Tak oto dałem się omotać i STIMOTOWAĆ. A najlepsze, że ja chyba tego chcę. Dlatego gdyby moi przyjaciele wpadli ratować mnie z tego stylistycznego więzienia, z koszulą flanelową w dłoni i sandałami, nie drgnąłbym, tylko poczekał, czy Madzia zaakceptuje mój outfit. Gdyby nawet zerwali ze mnie apaszki i sznureczki, krzycząc, że dość niewoli, pójdę szukać nowych, podobnych. Tak daleko zaszły zmiany!
A najwyższym poziomem tej słodkiej niewoli jest to, że jej pomysł przelałem na papier i wysłałem do „Zwierciadła". Nie ma dla mnie ratunku.
Bo go nie chcę.
Szymon Majewski dziennikarz, showman, wodzirej. Wpada w Szał w Radiu Zet, monologuje w Och-Teatrze i mówi z Asią Kołaczkowską w podcaście „Mówi się”.