Hanna Kirchner to najlepsza strażniczka pamięci o Zofii Nałkowskiej. Nie poznała wprawdzie pisarki osobiście, ale najpierw poświęciła doktorat jej twórczości, a od lat 70. opracowywała pozostawione przez nią wspaniałe „Dzienniki”.
Badaczka dzieła i życia Nałkowskiej dotąd chowała się w przypisach, wreszcie jednak z nich wyszła, by stworzyć biografię, w której okazała cały swój szacunek i sympatię dla autorki „Medalionów”.
Znamienne jest to, że o swojej bohaterce mówi „pani Zofia”, podkreślając w ten sposób legendarną wielkość damy polskiej literatury. Majestatycznej z wyglądu, imponującej inteligencją i klasą, mającej wielkie serce. Ale wiążącej się z mężczyznami, którzy z pewnością jej nie dorównywali, i wkładającej wiele wysiłku w utrzymanie niezależności, także duchowej. Wiecznie z siebie niezadowolonej pomimo cudzych i własnych zapewnień, że jest piękna i mądra.
Zaczytując się kiedyś w „Dziennikach”, nie mogłam pojąć, iż można kochać siebie do tego stopnia. Po tej lekturze już wiem, że pisarka tylko broniła się przed upokorzeniami i urazami, którymi „obracała w sobie jak nożem”, pisze obrazowo Kirchner. Wielka książka – pod każdym względem.
W.A.B., Warszawa 2011, s. 800