„Sex Education” to jeden z najpopularniejszych seriali ubiegłego roku. Produkcja okazała się sukcesem, a tematy w niej poruszane ważne i potrzebne. O tym, co w drugim sezonie spotka bohaterów, rozmawiamy z głównymi aktorami: Emmą Mackey (Maeve), Aimee Lou Wood (Aimee), Connorem Swindellsem (Adam) i Kedarą Williamsem-Stirlingiem (Jackson).
Co możecie nam powiedzieć o drugim sezonie „Sex Education”?
Emma: Przede wszystkim, że posuwamy się coraz dalej i przekraczamy jeszcze więcej granic! Maeve i Aimee spędzają ze sobą mnóstwo czasu co jest bardzo ekscytujące. Między dziewczynami rodzi się bardzo interesująca i dynamiczna relację, co bardzo fajnie widać na ekranie. Ja jestem tym wątkiem bardzo podekscytowana i nie mogę się go doczekać.
Aimee: Tak, Aimee bardzo się „wzmacnia” dzięki Maeve. Jej bohaterka przechodzi wiele i to naprawdę gruntownie zmienia ją i jej życie. I właśnie dzięki Maeve staje się stopniowo inną osobą, o wiele silniejszą niż była. Ich przyjaźń jest bardzo głęboka, ośmiela ją do wielu zachowań i zmierzenia się z różnymi problemami. No i zauważa, że w końcu może być rzeczywiście sobą.
Emma: Tak, to prawda, ich przyjaźń bardzo się zacieśnia.
„Sex Education” (Fot. materiały prasowe Netflix)
Maeve, pomimo swojej „ciemnej strony”, czuje się odpowiedzialna za dziewczyny w szkole. Pomaga im, rozmawia z nimi, wstawia się za nimi pomimo tego, że sama przecież była wyszydzana i obrażana. Uważasz, że to ważne, by dziewczyny w młodym wieku się wspierały? Wierzysz w kobiecą solidarność?
Emma: Oczywiście, choć dużo łatwiej to powiedzieć niż to wcielić w życie. Według mnie serial bardzo mocno o tym opowiada. I robi to w zdrowy sposób. Szczególnie w środowisku szkolnym to jest temat, który jest bardzo delikatny i wrażliwy, gdzie granice pomiędzy dobrym, a złym zachowaniem czasem są bardzo niewyraźne. Właśnie rozmawialiśmy o odcinku „It’s My Vagina” z pierwszego sezonu, który jest przykładem takiego zachowania, zachowania bardzo wspierającego na duchu dziewczyny. Tam najbardziej było czuć kobiece wsparcie, dziewczyn, które przecież nie do końca się lubiły, czy nawet znały. Moim zdaniem to jest niesamowite zobaczyć taką scenę na ekranie. Wydaje mi się ze jest bardzo motywujące i ważne. Zresztą w ogóle uważam, że dzisiejsza generacja młodych kobiet jest i tak bardziej świadoma niż dotychczasowe pokolenia. Oczywiście nie chcę generalizować, ale mam wrażenie, że powstał czy powstaje wciąż taki ogólny ruch, który motywuje młode kobiety do tego, by bardziej utożsamiać się z innymi przedstawicielkami swojej płci. Często też sprowadza się do tego, żeby po prostu przerwać milczenie i powiedzieć o czymś wprost, angażować się w hasła damskiej solidarności. Myślę, że wiele młodych kobiet odczuwa teraz taką potrzebę i to jest świetne.
Czy jak zaczynałyście kręcić pierwszy sezon „Sex Education”, spodziewałyście się tak pozytywnych reakcji i odbioru?
Emma: Na planie była tak dobra energia, że raczej wszyscy trochę to wyczuwali. I chyba od samego początku mieliśmy dobre przeczucia, co do serialu i jego odbioru przez publiczność. Natomiast inna sprawa, że w większości przypadków dla nas, aktorów, którzy odgrywają główne role to była pierwsza taka duża rola i… nie bardzo wiedzieliśmy do czego się porównywać (śmiech). Więc też z drugiej strony musieliśmy do tego podejść realistycznie i nie myśleć non stop o tym, jak zostanie to odebrane przez innych, bo jedyne co my możemy zrobić jako aktorzy to dać z siebie wszystko na planie i cieszyć się z tego, co robimy. Wiele rzeczy zależy od różnych czynników, więc poza tym… trzeba to zostawić w rękach Boga (śmiech). Ale tak, raczej wszyscy czuliśmy, że to będzie mocny serial.
Aimee: Jak zobaczyliśmy pierwszą zapowiedź, sneak peak serialu, to wszyscy mieliśmy takie wewnętrzne „wow!”. Jak to wszystko zobaczy się w końcu poskładane ze sobą: muzykę, sceny, montaż, to jest to niewyobrażalne uczucie. I wtedy pojawiły się myśli: „to będzie coś wspaniałego”. Coś czuję, że tak samo będzie i z drugim sezonem. W tym roku w szkole tyle będzie się działo! Oczywiście na razie niewiele możemy zdradzić, ale większość historii się bardzo pogłębia, pojawia się dużo nowych problemów, tworzą się nowe związki, relacje. Sama nie mogę się doczekać!
„Sex Education” (Fot. materiały prasowe Netflix)
Po pierwszym sezonie pojawiło się sporo komentarzy, że serial jest bardzo „brytyjski”. Osadzony w tej kulturze, żartach... Czy uważacie, że to zmienia coś w odbiorze?
Aimee: Jesteśmy bardzo bezpośredni i otwarci w tym serialu, ale to chyba nie jest związane stricte z tym, że jest to brytyjski serial. Jesteśmy w nim bardzo szczerzy i mówimy rzeczy „wprost”. Oczywiście serial ma też dużo wrażliwych, łamiących serce momentów, ale jest przede wszystkim zabawny. Choć rzeczywiście, w „Sex Education” wszyscy bohaterowie są dalecy od ideału, a czasami wydaje mi się, że jak ogląda się niektóre, zwłaszcza amerykańskie produkcje, większość bohaterów jest bardzo poprawna i… wygładzona. W Sex Education nikt nie jest zbyt „wygładzony” (śmiech).
Pierwszy sezon rozpoczyna się odważną sceną z udziałem Aimee, potem też pojawia się wiele „pikantnych” scen. Nie miałyście oporu przed odegraniem takich scen, nie bałyście się jakichś negatywnych reakcji ze strony rodziny, przyjaciół, otoczenia?
Aimee: Reakcji się nie obawiałam, ale miałam delikatne obawy przed pierwsza scena, która rzeczywiście była dość mocna. Ale jak już to zrobiłam i usłyszałam o tym, jak będzie to zrealizowane: będzie fajna muzyka, jaka będzie praca kamery i że w zasadzie to będzie bardziej „komediowa” scena, to uznałam, że nie ma się czym przejmować, będzie dobrze. Ale przed tym, nim rzeczywiście zacznie się to kręcić, to wszystko wydaje się cięższe, sama idea takiej sceny wydaje się przytłaczająca. Ale jak już się ma to za sobą, to wtedy czujesz się wolny, szczęśliwy, że podjąłeś taką, a nie inną decyzję. Poza tym, na planie „Sex Education” pracowaliśmy w tak przyjaznym środowisku, że ani przez moment nie czułam się zagrożona czy przestraszona, czy żebym robiła coś wbrew sobie.
Sporo osób mówi o tym, że jest to serial, który powinna obejrzeć cała młodzież (może nawet w szkołach), bo jest lepszy niż jakakolwiek edukacja, którą się zdobywa w czasie całej nauki.
Aimee: Mój mały brat był u mnie w ten weekend i się go spytałam, czym się zajmują na zajęciach z edukacji seksualnej w szkole. Powiedział mi, że oglądali czarno-biały film o tym, jak facet "goni" kobietę, a później znikają pod prześcieradłem, które zaczyna się ruszać i wtedy na ekranie pojawił się napis „To jest właśnie sex”. Myślałam, że żartuje, ale jest to kolejny przykład na to, że musimy udoskonalić to, jak wygląda edukacja seksualna w szkołach. Nie przygotowujemy odpowiednio młodych ludzi do wkraczania w dorosłość, do poznania tak ważnych tematów na całe życie. Wszystko jest owiane taką tajemnicą, że młodzież czuje się po prostu osamotniona w swoich problemach. A jak jesteś kobietą, która po prostu ma ochotę na seks i szuka metod zabezpieczeń, żeby nie mieć dziecka, to czuje się jak nimfomanka. A prawda jest taka, że kobiety mają tak samo ochotę na seks, jak mężczyźni, a jedyne, co dostajemy w szkole to wykład o tym, że tak można się "dorobić dziecka".
Emma: Tak, w zasadzie zamiast edukacji seksualnej dostajemy wzmocnioną lekcję biologii o reprodukcji, nic przydatnego czy interesującego. Natomiast fakty są takie, że coraz młodsi nastolatkowie uprawiają seks, a nic o tym nie wiedzą. W szkole powinno się uczyć, jak uprawiać bezpieczny seks i adresować wszelkie z tym związane tematy, możliwości, opcje. Między innymi dlatego też zrobiliśmy ten serial.
Może dlatego nie tylko nastolatkowie, ale też rodzice powinni obejrzeć ten serial?
Aimee: Tak, jest to doskonały pomysł, żeby rodzice go obejrzeli. Szczególnie niektóre wątki takie jak na przykład wątek Jean i Otisa poruszyły wielu rodziców, którzy zdali sobie sprawę, że dokładnie to robili. Oglądając widzieli dokładnie swoje zachowanie - byli zbyt zaangażowani, próbowali mikro-zarządzać swoimi dziećmi, oczywiście robili to z miłości i chęci ochrony. Chcieli uchronić dzieci przed problemami i traumami, ale tak naprawdę młodzi i tak musza przejść przez swoje traumy sami i popełnić swoje własne błędy. Nie da się i wręcz nie powinno się trzymać dziecka zupełnie pod kloszem
„Sex Education” (Fot. materiały prasowe Netflix)
A co Wasi rodzice sądzą na temat serialu?
Aimee: Oj uwielbiają go, to najwięksi fani! Już nie mogą się doczekać kolejnego sezonu.
Emma: Tak, mamy to szczęście, że nasi rodzice bardzo wspierają ten serial i mu kibicują.
Pamiętacie, jak wyglądała Wasza edukacja seksualna? Bo jestem pewna, że nie tak, jak w serialu. Czytałam dużo komentarzy w stylu „żałuję, że nie obejrzałam tego, jako dziecko”.
Kedar: W zasadzie to miałem bardziej biologie o systemie rozrodczym niż jakąkolwiek edukacje seksualną, a już z pewnością nie mówiło się nic o uczuciach czy czymkolwiek innym. Bardzo bym chciał widzieć w szkołach otwarty dialog, wyjaśniający problemy.
Connor: Ja pamiętam jedynie zupełny brak edukacji seksualnej, kompletnie nic, nawet jakichś podstaw, takich jak używać antykoncepcji. Musieliśmy wszystkiego uczyć się metodą prób i błędów, co jest bardzo niebezpieczne i może być tragiczne w skutkach. Dlatego uważam, że nasz serial jest bardzo ważny, zakładając oczywiście, że dalej tak są uczone dzieci, ale mam wrażenie, że tak niestety jest.
„Sex Education” (Fot. materiały prasowe Netflix)
Czy widzieliście jakieś podobieństwa pomiędzy Waszymi doświadczeniami z liceum, a tym co odgrywaliście w serialu? Connor: Nie bardzo, a jeżeli już to bardziej w kontekście postaci jako takiej, a nie liceum. Moje liceum zdecydowanie nie wyglądało, jak to z serialu, które jest absolutnie wyjątkowe. Ale z punktu widzenia postaci: oczywiście, w każdej osobie z tego serialu widzę jakąś cząstkę mnie. Co do Adama - to utożsamiam się z pewnością z tym, jak stawia mur dookoła siebie, żeby trzymać wszystkich na dystans, żeby czuć się bezpiecznie. Takie trochę uciekanie od problemów.
Czy przy powstawaniu serialu mieliście doradców medycznych lub innych ekspertów, którzy dbali o to, by wszystko było zgodne z prawdą? Mogliście się z kimś skonsultować?
Connor: Mieliśmy tak zwanego "eksperta do spraw intymnych", do którego mogliśmy iść z różnymi pytaniami, dotyczącymi tego, jak coś rzeczywiście się robi, albo jak coś wygląda. Jak mieliśmy problem z tym, jak podejść do konkretnego tematu to zawsze mogliśmy porozmawiać z tą osobą, czy nawet wysłać jej maila. Jak czuliśmy się dziwnie lub byliśmy niepewni, to pomagała nam uspokoić nasze myśli, także było to bardzo pomocne, żeby też nie wprowadzić nikogo w błąd.
„Sex Education” (Fot. materiały prasowe Netflix)
Co uważacie o zarzucie, że zrobiliście kontrowersyjne show, w którym wygląda, jakby szalone nastolatki ciągle uprawiały seks? Niespecjalnie jest to show familijne?
Kedar: Raczej trzeba spojrzeć na serial jako całość, a nie tylko trywializować jako nastolatków uprawiających seks. Trzeba to rozumieć jako szerszy problem, który rzeczywiście istnieje - brak wiedzy na temat seksu u nastolatków i mnóstwo problemów. Oczywiście dla rodziców może być to niekomfortowe oglądać ze swoimi dziećmi w telewizji, jak dwie osoby uprawiają seks, ale prawda jest taka, że zarówno oni, jak i dzieci ten seks uprawiali, bo inaczej by tych dzieci przecież nie było.
Connor: Każda scena seksu w „Sex Education” przedstawia jakiś konkretny problem, czy jest istotna z punktu widzenia fabuły. Dzięki seksowi jest zaprezentowane, co nastolatkowie myślą, co przeżywają, a co najważniejsze z jakimi problemami się borykają. Nie jest to seks, który ma szokować, czy być kontrowersyjny, oburzać, ma być pewnego rodzajem katalizatorem.