1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. „Specjały na miłość i odchudzanie wciąż poszukiwane”. Rozmowa z Krystyną Mirek, pisarką

„Specjały na miłość i odchudzanie wciąż poszukiwane”. Rozmowa z Krystyną Mirek, pisarką

Krystyna Mirek (Fot. Julia Jaracz)
Krystyna Mirek (Fot. Julia Jaracz)
Na czytelników czeka już III część „Sagi dworskiej” Krystyny Mirek pt. „Kwiatowy dwór”. W serii pojawiają się m.in. wątek XIX wiecznego szlacheckiego dworku i walka o odebrany haniebnie majątek. Piękna przyroda, natura. „To są nasze korzenie. W jakiś sposób nosimy to w sobie. I tęsknimy do tamtych czasów. Stąd też potrzeba takich opowieści” – mówi Krystyna Mirek. O książce rozmawiamy z jej autorką.

„Ta książka pachnie bukietem najpiękniejszych kwiatów i łąkami skąpanymi w letnim słońcu” [źródło: FB pisarki]. Jakimi konkretnie?
Pewnie przede wszystkim te polne. Kiedyś bardzo nam bliskie, dziś coraz rzadziej spotykane. Maki, dzwonki, kaczeńce, bławatki, bzy. W czasach mojego dzieciństwa było ich pełno. Rosły na łąkach, w rowach, na poboczach dróg. Dziś coraz rzadziej można je spotkać. Ale w powieści pachną także te ogrodowe cuda pielęgnowane przez troskliwe panie domu: róże, piwonie, floksy. Moja babcia miała taki ogród, ten zapach pamiętam do dzisiaj.

Pani babcia, podobnie jak jedna z bohaterek – prababcia Antonina – o ziołach wiedziała sporo. Miała swoje specjały na miłość i odchudzanie. Nic się nie zmieniło.
To właśnie wydało mi się bardzo zabawne. Byłam niedawno w pewnym gabinecie kosmetycznym i specjalistka polecała klientkom niezwykle skuteczne urządzenie na odchudzanie. Zabiegi dość drogie, ale ponoć efekty spektakularne. Tylko jedno maleńkie „ale”… w czasie trwania kuracji jemy 1800 kalorii, codziennie godzina ruchu i dwa litry wody. Pomyślałam sobie, że z takimi zasadami to się i bez urządzenia za darmo schudnie. (uśmiech)

Czasem jednak potrzebujemy tej magicznej pigułki, sposobu, który nas zmotywuje do czegoś. Prababcia Antonina z „Kwiatowego dworu” dobrze to rozumiała. Dawała kropelki i porady sercowe jak całkiem niezły psycholog. Zadziałałyby i bez mikstur, ale tak ludziom było łatwiej. Wierzyli w jej tajemne moce. I w ten sposób wszystko sprowadza się do wnętrza człowieka. To samo mówią najstarsze księgi świata i najnowsze badania. Wiele jest w nas: siła naszej wiary, myśli, intencji, umiejętności życia.

„Ludzie boją się magii, więc z respektem podchodzili do tych zaleceń. Pili ziółka, dopiero gdy wypełnili wszystkie warunki. Działało. Sława Antoniny rosła” [cytat z książki]. Magia zastępowała lekarzy przewodników duchowych. Czasy się zmieniły, ludzie nadal lubią czary.
Poziom leczenia w tamtych czasach to była prawdziwa groza. Nie tylko dlatego, że brakowało lekarzy, a oni też wbrew pozorom dużo nie umieli, przynajmniej nie wszyscy. Przede wszystkim z powodu biedy, głodu, zimna, ciężkiej pracy ponad siły. Królowały zabobony, bo ludzie nie mieli żadnej szansy, by dotrzeć do sensownych informacji. Jak wiadomo, o Internecie nikt jeszcze wtedy nie słyszał. Ludzie byli zdani na łut szczęścia. Jeśli w wiosce trafiła się mądra zielarka, to potrafiła uratować wiele istnień, jeśli była to oszustka – wyrządzała mnóstwo szkody. Mam jednak wrażenie, że dzisiaj z kolei w nadmiernym zalewie wiedzy też się gubimy. Można dziś znaleźć samodzielnie opinię na każdy temat. Ale często specjaliści przeczą sobie nawzajem, badania naukowe się wykluczają, a oszuści wciąż mają pełne ręce roboty. Tyle tylko że my mamy jednak o wiele większe pole wyboru.

Antonina „miała w swoim asortymencie wiele skutecznych nalewek, mieszanek i mikstur” [cytat z książki]. Ma Pani tę umiejętność?
Rzeczywiście produkuję z pasją nalewki, także takie z bardzo starych przepisów, jak na przykład obłędnie pachnąca nalewka z płatków róż. Posadziłam sobie w tym celu specjalny krzew w ogrodzie, bo to musi być odpowiedni gatunek. Robię też z aronii, głogu, pigwy, świąteczną, wiśniową, a także cytrynówkę na miodzie. Potem to rozdaję, bo nie jestem specjalną miłośniczką alkoholu. (śmiech)

Pochodzi Pani z rodziny opowiadaczy. Dawniej tak ludzie tłumaczyli sobie świat. Teraz mamy Wikipedię…
Wciąż mamy opowiadaczy i są tak samo popularni jak kiedyś, tylko sposób przekazu się zmienił. Umiejętność snucia historii jednak jest tak samo ceniona. Może zapewnić powodzenie, dobre życie i realne zyski. Najnowsze media społecznościowe według ostatnich wytycznych stawiają na tak zwane stories, czyli właśnie opowieści. Jeśli ktoś potrafi zaciekawić, szybko zdobywa popularność. Ludzie wciąż spędzają sporo czasu, słuchając, tyle tylko że teraz często z telefonem w dłoni.

Uwspółcześnia Pani swoich bohaterów?
Trochę uwspółcześniam, zwłaszcza jeśli chodzi o język. Myślę, że oryginalny byłby trudny do odczytania. Ale też wbrew pozorom możemy się całkiem dobrze poprzez odległość wieków zrozumieć, bo mamy podobne marzenia, potrzeby i trudności. Tak wiele się zmieniło, a wciąż są rodzice, którzy nie rozumieją swoich dzieci, ojcowie słabo sobie radzący z odpowiedzialnością, mężczyźni, którzy myślą, że jeśli mają pieniądze, to mogą dyktować warunki, słabe kobiety i silne, przeciwstawiające się rzeczywistości, walczące o marzenia.

Wydaje się Pani jakby z innego świata. Jak się Pani odnajduje we współczesnych pełnych przemocy czasach?
Dziś czuję się o wiele bardziej z tego świata, niż kiedy byłam na przykład nastolatką, bo mam poczucie, mimo wszelkich złych wieści, że on się zmienia na lepsze. Łatwiej dziś znaleźć środowisko świadomych ludzi, wspierających się nawzajem. Wielu jest mądrych mentorów, a dostęp do nich łatwiejszy niż kiedykolwiek. Nie zmienia to jednak faktu, że ten świat mnie boli i czasem przeszkadza, że dużo widzę i rozumiem. Od lat trochę buduję w życiu taką wyspę dla siebie, rodziny i przyjaciół. Taki mały świat, w którym nie ma wiadomości z telewizji, złych wieści. Są za to: spokój, zieleń, książki, przyjaźń, dobre rzeczy. Namawiam też swoje czytelniczki do budowania własnych dobrych małych światów. Wierzę, że ich suma mogłaby na lepsze zmienić ten wielki, w którym żyjemy.

Można stwierdzić, że „Saga dworska” oparta jest na faktach? Kto chce poznać bliżej historię swojej ulubioną pisarki, Krystyny Mirek… niech czyta!
Troszkę, ale nie do końca. (uśmiech) Prawdziwy jest początek. Najodleglejszy przodek, do jakiego udało się dotrzeć w badaniu historii mojej rodziny, to nieznany mężczyzna, który przybył z daleka w jednym ubraniu. Nic więcej nie miał. W tamtych czasach obcy, przybysz, bez rodziny i korzeni automatycznie lądował na dnie drabiny społecznej. Bo nawet ubogi parobek Kuba był kimś, miał matkę i ojca, jakąś rodzinną opowieść, do której ludzie mogli się odnieść. Jeszcze w czasach mojego dzieciństwa moja babcia była w stanie opowiedzieć o każdej osobie z naszej wioski oraz sąsiednich, kim są, jakie mają powinowactwa i koligacje. Wchodziła z pasją w skomplikowany świat połączeń, małżeństw, zdrad, porzuceń, narodzin i śmierci. I nigdy jej się nic nie myliło. Ten mężczyzna nie miał nawet tego. Babcia nic by o nim nie opowiedziała. A jednak po krótkim czasie ożenił się z panienką z dworu, najlepszą partią w okolicy, co więcej – było to bardzo szczęśliwe małżeństwo, co ani w tamtych czasach, ani dzisiaj wcale tak często się nie zdarza. Dobrze zarządzał dworem i posagiem żony. Sporo umiał i z czasem zdobył szacunek otoczenia, wspominany potem przez pokolenia. Nie udało się odkryć, skąd przybył, jaka była jego historia. Nigdy się nie przyznał. Więc wymyśliłam mu całą piękną opowieść. Jak to po kolei było. To taki wspaniały przywilej pisarza. Jednak dalszy ciąg tej opowieści to już tylko fikcja.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Krystyna Mirek, polonistka, pisarka. Autorka czterdziestu powieści obyczajowych. Opowiadanie historii ma w swoim DNA. Dorastała w domu dziadków, w którym wieczorami gromadzili się sąsiedzi i słuchali opowieści. Czasami ze zdziwieniem odkrywa, jak dużo ich w niej zostało.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Kwiatowy dwór
Autopromocja
Kwiatowy dwór Krystyna Mirek Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze