Powieść ta najbardziej ucieszy czytelników około czterdziestki. Renberg, rocznik ’72, cofa się w niej do roku 1990, do czasów licealnych także i dla mnie. Pamiętam dobrze rozdarcie polityczne w Europie i Mathiasa Rusta, Niemca z RFN, który w ’87 roku w porywie młodzieńczego wariactwa symbolicznie przekroczył mur dzielący Zachód od Wschodu, lądując samolotem na placu Czerwonym. Dla nas był samobójcą, a dla zachodnich sąsiadów bohaterem.
Tak też postrzega go główna postać i narrator powieści, 17-letni Norweg Jarle Klepp. Zbuntowany w banalny sposób: grający punk, programowo wyobcowany, sięgający po zakazane używki i nieznoszący gogusiów. Kiedy w jego szkole pojawia się wymuskany Yngve, Jarle traktuje go jak wroga. Po czym zakochuje się w Yngvem bez pamięci, wyrzekając się wszystkiego, co dotąd było dla niego święte. Przerażony sobą staje się chodzącą katastrofą, niszcząc przede wszystkim tego, którego kocha. A to dlatego, że wypracowana demoniczność i młodzieńcza głupota zderzą się z czymś o wiele bardziej mrocznym. Ale to właśnie durnocie lat nastu Renberg zbudował ponadczasowy pomnik.
przełożyła Katarzyna Tunkiel, wydawnictwo Akcent, Warszawa 2011, s. 360