1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Daniel Day-Lewis: Aktor totalny

mat. prasowe
mat. prasowe
Daniel Day-Lewis: dla roli jest gotów zrobić prawie wszystko. Dobiera je zresztą bardzo starannie i rzadko: w ostatnich 12 latach zagrał tylko w 5 filmach. Dwa z nich były pomyłkami, trzy przyniosły mu nominacje i jedną oscarową statuetkę. Niezła średnia.

Jeśli krytycy i bukmacherzy mają rację, to faworyzowany Abraham Daniel Day-Lewis Lincoln w niedzielę odbierze trzecią w karierze Nagrodę Akademii za najlepszą rolę męską.

Zdobycie pierwszej świętował... całe 24 lata temu, za Moją lewą stopę”. Grał tam Christy'ego Browna, urodzonego z mózgowym porażeniem dziecięcym, prawie całkowicie sparaliżowanego, późniejszego malarza i pisarza. Przygotowując się do roli, spędzał sporo czasu z osobami dotkniętymi tą chorobą, z wieloma nawet się zaprzyjaźnił - czyli jak prawie wszyscy aktorzy. Różnica jest taka, że Day-Lewis później „stał się” jedną z tych osób, które odwiedzał i pozostał nią aż do końca kręcenia filmu.

- Mamy pierwsze wspólne czytanie scenariusza, wszyscy przy dużym stole, w codziennych strojach -  wspomina reżyser My Left Foot” Jim Sheridan – A ja wchodzę do pokoju popychając wózek inwalidzki z siedzącym na nim Day-Lewisem, już całkowicie w roli Christy'ego. Pozostali aktorzy byli w szoku – dodaje Sheridan. To był jednak dopiero początek, bo Lewis nie wychodził z roli ani na chwilę. Na planie podobno posyłano pod jego adresem masę wulgaryzmów za konieczność przenoszenia go nad kablami. Narzekano też, że nie da się go w ogóle zrozumieć i czy mógłby wreszcie zacząć mówić wyraźniej. Skoro jednak jego postać nie mogła, on też.

- Ludzie powiedzą, że pozostawanie w roli jest pretensjonalne. Ale Daniel spędził całe tygodnie z dzieciakami cierpiącymi na tę chorobę; jak miał później najpierw zachowywać się jak one przed kamerą, a po ujęciu nagle przeskakiwać z powrotem? Zdecydował, że zostanie w roli, stając się w ten sposób centrum zmartwień i niezadowolenia wszystkich na planie... co prawdę mówiąc wyszło filmowi na dobre – broni swojego aktora Sheridan. Sam przeciwko wszystkim Day-Lewis był też w filmie W imię ojca, gdzie zagrał Irlandczyka niesłusznie oskarżonego i skazanego za zamach bombowy w Londynie. Przygotowując się do roli spędził dwa dni i noce w więziennej celi bez niczego do jedzenia i picia, prosząc też ekipę filmową, żeby go wyzywała i oblewała zimną wodą nie pozwalając zasnąć.

- Musisz się tego nauczyć, musisz zrozumieć jak to jest być przesłuchiwanym 48 godzin bez przerw przez sześć osób – tłumaczy sam aktor, jakby jego metoda była czymś oczywistym. - Jeśli niewinna osoba podpisuje się pod zeznaniem, które niszczy jej życia, to jako aktor masz odpowiedzialność jakoś dotknąć tego, czemu człowiek byłby gotów coś takiego zrobić dodaje. W ważnej dla niego Metodzie Stanisławskiego nie chodzi tylko o to, żeby całkowicie wejść w rolę. Jak tłumaczy sam Day-Lewis, bez połączenia roli z osobistymi doświadczeniami ani rusz. - Wspólne przeżycia są tym, co pozwala mi pracować, ta więź między naszą dwójką, mną a postacią. Nie dajcie się jednak zmylić, nigdy nie staję się inną osobą, ale poznaję siebie w zupełnie inny sposób, przez pryzmat innego życia.

Kiedy chodzi o kogoś z dalszej przeszłości, Day-Lewis intensyfikuje swoje przygotowania. - Nauczył się żyć z dala od cywilizacji, sam w lasach, gdzie nie zjadł niczego jeśli wcześniej sam tego nie upolował z pomocą swojej zabytkowej strzelbymówi Michael Mann, reżyser Ostatniego Mohikanina”. Takie zaangażowanie wymaga też innego podejścia od aktorów grających u jego boku. - Sposób jego pracy był bardzo wymagający również dla mnie. Nasze postacie nie widziały się przez 14 lat, było między nimi wielkie napięcie. Więc ja i Daniel właściwie nie rozmawialiśmy poza planem, tak się umówiliśmy. Mi było z tym trudno, czułam się samotnie. Poza tym trochę bałam się tej jego niemal elektrycznej siły... jednocześnie nie mogąc przestać patrzeć jak pracuje wspomina Emily Watson, jego partnerka z planu Boksera”. - Na koniec zdjęć zapytałam go, czemu pracuje właśnie tak? Odpowiedział coś bardzo słodkiego: "Cóż, nie wydaje mi się, żebym był wystarczająco dobrym aktorem, żeby robić to w jakikolwiek inny sposób" - dodaje Watson.

Kolejne Oscarowe role Day-Lewisa, Gangi Nowego Jorku i Aż poleje się krew(odpowiednio: nominacja i wygrana), to zdecydowanie czarne charaktery. Bezwzględny przywódca gangu, Bill Rzeźnik Cutting i kapitalista za wszelką cenę, Daniel Plainview, udawani z takim oddaniem muszą pewnie zostawiać jakiś ślad na psychice aktora. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że pomiędzy tymi filmami znalazła się jeszcze Ballada o Jacku i Rose”, w której Daniel postanowił m.in. żyć z dala od rodziny (grał umierającego, żałującego swoich wyborów mężczyznę). - Trudno to wyjaśnić, to taki paradoks. Pewne obszary duszy innego człowieka, jego doświadczeń, mogą być wstrząsające, ale mimo tego ja odczuwam wielką radość w odkrywaniu ich. Aktorzy mają jednak swojego rodzaju immunitet, nikt nie pociągnie nas do odpowiedzialności. To więc gra, to na zawsze pozostanie grą...

Zastraszający, poważny, teraz też otoczony legendą, czy Day-Lewis jest rzeczywiście aż tak przytłaczający? - Możliwe, że wydaję się ludziom szczególnie poważny, bo nie brak mi świadomości potencjalnej absurdalności tego, co robię. Na szczęście moja praca wycisza we mnie głos, który mógłby zapytać: to osobliwy sposób na spędzenie życia, przebieranie się w ciuszki innych ludzi? - żartuje aktor, świadomy potencjalnej śmieszności swojego zajęcia, ale też stawiający je na równi z innymi sztukami. - W aktorstwie tkwi też potencjał na pewnego rodzaju szlachetność. Bo ostatecznie jeśli nie poświęcasz swojego czasu na zgłębianie ludzkich doświadczeń w takiej lub innej formie, to czujesz, że czegoś w twoim życiu brakuje - dodaje.

Kłopot z byciem aktorem wydaje się też jednak taki, że to nad czym pracujesz, jak i twoje wytwory są raczej nienamacalne. - Mam na to perfekcyjne antidotum mówi ochoczo Day-Lewis o swojej drugiej pasji, czyli wytwarzaniu mebli i butów. Zrezygnował z pracy w teatrze, bo miał świadomość, że jego starania będą postrzegane zależnie od rzędu, w którym widz będzie siedział. Z kamerą jest łatwiej. - Sam idąc do teatru chcę widzieć, co dzieje się w oczach aktora, a to trudne kilka rzędów do tyłu. Dlatego wolę filmy; kamera nie ma litości, przenika wszystko. To w niej lubię. Grając w teatrze można z kolei łatwo ulec pokusie, żeby reprezentować, a nie „być” - mówi Day-Lewis.

Faworyt do tegorocznego Oscara, trzeciego w swojej karierze, ceni sobie swoją prywatność, ale po przeprowadzce do małego miasteczka w Irlandii nie wzbudza tam już właściwie żadnej sensacji. Nie obchodzi nikogo, często wpada do tamtejszego pubu. Nie przepada za mediami i etapem promowania filmu. - Aktorzy nie powinni dawać wywiadów. Gdy tylko widzowie dowiedzą się jakie skarpetki nosimy, zapamiętają to i następnym razem patrząc na nasz występ będzie im to przeszkadzało patrzeć na nas w roli. Nasze życie osobiste nie powinno być ciekawe dla nikogotwierdzi.

Na szczęście dla swoich fanów Daniel jest też fanatykiem kina, któremu bardzo często zdarza się wchodzić na jakiś film bez czytania o czym właściwie jest. Po skarpetkach co prawda nie macie szans go poznać, ale jeśli już spotkacie go w kinowej sali, przed poproszeniem o autograf dobrze byłoby szybko sprawdzić, czy Day-Lewis nie przygotowuje się akurat do jakiejś roli. Od tego w największej mierze będzie zależało, jaki podpis zostawi na podstawionej karteczce, całkowicie wierząc, że aktualnie jest właśnie tą osobą...

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze