Nazywam się Karolina Breguła. Jestem artystką. Większość moich twórczych działań wynika z obserwacji mechanizmów funkcjonowania świata sztuki. Interesuje mnie to, jak rozumie dzieło mało wprawiony odbiorca i gdzie jest miejsce dla sztuki w naszej codzienności. Poddaję w wątpliwość i preparuję znaczenia. I, jak sądzę, właśnie dlatego zostałam zaproszona, by tworzyć osobistego bloga o aktualnej sztuce.
Przyjęłam zaproszenie, ale już na wstępnie chcę wyznać, że sztuka często sprawia mi kłopot. W przeciwieństwie do wykształconego odbiorcy – takiego, który przez lata studiował historię sztuki, ćwiczył mówienie o niej i kształcił narzędzie fachowej analizy, artysta jest odbiorcą kreatywnym, lecz często nieco naiwnym. Ja jestem tego najlepszym przykładem.
Jeszcze do końca weekendu w Galerii Fundacji Archeologia Fotografii oglądać można wystawę „Sztuczność”. Jej kurator, Kuba Śwircz, postanowił przyjrzeć się twórcy jako odbiorcy sztuki. Pokazał prace trójki autorów: Michała Jelskiego, Krzysztofa Pijarskiego i moje. Jelski niszczy mniej i bardziej znane historyczne fotografie, ja powtarzam konceptualne gesty, Pijarski spogląda na wypełnione dziełami sztuki muzeum z miejsca, z którego nie jest w stanie ich zobaczyć. I właśnie to jego tęskne spojrzenie w kierunku sztuki i wieczne poczucie niezaspokojenia doskonale opisuje to, co mogę zaoferować w moim blogu.
Większość galerii i muzeów znajdujących się w historycznych budynkach ma wzdłuż prawdziwych ścian dodatkowe ścianki atrapy, w które można do woli wbijać gwoździe i które umożliwiają artystom nieograniczone przepisami konserwatorskimi działania. Między tymi atrapami ścian a oryginalnym murem budynku tworzą się wąskie korytarze. Właśnie z tych zapomnianych przestrzeni ukrytych za ścianami ekspozycyjnymi Krzysztof Pijarski postanowił przyjrzeć się Muzeum Sztuki w Łodzi.
Oczywiście, nie widzi stamtąd wiele. Na jego fotografiach zobaczyć możemy prześwitujące przez szpary między ściankami światło, układające się w kształty nawiązujące do geometrycznej tradycji muzeum, założonego przecież przez artystów przybyłych do Łodzi z konstruktywistycznej Rosji.
Muzeum staje się tu świetlistym miejscem pożądania, którego pragniemy, tkwiąc w beznadziejnej ciemności; lepszym światem, do którego nie mamy dostępu.
Prace Pijarskiego to świetna ilustracja mojej relacji ze sztuką. Wabi mnie ona nieosiągalnym światłem, którego zaledwie ułamek trafia w moje oczy, oślepiając mnie przy tym niemiłosiernie. A ja, wbrew przeciwnościom, idę do niej, najczęściej po omacku. I o tym właśnie, jak po omacku idę, będzie mój blog.