„Konklawe” przenosi widza w serce watykańskich tajemnic, gdzie duchowość splata się z ambicjami, a każdy szept zdaje się ważyć więcej niż mury Kaplicy Sykstyńskiej. To nie tylko opowieść o wyborze papieża, lecz epicka podróż przez moralne zawiłości i ludzkie słabości. Ralph Fiennes tworzy niezapomnianą kreację, w której walka o władzę jest równie potężna co głos sumienia.
„Konklawe” otwiera drzwi do świata zazwyczaj skrytego za murami Watykanu – procesu wyboru papieża, który jednocześnie odsłania złożoność ludzkiej natury i duchowego powołania. W centrum fabuły stoi kardynał Lawrence, grany przez wybitnego Ralpha Fiennesa, którego młodsi widzowie mogą znać jako Lorda Voldemorta z magicznej serii filmów o Harrym Potterze, a dojrzalsi kinomaniacy chociażby z wyróżnionych nominacjami do Oscarów ról w „Liście Schindlera” i „Angielskim pacjencie”. Kreacja Brytyjczyka w najnowszym filmie Edwarda Bergera to przykład subtelnej, emocjonalnej gry aktorskiej na najwyższym poziomie. Wybory jego postaci, przepełnione rozterkami moralnymi i duchowymi, stają się głównym motorem akcji, w której wplątane są ambicje, polityka i walka o wpływy.
Edward Berger, znany z wcześniejszego filmu „Na Zachodzie bez zmian”, zaskakuje nas tutaj lżejszym podejściem do tematów wagi państwowej i duchowej. Choć poprzednia produkcja była trudna do przyswojenia i mroczna, „Konklawe” pokazuje zdolność reżysera do prowadzenia narracji, która jednocześnie bawi, intryguje i trzyma w napięciu. Dzięki sprytnemu scenariuszowi autorstwa Petera Straughana („Szpieg”, „Frank”, „W komnatach Wolf Hall”), adaptującego bestsellerową powieść Roberta Harrisa o tym samym tytule, film płynnie przechodzi od jednej intrygi do kolejnej, ukazując wewnętrzne napięcia i zaskakujące zwroty akcji. Od śmierci papieża po zamknięcie konklawe w Kaplicy Sykstyńskiej – każde wydarzenie ma swoje podwójne dno i każda decyzja jest na wagę złota.
„Konklawe”: recenzja filmu
Kardynał Lawrence, mimo że jest powiernikiem sekretów i odpowiedzialnym za uczciwość konklawe, musi zmierzyć się z naciskami z różnych stron – zarówno liberalnych, jak i konserwatywnych duchownych, z których każdy widzi przyszłość Kościoła na swój sposób. Tu właśnie Fiennes pokazuje swój kunszt – w dialogach lśni cicha determinacja, a jego wyraz twarzy oddaje głębokie rozterki, które targać mogą człowiekiem o wielkiej wierze i wysokim morale.
„Konklawe” zyskało zróżnicowaną obsadę, która doskonale dopełnia napięcia budowanego przez reżysera. Stanley Tucci, wcielający się w liberalnego kardynała Belliniego, daje popis inteligentnej gry, która sprawia, że jego rola zyskuje charakter nieco sarkastycznego mentora, chociaż jego charyzma tylko z pozoru ma lżejszy ton. Z drugiej strony mamy Johna Lithgowa jako konserwatywnego kardynała Tremblaya i Isabellę Rossellini jako cichą, ale stanowczą Siostrę Agnes. Ich sceny przyciągają uwagę, szczególnie wtedy, gdy Rossellini jako jedyna kobieta w obsadzie ujawnia skrywane tajemnice, niemal kradnąc show i sprawiając, że jej postać staje się nie mniej istotna niż sam Lawrence.
Isabella Rossellini w „Konklawe” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Berger świetnie radzi sobie również z kreowaniem atmosfery Watykanu – zamknięty, chłodny i nieprzystępny świat staje się niemal kolejnym bohaterem filmu. Dzięki surowemu, podkreślającemu monumentalność wnętrz stylowi zdjęć autorstwa Stephane’a Fontaine’a („Jackie”, „Captain Fantastic”, „Dla niej wszystko”) Watykan jawi się jako miejsce nieprzystępne i pełne tajemnic. Scenografia i światło – często przygaszone, niemal ascetyczne – idealnie oddają surową powagę tej przestrzeni i działają jako subtelna alegoria kryjących się tam sekretów. Każda rozmowa, każde spojrzenie zdaje się mieć głębsze znaczenie, a reżyser umiejętnie buduje nastrój zagrożenia i napięcia, powoli odkrywając ukryte cele i ambicje bohaterów.
Sama fabuła, mimo że dotyczy duchowego rytuału wyboru papieża, wprowadza napięcie charakterystyczne dla thrillerów politycznych. Kiedy Lawrence dowiaduje się o pogłoskach, które mogą poważnie skompromitować niektórych kandydatów, zaczyna prowadzić własne śledztwo. Jego zmagania są dla widza tak samo angażujące, jak i jego rozważania nad wiarą i obowiązkiem wobec instytucji, której poświęcił swoje życie. Fiennes idealnie ukazuje te sprzeczności – widzimy, jak jego postać jest rozdarta między własnymi przekonaniami a koniecznością zachowania spokoju i jedności wśród kardynałów.
„Konklawe” w umiejętny sposób balansuje także między dramatem a momentami lekko ironicznego humoru. Berger nie boi się pokazać, że nawet tak poważny rytuał jak konklawe może mieć elementy walki o władzę, która momentami bardziej przypomina konkurs popularności niż mistyczny wybór następcy św. Piotra. W jednej ze scen widzimy porównanie tego procesu do typowej dla USA konwencji politycznej, a w innej Siostra Agnes stwierdza sarkastycznie, że choć zakonnice są „niewidzialne”, to i tak „Bóg obdarzył nas oczami i uszami”. Taki subtelny humor świetnie podkreśla napięcie, jednocześnie dodając realizmu sytuacji.
Mimo że tematyka filmu dotyczy rytuałów Kościoła katolickiego, jego główną zaletą jest przedstawienie ludzkiej strony kardynałów, pokazanie ich słabości, ambicji i moralnych rozterek. Kiedy bohaterowie podejmują decyzje, które mogą zaważyć na przyszłości Kościoła, Berger daje nam okazję do zastanowienia się nad naturą władzy i wiary. Dla samego Lawrence’a wybory stają się osobistym dramatem, który zmusza go do zadawania sobie pytań o własne wartości i cele.
Ralph Fiennes i Sergio Castellitto w „Konklawe” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Nie sposób nie docenić również pracy kompozytora Volkera Bertelmanna („Lion. Droga do domu”, „Patrick Melrose”, „Na Zachodzie bez zmian”), który swoją muzyką buduje napięcie i jednocześnie wprowadza element kina grozy. Jego kompozycje, zamiast przesadnych, orkiestralnych fanfar, dodają niepokoju, który świetnie współgra z klaustrofobiczną atmosferą filmu. Dźwięki instrumentów smyczkowych wywołują ciarki, jakby każda nuta miała swój ciężar i znaczenie, dopowiadając emocjonalną warstwę do wydarzeń na ekranie.
„Konklawe” to jednak coś więcej niż zwykły thriller religijny. Berger z powodzeniem tworzy film, który wciąga widza nie tylko poprzez fabułę, ale też poprzez głęboką analizę konfliktów wewnętrznych i duchowych bohaterów. Fiennes, jako postać pełna sprzeczności i skrywanych ambicji, sprawia, że film przyciąga uwagę i budzi refleksję. W końcu, co oznacza „być wiernym” – sobie, Kościołowi, czy społeczności wiernych? Reżyser nie udziela nam na te pytania prostych, jednoznacznych odpowiedzi.
Dla wszystkich miłośników kina, które cenią sobie nie tylko estetykę, ale też głęboką, wielowymiarową fabułę, „Konklawe” będzie intelektualną i emocjonalną ucztą.
„Konklawe” w kinach od 8 listopada.