1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Moda PRL-u łączy pokolenia

Moda PRL-u łączy pokolenia

Natalia Wąsik - to ona wpadła na pomysł, by utworzyć Muzeum Dany i Odry.  Sama zbiera materiały, dociera do byłych pracowników zakładów, analizuje archiwa i angażuje lokalną społeczność, by  muzeum powstało i się rozwijało. (Fot. archiwum prywatne bohaterki)
Natalia Wąsik - to ona wpadła na pomysł, by utworzyć Muzeum Dany i Odry. Sama zbiera materiały, dociera do byłych pracowników zakładów, analizuje archiwa i angażuje lokalną społeczność, by muzeum powstało i się rozwijało. (Fot. archiwum prywatne bohaterki)
Zobacz galerię 8 zdjęć
Natalia Wąsik odkrywa fascynującą historię zakładów produkcyjnych Dana i Odra, w których w szczytowym momencie pracowało ponad dwa i pół tysiąca kobiet. Rozmawia ze szwaczkami, które współtworzyły polską modę, dociera do setek zapomnianych dokumentów i gromadzi eksponaty, które będzie można oglądać w stacjonarnym muzeum w Szczecinie.

Dlaczego tak mało wiemy o historii Dany i Odry, największych producentów odzieży tamtego okresu? Nikt jeszcze nie opracował informacji na ich temat, jestem pierwszą osobą, która się tym na poważnie zajmuje. Od lutego 2019 przejrzałam około 800 teczek z dokumentami i dziesięć tysięcy numerów „Kuriera Szczecińskiego”, które teraz skrupulatnie czytam. Podchodzę do tego z dużym respektem. W archiwum w Łodzi, w którym spędziłam dwa tygodnie, przed wydaniem każdej teczki, każda pojedyncza strona musiała przejść paginację, ponieważ one nie zostały nawet w tamtym czasie opracowane do wydania. Zaczynam powoli upowszechniać te informacje, ponieważ chciałabym, aby jak największa liczba ludzi miała możliwość poznania tej niezwykłej historii.

To, czym się teraz zajmujesz, przypomina mi książkę „Aleja Włókniarek” Marty Madejskiej, która zaczęła rozmawiać z łódzkimi pracownicami fabryk. Jak reagują osoby, do których docierasz, a które pracowały przez wiele lat w zakładach? Czuję, że sprawiam, że te osoby czują się ważne. Często słyszę „jestem wzruszona” albo „nikt mnie przez tyle lat o to nie zapytał”. Ta historia rezonuje, mnóstwo osób się do mnie zgłasza i chce opowiadać o tamtych czasach. Teraz mam na liście ponad pięćdziesiąt nazwisk  byłych pracowników Dany i Odry, z którymi będę się kontaktować. Osoby, które tam pracowały, mają świadomość tego, co współtworzyły i są z tego bardzo dumne. Ale upadek tych firm zakończył się ogromnym niesmakiem związanym z prywatyzacją w 1997 roku. W tamtym czasie brakowało w firmie specjalistów. Brano po prostu stare wzory, których nie umiano porządnie odszyć.

Na przykład pani Małgorzata, z którą rozmawiałam, przyjechała do Szczecina z Łodzi w połowie lat 80., ponieważ marzyła o tym, żeby pracować w Danie. Była na stażu we wszystkich działach, więc doskonale wie, jak funkcjonował wtedy zakład. Dziś jest właścicielką firmy Dana Nova, która szyje wyłącznie na eksport i zatrudnia kobiety, które pracowały wcześniej w zakładach.

 Na zdjęciu Pani Walentyna (w środku) przez wiele lat pracowała w Danie, z wnuczką Olgą (po lewej) i Natalia Wąsik. (Zdjęcie: zrzut ekranu z Instagrama @muzeumdanyiodry) Na zdjęciu Pani Walentyna (w środku) przez wiele lat pracowała w Danie, z wnuczką Olgą (po lewej) i Natalia Wąsik. (Zdjęcie: zrzut ekranu z Instagrama @muzeumdanyiodry)

Dzięki organizacjom takim jak „Kupuj odpowiedzialnie” coraz więcej słyszymy o bardzo trudnych warunkach pracy szwaczek zatrudnionych w polskich zakładach. Jak to wyglądało w tamtym czasie? Dziś wiele tych kobiet skarży się na bóle kręgosłupa czy nadgarstków, dlatego że przez wiele lat wykonywały te same, powtarzalne czynności. Mam jednak wrażenie, że idealizują tamte czasy, ponieważ tak bardzo kochały Danę. W rozmowach często wspominają smak kawy zbożowej czy miętowej herbaty, która była rozdawana w trakcie upałów, nie narzekają. Ale w dokumentach można znaleźć informacje, że te warunki nie były dobre, ale zmieniały się na przestrzeni lat. Pracowało się na dwie zmiany, w jednym tygodniu od 06:00 do 14:00, w drugim od 14:00 do 22:00. Zatrudnionych było około dwóch i pół tysiąca osób, z czego 90 proc. stanowiły kobiety. Później zaczęto zwracać uwagę na to, że nie ma wentylacji, że jest duszno i głośno. Dlatego w 1976 roku powstała nowa fabryka Dany przy ulicy Wyzwolenia i tam panowały już lepsze warunki.

Co ci najbardziej utkwiło w pamięci podczas tych rozmów, a może było coś, co cię zaskoczyło? Najbardziej fascynuje mnie w tym temacie, to że wszystkie moje rozmówczynie są takie dumne z tego, że były częścią tej historii. Mam w swoich zbiorach wyniki ankiety pracowniczej przeprowadzonej na potrzeby pracy magisterskiej o Danie, która powstała w latach 70. Ponad 80 proc. osób było bardzo zadowolonych z pracy, z warunków, z przyjaźni, które tam nawiązywały.

Przed naszą rozmową zadzwoniłam do mojej mamy, która w młodości mieszkała w Szczecinie, żeby zapytać ją o wspomnienia związane z tymi ubraniami. Dla mojej mamy odzież z Dany i Odry była po prostu za droga. Druga rzecz o jakiej mówiła, to brak dostępności do tych wyrobów. Na przestrzeni lat to się bardzo zmieniało. Jeśli chodzi o Odrę, to ludzie często kupowali jeansy i handlowali nimi na Wschodzie. Oczywiście one swoje kosztowały. Mam jedną parę jeansów z Odry z metką, na której widnieje cena 800 zł, ale one zostały wyprodukowane już w latach 80., więc wtedy też były inne zarobki niż powiedzmy w latach 60. Mam w  zbiorach katalog, który pokazuje miejsca, do których Dana dystrybuowała w latach 70. swoje ubrania, m.in. do Powszechnych Domów Towarowych czy Spółdzielni Domów Towarowych. Druga część umieszczonej tam grafiki jest jeszcze ciekawsza, bo są na niej zaznaczone zagraniczne rynku zbytu. Jest tu Norwegia, Dania, RFN, Związek Radziecki, Liban i Ghana. Do tej ostatniej wysłano na przykład 100 sztuk męskich spodni.

 (Fot. Muzeum Dany i Odry) (Fot. Muzeum Dany i Odry)

 (Fot. Muzeum Dany i Odry) (Fot. Muzeum Dany i Odry)

A ile sztuk odzieży rocznie produkowała Dana? To również bardzo się zmieniało na przestrzeni lat. Dana powstała w 1945 roku jako Państwowe Zakłady Konfekcyjne, szyła ubrania dla wojska i dla ludności cywilnej. W dokumentach zachowały się dokładne informacje, ile wtedy produkowano szlafroków, ile sukienek dziewczęcych. Komórka wzornicza powstała dopiero w 1962 roku, na jej czele stała pani Zofia Zdun-Matraszek. Ciężko porównać produkcję z lat 50. przykładowo z tym, co działo się dwadzieścia lat później. Od 1968 r. w Danie i Odrze wypuszczono rocznie około 500 wzorów. Dotarłam do zamówienia dla Związku Radzieckiego, do którego wysłano 300 tysięcy takich samych koszul. To były całkiem spore ilości ubrań.

Jak wyglądały te ubrania, które były dostępne na polskim rynku? W wielu opracowaniach o modzie czasów PRL mówi się o bardzo dobrej jakości tzw. rzeczy z odrzutów, czyli tych, które nie spełniały norm jakości na rynki zagraniczne. Rzeczy, które były produkowane na eksport, w ogóle nie miały metki Dany, ponieważ były szyte na zamówienie i miały doszywane nazwy kontrahentów. Takie też mam w swoich zbiorach. Jeśli taka była, oznaczało to, że ubranie powstałą z myślą o polskim rynku. Odrzuty z eksportu nie były dostępne dla przypadkowych klientów, one rozchodziły się wśród pracowników. W przyzakładowym sklepie można było kupić przysłowiowe „mydło i powidło”, ale niektóre towary były dostępne tylko do tych, którzy w Danie pracowali.

 Natalia Wąsik nie ustaje w zgłębianiu historii zakładów Dana i Odra. Dociera do archiwalnych materiałów i zdjęć. W budynku z pocztówki znajdowała sie kiedyś szwalnia.  (Zdjęcie: zrzut ekranu z Instagrama @muzeumdanyiodry) Natalia Wąsik nie ustaje w zgłębianiu historii zakładów Dana i Odra. Dociera do archiwalnych materiałów i zdjęć. W budynku z pocztówki znajdowała sie kiedyś szwalnia.  (Zdjęcie: zrzut ekranu z Instagrama @muzeumdanyiodry)

W swoich zbiorach masz w tym momencie 327 eksponatów. Jaka jest jakość tych rzeczy? Nie da się jej porównać z tym, co można kupić dziś w sklepach. Dana jest o wiele trudniejsza do przeanalizowania, bo co dekadę asortyment i jego jakość mocno się zmieniał. Kiedy zaczęłam zgłębiać wątek haftowanej odzieży w Odrze w latach 70. , którą projektował pan Kalwaryjski, to odkryłam świetne wzory i ubrania doskonałej jakości. Na przykładzie moich zbiorów można zobaczyć też, jak wyglądała fascynacja sztucznymi tkaninami, które w tamtym czasie wydawały się takie nowoczesne i zachodnie, ale ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. O wiele lepsze są rzeczy bawełniane, które produkowała Dana.

Pierwszą sukienkę do swoich zbiorów znalazłaś przez Internet. A jak wygląda poszukiwanie kolejnych obiektów do twojej kolekcji? Mam sporo znajomych, którzy siedzą na  różnego rodzaju grupach Facebookowych z odzieżą vintage i mają oko do wyszukiwania takich ubrań oraz kilka zaprzyjaźnionych sklepów, ale sporo rzeczy pochodzi od osób prywatnych. Coraz więcej ludzi wie, że kupuje wszystko z Dany i Odry, więc piszą do mnie, kiedy uda im coś znaleźć.

 (Fot. Muzeum Dany i Odry) (Fot. Muzeum Dany i Odry)

A czy masz jakąś ulubioną rzecz w swojej kolekcji? Wydaje mi się, że mam takie nietypowe podejście do tych ubrań. Od początku sobie powtarzałam, że nie będę w stanie pracować z tymi rzeczami, jeśli będę patrzeć na nie przez pryzmat tego, czy coś mi się podoba, czy nie, bo moja ocena jest w ogóle nieistotna. Te ubrania są dla mnie efektem tego, co się tam działo, bardziej interesuje mnie ta zakulisowa historia.

Więcej informacji na stronie muzeumdanyiodry.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze