Wystrój mieszkania dzielonego przez ilustratorkę i malarkę Basię Flores z dwójką jej przyjaciół artystów nieustannie ewoluuje. Tak jak ich sztuka.
Kamienica w Katowicach przy ulicy Francuskiej dawniej była częścią gmachu starej biblioteki. Ten czas doskonale pamiętają niedziałające już kaflowe piece, ułożony w jodełkę parkiet, ciężkie drewniane drzwi i stylowe przeszklone ościeżnice. Od dwóch lat jedno z mieszkań na drugim piętrze zajmuje trójka artystów. Jako pierwsza wprowadziła się tu modystka Ola Wanatowicz. Jej pracownia zmieściła się w jednym pokoju, dwa pozostałe były puste.
Fascynator także wykonała współlokatorka Basi, Ola Wanatowicz. (Fot. Proksaphotography.com)
Dzięki wspólnym znajomym dowiedziała się o tym miejscu Basia Flores, która od dawna szukała pracowni malarskiej, by móc malować większe niż dotychczas formaty. – To mieszkanie połączyło nas w piękny sposób. Od pierwszego momentu złapałyśmy z Olą fajną energię – wspomina. Rok później, kiedy Ola sprzedawała przez OLX swoją maszynę do szycia, pojawił się Masahiro Hamamoto, japoński barista, który w czasie pandemii odkrył nową pasję, czyli szycie i przerabianie ubrań. – Kojarzyłam go ze swojej ulubionej kawiarni, a tymczasem okazało się, że po godzinach tworzy niesamowite projekty, łącząc oryginalne japońskie materiały z klasycznym denimem.
Na piecu wisi oryginalne jedwabne haori, które drugi współlokator, projektant Masahiro Hamamoto, przywiózł z Japonii. Zakłada się je zwyczajowo na kimono, ale Basia nosi je po prostu do dżinsów. Biurko należało wcześniej do jej mamy. (Fot. Proksaphotography.com)
Hiro kupił maszynę i został z nami – opowiada Basia. Razem zaprojektowali między innymi dżinsową kurtkę, w której często maluje. Ona stworzyła wzór na tkaninie, a on naszył na plecach fragment jedwabnego kimona i ochlapał tkaninę farbą. Dziś trudno odróżnić, które z barwnych plam były zamysłem artystycznym, a które powstały podczas pracy. Grunt, że całość wygląda barwnie, czyli tak, jak Basia lubi najbardziej.
Ognistoczerwoną kanapę w kształcie ust Basia znalazła na OLX. Wiszące nad nią drewniane, ręcznie robione oczy to prezent od artystki Agnieszki Sieroń, której prace można śledzić na instagramowym profilu na_ha_ ku. Lustra to zdobycze z TK Maxx. W największym odbijają się piec kaflowy, stojąca na nim grafika Basi i szara lampa, przy której dawniej pracował jej tata. Obok lustra wisi jedna z pierwszych i najważniejszych prac Basi – jej abstrakcyjny autoportret. Lśniąca dyskotekowa kula pełni funkcję rozweselającą. (Fot. Proksaphotography.com)
Oczy, usta, kolory
Kiedy wprowadziła się do swojego pokoju na Francuskiej, pierwsze, co zrobiła, to przemalowała wszystko na biało. – Wiedziałam, że będzie tu dużo innego koloru. Barwy są dla mnie podstawowym środkiem wyrazu, mocnym nośnikiem emocji, dopełniam nimi swoją energię w zależności od potrzeb i nastroju. W moich pracach dominują czerwienie, fiolety i granaty, ale uważam, że każdy kolor jest równie ważny. I choć do tej pory stroniłam od stonowanych beżów i bieli, coraz bardziej chodzi mi po głowie zmiana proporcji – mówi malarka. Niestety, w dniu naszej sesji niemal wszystkie jej obrazy wyjechały do krakowskiego domu aukcyjnego Róża Wroniszewska na wystawę zatytułowaną przekornie „§1 – Za dużo koloru”. Ale to nie znaczy, że pracownia straciła barwy.
W mieszkaniu zachowały się stylowe przeszklone ościeżnice tworzące niezwykły klimat. Na drzwiach wisi kombinezon roboczy artystki, który zaprojektowała razem z Hiro. Stary parkiet umajony jest wszystkimi odcieniami farb używanych przez Basię, których cała kolekcja mieści się na wózku z Ikei. (Fot. Proksaphotography.com)
Soczyście czerwoną kanapę w kształcie ust Basia znalazła na OLX. – Okazało się, że sprzedaje ją właścicielka salonu kosmetycznego, który mieścił się dosłownie dwie przecznice dalej. Kanapa idealnie dopasowała się do wiszących na ścianie, ręcznie robionych, drewnianych oczu, które dostałam w prezencie od Agnieszki Sieroń – mówi Basia. Całość tworzy surrealistyczną kompozycję w stylu Salvadora Dalego. Na kanapie artystka fotografuje swoim polaroidem wyjątkowych gości, którzy odwiedzają jej pracownię. – Mam już całkiem fajną kolekcję takich pamiątkowych zdjęć – opowiada.
W tym mieszkaniu łazienka, choć niezwykle stylowa, służy przede wszystkim do mycia pędzli i farbowania ubrań. (Fot. Proksaphotography.com)
Nad sofą wisi też jedna z pierwszych prac Basi, które stworzyła już jako świadoma swojego warsztatu ilustratorka. – To nieco abstrakcyjne spojrzenie na samą siebie. Trochę autoportret, a trochę portret emocji, które we mnie intensywnie buzują – interpretuje. Jej miłość do koloru najbardziej widać jednak na wybielonym starym parkiecie. – Maluję dość dynamicznie, więc właściwie wszystko w tym pokoju jest nakrapiane farbą, szczególnie podłoga. Lubię w malarstwie ruch i kontakt z ciałem. Brakowało mi tego, gdy przez lata siedziałam przy komputerze, projektując grafiki – mówi Basia.
Strefę relaksu tworzą wiklinowy kosz i stolik, wyszukane na internetowych aukcjach przez współlokatorkę Basi. Sądząc po kapeluszu,
wiszący nad nimi plakat to także zdobycz modystki Oli Wanatowicz. Ścianę zdobią kolorowe ścinki jedwabnych materiałów pozostałe z robionych przez nią kapeluszy. (Fot. Proksaphotography.com)
Rzeczy sentymentalne
Po rodzicach architektach Basia odziedziczyła nie tylko wyobraźnię przestrzenną i zamiłowanie do kreski. Przy biurku, na którym teraz wykonuje szkice ilustracji i obrazów, dawniej kreśliła swoje projekty jej mama. Natomiast industrialna, ponadczterdziestoletnia lampa biurkowa oświetlała prace jej taty. – Te rzeczy były u nas w domu, odkąd pamiętam, kojarzą mi się z rodzicami, nie wyobrażam sobie bez nich swojej pracowni – mówi Basia, której szkice pokrywają jedną ze ścian pokoju.
– Cenię wolność i swobodę, którą dają mi luźne kartki. Nie spinam się, że wszystko musi być perfekcyjne, tak jak w szkicowniku. Poza tym mogę patrzeć na szkice o różnych porach dnia, świadomie i mimochodem. To daje mi możliwość wprowadzania zmian, udoskonalania pomysłów – mówi. Kartki zawsze są pod ręką, szkic można więc wykonać niemal wszędzie bez konieczności noszenia ze sobą ciężkich notatników.
Luźne kartki, w przeciwieństwie do szkicownika, nie narzucają perfekcjonizmu, dają za to poczucie swobody i wolność tworzenia. (Fot. Proksaphotography.com)
A Basia żyje dynamicznie. – Jeszcze na studiach wyjechałam do Walii, gdzie pod okiem świetnej nauczycielki Yadzi Williams zaczęłam eksperymentowanie z ilustracją. Ten czas miał największy wpływ na mój styl. Potem był staż w Dublinie. Pojechałam tam na trzy miesiące, a zostałam na półtora roku, pracowałam jako projektantka graficzna. Po studiach wyjechałam na prawie trzy lata do Manaus w Brazylii. A po powrocie do Polski przeprowadzałam się kilkakrotnie – wymienia Basia i dodaje, że w podróżach po kraju wszędzie towarzyszył jej pochlapany farbą drewniany taboret, który dostała od siostry. – Zaliczył już kilka przeprowadzek. Mogę zostawić wszystko, nawet swoje obrazy, ale ten stołeczek zabieram ze sobą zawsze, jest jak talizman – przyznaje.
Konsola firmy Berke, wykonana z litego drewna, służy głównie do przechowywania kredek. Pochlapany farbą biały taboret zaliczył już kilka przeprowadzek. Widoczny na pierwszym planie obraz artystka wykonała na wystawę „§1 – Za dużo koloru”, którą do niedawna można było zobaczyć w krakowskim domu aukcyjnym Róża Wroniszewska. (Fot. Proksaphotography.com)
Twórcza współpraca
Przestrzeń wspólna mieszkania przy Francuskiej jest w ciągłej transformacji. – Kuchnia i łazienka były mniej więcej urządzone, kiedy się wprowadziliśmy, ale powoli każdy z nas dodaje do tych wnętrz coś swojego – mówi Basia. Skrawkami jedwabnych materiałów, które zostają Oli z produkcji kapeluszy, wspólnie wyklejają ścianę w jadalni. Pod kuchennym blatem stoją grafika autorstwa Basi i znaleziona przez nią w TK Maxx złota figurka małpy.
Kuchnia była już urządzona, kiedy Basia wprowadziła się do mieszkania. Jej wkładem w to pomieszczenie jest grafika i figurka złotej małpy znaleziona w TK Maxx. Ludwikowski stojak na kwiaty to zdobycz z targu staroci. (Fot. Proksaphotography.com)
Na wiklinowym stoliku kawowym Hiro ustawił darumę, czyli tradycyjną japońską lalkę podobno przynoszącą szczęście. Z kolei Ola namalowała portrety wiszące w łazience.
Przywieziona przez Hiro daruma, czyli tradycyjna japońska lalka, jest talizmanem, który ma zapewnić domownikom szczęście i zdrowie. (Fot. Proksaphotography.com)
Odcienie wanny i umywalek to już ich wspólna praca. – Widać na nich całą paletę barw, bo farbujemy w nich tkaniny i myjemy pędzle. Moim zdaniem wyglądają przepięknie – mówi Basia. I przyznaje, że jedynym mankamentem mieszkania jest brak ogrzewania, choć i to ma swoje plusy, bo sprawia, że życie w pracowni toczy się w rytmie pór roku.
Ola Wanatowicz konsekwentnie ozdabia łazienkę tworzonymi w czasie wolnym portretami ulubionych aktorów i artystów. (Fot. Proksaphotography.com)
– Zimą każdy z nas zaszywa się w swoim pokoju i dogrzewa piecykiem elektrycznym. W przestrzeni wspólnej jest chłodno, więc spędzamy ze sobą niewiele czasu. Lato jest bardziej żywe i energiczne, często tworzymy razem w kuchni, wymieniamy się pomysłami. Lubię tę cykliczność, uważam, że takie zmiany natężenia intensywności relacji i tempa życia są nam wszystkim bardzo potrzebne – mówi Basia.