1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wnętrza
  4. >
  5. Mazurski dom w klimat miejsca i w charakterze właścicieli

Mazurski dom w klimat miejsca i w charakterze właścicieli

Ściany w odcieniu off white, dębowa, pełna sęków podłoga, lniane zasłony uszyte w żoliborskiej pracowni So Linen!, wykonany z tej samej tkaniny abażur lampy podłogowej Zara Home, sofa polskiej marki Iwc Home obita materiałem do złudzenia przypominającym jutę i minimalistyczny stolik kawowy Westwing z drewna akacjowego. (Fot. Martyna Rudnicka)
Ściany w odcieniu off white, dębowa, pełna sęków podłoga, lniane zasłony uszyte w żoliborskiej pracowni So Linen!, wykonany z tej samej tkaniny abażur lampy podłogowej Zara Home, sofa polskiej marki Iwc Home obita materiałem do złudzenia przypominającym jutę i minimalistyczny stolik kawowy Westwing z drewna akacjowego. (Fot. Martyna Rudnicka)
Piętnaście lat temu Magdalena Krukowska, dziennikarka, autorka książek i filmów dokumentalnych, zbierała materiały do artykułu o najciekawszych miejscach do jazdy konnej w Polsce. Tak trafiła do Gałkowa, gdzie pierwszy raz w życiu pojechała konno w teren. Ciąg dalszy tej historii łatwo przewidzieć. Dziś stoi tutaj jej drugi dom zainspirowany tym regionem, przyrodą, krajobrazem, kulturą i prostotą życia.

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 11/2025.

Piękną polną drogą dojeżdża się z Gałkowa do osady Zameczek, założonej przez starowierców, czyli przedstawicieli grupy religijnej, która w drugiej połowie XVII wieku wyodrębniła się z Kościoła prawosławnego. Do życia wybierali miejsca, które odpowiadały ich duchowości, położone w pobliżu wody, schowane w lasach. Dokładnie jak to, w którym właśnie jesteśmy. Do dziś ślady starowierców można znaleźć na okolicznych cmentarzach.

Magda przyjechała do Zameczka trzy lata temu przede wszystkim po to, by obejrzeć wystawioną na sprzedaż działkę. – Znajdowała się przy samej drodze i ewidentnie dawniej coś na niej stało, ale nikt ze współczesnych nie pamięta już tego budynku – mówi. Ona sama nie miała wątpliwości, że powinien tu stanąć dom w starym, mazurskim stylu, wybudowany w miarę możliwości z lokalnych, ekologicznych materiałów. – To wieś z mocnym historycznym sznytem. Mówi się, że już wieki temu żyło tu tajemnicze, niemal mityczne plemię Galindów. Niewiele o nich wiadomo, ale badania archeologiczne prowadzone na terenie Mazur potwierdzają, że taki lud istniał naprawdę – opowiada Magda. I rzeczywiście jest tu coś magicznego, jakby czas płynął wolniej, a przeszłość była bardziej obecna. Nowi osadnicy podchodzą do niej zresztą z wielkim szacunkiem. – Większość domów w okolicy zaprojektowała architektka, która specjalizuje się w tradycyjnym, mazurskim budownictwie, doskonale wie zatem, jaką bryłę powinien mieć budynek, by wpisać się w to otoczenie oraz z jakich materiałów powinien być wykonany – tłumaczy.

Projektująca tę przestrzeń architektka Sylwia Pogorzelska-Filipowicz wiedziała, że wnętrze domu Magdy Krukowskiej musi być jak czyste płótno. (Fot. Martyna Rudnicka) Projektująca tę przestrzeń architektka Sylwia Pogorzelska-Filipowicz wiedziała, że wnętrze domu Magdy Krukowskiej musi być jak czyste płótno. (Fot. Martyna Rudnicka)

Konstrukcję ich domu zrobiono z bloczków perlitowych wyprodukowanych w pobliskim Piszu, drewno pochodzi z okolicznego tartaku, a dachówka z odzysku. Natomiast najsilniej kojarząca się z mazurskim stylem cegła ze względów praktycznych musiała być nowa, bo wtedy jest bardziej wytrzymała. To jednak materiał naturalny, z założenia niedoskonały wizualnie, jej odcień zmienia się wraz z porami roku, dostosowuje do wilgotności powietrza i ilości światła słonecznego. Dom idealnie wtapia się więc w otoczenie i wygląda, jakby stał tutaj od zawsze. Wystarczy jednak wejść do środka, by przenieść się w czasie do teraz.

Kuchnia minimalistyczna i praktyczna z wyspą pokrytą spiekiem z resztek kruszyw naturalnych. Stojące przy niej stołki z wybrzuszeniem przypominającym łęk siodła są jedynym w tym wnętrzu elementem dyskretnie nawiązującym do jeździeckiej pasji mieszkańców domu. Glinianą lampę, ręcznie robioną w indyjskiej spółdzielni kobiet, architektka wyszukała na Etsy. (Fot. Martyna Rudnicka) Kuchnia minimalistyczna i praktyczna z wyspą pokrytą spiekiem z resztek kruszyw naturalnych. Stojące przy niej stołki z wybrzuszeniem przypominającym łęk siodła są jedynym w tym wnętrzu elementem dyskretnie nawiązującym do jeździeckiej pasji mieszkańców domu. Glinianą lampę, ręcznie robioną w indyjskiej spółdzielni kobiet, architektka wyszukała na Etsy. (Fot. Martyna Rudnicka)

Niby nic

Wchodząc do tradycyjnego, wiejskiego domu, można się spodziewać rustykalnego wnętrza, skrzypiącej podłogi, mebli vintage i ludowych dekoracji. Ale u Magdy wszystko jest nowe i całkiem współczesne. – Od początku wiedziałam, że nie będzie tu starych mebli, bo nie pasowałyby do tych murów. Choć bryła budynku nawiązuje do tradycji, to jednak jest to nowy dom, nie chciałam go obciążać energią z przeszłości. Poza tym wystrój jest mocno minimalistyczny, bo zamysł był taki, że będziemy tu z mężem odpoczywać, jeździć konno, a nie sprzątać. Oboje żyjemy dość intensywnie, w wiecznych rozjazdach, nie mamy więc zbyt wiele czasu na ogarnianie domowego chaosu, staramy się zatem ograniczać liczbę przedmiotów, które mogłyby go generować. Wnętrze musiało więc być czyste, praktyczne, prost i minimalistyczne, ale jednak ciepłe i klimatyczne. Tylko nikt nie wiedział, jak połączyć te sprzeczności – śmieje się Magda, która już na etapie budowy zaczęła szukać architekta wnętrz.

Dębowy stół wykonała na zamówienie maleńka pracownia stolarska z Podkarpacia. Wyplatane krzesła można kupić w Zara Home. (Fot. Martyna Rudnicka) Dębowy stół wykonała na zamówienie maleńka pracownia stolarska z Podkarpacia. Wyplatane krzesła można kupić w Zara Home. (Fot. Martyna Rudnicka)

– Każdy, kto słyszał „minimalizm”, proponował mi surowy, niemal biurowy wystrój. Nie widziałam w tym siebie. Uparcie szukałam więc kogoś, kto uwzględni mój styl życia, potrzebę otaczania się naturalnymi, lokalnymi materiałami. Pewnego dnia wpisałam w wyszukiwarkę hasło „minimalistyczny dom Mazury” i wyświetliło się wnętrze zaprojektowane przez Sylwię Pogorzelską-Filipowicz i jej wspólniczkę. Nie było tam żadnych rustykalnych akcentów i zbędnych dekoracji, ale patrząc na te zdjęcia, nie miało się wątpliwości, że to dom na wsi, w którym doskonale się wypoczywa. Wystrój wpisywał się w klimat miejsca, ale jednocześnie oddawał charakter właścicieli domu. Zakochałam się w tym wnętrzu – wspomina Magda. Okazało się, że z Sylwią łączy ją nie tylko podobne poczucie estetyki. Obie są joginkami, kochają przyrodę i zwierzęta. Dogadały się błyskawicznie. – Niewiele musiałam jej tłumaczyć, ona dokładnie wyczuła, czego chcę. Wiedziała, że musi stworzyć przestrzeń jak płótno obrazu, którą sama będę mogła zagospodarować i wypełnić niewielką liczbą przedmiotów. Wybrała praktyczne, łatwe w utrzymaniu naturalne materiały w kolorach ziemi.

Projektantka Sylwia Pogorzelska-Filipowicz zadbała nawet o dobór ceramiki dopasowanej do wnętrza. Miski to wyroby niewielkiej warszawskiej pracowni Moja Siostra. Natomiast wazon kupiła już Magda w Zara Home. (Fot. Martyna Rudnicka) Projektantka Sylwia Pogorzelska-Filipowicz zadbała nawet o dobór ceramiki dopasowanej do wnętrza. Miski to wyroby niewielkiej warszawskiej pracowni Moja Siostra. Natomiast wazon kupiła już Magda w Zara Home. (Fot. Martyna Rudnicka)

Czytaj także: Minimalizm w życiu – moda czy pomysł na lepszą codzienność? Dylematy początkującej minimalistki

Ściany w łazienkach pokryto mikrocementem, a te w pokojach pomalowano ekologiczną farbą w kolorze off white, która jest jasna, ale nie tak rażąca jak czysta biel. Jedną ze ścian w salonie na całej wysokości domu obłożono kamieniem polnym, który przełamuje minimalistyczną prostotę i ociepla wnętrze. Podobnie jak trawertyn oraz dębowe, pełne sęków i niedoskonałości podłogi. – Właśnie po takich deskach chodzi się zawsze w wiejskich chatach. Można więc powiedzieć, że to jedyny prawdziwy rustykalny element w tym wnętrzu – mówi Magda. Choć czujne oko wypatrzy tu zapewne więcej takich akcentów.

W domu znajdują się aż trzy łazienki. Ta z wanną jest Magdy, która lubi sobie urządzać różne rytuały spa, ta z prysznicem – męża. Jest jeszcze łazienka dla gości. (Fot. Martyna Rudnicka) W domu znajdują się aż trzy łazienki. Ta z wanną jest Magdy, która lubi sobie urządzać różne rytuały spa, ta z prysznicem – męża. Jest jeszcze łazienka dla gości. (Fot. Martyna Rudnicka)

Córka marynarza

Tkanina, którą obito wyszukaną przez Sylwię Pogorzelską-Filipowicz sofę, przypomina jutę, ale jest zaskakująco przyjemna w dotyku. – Materiał musiał być praktyczny, łatwy do czyszczenia, bo siadamy tu często w brudnych bryczesach, a poza tym kiedy przyjeżdżamy do Zameczka, od razu przeprowadza się do nas pies sąsiadów, który uwielbia wylegiwać się z nami na tej sofie – mówi Magda i zauważa, że choć znaleźli się w tym miejscu dzięki koniom, to we wnętrzu nie ma żadnych hippicznych akcentów. Jedynie wybrzuszenie na stołkach barowych do złudzenia przypomina łęk siodła. – Stołki to znalezisko Sylwii, podobne faktycznie znajdują się w pobliskiej stadninie Ferensteinów w Gałkowie – przyznaje Magda. Architektka zadbała jednak o to, by wszystkie akcesoria jeździeckie można było ukryć. – Od początku było wiadomo, że nie chcemy tu mnożyć mebli i innych kurzołapów, dlatego Sylwia wszędzie, gdzie tylko było to możliwe, zaprojektowała zabudowy, które wykonał zaprzyjaźniony z nią stolarz.

Dzięki stojącemu w wiatrołapie wyplatanemu fotelowi Zara Home łatwiej założyć oficerki. Leżąca na nim poduszka to pamiątka z Hiszpanii, a wszechobecne w domu kosze – z różnych zakątków Afryki i Francji. (Fot. Martyna Rudnicka) Dzięki stojącemu w wiatrołapie wyplatanemu fotelowi Zara Home łatwiej założyć oficerki. Leżąca na nim poduszka to pamiątka z Hiszpanii, a wszechobecne w domu kosze – z różnych zakątków Afryki i Francji. (Fot. Martyna Rudnicka)

Brak nadmiarowych bodźców i niepotrzebnych elementów sprawia, że można się tu poczuć jak w przestrzeni zen. – To dobry trop, bo przez jakiś czas mieszkałam w Japonii, myślę więc, że ta estetyka we mnie pozostała i podświadomie dążyłam do niej w tym wnętrzu. Najlepiej mi się myśli i pracuje w niemal pustej przestrzeni – przyznaje Magda, która jednak, jak na córkę marynarza przystało, ma też słabość do przywożenia różnych pamiątek z podróży. I w Zameczku jest ich całkiem sporo.

Między sypialniami na górze znajduje się pusta przestrzeń z matą do jogi na podłodze. Tu Magda ćwiczy i medytuje. W samych sypialniach jest niewiele więcej rzeczy. Największą „ekstrawagancją” jest duńska lampa UFO marki Oi Soi Oi. (Fot. Martyna Rudnicka) Między sypialniami na górze znajduje się pusta przestrzeń z matą do jogi na podłodze. Tu Magda ćwiczy i medytuje. W samych sypialniach jest niewiele więcej rzeczy. Największą „ekstrawagancją” jest duńska lampa UFO marki Oi Soi Oi. (Fot. Martyna Rudnicka)

Czytaj także: Japandi – nowy hit wnętrzarski. Japonia i Skandynawia w jednym

Wszystkie pamiątki pełnią tu jednak funkcję praktyczną, jak ręcznie pleciony dywanik przywieziony z Wybrzeża Kości Słoniowej, koszyki z różnych zakątków Afryki czy poduszki uszyte w Hiszpanii z resztek materiałów. Trudno to więc zaliczyć do zbędnych bibelotów. – Komuś, kto przychodzi do tego domu, może się wydawać, że nic tu nie ma, ale my dobrze wiemy, że jest tu cały świat – dodaje Magda.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE