Czy w dobie przesytu sensacyjnymi newsami płynącymi z mediów potrzebujemy jeszcze terapii wstrząsowej w kinie? Gdzie przebiega granica brutalności w filmie, której nie powinno się przekraczać? O dwóch najmocniejszych produkcjach ostatnich miesięcy – „Wołyniu” i „Placu zabaw” – z Grażyną Torbicką rozmawia Martyna Harland.
Nie pójdę na „Wołyń”, bo nie chcę oglądać okrucieństwa na ekranie – to częsta reakcja na nowy film Wojciecha Smarzowskiego. Czego tak naprawdę chcemy uniknąć?
Żyjemy w czasach, w których programy newsowe nie skupiają się jedynie na przekazywaniu informacji. One żywią się przede wszystkim tragedią. Non stop oglądamy katastrofy, pożary, ataki terrorystyczne, słyszymy o śmierci uchodźców. Jesteśmy karmieni takimi informacjami codziennie. Dlatego film i sztuka powracają moim zdaniem do poszukiwania piękna w życiu.
Kiedyś chętnie szłam na film, który wymagał ode mnie głębszej refleksji, ale też emocjonalnego wysiłku, dyskomfortu. Musiałam na przykład zidentyfikować się z bohaterem, który przeżywa na ekranie traumę po stracie kogoś bliskiego. Chciałam się zmierzyć z tą sytuacją na ekranie, zobaczyć, jak poradzi sobie z tym moja psychika. Dzisiaj szukam bardziej opowieści z gatunku bajek na ekranie. Może to taka ludzka potrzeba, żeby zobaczyć również ten inny świat. Postaci pozytywnych, emocjonalnie bogatych – ale w te dobre emocje. Może dzisiaj nam tego brakuje i dlatego ludzie nie chcą oglądać drastycznych scen w filmie „Wołyń”? Tyle że „Wołyń” nie żywi się wyłącznie tym, co brutalne. On opowiada o współistnieniu różnych narodowości. O tym, że nacjonalizm jest zły, niezależnie od tego, jaką ma wizytówkę.
Jak pokazują badania, niewielu Polaków wie, co wydarzyło się na Wołyniu. Można powiedzieć, że film Smarzowskiego terapeutyzuje naród polsko-ukraiński, ale działa też na jednostkę, oczyszcza widza.
„Wołyń” daje szansę na to, żeby stworzyć most do rzetelnej i spokojnej rozmowy. Jest też mostem do oczyszczenia. Znam osoby, których przodkowie zginęli w czasie rzezi wołyńskiej. Dzisiaj mają w swoim gronie przyjaciół Ukraińców, są blisko związani z tamtejszą kulturą. Może chcieli się do tego przybliżyć, w pewien sposób zrozumieć? „Wołyń” nikogo nie rozgrzesza i nie usprawiedliwia. To może zrobić każdy we własnym sumieniu i odczuciu.
Wiecej w Sensie 12/2016. Kup teraz!
SENS także w wersji elektronicznej
Filmoterapia z sensem
Zapraszamy na Kurs filmoterapii – doświadczalne spotkania po filmie
Z udziałem psychologów z Uniwersytetu SWPS i autorki projektu Filmoterapia.pl.
Osoby, które zrobią ćwiczenia oraz będą uczestniczyć w co najmniej pięciu spotkaniach, otrzymają certyfikat odbycia kursu filmoterapii.
Czas: od października do kwietnia, środy, godz. 20.00, Miejsce: Kinoteka. Cena biletu: 15 zł. Najbliższe spotkanie: 14 grudnia, pokaz filmu „Kuracja Yaloma”. Więcej na: www.filmoterapia.pl, www.akademiadokumentalna.pl