Kilka miesięcy temu Julia Holewińska została laureatką Gdyńskiej
Nagrody Dramaturgicznej. Jak dotąd najmłodszą. Od razu posypały się ciekawe propozycje zawodowe. Ale były też głosy oburzenia.
Wybrany spośród 130 innych dramat Julii Holewińskiej nosi tytuł „Ciała obce”. Kapituła gdyńskiej nagrody na czele z Jerzym Stuhrem uznała, że jest nie tylko dobrze napisany, ale i najodważniejszy. Wykracza poza stereotypy, w zaskakujący sposób mówi o prawie do wolności. Za to jeszcze przed otrzymaniem wyróżnienia pojawiły się zarzuty ze strony środowisk konserwatywnych, że Holewińska przekłamuje historię, że na siłę porusza dziwaczne tematy. I że jej bohater, a w zasadzie bohaterka, jest nieprawdopodobny. Tyle tylko, że postać, która była inspiracją do napisania „Ciał obcych”, istnieje naprawdę.
ONA, CZYLI ON
Przeczytała o niej latem 2009 roku. W pociągu relacji Warszawa – Poznań. W „Dużym formacie” znalazła reportaż o Ewie Hołuszko, która w latach 80. działała w opozycji. Wtedy jeszcze jako Marek Hołuszko, pseudonim „Hardy”. Zmiana płci zbiegła się w czasie ze zmianą ustrojową. Ewa została sama, bo koledzy z przeszłości nie chcieli jej zaakceptować. Pomijano ją w oficjalnych uroczystościach i publikacjach na temat opozycji. Do tego doszedł nowotwór.
Julia: – Pomyślałam, że ta historia ma niesamowitą moc. Chodziła za mną do grudnia, wtedy zaczęłam pisać.
Mówi, że dramaty w niej dojrzewają. Przed rozpoczęciem pisania długo zbiera materiały, a potem pisze już ciągiem. Zawsze chronologicznie, jak prace naukowe, niewiele skreśla. „Ciała obce” powstawały głównie wieczorami, w kawiarniach na Mokotowie. Przy hektolitrach wypitej kawy. Julia wychodziła z domu, żeby mieć wolną głowę. Przy małym dziecku trudno się skupić.
Dramat rozgrywa się na przemian w latach 80. i współcześnie. W scenach z przeszłości bohater przerzuca się z przyjaciółmi z opozycji hasłami o wolności, o wspólnocie, o wolnej Polsce. Współcześnie bohaterka Ewa gotuje góry jedzenia, ale nikt do niej nie przychodzi, żeby je zjeść. Julia tłumaczy, że samą Ewę Hołuszko spotkała już po wydrukowaniu sztuki. Podkreśla, że nie pisała dramatu dokumentalnego czy biograficznego.
(...)
Więcej w Zwierciadle 06/2011