1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Czy dzieci czynią nas szczęśliwszymi?

Czy dzieci czynią nas szczęśliwszymi?

Dzieci, wyrywając rodziców z codziennej rutyny, nie tylko uwalniają ich od ego, ale też pomagają im aspirować do wszystkiego, co lepsze. (Fot. iStock)
Dzieci, wyrywając rodziców z codziennej rutyny, nie tylko uwalniają ich od ego, ale też pomagają im aspirować do wszystkiego, co lepsze. (Fot. iStock)
Czy dzieci nas uszczęśliwiają? Każda matka, którą o to zapytamy, prawdopodobnie spontanicznie odpowie, że kocha swoje dzieci najbardziej na świecie, nie wyobraża sobie bez nich życia i jest z nich dumna. Dlaczego więc nie mamy baby boomu? Co musiałoby się zmienić, by rodziło się więcej dzieci? 

Daniel Kahneman, izraelsko-amerykański psycholog, ekonomista i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, postanowił podrążyć ten temat. W tym celu zbadał prawie tysiąc amerykańskich matek. Miały opowiedzieć, co robiły poprzedniego dnia i co wtedy czuły. Co się okazało? Czas spędzony na opiece nad dziećmi uważały za mniej przyjemny, niż ten spędzony w kuchni, na zakupach czy nawet na staniu w korku w drodze do pracy. No ale przyjemność jeszcze nie równa się szczęściu. Temat współczesnego rodzicielstwa i satysfakcji, jaką z niego czerpiemy, podjęła też Jennifer Senior w książce „Dużo radości, mniej przyjemności” (wyd. Media Rodzina). Już tytuł trafnie odpowiada na pytanie, co nam dają dzieci. Dają radość, dlatego nazywa się je pociechami. Nie dlatego jednak, że są słodkie i cudownie pachną – choć te zmysłowe odczucia też potrafią sprawić dużo zadowolenia. Małe dzieci wyrywają dorosłych z ich monotonnego życia. Gdy rodzice wciągną się w zabawę z dzieckiem, przestają odczuwać zahamowania, zrywają z ograniczającymi ich w dorosłym życiu etykietkami. Ponownie przeżywają stany, których nie odczuwali od czasu własnego dzieciństwa. „Najbardziej wstydliwym aspektem dorosłego życia jest to, że nakłada nam ono klapki na oczy, przez co tracimy wrażliwość i wyrozumiałość” – pisze Senior. Dzieci, wyrywając rodziców z codziennej rutyny, nie tylko uwalniają ich od ego, ale też pomagają im aspirować do wszystkiego, co lepsze. Obdarowują ich radosnymi prezentami od samych narodzin: gdy się po raz pierwszy uśmiechną, gdy wymówią słowo mama” czy „tata”, gdy zrobią pierwszy krok, gdy pięknie wyrecytują wiersz czy namalują laurkę, gdy podadzą śniadanie do łóżka czy – mimo że są nastolatkami – będą chciały się przytulić. Trudno nie czerpać z takich doświadczeń satysfakcji.

Dlaczego więc więcej przyjemności daje matkom gotowanie czy robienie zakupów niż czas spędzony z dzieckiem? Bo poza sprawianiem radości dzieci też wyczerpują, dręczą, wymagają nieustannego podejmowania decyzji i potrafią skutecznie psuć życie zawodowe oraz małżeńskie. I choć według badania przeprowadzonego przez dr Annę Baranowską-Rataj z Instytutu Statystyki i Demografii SGH w Warszawie, narodziny pierwszego dziecka dają Polkom szczęście (poczucie satysfakcji młodej matki rośnie średnio o 9,1 proc.),  to z czasem zaczynają się piętrzyć kłopoty, które to poczucie zakłócają.

Z obserwacji Jennifer Senior, która spotkała się z wieloma rodzicami i przeanalizowała setki badań, wynika, że rodzice nie dzielą się równo opieką nad dzieckiem – na matkę spada 70 proc., a na ojca 30. Co ciekawe, mężczyźni wcale tego nie odczuwają, często twierdząc, że dzielą się po połowie. Ale to zazwyczaj kobieta musi godzić pracę zawodową z obowiązkami domowymi lub wręcz zrezygnować z pracy czy ją ograniczyć. Kobiecie trudniej wygospodarować wolny czas dla siebie. Mniej i gorzej śpi, a co za tym idzie –  łatwiej się denerwuje, niecierpliwi i popada w stany depresyjne. A to, mimo niepodważalnej miłości do dziecka, utrudnia podjęcie decyzji o kolejnym. By mamy poczuły się szczęśliwsze, potrzebne jest wsparcie zarówno partnera, jak i państwa.

Jednymi z najbardziej szczęśliwych rodziców na świecie są Skandynawowie, u których istnieje rozległa sieć ochrony socjalnej. W 2012 roku socjolożka Robin Simon ze współpracownikami zmierzyła różnice w poziomach szczęścia między rodzicami a bezdzietnymi w 22 uprzemysłowionych państwach. Okazało się, że z zasady różnica jest większa w krajach o mniej hojnym systemie zasiłków socjalnych i mniejsza – czy też wręcz odwrotna – w krajach zapewniających rodzinie największe wsparcie. Arnstein Aassve, profesor demografii z Mediolanu, otrzymał podobne wyniki badań przeprowadzonych w 28 krajach Europy. Twierdzi, że szczęście, które ludzie czerpią z rodzicielstwa, jest proporcjonalnie powiązane z dostępnością publicznej opieki nad dziećmi.

Czy przyczyn, dlaczego w Polsce rodzi się tak mało dzieci, należy szukać w niewłaściwej opiece państwa? Co miałoby się zmienić, by kobiety czuły się szczęśliwymi matkami i chciały mieć więcej dzieci, pytamy politolożkę i ekonomistkę dr Annę Kurowską.

Co według pani przyczynia się do decyzji o urodzeniu pierwszego dziecka? Ważna jest szeroko rozumiana dobra sytuacja ekonomiczna pary. Pod tym hasłem nie kryje się stan konta, ale raczej poczucie bezpieczeństwa na rynku pracy, stabilności zatrudnienia, poczucie, że będę w stanie dziecko utrzymać i zainwestować w jego rozwój w dłuższej perspektywie, a także pewność, że posiadanie dziecka nie ograniczy moich szans na rozwój zawodowy. Zanim kobieta zdecyduje się na pierwsze dziecko, najpierw chce znaleźć zatrudnienie, by mieć pozycję na rynku pracy. Praca nie jest tu przeszkodą, a warunkiem koniecznym do posiadania dziecka.

Kobiety często rodzą pierwsze dziecko i choć wcześniej planowały kolejne, wstrzymują się z decyzją. Dlaczego? Tu ciężar przesuwa się na model rodziny i wsparcie państwa w zakresie opieki nad dzieckiem. Kobieta rodzi pierwsze dziecko i zaczyna doświadczać, jak to jest być matką. Polki są zdecydowanie bardziej obciążone obowiązkami niż np. Szwedki czy Francuzki. Nie chodzi tylko o obowiązki i czas poświęcony na opiekę nad dzieckiem: ubieranie, karmienie, wizyty u lekarza, usypianie czy odrabianie lekcji, ale także o psychiczne obciążenie odpowiedzialnością za dziecko, nieustanne myślenie o nim i podejmowanie decyzji dotyczących jego dobra.

Z czego to wynika? Z całokształtu modelu społeczno-kulturowego podziału ról, w tym pracy, według płci. Mało jest partnerów, którzy są chętni do dzielenia tej odpowiedzialności na równi z kobietami. Tak zwany model podwójnego obciążenia kobiet kształtuje się od dłuższego czasu i dodatkowo był umacniany brakiem realnej polityki rodzinnej, która wspierałaby udział ojców, ale też opieki państwa nad dzieckiem. Właściwie dopiero po 2010 roku możemy mówić o istotnych zmianach w polityce rodzinnej państwa w Polsce, którym jednak nadal daleko do ideału. Powstał program „Maluch”, dzięki któremu odnotowaliśmy wzrost miejsc w żłobkach, choć startowaliśmy z tak niskiego pułapu, że wzrost ten jest niemal niezauważalny. Wydłużono urlop rodzicielski, ale nie zagwarantowano mężczyznom niezbywalnego prawa do części płatnego urlopu rodzicielskiego. Kobieta może przekazać część swojego urlopu macierzyńskiego na partnera i dzielić się z nim urlopem rodzicielskim, jednak obowiązujący system nie motywuje do takich zachowań. Rzadko się zdarza, by kobieta np. po ośmiu miesiącach wróciła do pracy, a na kolejne dwa miesiące w domu przy dziecku zastąpił ją partner. Rozwiązanie, jakie mamy w Polsce, sprzyja tradycyjnemu podziałowi ról.

Jakie efekty mogłoby dać niezbywalne prawo ojca do części urlopu rodzicielskiego? Takie prawo zostało wprowadzone w Szwecji i możemy obserwować następujące efekty: ojcowie zostają w domu przez miesiąc, dwa, a nawet dłużej i sami opiekują się małymi dziećmi w pierwszym roku ich życia. Jeśli mężczyzna od samego początku jest włączony we wszelką aktywność związaną z dzieckiem, opieka staje się częścią jego normalnego funkcjonowania. Niczym dziwnym nie jest dla niego przewinięcie, nakarmienie, ustalenie, czy dziecko ma temperaturę bądź w co je ubrać. Tak więc ojciec zaczyna dzielić z mamą odpowiedzialność w podejmowaniu decyzji dotyczących dziecka, a nie tylko spędzać z nim czas. Od narodzin dziecka opieka nad nim i odpowiedzialność spoczywa na barkach nie tylko kobiety, ale i mężczyzny. Taki system, jak wynika z badań, pozytywnie wpływa również na trwałość związków.

Nie ma u nas równego podziału ról, ale czy to sprawia, że Polki są mniej szczęśliwymi matkami? Jeżeli pytamy o satysfakcję z życia i poczucie szczęścia, musimy pamiętać, że ludzie mają dużą zdolność dostosowywania się do sytuacji. Jeżeli kobiety przez dziesięciolecia realizowały podwójną rolę pracownika i opiekunki, to zdążyły się zaadaptować i mogą czuć się szczęśliwe. Ale patrząc na to, ile czasu na różne obowiązki poświęcają obie płcie i zwracając uwagę, jak dzielą się pracą zawodową i tą w domu – można zauważyć, że nawet jeżeli mają podobny poziom satysfakcji z życia, to czasu wolnego kobiety mają mniej. Z tego nierównego podziału mogą wynikać bardzo różne konsekwencje na przyszłość. Załóżmy, że mamy rodzinę z dwójką dzieci. Kobieta poświęca się opiece nad dziećmi albo pracuje na część etatu, a mężczyzna głównie pracuje i oboje są szczęśliwi w tej relacji. Tyle że lata upływają, dzieci dorastają, kobieta w pewnym momencie podejmuje decyzję, by wrócić do pracy. I co się okazuje? Trudniej jest jej znaleźć pracę i ma znacznie niższe dochody niż jej mąż czy partner.

Jakie to stwarza zagrożenia dla kobiety? Ponieważ obecnie wiele par się rozwodzi, musimy myśleć, co z tymi kobietami będzie w przyszłości. Biorąc pod uwagę system emerytalny w Polsce, niestety, możemy się spodziewać bardzo poważnego ubóstwa kobiet. Kobiety, które pracują krócej, mają niższe dochody, więc automatycznie będą miały znacznie niższe emerytury niż mężczyźni, a ponieważ mają niewielki staż, może się okazać, że nie będą miały prawa nawet do minimalnej emerytury.

Według pani w co powinni zainwestować rządzący, żeby Polki chciały decydować się na więcej dzieci, nie tracąc przy tym satysfakcji z życia? Choć świadczenia pieniężne są potrzebne, to jednak przynajmniej połowę środków przeznaczonych na program 500+ należałoby zainwestować w powszechną opiekę nad dzieckiem w wieku do lat trzech w różnych postaciach: żłobek, klubik, dzienny opiekun. Idealnie byłoby, gdyby po skończeniu się urlopu rodzicielskiego i osobistej opieki sprawowanej przez rodzica dzieci były uprawnione do miejsca w żłobku, dziennego opiekuna czy do dofinansowanej z publicznych środków niani. Po drugie, powinno się zainwestować w instrumenty i kampanie aktywizacji ojców do opieki i przejmowania przez nich części odpowiedzialności za opiekę nad dzieckiem, np. oprócz wyłącznego prawa ojca do części urlopu rodzicielskiego warto również wprowadzić zachęty do sprawowania opieki nad chorym dzieckiem raz przez ojca, raz przez matkę – by nie było tylko tak jak jest obecnie, że w zdecydowanej większości przypadków jedynie matki biorą zwolnienia z pracy z tego powodu. Bez tego wszystkiego nie będzie prawdziwego baby boomu.

Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru miesięcznika "Sens" 2/2017.

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze