Smukli kochankowie w scenach łóżkowych, porady, w jakiej pozycji będziesz najlepiej wyglądać w sytuacji intymnej… Presja idealnej sylwetki dosięga nas nawet w sypialni. Tymczasem dobry seks nie ma nic wspólnego z proporcjami ciała – przekonuje sex coach Marta Niedźwiecka. Jak wyrzucić z łóżka kompleksy? Zacznij od oswojenia nagości.
Latem rośnie ochota na seks. Czy dlatego, że bardziej odsłaniamy ciało?
Wiosenno-letnią zwyżkę libido powoduje zarówno ciepło i słońce – jako mieszkańcy zimnego kraju bardzo za nimi tęsknimy – jak i nieuchronne przy tej okazji odsłanianie ciała. Także zamiana rytmu dobowego i lżejsza dieta bardzo wzmagają zainteresowanie seksem. Więcej się ruszamy, a aktywność ożywia ciało, więc natychmiast bardziej nam się chce. Poza tym działają też afrodyzjaki społeczne: wysyp spotkań towarzyskich, wieczory poza domem, podróże, mnogość bodźców i inspiracji. Wiosna i lato to idealny czas na namiętność – żeby ją odkryć w sobie na nowo, jeśli przez długą zimę nieco przygasła.
Żyjemy pod presją szczupłego i jędrnego ciała. Czy to przenosi się na poczucie własnej atrakcyjności w seksie? Atrakcyjność ciała zawsze była połączona z pojęciem atrakcyjności seksualnej. Możemy debatować, czy to dobrze, czy źle, ale ludzie patrzą na siebie także pod kątem tego, czy mają ochotę z tą osobą pójść do łóżka, czy też nie. Jeżeli norma kulturowa jest bardzo restrykcyjna, czyli za właściwy uznawany jest tylko określony kształt i rozmiar piersi, pośladków, ust, rysy twarzy takie, a nie inne – to przestaje istnieć przestrzeń dla różnorodności. A przecież w odmienności jest powab. Podążając ślepo za nowoczesnym kanonem piękna, fundujemy sobie wieczną niepewność w zakresie ciała. Skoro nie wyglądam jak piękność, to jak mogę czuć się atrakcyjna i ponętna? Jeśli nie czuję się atrakcyjna, to jak mam odnaleźć pewność siebie w sypialni, gdzie jeszcze dodatkowo czuję się oceniana męskim spojrzeniem? To zaklęty krąg, z którego wyprowadzić nas może tylko zdrowy rozsądek i autentyczna akceptacja ciała.
Jest już cały zestaw badań pokazujących, że kobiety, które przez określony czas oglądały magazyny albo zdjęcia w Internecie z wyretuszowanymi wizerunkami kobiecego ciała, mają dramatycznie zaniżoną samoocenę, znikomą akceptację siebie i doświadczają całego spektrum trudnych emocji – od smutku do rozpaczy i gniewu. To, jak od kilku dekad kultura traktuje temat ciała, zahacza o perwersję.
Co masz na myśli?
Pozornie żyjemy w wolności decydowania o naszych ciałach. Mogłoby się wydawać, że wszystkie dawne zasady dotyczące wyglądu i zachowania znikają, a ludzie Zachodu dysponują nieznaną dotychczas niezależnością cielesnego bycia tym, kim chcą być. Jednak to wszystko nie takie proste. W przestrzeni publicznej ludzkie ciało jest powszechnie eksploatowane jako scenografia reklamowa, utylizowane jako komunikat w mediach społecznościowych – po prostu używane jak przedmiot. Z drugiej strony nakładane są na nie rozliczne obostrzenia, którym my poddajemy się bez szemrania, niczym nasze prababki dające się sznurować w obciskające gorsety.
Teoretycznie możemy się ubrać, jak chcemy, i wyglądać, jak chcemy, ale kanon urody, kształtu kobiecego ciała jest jeszcze bardziej restrykcyjny niż pod koniec minionego stulecia. W latach 90. supermodelki wyglądały jak boginie i kobiety chciały wyglądać podobnie, jednak w większości wiedziały, że to raczej niemożliwe. Dziś niemal każde konto na Instagramie udowadnia nam, że perfekcyjny wygląd jest na wyciągnięcie ręki. Jeśli więc nie wyglądasz perfekcyjnie, to znaczy, że nie starasz się dość mocno. To już nie jest presja kulturowa, to raczej terror. I dotyka on zarówno nastolatek, których stosunek do ciała właśnie się kształtuje i które wzrastają wypełnione kompleksami i niepewnością, dwudziesto- i trzydziestolatek, które czują, że miesiąc po urodzeniu dziecka powinny zmieścić się w dżinsy z liceum, jak i kobiet dojrzałych, które dają się zastraszyć przemijaniu i inwestują fortunę w usuwanie jego śladów.
Za małe piersi, cellulit, oponka na brzuchu... Czy to wszystko ma znaczenie dla partnera?
Będę radykalna: jeśli związałaś się z mężczyzną, który trudności relacyjne czy seksualne łączy z rozmiarem twojego biustu lub niedoskonałością skóry na pośladkach, to jesteś z niewłaściwym mężczyzną.
Ale idźmy dalej. Jeśli kobieta wierzy, że każdy mężczyzna, z którym mogłaby mieć relację, oceni ją według określonych norm kulturowych, to będzie się starała do nich dostosować, żeby zwiększyć swoje szanse na udany związek miłosny. Pozornie wszystko brzmi logicznie, ale warto tutaj się zatrzymać i chwilę pomyśleć. Czy żyjemy po to, żeby zadowolić innych ludzi? Czy związek, który zbuduję tylko na podstawie wyglądu, da mi szczęście? Moment, w którym odłączamy się od oczekiwań innych ludzi na nasz temat i zaczynamy uznawać swoje zasady, to moment prawdziwej wolności. Mamy prawo kochać swoje ciała w ich pełnej nieidealności. Bo każde ciało, także to perfekcyjnie sfotografowane, zoperowane, jest nieidealne – poci się, smuci, starzeje. Bo jesteśmy nieidealni i tacy chcemy być kochani.
Czy mężczyźni także odczuwają w łóżku kompleksy?
Ich nigdy nie poddawano tak surowej ocenie pod względem wyglądu. W Polsce mamy nawet powiedzenie: „byle był ładniejszy od diabła”. Trudno porównywać tę sytuację z tym, jak wiele oczekuje się od kobiet pod kątem wyglądu, troski o siebie i atrakcyjności. Jednak mężczyźni też cierpią, bo stają w szranki o rozmiar penisa, czas erekcji, stan konta bankowego oraz pozycję społeczną. No i oczywiście to odwieczne pytanie, czy są wystarczająco męscy. Jednym zdaniem – im też doskwiera obawa przed byciem nieatrakcyjnymi i także czują się w łóżku niepewnie, zastanawiając się, czy sprostają wymaganiom. Warto zobaczyć, że obydwie płcie uganiają się za nieistniejącymi ideałami, by zdobyć aprobatę. A kiedy nawet ją osiągną, to nie są w stanie jej przeżywać, ponieważ w tym łóżku spotykają się dwie osoby, które udają kogoś innego, kogoś lepszego.
Łóżko to drugi, po plaży, obszar, gdzie nasze ciało bywa nagie. Na plaży możemy się owinąć w pareo, a co w łóżku?
Jeśli w łóżku odczuwamy dyskomfort z powodu tego, jak prezentuje się nasze ciało, to musimy wrócić do początków. To znaczy, że potrzebujemy zobaczyć ciało nie jako kombinezon okrywający nasze „ja”, który powinien być dostosowany do obowiązujących trendów, tylko jako najbardziej namacalną i fizyczną jego emanację. Czując się niepewnie z ciałem, czujemy się niepewnie w wielu sferach życia. Doświadczając wstydu, zakłopotania, lęków – przeżywamy całą swoją nieadekwatność. Nie ma pareo, które to przykryje, ani makijażu, który to zatuszuje. Aby dotrzeć do miejsca, w którym przyjmiesz i zaakceptujesz wszystkie aspekty siebie – od wad charakteru poprzez obwód bioder – potrzebujesz sobie uświadomić, że twoje ciało to tak naprawdę ty.
Jak oswoić się z własną nagością?
Jeśli jesteśmy dorośli i traktowanie własnej nagości jako naturalnej nie przychodzi nam z łatwością, warto zastanowić się nad przekonaniami, które za tym stoją. Możemy sądzić, że to „niepoważne” lub „nie przystoi, tak się obnosić ze swoim ciałem”, możemy nawet uważać, że w byciu nago jest coś niewłaściwego. Wiele zależy od tego, na ile aprobujący stosunek do ciała i nagości panował w naszym domu. Uporanie się z tymi przekonaniami – na przykład przez pytanie samego siebie, czy się z nimi zgadzamy – powinno nieco odciążyć nasz sposób myślenia. Po tym może nastąpić drugi krok: wizualne oswajanie się z widokiem ciała, takim jakim jest. Możemy oglądać się w lustrze po kąpieli, spacerować nago po mieszkaniu. Ważne, żeby powstrzymać się w tym czasie od negatywnych ocen i nie krytykować siebie samego.
Czy nagość na co dzień działa pobudzająco, czy powszednieje?
Nie ma reguły. Będą osoby, które poczują dreszcze wzdłuż pleców za każdym razem, gdy zobaczą partnera czy partnerkę w negliżu, innym zaś to spowszednieje bardzo szybko. Z pewnością jedna aktywność powtarzana nieustannie raczej będzie nam się nudzić, więc jeśli z uroczego dezabilu chcemy zrobić afrodyzjak, to postarajmy się o odmianę.
Marta Niedźwiecka ukończyła studia podyplomowe z life coachingu na Collegium Civitas oraz uzyskała stopień Master Sex Coach na Sex Coach University afiliowanym przy Institute for Advanced Studies of Human Sexuality, San Francisco USA. Prowadzi sesje i warsztaty dla solistów i par. Współautorka poczytnej książki „Slow sex. Uwolnij miłość“