Wyprowadzka dorosłego syna lub dorosłej córki kompletnie zmienia sytuację w rodzinie. Po latach skupiania się na rolach matki i ojca rodzice muszą na nowo odnaleźć się jako partnerzy. To niełatwe, ale warte wysiłku, bo na szali leży przyszłość związku. Jak zamiast pustki dostrzec nową szansę – wyjaśnia psychoterapeutka POP Joanna Dulińska.
Wyjście dziecka z domu to zawsze trudny moment dla rodziny czy niekoniecznie?
Związek, rodzina czy samotny rodzic wychowujący dziecko zawsze są rodzajem struktury, gdzie każda z osób pełni konkretną rolę i wszyscy razem tworzą całość, która ma określoną tożsamość. Zatem odejście dziecka z domu oznacza zmianę dla wszystkich.
A co to oznacza dla związku?
Często zdarza się, że córka lub syn jest jedynym spoiwem, które utrzymuje związek oraz rodzinę i kiedy dziecko przestaje być dzieckiem, pojawia się problem. Wtedy zdarza się, że para jeszcze bardziej koncentruje się na dziecku i kłopotach z nim związanych.
Czasem rodzice tworzą wtedy coś w rodzaju sojuszu.
Bo to pomaga im być razem. Jeżeli dziecko jest jeszcze zbuntowanym nastolatkiem, mają więcej do roboty, zaczynają ze sobą współpracować i pozornie jest dobrze, bo role matki i ojca znają. Ale jeśli te role nie są już potrzebne, bo dziecko wyjeżdża na studia, wyprowadza się, zakłada swoją rodzinę – pojawia się kryzys w związku. Odejście dziecka z domu utrudnia bycie razem dalej.
Odejście dziecka z domu ujawnia też wiele spraw.
Coś ważnego się traci. I jeśli troska o dziecko warunkowała związek, rodzi się pytanie, co z tym związkiem dalej będzie. Jeśli dziecko było racją bytu – czy rodziny, czy któregoś z rodziców – to pojawia się pustka, która wywołuje kryzys. Zdarza się, że po wyprowadzeniu się dziecka czy dzieci z domu, rodzice zapadają na choroby, doświadczają depresji.
A jeśli para poza rolą rodziców miała też swój związek zbudowany na solidnych fundamentach, to czy odejście dziecka z domu może nim zachwiać?
Partnerzy też potrzebują zmiany, bo zostali tylko we dwoje. To jest zmiana w byciu razem, inna organizacja czasu, więcej przestrzeni na coś nowego. Przy śniadaniu z dzieckiem rozmawiamy o czymś innym, niż gdy siedzimy przy stole we dwójkę. Rodzice tęsknią do czegoś, czego już nie ma. Ale ciekawe jest to, jaka nowa jakość może pojawić się w to miejsce, jakie nowe rytuały wypracują.
Tak jak są potrzebne nowe rytuały między rodzicami a dorastającym dzieckiem, tak po jego odejściu są potrzebne nowe rytuały między parą.
I tak jak potrzebne stały się nowe rytuały, kiedy dziecko przyszło na świat, bo to też była kryzysowa sytuacja, więc należało wejść w nowe role – matki i ojca. Teraz zostawia się je i na nowo wchodzi w role partnerów, przyjaciół, kochanków. Jeśli rodzice nie wypadli z nich całkowicie w czasie wychowywania dziecka, nie będzie to tak duży szok. Jeśli tak nie było, pojawia się problem.
Kiedy dziecko wyfruwa z gniazda, nadchodzi dobry czas, żeby się na nowo zająć związkiem.
W tym momencie można znaleźć sobie kolejny racjonalny powód, żeby być razem – wspólne mieszkanie albo wspólny interes, ale często to przestaje mieć sens. Wtedy warto poszukać tego, co nas na początku połączyło i było ważne na głębszym, mitycznym poziomie. W psychologii zorientowanej na proces nazywamy to mitem relacji. Poza tym w byciu razem jest jeszcze jeden poziom – poziom śnienia, gdzie istnieje niewyrażalna w słowach jakaś siła, która ludzi przyciąga jak magnes i na którą nie mają wpływu. Jeśli jej nie ma, żadne racjonalne powody, dla których ludzie chcą być razem, nie utrzymają się długo. Jeśli ta siła znika, zaczynamy dryfować w różne strony. Niestety często nie zdajemy sobie sprawy z tych poziomów. Co więcej, w momencie gdy dzieci odchodzą i pojawia się pustka, pary nie są zainteresowane swoim związkiem.
Nie ma za bardzo społecznego przyzwolenia, żeby w dojrzałym wieku, kiedy się starzejemy, związek był nadal ważny. Ludzie koncentrują się więc na wtrącaniu w życie dorosłych dzieci, a role babci czy dziadka są przedłużeniem roli rodziców. Nic nowego się nie wydarza.
Szkoda, bo mamy przecież więcej czasu, dodatkowy pokój…
I pojawia się pytanie: co z tym czasem i pokojem wspólnie możemy zrobić? Warto mieć świadomość, że nic się samo nie zrobi. Proces stworzenia czegoś od nowa wymaga wysiłku. Odejście z domu dziecka zmienia aż trzy relacje: ja – dziecko, ja – ja, ja – parter. W relacji z dzieckiem szanujemy to, że stało się dorosłą osobą. W relacji z samym sobą sprawdzamy, czy jesteśmy tylko rodzicami, czy jeszcze kimś innym. A jeśli nie, to kim możemy zostać. To może być powrót do przeszłości, żeby zająć się czymś, co zostawiliśmy, gdy pojawiło się dziecko. Kiedy związek znów wychodzi na pierwszy plan, to warto się nim zająć. Tymczasem nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek przyszła do mnie na terapię para, która po odejściu dziecka chciała popracować nad związkiem. Często przychodzą kobiety w depresji, ale mniej zajmują się związkiem, bardziej sobą. A to jest szansa dla związku.
Wspomniałaś o micie relacji. Na czym on polega?
Każda relacja ma mit, czyli opowieść o tym, po co ludzie są ze sobą, co mają wspólnego do zrobienia. Na początku relacji, a czasami nawet tuż przed poznaniem się, przydarzają się synchroniczności, dziwne sytuacje, które – jak potem się okazuje – są dla nich wspólne. To funkcjonuje na symbolicznym poziomie. Bo ludzie są ze sobą z powodów racjonalnych, ale parę łączy też coś bardzo tajemniczego. Racjonalnym powodem zejścia się dwóch osób mogą być dzieci i jeżeli dziecko odchodzi, przestaje być spoiwem pary. Wtedy warto sięgnąć po nasz mit, bo może dzięki niemu przypomnimy sobie, że oprócz dziecka mamy się zajmować wspólnie czymś dla nas istotnym. Może mamy wzajemnie siebie uzdrawiać, zrobić coś dla innych, dla świata? Różne są mity, ale zawsze jest to powód bycia razem na poziomie głębszym niż racjonalne postanowienie czy umowy.
Jak odkryć mit relacji?
Dobrze pomyśleć o tym, co nas połączyło. Przypomnieć sobie ulubioną piosenkę, której słuchaliśmy, ulubione miejsca, które zwiedzaliśmy. Zatańczyć do tej piosenki, wrócić w te miejsca, poczuć, czy ta piosenka i to miejsce jeszcze nas łączą, czy jesteśmy zainteresowani wspólnym szukaniem mitu. I to nie tylko w przeszłości, ale też w przyszłości. Bo może potrzebujemy nowej piosenki, nowego miejsca? Niczego nowego jednak nie znajdziemy, jeśli nie udało nam się wyjść z roli rodzica.
Zrozumienie nowej relacji z dzieckiem jest kluczem do nowego związku – z tym samym człowiekiem lub z kimś nowym, bo czasem okazuje się, że po odejściu dziecka przychodzi czas na rozstanie.
Kiedy wasi nastolatkowie wychodzą z domu, wy możecie powrócić do bycia nastolatkami. Macie więcej czasu dla siebie, więcej przestrzeni, a więc i możliwości, by czerpać przyjemność z życia, w tym z seksu. I nie protestujcie, że jesteście na to za starzy, bo – jak twierdzi szwedzka seksuolożka Dagmar O’Connor – seks pozbawiony przymusu prokreacji staje się ekstatycznym doświadczeniem. Zupełnie jak na początku waszej znajomości. Oto jej wskazówki, jak powrócić do tamtej energii:
Eksperymentujcie. Klasyczny stosunek to tylko jeden z wielu sposobów osiągania satysfakcji. Jeśli do waszej sypialni wkradła się monotonia, warto spróbować nowych form doświadczania rozkoszy, np. seksu oralnego, wzajemnej masturbacji, masażu czy innych zmysłowych pieszczot. Przypuszczalnie każde z was ma jakieś niezrealizowane marzenia w tej materii. Czy nie zasługujecie na ich spełnienie – przynajmniej raz w życiu?
Wyjdźcie z sypialni. Wiele par pamięta, jak na początku znajomości tak silnie się pożądali, że mogli uprawiać (i uprawiali) seks wszędzie – w samochodzie, na stole w kuchni, na pralce w łazience. Kto powiedział, że jako małżonkowie z 20-letnim stażem musicie ograniczać się jedynie do łóżka w sypialni? Pomyślcie, że cały dom znów macie tylko dla siebie.
Myślcie o seksie. Nieprawda, że to tylko domena nastolatków. Aby częściej mieć ochotę na seks, warto skupiać uwagę na seksualnych aspektach codzienności. Na przykład mijając jakiś dom, zastanówcie się, ile osób może właśnie w tym momencie uprawiać w nim seks. Pozwólcie sobie nawet na fantazjowanie, co dokładnie robią. Albo na nowo odkryjcie sztukę rozbierania ludzi w głowie. Wyobrażajcie sobie, jak wyglądają nago. I nie obawiajcie się, że to prosta droga, żeby zostać „zboczeńcami” – to, co robicie, jest bardzo naturalne. Jak twierdzi Dagmar O’Connor, ludzie zaczęli rozbierać siebie nawzajem w myślach od momentu, kiedy zaczęli nosić ubrania.
Mimo przestróg specjalistów od relacji tzw. syndrom pustego gniazda (czyli poczucie pustki po wyprowadzeniu się dzieci) wcale nie musi być tak dotkliwy dla rodziców. Zwłaszcza jeśli mają bogate życie towarzyskie oraz zawodowe i nie koncentrują się tylko na dziecku. Niemniej jednak to dobry moment, by do partnerskiego życia wprowadzić trochę wzmacniających rytuałów:
Publiczne okazywanie uczuć. To naturalne, że zakochani okazują sobie uczucia w każdych okolicznościach: całują się, dotykają, trzymają za ręce. Wraz z pojawieniem się dzieci to one przejmuję rolę odbiorcy czułości. Gdy dzieci wyfruną z gniazda, czas wrócić do tych gestów.
Komplementy. Bycie rodzicami to praca na okrągło — bez urlopu i wolnych weekendów. Nic więc dziwnego, że jako mama i tata czasami licytowaliście, kto zrobił więcej, żeby mieć chwilę tylko dla siebie. Teraz już nic nie musicie! Dopingujcie się wzajemnie, komplementujcie swoje osiągnięcia — jesteście swoimi fanami, nie konkurentami.
Partner na pierwszym miejscu. Nic nie zastąpi maluchom uwagi i miłości rodziców, ale po usamodzielnieniu się dzieci znowu czas przełączyć się na myślenie: najpierw my, potem dzieci.