Według psychoanalizy wspomnienia tworzą naszą historię emocjonalną. – Nie chodzi o to, czy one były dobre, czy złe, prawdziwe czy nieprawdziwe – wszystkie są istotne – tłumaczy psychoterapeutka Danuta Golec. Trzeba je tylko dobrze… skompostować.
To my kształtujemy nasze wspomnienia czy raczej one nas?
Tak naprawdę nie ma „nas” i „ich”, jesteśmy jednością. Jako ludzie jesteśmy utkani ze wspomnień, emocji i doświadczeń. Niektóre z tych rzeczy są twarde, czyli pewne zdarzenia po prostu miały miejsce, są do sprawdzenia i obiektywnego zweryfikowania. Natomiast wspomnienia tych wydarzeń i emocje im towarzyszące – są już materią ulotną, zapętloną i nieoczywistą. Na tym polega cała trudność związana z naszą pamięcią: jest ona zjawiskiem paradoksalnym, trochę absurdalnym i na pewno bardzo złożonym. Nie działa jak rejestr, do którego możemy zajrzeć i szybko odnaleźć odpowiedni wpis – o nie, to o wiele bardziej skomplikowana historia.
Jak bardzo skomplikowana?
Oczywiście od czasów Freuda poszliśmy o wiele dalej w dziedzinie, jaką jest psychoanaliza, ale to on jako pierwszy zauważył to, o czym mówi dzisiejsza nauka, a zwłaszcza neurobiologia i filozofia umysłu. Freud zajmował się wczesnodziecięcymi wspomnieniami, które są dość specyficzne, ale dzięki temu odkrył pewne reguły rządzące pamięcią. Zobaczył, że pamięć nie jest jak taśma filmowa, na której wyświetla się zapis konkretnego zdarzenia, tylko jest efektem negocjacji z naszą psychiką. Bo kiedy włączają się mechanizmy obronne, pamięć nie działa normalnie, wytwarza pewien kompromis między tym, co się naprawdę zdarzyło, a tym, co psychika pozwoliła zarejestrować. Mamy to zapamiętać czy zapomnieć? A może przykryjemy to czymś innym i tak się jakoś przechowa? Tak zwane wspomnienia przesłonowe mogą być wydarzeniami niekoniecznie istotnymi; zapisują się w pamięci dlatego, że coś w sobie zbierają albo coś przesłaniają. W spokojniejszy sposób przechowują coś, co jest dla nas trudne.
Na przykład?
Czasem podczas terapii pytamy pacjentów o najwcześniejsze wspomnienia. Ktoś na przykład pamięta, że jest bardzo mały, jakaś osoba wchodzi do domu i on się chowa pod stołem. Potem, jak się temu bliżej przyglądamy, okazuje się, że to jest wspomnienie, które zapisuje pewien lęk przed inwazją z zewnątrz. Nie przedstawia konkretnego wydarzenia, tylko jakby jego klimat, poczucie, że jest jakieś bezpieczne miejsce, w którym można się schować, gdy ktoś przekracza granicę, zbyt gwałtownie wchodzi w przestrzeń osobistą. Wspomnienia przesłonowe w dużym stopniu dotyczą bardzo wczesnego okresu, kiedy psychika nie jest jeszcze ukształtowana, a targają nami potężne namiętności.
Innym ciekawym zjawiskiem związanym z wczesnodziecięcymi wspomnieniami jest naznaczenie wsteczne.
To też odkrył Freud. Chodzi o to, że nam się wydarzają różne rzeczy, często zanim możemy jeszcze zrozumieć ich znaczenie. Te wspomnienia są przechowywane w naszej pamięci trochę bez zrozumienia, ale w miarę jak dorastamy i zaczynamy rozumieć więcej, pamięć zaczyna oddziaływać wstecz. (Bo ona działa do tyłu i do przodu. Ma wpływ również na to, co się wydarzy w przyszłości). Znany i łatwy do zrozumienia przykład to sytuacja molestowania seksualnego, nawet niekoniecznie bardzo gwałtownego – bo mogło być na przykład zbyt długim lub zbyt mocnym przytuleniem lub zbyt intensywnym spojrzeniem – ale które się zdarzyło, zanim dziecko rozumiało, co to właściwie jest. Zapamiętało jedynie, że coś było dla niego niewygodne. Dopiero później, kiedy pojawi się seksualność i dojdzie do podobnego zdarzenia, wrócą tamte wspomnienia i zaczną być obrabiane, pojawi się olśnienie: „Już wiem, co się wtedy stało”. To wszystko razem często powoduje jednak taki zamęt, że już nie wiadomo, co jest wspomnieniem, a co bieżącym wydarzeniem. Dlatego tak trudno jest badać wspomnienia.
A po co w ogóle pamięć je tworzy?
Musimy pamiętać, kim jesteśmy, żebyśmy mieli poczucie siebie. Stykam się z tym coraz częściej w gabinecie: ludzie mają ogromne kłopoty z tożsamością na głębszym poziomie. Na przykład nie są pewni, czy chcą tego, czy tamtego. Albo czy mają taki stosunek do różnych spraw, czy inny – a to jest właśnie część bycia sobą.
Brytyjski psychoanalityk Christopher Bollas, którego książkę „Siły przeznaczenia” wydaję na jesieni, pisze, że nasza pamięć przybiera postać zbiorów historycznych, zestawów pewnych wydarzeń, które zapamiętujemy z okresu wczesnodziecięcego, przedszkola, dorastania, potem okresu nastoletniego i tak dalej. Kiedy się bada konkretny zestaw, to się okazuje, że jest on właściwie nie tyle katalogiem zdarzeń, ile zapisem pewnego klimatu emocjonalnego, który panował w tym czasie. Nie chodzi o to, że przypominamy sobie jakieś brzemienne w skutki wydarzenia, one często są właśnie bardzo spokojne, ale zapisują się po to, byśmy pamiętali, co wtedy czuliśmy. Bollas mówi, że te zbiory historyczne są niezwykle ważne dla naszej kondycji psychicznej. Bo stanowią zapis tego, kim byliśmy, naszą historię emocjonalną. Na przykład pamiętamy, że w tym okresie dominowało ciepło, słońce, spacery z rodzicami. Albo poczucie osamotnienia, konflikty z koleżankami z klasy, pogubienie. Nie chodzi o to, czy to było dobre, czy złe, ale że tak było i że to nas ukształtowało.
Te zbiory historyczne są w nas cały czas żywe, a kiedy do nich sięgamy, od razu możemy przenieść się w czasie. Określony smak, zapach, wygląd przywołują klimat przeszłości niczym proustowska magdalenka.
A można pamiętać coś, co się nie wydarzyło?
Pod wpływem różnych emocji, ale też prób zrobienia czegoś ze swoją pamięcią – świadomego lub nie – mogą rzeczywiście pojawić się fałszywe wspomnienia, czyli możemy bardzo wyraźnie pamiętać coś, co, jak pani mówi, się nie wydarzyło. Słyszałam historię o tym, że starszy brat zapamiętał pojawienie się młodszej siostry w ten sposób, że rodzice przynieśli małą do domu w torbie na zakupy. Pamięta tę siatkę i pamięta, że wnosili smarkulę jak worek ziemniaków. Oczywiście, to się nigdy nie wydarzyło i było jedynie wyrazem naturalnej wrogości do siostry, która zdetronizowała starszego dziedzica. Tak działa pamięć. Przypuszczam, że każda rodzina ma taką historię, z której śmieje się serdecznie co święta. Zwykle są to rzeczy bardzo niewinne, które od razu odsłaniają obronę naszej psychiki, ale czasem jest to bardziej złożone, może też powstać na skutek czyjejś sugestii. Dlatego, znów to powtórzę, wobec wspomnień musimy być bardzo ostrożni.
Czyli nie możemy traktować ich jako faktów, tylko jako opowieść o naszym stanie emocjonalnym?
Ludzie też nie są zbiorem faktów, tylko płynnym dosyć tworem, co jest pozytywne, bo mogą się zmieniać i ewoluować. Dlatego jako terapeutka nigdy nie podważam wspomnień pacjenta, mówiąc: „To się nie mogło wydarzyć”, tylko szukam w tym jego emocjonalnej historii. Natomiast żeby zrozumieć w terapii, co działo się w relacjach tej osoby z innymi, nie tylko słucham opowieści pacjenta, ale też bardzo subtelnie przyglądam się temu, co się odtwarza w relacji ze mną. Jeżeli te rzeczy się nakładają, to ja to rozumiem tak, że wspomnienia są bliskie rzeczywistości. Natomiast jeżeli to jest kompletnie coś innego – czyli w przeszłości było cudownie, a tu jest wrogość, walka – to myślę, że tam jest coś zafałszowanego. Bo nasza przeszłość emocjonalna zawsze odtwarza się w teraźniejszości.
Terapeuci nie są prokuratorami, którzy mają sprawdzić, jak było naprawdę, tylko sprawić, by człowiek wiedział, kim jest, by jego zbiory historyczne były spójne, by traumy nie wpadały w wirówkę mechanizmu naznaczenia wstecznego. Żeby, jeśli doświadczył czegoś trudnego, mógł do tego wrócić na spokojnie. Miałam przypadki pracy z pacjentkami, które podczas terapii odzyskiwały doświadczenia nadużycia w dzieciństwie i potem to się potwierdzało. Ale nie zawsze tak jest. Trzeba uważać, by nie pchnąć kogoś w kierunku czegoś fałszywego.
Praca z pamięcią prowadzi do tego, żeby dążyć do powtarzania tych dobrych doświadczeń, a unikać złych?
Bollas pisze, że mamy w sobie popęd przeznaczenia. Czyli pewnego rodzaju wrodzoną (choć może ona być zabijana przez nasze otoczenie) chęć, by realizować swój wrodzony potencjał. Dobre wspomnienia to te, które stwarzają na różnych etapach życia środowisko, w którym możemy go rozwijać, dorastać jako tulipan, róża czy inny kwiat, którym jesteśmy. One są dobre w tym sensie, że pozwalają nam realizować nasze przeznaczenie, a nie być skazanym na los. Bollas rozróżnia bowiem los i przeznaczenie. Los jest czymś narzuconym, a przeznaczenie płynie ze środka. Los to są też traumy, które blokują nasze możliwości, jak brak dostrojenia rodziców, bieda, przemoc, ale też nieuważność opiekunów. Jeżeli możemy odzyskać zbiory historyczne, w których są zapisane dobre klimaty, daje nam to siłę. Często pacjenci wychodzą z gabinetu odmienieni. Wracają i mówią: „Nie wiem, co się stało, ale teraz moje życie zupełnie inaczej wygląda, robię to, co chcę”. I ja wtedy bardzo się cieszę. Bo to zrozumienie musi być organiczne, zdobytą wiedzę musimy w sobie zasymilować. Jako terapeutka mam pomóc pacjentowi znaleźć dostęp do potencjału i opracować jego naturalne siły do jego realizowania. Bywają pacjenci, w wypadku których wystarczy przejrzeć ich historię emocjonalną i znaleźć dobre wspomnienia, i już zyskują siłę, której wcześniej nie mieli. Czasem jednak trzeba się mocno zająć przeszłością i trudnymi doświadczeniami, bo one przesłaniają te dobre. Nie można jednak powiedzieć: „Zróbmy tak, żeby nie było tych trudnych i by zostały tylko dobre”. W pamięci nic nie znika, to będzie tylko zakopane i wróci za chwilę, odrośnie niczym perz w ogrodzie. Mam ostatnio dużo kontaktu z pracą ogrodniczą, więc te metafory nasuwają mi się naturalnie. Jak się nie skompostuje przeszłości – tej dobrej i tej złej – to nic dobrego nie odrośnie.
Czyli czym byłoby to kompostowanie?
Jeśli nasze zbiory historyczne są spokojne i przyjemne, to znaczy, że mamy odpowiedni klimat do rozwoju. Ale jeśli jest w nich dużo osamotnienia, zahamowania – to trzeba je dokładnie obejrzeć, by mogło uwolnić się z nich coś żywego. Czyli patrzymy na to, jak określone wspomnienia wspierają pacjenta w rozwoju, nie na to, czy są dobre, czy złe, prawdziwe czy nieprawdziwe. Jeśli ktoś ma wspomnienia, które go bardzo wspierają, to nie ja mam decydować, czy one są prawdziwe, czy nie, w znaczeniu faktów. Jeśli coś nas rozwija, to musi być w jakimś sensie prawdziwe. Nasze fantazje też są prawdziwe, podobnie emocje – to się razem łączy i tworzy się taki amalgamat wspomnienia, do którego wracamy, uśmiechamy się i dostajemy energii, by zmagać się z przeciwnościami losu czy polityki. Nie załamujemy się i idziemy dalej.
Czyli jeśli jesteśmy w miejscu, w którym nigdy nie byliśmy, a jest nam w nim miło i bezpiecznie; poznajemy kogoś i czujemy się dobrze w jego towarzystwie albo zaczynamy coś robić i to sprawia nam przyjemność – to dzieje się to dzięki naszym wspomnieniom. Pojawia się link do jakiegoś zbioru?
Jeżeli się dobrze czujemy, to znaczy, że musimy to znać, rozpoznaliśmy coś dobrego, jakiś klimat z dzieciństwa, w którym było coś, co nas karmi. Pewnie każdy ma z dzieciństwa doświadczenie tego, że jedzie w wózeczku i czuje się bezpiecznie, jest najedzony i ma suchą pieluszkę – to się gdzieś zapisuje i potem powraca jako wrażenie czegoś dobrego. Jedni mają tego więcej, inni mniej, ale wtedy trzeba się tego trzymać i to wzmacniać.
Na tym polega kompostowanie – trzeba wszystko zbierać, żeby nic się nie zmarnowało. Nawet chwasty można skompostować, tylko trzeba odpowiedniej mieszanki – dodania jakichś aktywatorów, by z tego wyrosło coś, co jest biohumusem, czyli najlepszą rzeczą, jaka wspiera dalszy rozwój roślin. Pracując ze wspomnieniami, nie mówimy: „e, to się nie nadaje”. Wszystko się nadaje.
Danuta Golec, psycholożka, psychoterapeutka psychoanalityczna, członkini Polskiego
Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej, tłumaczka, właścicielka wydawnictwa Oficyna Ingenium.