Budujesz dom. W trakcie prac różni ludzie poruszają się po twoim terenie bez problemu, ale kiedy budynek jest gotowy, stawiasz ogrodzenie: płot albo solidny mur, instalujesz furtkę. Ty tu rządzisz i decydujesz, kogo wpuścić, a kogo nie! Prawo do ochrony prywatności to najważniejsze prawo człowieka. Aby skutecznie bronić swoich granic, trzeba je dobrze znać. Sygnały daje ciało. Czy potrafisz je usłyszeć?
Ze snu obudził mnie dzwonek telefonu. Pomyłka, ale i tak już nie mogłam zasnąć, zwłaszcza że sąsiad za ścianą włączył na cały regulator telewizor. Potem okazało się, że beztroski synek zabrał do szkoły mój ukochany długopis, oczywiście bez pytania o zgodę. W kuchni liścik od męża: „Odbierz moją kurtkę z pralni”. A gdzie chociaż zwykłe: „proszę”? Potem jazda w stumilowym korku, w asyście klaksonów. W pracy – dziesiątki e-maili, na które trzeba było odpowiedzieć, i telefonów, które trzeba było odebrać, w tym od operatora sieci komórkowej, od pani z banku i jeszcze od doradcy inwestycyjnego. Każdy wdzierał się w mój czas z propozycją nie do odrzucenia. Na koniec dnia w windzie dopadła mnie wścibska sąsiadka… Kiedy stanęłam pod drzwiami mieszkania, miałam ochotę zrobić w tył zwrot i uciec na bezludną wyspę. Bolał mnie kark, miałam wszystkiego dość.
Miewasz takie dni? Często czujesz się zmęczona, przeciążona lub obolała? Zanim pomyślisz: „dzień jak co dzień” i postanowisz odespać stres, spróbuj zacząć stawiać światu wyraźne granice. Dyskomfort psychiczny i fizyczny bardzo często jest bowiem związany z tym, że ktoś nie uszanował twojej prywatności. Dlatego świadomie decyduj, kogo i w jakim stopniu wpuszczasz do swojej przestrzeni i nie naruszaj czyjejś. W efekcie poczujesz się dobrze nie tylko z innymi, ale i z samą sobą.
Granice ty – świat to ogrodzenie domu, który sobie wybudowałaś. W trakcie prac sąsiedzi bez problemu poruszają się po twoim terenie. Kiedy dom jest już gotowy, budujesz płot albo solidny mur, instalujesz furtkę, która może być otwarta na oścież albo wręcz przeciwnie – chroniona solidnym zamkiem. To ty tu rządzisz – decydujesz, kogo i kiedy chcesz wpuścić, a nawet możesz udawać, że nie ma cię w domu.
Jeśli rozejrzysz się dookoła, dostrzeżesz, że jedni stawiają na funkcjonowanie w relacji i nadmiernie potrzebują bliskości, a inni mają sztywne granice, odgradzają się od świata murem, tym samym skazując się na izolację i samotność. Czy są z tym szczęśliwi? Czy mają świadomość własnych granic?
Nie tak trudno stwierdzić, gdzie kończy się twoja strefa komfortu. Na przykład od jakiegoś czasu prowadzisz z kimś rozmowę i nagle zaczynasz ziewać, kręci ci się w głowie… To znak. Twoje ciało wysyła ci sygnały, że ma dość kontaktu, że powinnaś zakończyć albo przerwać rozmowę. Tylko, czy go posłuchasz? Czy raczej zaczniesz główkować: „Ojej, jak długo to jeszcze będzie trwało? A może powinnam jeszcze trochę wytrzymać?”, „Czy mi się to opłaca?”. Miejsce odczuć w ciele zajmują myśli, dywagacje, decyzje.
Piotr wracał do domu metrem. Był zmęczony, miał za sobą ciężki dzień. Nagle poczuł, że ktoś popycha go brzuchem. Odwrócił się i zobaczył za sobą młodego mężczyznę, który z bezczelną miną burczał: „Niech pan się przesunie, bo z tyłu ktoś chce wysiąść”. Piotr bez chwili wahania odepchnął intruza. Słowa nie były tu potrzebne. Poczuł się bezpodstawnie zaatakowany, ocenił swoje szanse i postanowił walczyć.
– W sytuacji przekroczenia fizycznych granic, kiedy czujesz, że ktoś cię zaatakował, reagujesz instynktownie: walczysz, uciekasz lub zamierasz, tak jak to robią zwierzęta – tłumaczy psycholog, psychoterapeuta psychoanalityczny Krzysztof Jusiński. – Podobnie, kiedy ktoś cię chamsko zaczepia, rzuca jakiś niewybredny żart albo kiedy w sklepie czy w autobusie ktoś stoi za blisko: odsuwasz się albo wręcz odpychasz intruza.
Jednak bywa, że czujesz dyskomfort w ciele dopiero po fakcie, na przykład po przyjściu z pracy do domu boli cię głowa, masz napięty kark, jesteś zmęczona czy obolała. Albo czujesz niezrozumiałą złość czy frustrację. Zamiast rozładowywać wściekłość, zagłuszać lęk czy łykać tabletki na ból głowy, powinnaś przeanalizować swój dzień, przypomnieć sobie, co robiłaś, gdzie byłaś. Może ktoś cię skrytykował, naruszył twoje poczucie wartości czy godności, a może tak na ciebie wpłynął tłok w autobusie… Spróbuj znaleźć związek pomiędzy jakimś konkretnym wydarzeniem a swoim samopoczuciem. Jeśli nic ci nie przychodzi do głowy, opowiedz komuś bliskiemu (partnerowi, przyjaciółce), jak wyglądał twój dzień. Osoba, która dobrze cię zna, zwróci uwagę na coś, czego ty być może nie zauważyłaś.
Zbyt długie ignorowanie dyskomfortu w ciele, czy nieuświadamianie sobie faktu agresywnego naruszania przez innych twoich granic może się skończyć dramatycznie. Współpracuję z fizjoterapeutą, który napotkał w swojej praktyce znamienny, chociaż trudny przypadek. Trafiła do niego pacjentka, która z niewiadomych przyczyn przestała chodzić. Badanie nie wykazało żadnych medycznych przyczyn jej dolegliwości. Dopiero w trakcie psychoterapii okazało się, że kobieta przez kilka ostatnich miesięcy była namawiana przez partnera do seksu grupowego. Zgadzała się dla dobra związku, nie dostrzegając, że dokonuje gwałtu na samej sobie.
Zwykle naruszanie granic przybiera znacznie subtelniejsze i pozornie niegroźne formy. Ktoś bez ostrzeżenia skraca dystans, poufale poklepuje cię po ramieniu, bez pytania o zgodę zwraca się do ciebie na „ty”, zawłaszcza twój wolny czas, choćby dzwoniąc w sprawach zawodowych w czasie weekendu czy urlopu, obciąża cię swoimi problemami, daje tzw. dobre rady, choć go o to nie prosisz… Często sama się na to godzisz. Także na instrumentalne traktowanie swojego ciała. A nie wolno na to pozwalać, nawet lekarzowi. Ginekolog powinien uprzedzić, że chce przystąpić do badania, a zamiast wydawać komendy typu: „Rozebrać się”, „Pupa bliżej”, „Brzuch luźny” – poinformować, o jakie ułożenie ciała mu chodzi. Niewłaściwie postępuje także masażysta, który zostaje w tym samym pokoju i nawet nie odwraca wzroku, gdy się rozbierasz, albo sprzedawczyni, która bez pytania wchodzi do twojej przymierzalni, sprawdzić, czy rozmiar bielizny jest właściwy. Dlaczego to robią?
Często z bezmyślności – nie mają poczucia, że przekraczają granice intymności. Czasami, wykorzystując swoją władzę i profesjonalizm. Innym razem – dla korzyści. W konsekwencji czujesz bezradność, wściekłość, coraz większe napięcie w ciele i poczucie zagrożenia, bo nie masz okazji albo odwagi się obronić. Tak jakby ktoś na twoich oczach ograbił cię z cennej rzeczy. – Kiedyś ukradziono mi radio w samochodzie – opowiada Marta Lichenrowicz-Kania, psycholog, seksuolog. – Kiedy zobaczyłam, co się stało, z wściekłości nie mogłam oddychać. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że nie chodziło mi o to radio, ale o fakt, że zachwiane zostało moje poczucie bezpieczeństwa. Miałam taką fantazję, że gdyby złodziej, zamiast kraść, napisał do mnie list: „Oddaj mi radio”, bez wahania bym to zrobiła i mniej by mnie to dotknęło niż kradzież bez ostrzeżenia, bo wtedy miałabym możliwość podjęcia decyzji.
Kiedy ktoś narusza twoje granice, masz prawo powiedzieć: „Nie”. Możesz zrezygnować z usług ginekologa, poprosić o innego lekarza, zmienić masażystę, na wstępie zaznaczyć, czego sobie nie życzysz, ale…
– Nie robisz tego, bo czujesz, że ten czy inny specjalista ma do tego prawo, że jest najlepszy w mieście, że zależy ci na jego usługach – tłumaczy Marta Lichenrowicz-Kania. – Stajesz przed wyborem: twój dyskomfort czy jego profesjonalizm?
Bywa, że wstydzimy się zaprotestować, żeby się nie ośmieszyć, nie wyjść na dziwaczkę. Czasami nie mamy świadomości, że ktoś robi nam coś złego, nie czujemy protestu ciała, zagłuszamy jego sygnały albo próbujemy je racjonalizować. Nieprzyjemny czy zbyt intymny dotyk lekarza traktujemy jak wypicie gorzkiego syropu, dla zdrowia. Na zbyt ingerujące w życie rady przyjaciółki nie reagujemy, w imię przyjaźni. Choć ciało protestuje…
– Bardziej identyfikujemy się ze swoimi myślami (intelektem) i dlatego zazwyczaj mamy trudności z rozpoznaniem emocji czy reakcji swojego ciała i wiązania tych doznań z wnioskami odnośnie danej sytuacji – tłumaczy Krzysztof Jusiński. – „Kieruj się rozumem, a nie emocjami” – ile razy od dzieciństwa powtarzano nam to zdanie? Tymczasem na początku naszego rozwoju ego jest cielesne. Dopiero w miarę dorastania uczymy się słów określających doznania płynące z ciała, np. „nogi jak z waty”. Tylko że potem tłumimy cielesne impulsy, za cenę spełnienia czyichś oczekiwań, zachowania relacji z ważnymi osobami. Przestajemy czuć siebie i swoje granice.
Nie jesteś w stanie unikać sytuacji, kiedy ktoś narusza twoją intymność, nie zawsze będziesz też potrafiła od razu na to reagować. Najważniejsze jest, byś coraz lepiej czuła własne granice i zawczasu albo po fakcie opracowywała sobie sposób, w jaki będziesz reagowała w przyszłości.
Możesz zacząć od tego, by opracować plan asertywnego zachowania w konkretnej sytuacji. Wybierz jakąś najbardziej bezpieczną, z codziennego życia, np. odmawianie w sklepie. Wymyśl swoje zdanie-klucz, którym będziesz skutecznie odmawiać, np. hostessie proponującej ci spróbowanie nowego jogurtu. Może to być np.: „Nie zdecyduję się”.
Sprawdź swój fizyczny dystans
To ćwiczenie zrób z kimś, do kogo masz zaufanie. Usiądźcie na krzesłach naprzeciwko siebie. Poproś, by twój partner powoli przysuwał się do ciebie. Sprawdzaj, jak czujesz w ciele to skracanie dystansu, na jaką odległość może się do ciebie zbliżyć, byś ciągle jeszcze czuła się komfortowo. Kiedy poczujesz opór – zrobi ci się gorąco, zaczniesz się niespokojnie kręcić na krześle, twój oddech przyspieszy, poczujesz chęć, by wstać i uciec – powiedz: „stop”. Zobacz, jaka odległość ty – druga osoba jest dla ciebie bezpieczna. To twoja granica fizycznego bezpiecznego kontaktu.
Zosia Samosia – osoba o sztywnych granicach
To zwykle perfekcyjna szefowa czy koleżanka. Zawsze możesz na nią liczyć. Ma dużą wiedzę, doradzi ci w każdej sprawie, jeśli tylko ją o to poprosisz. Sama trzyma się jednak na dystans, nie pozwala do siebie zbliżyć. Jest skryta i zamknięta, chłodna i opanowana. Stroni od bliskich relacji, unika kontaktu fizycznego. Kiedy robisz jakiś ruch, by zmniejszyć dystans między wami, ona natychmiast daje ci znak: „nie zbliżaj się, nikogo nie potrzebuję, sama sobie świetnie radzę”.
Zosia Samosia prawdopodobnie miała rodziców, którzy ją „porzucili”, także w sensie metaforycznym: ojciec był zbyt zajęty pracą, matka za mało dojrzała, delegująca swoje obowiązki na dziecko. Dlatego w dorosłym życiu wybiera relacje, w których tak naprawdę jest sama – dzielna i niezależna. Nie potrafi na nikim polegać, brać od innych. Jest w niej tyle żalu, a także wiele pragnień i lęku, by ich nie ujawnić (boi się, że gdyby się otworzyła, chciałaby wszystkiego).
Z Zosią Samosią trudno być w bliskiej relacji. Ty się przed nią otwierasz, wpuszczasz ją do swojego świata, ale na wzajemność nie masz co liczyć.
Fajny Gość – osoba o otwartych granicach
Można się z nim zakumplować od pierwszego spotkania. Lubi być dotykany, chętnie opowiada o sobie, z każdym jest natychmiast po imieniu, ma wokół siebie tysiące przyjaciół. Jego telefon dzwoni bez przerwy. Obiecuje ci mnóstwo rzeczy: „Możesz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy”. Poświęca się dla innych: jest pracoholikiem i przyjaźnioholikiem, ale tak naprawdę z nikim nie tworzy bliskiej relacji. Jego zwierzenia na swój temat nie są wiele warte, bo sam niewiele o sobie wie, a informacje o tobie wpuszcza jednym uchem, a drugim natychmiast wypuszcza.
Prawdopodobnie jako dziecko był osią swojej rodziny, ratownikiem związku rodziców. Do dziś ma poczucie, że cały świat kręci się właśnie wokół niego. Ale to poczucie omnipotencji, bycia niezastąpionym niszczy jego i ludzi, którzy są z nim blisko. Fajny Gość nie ma własnych granic, nie istnieje bez ludzi, ale kiedy wokół niego robi się tłok nie do wytrzymania – znika.
Relacja z Fajnym Gościem rozczarowuje i rani. On najpierw uwodzi i zaprasza cię do swojego świata, a kiedy ma dość, a ty go potrzebujesz – nie możesz na niego liczyć: nie odbiera twojego telefonu, odwołuje spotkanie, zapomina o obietnicach albo zalewa cię swoimi problemami.