1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Jan Englert marzył o karierze na boisku. Aktorem został z przypadku. „I tak to trwa do dziś”

Jan Englert marzył o karierze na boisku. Aktorem został z przypadku. „I tak to trwa do dziś”

Fot. East News
Fot. East News
Jan Englert to jeden z najwybitniejszych polskich aktorów, uznanych reżyserów i pedagogów, ale także niespełniony piłkarz i aspirujący tenisista. Plany powrotu do sportu przekłada jednak na emeryturę, a patrząc na rozkład serialowych premier i teatralny repertuar, na tę na razie się nie zapowiada. W tym roku mistrz świętuje nie tylko 81. urodziny, ale też okrągłą, bo sześćdziesiątą rocznicę obecności na scenie. Co warto o nim wiedzieć?

Jan Englert śnił o murawie. Nieoczekiwanie trafił na plan Andrzeja Wajdy

Jan Englert w dzieciństwie nie myślał o aktorstwie. Pragnął przyjmować podania na prawym skrzydle w reprezentacji Polski w piłce nożnej. Zupełnym przypadkiem dołączył do obsady „Kanału” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Miał zaledwie trzynaście lat. Na antenie radiowej Trójki wspominał, że pewnego dnia w murach jego szkoły zjawił się Janusz Morgenstern z misją znalezienia kandydata do roli łącznika powstania warszawskiego „Zefira”. „Pamiętam, że wszedł rano z nauczycielką do klasy, popatrzył po twarzach i wskazał na mnie. Byłem przekonany, że chodzi o to, że tego dnia zapomniałem kapci do szkoły. Zabrano mnie do dyrektora i powiedziano, że mam jechać na ulicę Dolną, a na ulicy Dolnej ktoś mnie sfotografował. No i tak to trwa do dziś” – opowiadał słuchaczom. Sam nie uważa produkcji z 1956 roku za pełnoprawny debiut. Jak sam podkreśla, na planie filmowym nie czuł się jak aktor, ale uczestnik bohaterskiego zrywu. „Na legendzie powstania byłem wychowywany i żałowałem, że nie walczyłem w nim naprawdę. Podczas kręcenia »Kanału« przeszedłem to wszystko, co powstańcy, ale bez żadnych niebezpieczeństw, fantastycznie się przy tym bawiąc” – objaśniał w wywiadzie dla TVP. Ponadto podobało mu się to, że w trakcie zdjęć profesjonaliści rozmawiali z nim jak równy z równym. Kazimierz Kutz, wtedy asystent Wajdy, uwzględnił go nawet na liście weselnych gości. Do Łodzi zawiozła go matka, która po rozstaniu z mężem samotnie wychowywała dwóch synów (Englert ma młodszego brata, Macieja, także aktora i reżyser teatralnego). Jako że sama zawczasu nie otrzymała zaproszenia, w dniu uroczystości nie chciała dołączyć do reszty weselników. Gdy Jan bawił się w środku w towarzystwie Romana Polańskiego i Teresy Iżewskiej, Barbara Englert cierpliwie czekała na zewnątrz mimo fatalnej pogody. „Była bardzo ambitna. Mam to po niej. Niezwykła osoba” – opisuje dziś matkę.

Nieśmiałe podrygi przed kamerą i znajomości z filmowcami nie wybiły mu z głowy marzeń o karierze sportowej, ale nie ułatwiły też kontaktów ze znajomymi z boiska. Dla otaczających go dorosłych były za to jasnym sygnałem drzemiącego w nim talentu. W końcu zdołali go przekonać do zmiany zawodowych planów. Od belfrów wymagało to zaniechania odpytywania obiecującego aktora z chemii, fizyki i matematyki. W 2017 roku w trakcie wizyty w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego Englert przyznał, że o ile w podstawówce był dobrym uczniem i do nauki nie zniechęcały go nawet cięgi, jakie zbierał od starszych kolegów za każdą piątkę, o tyle w liceum kompletnie nie radził sobie z przedmiotami ścisłymi. Za pobłażliwość w czasie lekcji odpłacił się swojej matematyczce wejściówką na pierwszą teatralną premierę. W szkolnych latach działał w Młodzieżowym Domu Kultury „Muranów” oraz Studiu Poetyckim Andrzeja Konica, w którym pierwsze kroki stawiali również Magdalena Zawadzka czy Daniel Olbrychski. W 1958 roku we troje recytowali wierszyki dla dzieci w jedynym nadawanym wówczas programie polskiej telewizji. Zdobyte tam doświadczenia pomogły Englertowi wyzbyć się wątpliwości co do słuszności nowej życiowej ścieżki. Był przekonany, że celująco zda egzaminy do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. I miał rację.

Miłość do teatralnych desek, romanse z kinem. Najlepsze role Jana Englerta

Po ukończeniu wydziału aktorskiego zaczął grać zarówno na stołecznych scenach, jak i wystawianym w tamtym czasie na żywo Teatrze Telewizji. Obecnie na koncie ma ponad 200 ról i 30 wyreżyserowanych spektakli przeznaczonych na mały ekran, co czyni go na tym polu rekordzistą. „W przeniesieniach spektakli teatralnych do telewizji uważam się wręcz za specjalistę. Potrafię myśleć kamerą [...] W teatrze tradycyjnym widz ma rozrzuconą przestrzeń i obraz musi sobie sam montować. Słabiej się czuję jako reżyser w teatrze stacjonarnym” – powiedział w rozmowie z Katarzyną Olkowicz. Widownia i kierownictwo Teatru Polskiego, w którym znalazł zatrudnienie po obronie dyplomu w 1964 roku, szybko doceniła młodego aktora. Zaczęto powierzać mu coraz większe role. Od 1969 roku Jana Englerta można było oglądać w Teatrze Współczesnym. Wspinał się po drabinie hierarchii i z czasem sprawdzał się też jako reżyser. Pod koniec lat 90. przyłączył się do zespołu Teatru Narodowego, aby w 2003 roku przejąć stanowisko dyrektora artystycznego, które piastuje do dziś. W Englercie znajdzie się miejsce dla sprzeczności. Wyznaje, że nie przepada za krytyką swojej działalności, ale nie zabiega też o przychylność i komplementy. „Jestem tak wychowany i skonstruowany, że zawsze wolałem być szanowny niż kochany. To u mnie wręcz chorobliwe. Nigdy nie zależało mi na tym, aby być lubianym, nawet przez publiczność” – mówił Arkadiuszowi Bartosiakowi i Łukaszowi Klince.

Na brak sympatii nie mógł jednak narzekać. Widzowie za nim przepadali, a aktorskie portfolio cały czas się wydłużało. Na przestrzeni lat wystąpił w przedstawieniach Erwina Axera, Jerzego Kreczmara, Kazimierza Dejmka, Pawła Passiniego czy Grzegorza Jarzyny. Wcielił się w Konrada w „Wyzwoleniu”, Pana Młodego w „Weselu”, Gustawa w „Ślubach panieńskich”, szekspirowskiego Ryszarda III... Jako reżyser odpowiadał za ostateczny kształt „Dziadów” Mickiewicza, „Trzech sióstr” Molière’a czy „Onych” Witkacego. W programie „Bez polityki” Piotra Jaconia teatr opisał jako prawdziwą miłość, a film, telewizję, radio, dubbing i estradę nazwał jedynie kochankami. W swojej karierze wielokrotnie pozwalał sobie na korzystne finansowo romanse. Filmografia Englerta obejmuje m.in. „Katyń” i „Tatarak” Wajdy, „Sól ziemi czarnej” i „Perłę w koronie” Kutza, „Piłkarski poker” Zaorskiego czy „Bogów” Palkowskiego. Nie stronił też od seriali. Te przysporzyły mu szczególnej popularności. Najpierw publiczność podziwiała go w „Kolumbach”, „Nocach i dniach”, „Lalce” i „Domu”. A całkiem niedawno – w „Diagnozie” i „Chyłce”. Przyszły rok przyniesie dwie odcinkowe premiery z udziałem aktora. Pierwszą jest zrealizowany z rozmachem netfliksowy „Heweliusz”. Drugą „Zakładnicy” z Magdaleną Różczką i Piotrem Adamczykiem.

Ceniony dyrektor, lubiany profesor, a na emeryturze tenisista

Mimo imponującego dorobku Jan Englert powtarza, że nieustannie szlifuje swój warsztat. I przekazuje zdobytą wiedzę kolejnym pokoleniom jako profesor Akademii Teatralnej. Na uczelni działał też jako rektor i dziekan. W rozmowach z mediami ubolewa, że w Polsce nie docenia się umiejętności. „W normalnym świecie z tysiąca rzemieślników rodzi się jeden artysta, w Polsce z tysiąca artystów czasem rodzi się jeden rzemieślnik” – tłumaczy i przy różnych okazjach wylicza przywary swojego środowiska: od skonfabulowanych wywiadów-rzek rówieśników po brak inicjatywy i myślenia abstrakcyjnego zauważalny u współczesnych studentów. Mimo to ma dla nich dużą dozę wyrozumiałości. „Jako pedagog zawsze stawiałem sobie pytanie, czy należy mówić studentowi, że jest niezdolny. I odpowiadałem sobie – jednak nie. To rodzaj mobbingu” – dzielił się przemyśleniami z „Rzeczpospolitą”. Nie znaczy to, że pośród adeptów sztuki aktorskiej nie dostrzega dziś talentów. Do najlepiej rokujących zawsze wyciągał pomocną dłoń i służył mentorską radą. Aktualnie więcej potencjału widzi wśród płci pięknej. Otwarcie zresztą przyznaje, że od zawsze lepiej pracuje mu się z kobietami. „Gdyby nie kobiety, to nic bym nie miał” – padło w rozmowie z PAP.

Czym zajmuje się w wolnych chwilach? Nadal śledzi futbolowe rozgrywki. „Moja żona mówi, że zdradzam ją z Eurosportem” – mówił na Polkowickich Dniach Teatru. Jest kibicem zarówno Polonii Warszawa, w której barwach grał jako nastolatek, jak i FC Barcelony. Chociaż odmawia piłce nożnej twórczego pierwiastka, docenia umiejętności zawodników i dostrzega analogie pomiędzy sportem a sztuką sceniczną. „Teatr jest bliski wszystkim grom zespołowym. Ma podzielone funkcje i rzadko kiedy cały team jest równie kochany przez odbiorców, zawsze kibic ma swoich ulubieńców” – ocenił w podcaście „ELLE Man”. Kiedy z pilotem w dłoni nie szuka kanałów transmitujących ligę hiszpańską, odpoczywa na tenisowym korcie. „Mam nawet taki plan, że kiedy przejdę na emeryturę, to będę jeździł na turnieje dla osób 80 plus” – zdradził dziennikarce Izabeli Komendołowicz-Lemańskiej.

Kiedy już zdecyduje się zejść ze sceny, zostawi na niej swoją córkę Helenę Englert. Gwiazda „#BringBackAlice” jest jedynym dzieckiem aktora i Beaty Ścibakówny. Wcześniej był w związku małżeńskim z koleżanką z uczelni, Barbarą Sołtysik. Przez 33 lata dzielił z nią nie tylko codzienne życie, ale także czas ekranowy w „Poślizgu” Jana Łomnickiego i serialu „Dom”. Doczekali się syna i bliźniaczek Małgorzaty i Katarzyny. Żadne z nich nie podążyło śladami rodziców. Relacja z Sołtysik nie przetrwała ogromnego sukcesu. Uszu dochodziły plotki o zakulisowych romansach. Najgłośniejszym był ten z Dorotą Pomykałką, który miał rozpocząć się na planie „Ojca królowej” i trwać przeszło dekadę. „Nagle stałem się najpopularniejszym aktorem w kraju. Myślałem, że jestem skromny, a mnie zwyczajnie odbiło” – przyznał po latach. Mimo rozstania parze udało się zachować poprawne stosunki. Z czasem rozpadła się też znajomość z Pomykałką. Niespodziewanie udane partnerstwo zbudował z 25 lat młodszą studentką. Przez trzy pierwsze lata nie myśleli o sobie w kategoriach romantycznych. Uczucie pojawiło się znienacka na służbowym wyjeździe do Australii. Od tego czasu zakochani są już nierozłączni, choć niewielu wróżyło im szczęśliwe zakończenie. Englert i Ścibakówna współpracują w Teatrze Narodowym (ona zagrała w reżyserowanym przez niego „Mizantropie”), jak i w kinie (on wystąpił w dramacie „Skrzyżowanie” współprodukowanym przez żonę). „Ten film to mój prezent urodzinowy dla męża” – mówiła rok temu, w dniu jego 80. urodzin. „On, gdy czegoś się podejmuje, robi to na sto procent. A że od dwudziestu lat jest dyrektorem Teatru Narodowego, to rzadko przyjmował propozycje ról w filmach, bo zwykle harmonogram zdjęć kolidował z obowiązkami dyrektora”. Niezależnie od tego, czy jubilatowi wciąż śni się kolejna wielka rola, czy triumf na tenisowym korcie, w dniu 81. urodzin życzymy spełnienia wszystkich tych marzeń!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze