Kiedyś córka lekarzy zostawała lekarką, krawcowej – krawcową. Dzisiaj młodzi dziedziczą to, co im odpowiada, i zdecydowanie odrzucają to, co im nie pasuje. Ale to nie znaczy, że już na wstępie wiedzą, czego chcą. Ich start w dorosłość przypomina buszowanie w wielkim sklepie, w którym trudno oprzeć się pokusie przymierzania wszystkiego, co się spodoba. Czy wobec tego współcześni młodzi ludzie wiedzą, jak odnaleźć swoją drogę zawodową?
Klara, lat 29, z wykształcenia prawniczka i kulturoznawczyni oraz niedoszła iberystka, z pasji podróżniczka, a z zawodu – jak zaznacza: na ten moment – doradczyni klienta w dużym banku. Ten bank to nic poważnego, tylko taki sposób na szybkie podreperowanie budżetu przed kolejną wyprawą do Meksyku, w którym jest zakochana.
– Wyjeżdżam, żeby zostać przewodniczką po tym kraju, to moje marzenie – mówi z błyskiem w oku. – Rodzice są temu przeciwni, mama ciągle przypomina, że skończyłam polskie prawo, że w tym zawodzie mogę pracować tylko w Polsce. Ale przecież to oni pchnęli mnie w świat, namówili w gimnazjum na wyjazd w ramach wymiany uczniów organizowanej przez Youth for Understanding. Trafiłam do rodziny kanadyjskich podróżników, którzy pokazali mi całą Kanadę i część Stanów. I tak połknęłam bakcyla podróżowania.
Od tej pory zjeździła wszystkie kontynenty. Fotografuje, nawiązuje znajomości, udziela się na forach podróżniczych. A studia? Prawnicze wybrała z rozsądku, iberystykę – pragmatycznie, bo hiszpańskim włada połowa ludzi na świecie, w tym Meksykanie. Natomiast kulturoznawstwo – dla ogólnego rozwoju. Klara, mówiąc to, śmieje się, jakby sama nie wierzyła w swoje słowa.
– Tak naprawdę każdy kierunek wydawał mi się ciekawy, ale nie na tyle, żeby na nim poprzestać. Dopiero praca w banku uświadomiła mi, czego tak naprawdę nie chcę. Otóż nie chcę kieratu, rutyny, pracy „od do”. Teraz nie chcę. Bo co będzie za rok, dwa, nie wiem. Mogę robić wszystko, żeby zarobić na podróże. Byleby nie za długo być w jednym miejscu. Ciągnie mnie w świat i za tym idę. Uważam, że jestem za młoda na osiadłe życie, rodzinę, poważną pracę. Na stabilizację przyjdzie czas.
Socjolożka dr Paula Pustułka z Uniwersytetu SWPS potwierdza: to fakt społeczny, że młode kobiety, ale także mężczyźni, długo szukają własnej drogi, zmieniają studia, pracę. – I nic w tym złego – zaznacza. – Na pewno to nie żaden kaprys. To raczej odpowiedź na różne zmiany i procesy społeczne, które obserwujemy w ostatnich latach.
Po pierwsze, zmieniła się długość życia ludzi. Młodzi są przekonani, że mają więcej czasu na zastanawianie się nad wyborami. Widać to jak na dłoni w raporcie „Młodzi dorośli”, który w zeszłym roku przygotowały socjolożki Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek dla pracowni badawczej IRCenter. Wynika z niego, że młodzi mają świadomość długowieczności: przypuszczalnie przeżyją 80 lat w całkiem dobrym stanie, więc przed nimi mnóstwo czasu na decyzje, pomyłki, próbowanie czegoś nowego. Po drugie, pokolenie, które wchodzi na rynek pracy, zostało wychowane z naciskiem na własny rozwój osobisty, przemyślane decyzje, na życie w zgodzie ze sobą.
Paula Pustułka: – Rodzice sprzedali im przekaz: bądź kowalem własnego losu; jeśli tylko chcesz, możesz wszystko. I oni ten przekaz realizują.
Dorota Peretiatkowicz: – My mieliśmy mnóstwo ograniczeń i to, co zapamiętaliśmy jako własne bariery, staraliśmy się dzieciom zlikwidować. Nie znaliśmy języka? Posyłaliśmy dzieci na angielski cztery razy w tygodniu. Szkoła nie zapewniała nam wysokiego poziomu z jakiegoś przedmiotu? Fundowaliśmy im korepetycje. Więc to nie jest tak, że daliśmy im spektrum możliwości, tylko raczej uchroniliśmy ich przed porażkami, które były naszym udziałem.
I trzecia przyczyna odwlekania decyzji – na rynku jest dużo ofert, a w przestrzeniach społecznościowych wiele pomysłów na życie. No to dlaczego się nimi nie inspirować, nie próbować czegoś nowego z barwnej palety propozycji? Jak wybrać drogę zawodową? Na tym polega rozwój, żeby iść do przodu, a nie tkwić w jednym miejscu – mówią młodzi.
Paula Pustułka zauważa, że kiedyś wcześniej kończono edukację, wchodzono w związki małżeńskie, kobiety wcześniej rodziły dzieci. Przeciętna trzydziestolatka z pokolenia rodziców współczesnych młodych wiedziała mniej więcej, jak będzie wyglądać jej życie. Dzisiaj nic nie jest postanowione do końca – ani praca, ani związki, ani miejsce zamieszkania. Stała i pewna jest tylko zmiana.
Ale – uwaga – okazuje się, że to zawodowe skakanie z kwiatka na kwiatek jest zgodne z trendami na rynku pracy i oczekiwaniami pracodawców. Doradcy zawodowi przewidują, że przeciętny człowiek, który teraz wchodzi na rynek pracy, zmieni zawód pięć–siedem razy w ciągu swojego życia, a około 30 proc. osób będzie się przebranżawiać co 12 miesięcy. Tak dynamicznie będzie zmieniał się rynek pracy.
Ewa Warchoł, konsultant kariery i coach w Lee Hecht Harrison Polska: – Księgowa informatykiem? Tancerka specjalistą RODO? Muzyk testerem oprogramowania? To nie są sytuacje wymyślone, to przykłady osób, z którymi pracuję.
Katarzyna Krzywicka-Zdunek: – Nam mówiono: „Nie będziesz się uczyć? To będziesz kopać rowy”. My mamy inną narrację dla swoich dzieci: „Będziesz siedział na kasie w Biedronce”.
Dorota Peretiatkowicz: – Ale im czapka z głowy nie spada, kiedy pracują w Biedronce. A nam by spadła. Dla nas to było poniżej godności. To jest ta duża różnica międzypokoleniowa.
Felicja ma 35 lat, za sobą studia na SGH i politologii. Oraz certyfikat behawiorystki. Od roku zajmuje się szkoleniem psów i – jak wykrzykuje radośnie – to jest wreszcie to! Ale po kolei. Od trzeciego roku studiowała równolegle politologię, bo chodziła jej po głowie praca w dyplomacji. Jeszcze przed obroną pracy magisterskiej pomyślała, że karierę czas zacząć. I rozpoczęła staż w Deloitte, jednej z firm z tak zwanej wielkiej czwórki zajmujących się audytem przedsiębiorstw. Przeszła przez wszystkie, by w końcu wylądować w EY (dawniej Ernst & Young). Oczywiście każda zmiana wiązała się z awansem zawodowym i dużo wyższą pensją. W ostatniej firmie dzieliło ją niewiele od zostania partnerem, co jest ukoronowaniem kariery.
– Aż przyszła pandemia, zdalna praca – opowiada. – Mnie, paradoksalnie, zamknięcie otworzyło, powiem może górnolotnie, ale prawdziwie – na siebie. Rozstałam się z chłopakiem, miałam czas, dużo czytałam, chodziłam na spacery z moim wilczurem Brutusem. Pewnego dnia po prostu postanowiłam, że rzucam pracę, wyciągam z szuflady certyfikat behawiorystki, który zdobyłam lata temu, i zajmę się tym, co kocham najbardziej, czyli psami.
I robi to od roku. Żartuje, że potrzebę konsumowania zaspokoiła w latach intensywnego zarabiania. Wystarczy jej to, co ma, a ma całkiem sporo: fajne mieszkanie, dobre auto, ciuchy, które wystarczą na resztę życia. Z wegetarianizmu przeszła na weganizm. Działa na rzecz zwierząt, chodzi na demonstracje strajku kobiet, udziela się charytatywnie. Co dalej? – Chcemy otworzyć z przyjaciółmi klinikę dla zwierząt, taką z prawdziwego zdarzenia. A jak nie wyjdzie, to zawsze mogę zacząć coś nowego. Albo pójść za namową rodziców i objąć ich kancelarię prawną. Bo do pracy w korporacji na pewno nie wrócę.
Młodzi mają wiele możliwości wyboru, ale też czują się z tego powodu zagubieni. (Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
Autorki raportu nazwały jedną z badanych grup młodych „wypędzani z raju” (istotna jest w tym określeniu forma niedokonana). To dzieci dobrze uposażone ekonomicznie, które mogą spełniać swoje marzenia, bo nawet jeśli zarabiają mało, to wiedzą, że mają za plecami rodziców gotowych ich wesprzeć. Zawsze mogą do tego utraconego – chwilowo – raju wrócić.
Dorota Peretiatkowicz: – Dla mnie największym szokiem w naszym badaniu było to, że aż 82 proc. młodych ludzi mówi, że żałuje podjętych decyzji. Zmieniają je, bo uważają, że poszli złą drogą. Kiedyś myślało się o wyborach życiowych jak o wchodzeniu do pomieszczenia z wieloma drzwiami. Wchodziło się za jedne drzwi, gdzie było pięć kolejnych, i znowu się wybierało. A oni myślą, że źle wybrali już w pierwszym pokoju.
Z raportu wyłania się obraz młodych dorosłych, którzy nie chcą ciężko pracować. Ale nie z lenistwa, tylko z tego powodu, że życie nie jest tego warte, że trzeba mieć czas je dobrze przeżyć. Młode kobiety patrzą na swoje matki i nie chcą być jak one – zmęczone, urobione po łokcie na trzech etatach, gotujące po nocach obiady. Owszem, wiedzą, że rodzice budowali kapitalizm, walczyli o przyjęcie nas do Unii Europejskiej. Ale to było, minęło. Jest tu i teraz. Ich, a nie rodziców.
Caroline, córka moich francuskich znajomych, właśnie zrealizowała swój najnowszy pomysł na życie – zatrudniła się w sklepie z żywnością ekologiczną. Codziennie rano o 11 staje za ladą sklepu na Montmartrze. Podaje towar, pakuje do papierowych toreb, kasuje pieniądze. Nauczyła się obsługiwać kasę fiskalną i otwierać ciężkie okiennice. Oraz je zamykać, jak pracuje na drugą zmianę. – Wyobrażasz to sobie? Moja utalentowana córka pracuje na zmiany w sklepie! – jej mama mówi podniesionym głosem i nie kryje wzburzenia.
Caroline ma 33 lata, doktorat z biologii molekularnej i na koncie wiele nagród za pracę naukową. Jako bardzo zdolne dziecko skierowano ją na odpowiednią ścieżkę francuskiej edukacji, przez wiele lat otrzymywała stypendium. A potem płynnie przeszła do pracy w odpowiedniku naszego PAN-u. Finansowo nie do końca to był rozwój. – Ale przecież – ciągnie mama – mogła iść do biznesu, gdzie przyjętoby ją z otwartymi ramionami i gdzie mogłaby zarabiać krocie. A ona wyskoczyła z tym sklepem! I – o zgrozo – twierdzi, że tam czuje się wspaniale. Jedyne, co mamę pociesza, to obserwacja, że koleżanki córki nieustannie zmieniają pracę. Taki trend. Więc pewnie i Caroline długo w sklepie miejsca nie zagrzeje.
Co na to ona sama? – Mama przesadza. Ile można ślęczeć nad probówkami. Ścigać się z innymi. Udowadniać, że zasługuje się na taką pracę. Dopiero teraz, w tym obśmianym przez mamę sklepie, mam kontakt z prawdziwym życiem. Czas dla przyjaciół, chłopaka. Spokój, zero stresu i napięć. Tego mi teraz najbardziej potrzeba.
Autorkom raportu wyszło z badań, że życie młodych kobiet (jak i w ogóle młodych ludzi) zatruwają liczne „toksyny”, zarówno osobiste – takie jak: brak perspektyw, bezsilność, zagubienie, presja – jak i zbiorowe: widma katastrof, podziały i wrogość, fałsz i dezinformacja. Szczególnie powszechna jest toksyna bezsilności – 73 proc. przyznaje, że męczy ich to, że nie mogą podejmować działań, bo i tak nic to nie da. Z kolei 61 proc. badanych dręczy paradoks wyboru. Bo teoretycznie dużo możliwości powinno być atutem, a okazuje się, że dla wielu osób jest to przytłaczające: „Mimo że mogę dużo – a może właśnie dlatego – gubię się”.
Katarzyna Krzywicka-Zdunek: – Młodym dokuczają brak perspektyw, lęk o pieniądze, stabilną pracę, stąd te poszukiwania. Ale stabilna to dla nich nie znaczy to samo, co dla nas. Dla nich oznacza pracę bez nerwów, dającą satysfakcję; 46 proc. młodych chce osiągnąć więcej niż rodzice, a jednocześnie nie chce przytłoczenia schematami i rutyną. Oni nie chcą tak żyć.
Raport o młodych dorosłych pokazuje, że mają oni też coś, co ich nakręca. Badaczki nazwały to endorfinami: pasji i doświadczeń, kapitału i ambicji, zdrowego ciała i ducha, bezpieczeństwa i spokoju, luzu i przyjemności, troski, przyjaźni, miłości. Ostoją poczucia bezpieczeństwa jest dla nich rodzina, różnie definiowana – uważa tak 92 proc. badanych.
Endorfiny dodają młodym skrzydeł, ale nie wystarczają do zmycia toksyn, zauważa Dorota Peretiatkowicz. – Ponadto endorfiny są takie same od lat, a toksyny pojawiły się nowe i nie ma na nie „odtrutki” w postaci nowych endorfin.
Paula Pustułka: – Wiele badań mówi, że z wiekiem podejmujemy dużo lepsze decyzje, zarówno te dotyczące pracy, jak i rodzicielstwa. Ale oczywiście one nie zawsze są łatwe i proste i nie zawsze dają wyłącznie dobre efekty. To miecz obosieczny. Bo z jednej strony młodzi mają wiele możliwości wyboru, ale też czują się z tego powodu zagubieni. Mogą eksplorować życie, ale to pociąga za sobą niestabilność. Rozwijają się, uczą, ale i są niepewni, co też kryje się za kolejną decyzją, którą często unieważniają i idą w zupełnie innym kierunku. Tak więc przedłuża się czas, kiedy właściwie nic nie zostało zdecydowane. I to niesie ryzyko, na przykład biologiczne, które dotyczy szczególnie kobiet. Wiele z nich zwleka z decyzją o macierzyństwie, a potem pojawiają się problemy z płodnością.
Badania socjologiczne pokazują jasno, że z jednej strony przedłużanie decyzji nie gwarantuje wcale, że będziemy szczęśliwi. Także dlatego, że każda kolejna zmiana zwiększa również nasze wymagania i oczekiwania. A z drugiej – że to nas jednak rozwija.
Paula Pustułka: – Młodzi nawigują między zmianami społecznymi; tym, w jakim kierunku idzie świat, a tym, co stałe i daje poczucie bezpieczeństwa. Odpowiadają na postmodernizm, postindustrialną gospodarkę opartą na wiedzy i umiejętnościach, a jednocześnie nie wyzbywają się aspiracji w zakresie zabezpieczenia życiowego, takiego jak stabilna praca, rodzina, mieszkanie. Pogodzić te dwa dążenia nie jest łatwo.
A Katarzyna Krzywicka-Zdunek dodaje: – Jeżeli chcemy szczęścia młodych kobiet, to dajmy im podejmować decyzje, ponosić konsekwencje, szukać, błądzić. Dajmy im żyć na własny rachunek.