1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Gdy kredyt hipoteczny jest dla nas psychicznym obciążeniem. Rozmowa z terapeutą Mateuszem Ostrowskim

Z badań wynika, że dla większości z nas zadłużenie się na dużą kwotę ma psychologiczne konsekwencje. (Fot. iStock)
Z badań wynika, że dla większości z nas zadłużenie się na dużą kwotę ma psychologiczne konsekwencje. (Fot. iStock)
Ci, co niczym filmowy Rambo są gotowi żyć na krawędzi, żeby wynegocjować z bankiem lepsze warunki pożyczki, to zdecydowana mniejszość – zauważa terapeuta Mateusz Ostrowski. Dla większości z nas kredyt hipoteczny to duże obciążenie psychiczne. Jak sobie z nim radzić?

Krajowego Rejestru Długów wynika, że Polacy zadłużają się na potęgę, a wiele osób ma potem problem ze spłatą rat. Czy moment podpisania umowy wieloletniego kredytu jest bardzo stresujący?
Nie dla każdego. Niektórzy na pewno mają w sobie dużo obaw, ale u wielu osób podpisanie takiej umowy może powodować wręcz euforię, bo najczęściej kredyt hipoteczny bierze się na mieszkanie lub dom, a to jest jakiś rodzaj spełnienia marzenia. Poza tym decyzja o kredycie podejmowana jest zazwyczaj na najlepszym etapie życia, kiedy zakłada się rodzinę, planuje ślub, oczekuje dziecka... Człowiek jest w bańce szczęścia, która zmienia percepcję rzeczywistości.

Do tego przez cały czas działa marketing. Deweloper obiecuje cudowne życie w bajecznym mieszkaniu na osiedlu Eden, a bank zapewnia, że nie ma żadnego ryzyka, bo z ich wyliczeń wynika, że stać nas na znacznie więcej. Czujemy się więc docenieni, cieszymy się, że ktoś uznał nas za wiarygodnych i wypłacalnych. To nobilitujące, bo w końcu nie każdy dostaje taki kredyt. Ale to są tylko nakładki psychologiczne, które karmią nas dodatkowymi korzyściami. Jeśli decyzja o wieloletnim zobowiązaniu finansowym jest podejmowana na fali takiego nadmiernego entuzjazmu, ryzyko popadnięcia w finansowe i psychiczne tarapaty jest spore.

Zdolność kredytowa wyliczona przez bank nie znaczy, że faktycznie nas na to stać. Trzeba wszystko samodzielnie skalkulować. Kredyt nie jest żadnym docenieniem naszej pracy czy uznaniem dla zarobków; to transakcja finansowa, która ma swoje koszty i ryzyko. Im bardziej racjonalnie na to spojrzymy, tym większe szanse, że podejmiemy decyzję, która długoterminowo będzie dla nas korzystna. To jest ekonomia i tak trzeba do tej sytuacji podchodzić. Tym bardziej że druga strona, która nam kredytu udziela, patrzy tylko na bilans zysków i strat, nie kieruje się emocjami. Warto się tego od banku uczyć. Z kim się zadajesz, takim się stajesz…

Czyli poniekąd już na starcie jesteśmy na przegranej pozycji, bo decyzja o wzięciu długoterminowego kredytu zawsze wywołuje spore emocje.
Dlatego powstały te wszystkie instytucje, które mają bronić interesów konsumenta w kontakcie z bankami. Różne urzędy pilnują tego, by wyrównywać szanse klientów, bo nasza emocjonalność to jedno, ale dużym problemem jest także brak wiedzy. Nie każdy jest finansistą, a język, jakim są napisane umowy, nie ułatwia ich zrozumienia. Trzeba umieć czytać między wierszami, wyłapywać prawne i finansowe niuanse. To naprawdę trudne, nawet dla dobrze wykształconego człowieka.

Przepadło, podpisałam umowę, emocje opadły. Czy teraz świadomość, że mam dług, będzie mi towarzyszyć dzień w dzień? Czy kredyt hipoteczny to naprawdę 30 lat lęku przed niewypłacalnością, bankructwem, chorobą, utratą pracy i dachu nad głową?
Wszystko zależy od tego, co we własnej głowie zrobisz z faktem posiadania kredytu. Jeżeli będzie to potwór, który przychodzi co miesiąc i zabiera swoją daninę, to nieustannie będziesz karmić w sobie strach – i psychiczny koszt może być ogromny. W takiej sytuacji potrzebna jest praca nad sobą, która pozwoli uwolnić się od lęku i spojrzeć na całą sytuację bardziej racjonalnie.

Podstawowe pytanie brzmi, czy jesteś gotowa psychicznie na to, żeby wziąć kredyt. Bo jeśli wieloletni dług ma być czymś, co będzie cię zżerało wewnętrznie, to czy to mieszkanie jest tego warte? Trzeba dobrze zastanowić się nie tylko nad tym, czy mnie na ten kredyt stać, ale także jak będę znosić świadomość tego, że co miesiąc, bez względu na wszystko, muszę mieć na koncie określoną sumę. Są ludzie, którzy od razu mówią, że się do tego nie nadają, nie znieśliby takiego obciążenia. Z badań wynika zresztą, że dla większości z nas zadłużenie się na dużą kwotę ma psychologiczne konsekwencje. W 1967 roku dwaj psychiatrzy Thomas Holmes i Richard Rahe opracowali listę tzw. stresorów, czyli wydarzeń powodujących stres. Lista zaczyna się od śmierci współmałżonka, ale już na 20. miejscu jest kredyt hipoteczny. Pozycję niżej natomiast znajduje się wiadomość o konieczności zwrotu większego długu lub pożyczki.

Jakie więc trzeba mieć cechy charakteru lub predyspozycje psychiczne, by sobie z tym poradzić?
Rozmawiałem kiedyś z pewnym doradcą finansowym, który opowiadał o tym, jak negocjuje się z bankiem w przypadku kłopotów ze spłatą kredytu. Kiedy klient spłaca raty, ale stanowi to dla niego problem, to bank wcale nie jest skłonny do ugody. Rozmowy podejmuje zazwyczaj dopiero wtedy, kiedy przestajemy spłacać kolejne raty. Mój rozmówca nazwał to strategią na Rambo.

Chodzi o filmowego Rambo?
Właśnie tego. Bo trzeba mieć taką siłę, odporność psychiczną i determinację jak on, żeby przestać płacić raty kredytu, zmierzyć się z lękiem o utratę domu czy mieszkania i twardo znosić wszystkie nieprzyjemne telefony z windykacji. To oczywiście ekstremalny przypadek, ale codzienne życie z kredytem hipotecznym również wymaga od nas odporności psychicznej i nieulegania lękom.

Sposób, w jak podchodzimy do zaciągniętego długu, w dużej mierze jest pochodną sytuacji finansowej. Kiedy balansujemy na granicy, rata kredytu rośnie, a pensja maleje – stres bez wątpienia się nasila. Choć tak naprawdę on zawsze jest gdzieś tam w tle i często ogranicza nasze wybory. W kalkulacji różnych życiowych ruchów staje się ważną zmienną. „Rzuciłbym pracę, której tak nie lubię, ale przecież mam kredyt” – ta myśl zawsze pojawia się z tyłu głowy osób zadłużonych.

Fakt, że wzięliśmy wysoki kredyt, bywa też wykorzystywany przez pracodawców. Znajomy, który prowadzi dużą firmę, przyznał podczas jednego ze spotkań towarzyskich, że dla niego najlepszym pracownikiem jest ten zadłużony. Było to wyjątkowo obrzydliwe.
Ale bardzo prawdziwe. Wiadomo, że taki pracownik będzie bardziej przywiązany do pracy, bo ma duży koszt stały. Myślę, że niektórzy pracodawcy mogą brać to pod uwagę.

Filozof i wykładowca Sam Keen w książce o psychologicznym rozwoju mężczyzn „Ogień w brzuchu”, pisze wprost, że mężczyzna – zaciągając kredyt hipoteczny – w pewnym sensie zostawia jedno jądro w banku. Mocno powiedziane, ale bardzo obrazowe.

Dług sprawia, że jesteśmy mniej skłonni do podejmowania ryzyka?
Bez wątpienia, ale nie demonizujmy. Przy obecnych cenach mieszkań i zarobków tylko nieliczni mogą kupić sobie mieszkanie bez kredytu. Dla wielu osób pożyczka to jedyna możliwość, która wiąże się nie tylko z kosztami finansowymi i psychologicznymi, ale też z pewnym zyskiem. Daje szansę większej samodzielności, powiększenia swojego komfortu życiowego. Dlatego będę powtarzał jak mantrę, że wszystko zależy od tego, czy kredyt był zaciągnięty świadomie. Im bardziej przemyślana, podmiotowa decyzja, tym łatwiej z nią żyć.

Przez kilka lat wynajmowałam mieszkanie, a od dziesięciu spłacam kredyt na własne. Gdybym miała porównać, która z tych sytuacji była dla mnie mniej komfortowa, to raczej wynajem.
Wszystko zależy od naszej konstrukcji psychicznej. Dla jednego brak własnego kąta będzie dyskomfortem, a komuś innemu świadomość, że zawsze może wypowiedzieć umowę i zamieszkać gdzie indziej, da cenne poczucie wolności. Pytanie, co dla kogo jest ważne. Jaki jest twój podstawowy system wartości? Potrzebujesz w życiu stabilności czy swobody i elastyczności? Nad tym warto się zastanowić.

A może chodzi też o podejście do rzeczy materialnych? Dla jednych własny dom jest całym światem, majątkiem, który można przekazać potomnym. Dla innych przyjemnym przystankiem w drodze. Fajnie, że teraz mam gdzie mieszkać, ale nie wiem, czy będę chciała tu zostać na zawsze.
Przywiązanie do materii na pewno jest czynnikiem, który będzie w tym przypadku różnicował poziom lęku, ale to się wiąże też z wewnętrznym poczuciem siły, mocy i pewności siebie. Im bardziej żyję tym, co głęboko dla mnie ważne, i mam kontakt ze sobą, tym lepiej radzę sobie z problemami. Jeśli natomiast czyjeś poczucie wartości jest zbudowane na rzeczach materialnych, to perspektywa utraty tych atrybutów na pewno będzie mocno obciążająca.

Ale czy przejmowanie się spłatą wieloletniego kredytu w ogóle ma sens, skoro przyszłość jest nieprzewidywalna? Może lepiej cieszyć się tym, co tu i teraz, zamiast zamartwiać ratą, którą trzeba będzie zapłacić za dziesięć lat.
Absolutnie nie ma sensu się zamartwiać i bać, ale unikanie myślenia o tym, co będzie, też nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie chodzi o to, by wypierać ryzyko, ale by zdawać sobie z niego sprawę. Wiedzieć, na co się decydujesz, i wierzyć, że jesteś to w stanie udźwignąć, cokolwiek się wydarzy. To wyparte ryzyko i tak będzie się czaić w zakamarkach twojej psychiki i strach może kiedyś wrócić ze zdwojoną siłą.

Z drugiej strony bać można się nie tylko zobowiązania, jakie już na siebie wzięliśmy, ale samej perspektywy zaciągnięcia kredytu. Wiele osób mogłoby sobie na to finansowo pozwolić, lecz nie decydują się z lęku. I to też niekoniecznie jest świadoma decyzja płynąca z wolnego wyboru. Z psychologicznego punktu widzenia niczym nie różni się od brania kredytu w oszałamiającej bańce szczęścia. Oczywiście nie chodzi o to, by się zadłużać mimo strachu, ale by odnaleźć w sobie takie miejsce, z którego ta decyzja będzie wypływała świadomie. Zatem zarówno takie bagatelizowanie ryzyka, jak i lękowe myślenie wymagają przepracowania problemu, niewykluczone, że na terapii.

Mnie bardziej martwi kolejny katar dziecka niż fakt, czy będę mogła spłacić kredyt.
Każdy z nas boi się czegoś innego i to świetnie pokazała pandemia, która jako bohater zagościła w gabinetach psychoterapeutycznych, aktywując u ludzi przeróżne lęki. Jedni martwili się o zdrowie swoje, drudzy o najbliższych, jeszcze inni o sytuację finansową. To samo zagrożenie, wywołało u ludzi niepokój w różnych obszarach.

To, czego się boimy, zazwyczaj ma korzenie w historii osobistej. Jednych mogą przerażać różne sytuacje relacyjne związane z innymi ludźmi i tym, co się z nimi stanie. Drugich – obszar zawodowy czy finansowy. Duży wpływ mają też wzorce kulturowe czy płeć. Standardowy model z pewnością będzie bardziej predestynował kobiety do martwienia się o katar dziecka, a mężczyzn do tego, czy będą pieniądze na spłatę kredytu. Mimo że świat się zmienia, to wciąż gdzieś tam w tle ten stary, tradycyjny wzorzec męsko-damski na nas działa.

Kredyt zawsze pozostawia jednak jakąś furtkę. Jeśli nie będzie mnie stać na spłatę rat, oddam dom bankowi i będę się cieszyć, że miałam szansę spędzić w nim tyle fajnych lat. Przecież nikt nam nie obiecuje, że to, co w życiu mamy, dostajemy na zawsze.
No właśnie, łatwo to powiedzieć osobie, która „boi się gdzie indziej”, dla której subiektywnie katar jest straszniejszy niż problemy finansowe. To kwestia indywidualnej wrażliwości, osobistych doświadczeń, wychowania. Jeśli dla kogoś wzięty na kredyt dom czy samochód mają ogromną wartość emocjonalną, są wyznacznikiem jego statusu czy wartości, to perspektywa ich utraty brzmi jak koniec świata.

Wydaje mi się, że dla kolejnych pokoleń relacja z kredytem, zarówno ekonomiczna, jak i psychologiczna, będzie dużo prostsza.

Dlaczego?
Bo jesteśmy poniekąd pionierami, pierwszymi posiadaczami takich dużych kredytów hipotecznych od lat. Brakuje wzorców z przeszłości, starszyzna się na tym nie zna. Nie ma zbiorowej, rodzinnej mądrości, która mówi, jak sobie radzić z takim obciążeniem. Przecieramy szlaki, a to nigdy nie jest łatwe. Następne pokolenia będą już wiedziały, jakie ryzyko ponieśli ci, którzy zadłużyli się w obcej walucie. Kilkanaście lat temu, kiedy był boom na tego typu kredyty, nikt nie miał punktu odniesienia.

Przychodzą do pana pacjenci, u których świadomość wieloletniego zadłużenia wywołuje depresję, stany lękowe, obniżenie nastroju?
Nie mam takiego doświadczenia, by kredyt był główną przyczyną problemów życiowych, ale wyobrażam sobie, że w sytuacji kryzysowej może to bardzo mocno ściągnąć człowieka w dół. Nie każdy żołnierz jednak kończy wojnę z zespołem stresu pourazowego. To zależy od odporności, swoistej wrażliwości, czasu, w jakim działa na nas trudny czynnik. Ale bez wątpienia zadłużenie, którego nie jesteśmy w stanie spłacić, może mieć bardzo poważne konsekwencje psychologiczne.

Czyli w sytuacji kryzysowej oprócz doradcy finansowego, warto udać się też do psychologa.
Problem polega na tym, że ludzie, których nie stać na spłacanie kredytu, zazwyczaj nie mają już środków, by podjąć leczenie, a terminy do poradni NFZ są niewyobrażalnie odległe. To pułapka, z której trudno znaleźć wyjście. Dlatego lepiej zapobiegać niż leczyć. Jeśli czujesz, że nie jesteś w stanie podjąć decyzji o kredycie świadomie, szargają tobą emocje – to może być bardzo dobry temat do pracy z psychoterapeutą.

Ale jak odróżnić świadome decyzje od tych dyktowanych emocjami? Bo jeśli czegoś bardzo chcemy, zawsze znajdziemy argumenty „za”.
Oczywiście będziemy racjonalizowali. Po to właśnie jest psycholog lub terapeuta, który ma nam pomóc rozróżniać, skąd płyną nasze potrzeby i czemu mają służyć. Przed podpisaniem umowy kredytu warto zatrzymać się na chwilę i zadać sobie pytanie: po co mi to tak naprawdę? Pomocne może być zastosowanie modelu analizy transakcyjnej, w której wyróżnia się trzy stadia: Dziecko, Rodzica i Dorosłego. Ten ostatni jest najbardziej racjonalnym stanem. Ocenia rzeczywistość taką, jaka jest, i podejmuje decyzję. Pytanie, czy to mieszkanie lub samochód nie są przypadkiem kaprysem twojego wewnętrznego Dziecka. Albo presją Rodzica, który mówi, że bez tych atrybutów będziesz nikim.

Sprawdzajmy, skąd płyną nasze potrzeby. Nawet jeśli okaże się, że to jakieś dziecięce marzenia, to można je spełnić, choćby na kredyt, warto mieć jednak tego świadomość, bo to ona daje nam odpowiedzialność za czyny. Z psychologicznego punktu widzenia jest to najważniejsza rzecz do zrobienia przed podpisaniem umowy z bankiem.

Mateusz Ostrowski, terapeuta pracy z procesem, trener biznesu. Członek Polskiego Stowarzyszenia Psychoterapeutów i Trenerów Psychologii Procesu, www.mateuszostrowski.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze