1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Ciekawość świata to supernawyk. Wystarczy się rozejrzeć – przekonuje dr psychologii Mike Rucker

Ciekawość świata to supernawyk. Wystarczy się rozejrzeć – przekonuje dr psychologii Mike Rucker

„Zaciekawienie jest kompetencją, którą można zdobyć, a właściwie – przypomnieć ją sobie. Rodzimy się przecież zainteresowani tym, co wokół” – pisze dziennikarka Agnieszka Radomska. (Fot. Oleh Slobodeniuk/Getty Images)
„Zaciekawienie jest kompetencją, którą można zdobyć, a właściwie – przypomnieć ją sobie. Rodzimy się przecież zainteresowani tym, co wokół” – pisze dziennikarka Agnieszka Radomska. (Fot. Oleh Slobodeniuk/Getty Images)
Część mozolnych prób nadawania znaczenia swojemu życiu możemy zastąpić przez skanowanie rzeczywistości w poszukiwaniu okazji do odkrywania świata wciąż na nowo – przekonuje dr psychologii Mike Rucker w książce „Supernawyk”. Doświadczenie naszej redakcyjnej koleżanki Agnieszki Radomskiej wskazuje, że postawę zaciekawienia można rozbudzić w sobie nawet w na pierwszy rzut oka niesprzyjających mu okolicznościach.

Trzy tygodnie w szpitalu, gdy na zewnątrz właśnie wybuchł maj. Koszmar. Pierwsza myśl: zacisnąć zęby i jakoś to przeczekać. Taką strategię przyjęłam odruchowo na wieść o tym, że najpiękniejszy wiosenny miesiąc przyjdzie mi spędzić wśród obolałych ludzi, z dala od wszystkiego, co miłe, w ponurej aurze oddziału chorób wewnętrznych i w poczuciu własnej chwilowej niepełnosprawności. Bo co wartościowego mogę tutaj znaleźć, co dostać, prócz kolejnej porcji kroplówek? Dostałam całe mnóstwo.

Wiem, że opowieść o tym, jak trzy tygodnie w placówce państwowej ochrony zdrowia stały się dla mnie jednym z najprzyjemniejszych i niezapomnianych doświadczeń, brzmi jak absurdalny dowcip. Jednak tak właśnie się stało.

Zaczarowany ogród

Jako druga po odruchowej myśli o przetrwaniu pojawiła się bowiem w mojej głowie myśl o tym, by – skoro już się tam znalazłam – spróbować poszukać w tej sytuacji choćby okruchów życia i radości. Poprzyglądać się tej pozornie smętnej rzeczywistości z choćby mikrą ciekawością. I tak wieczorami, zamiast czytać stos przywiezionych ze sobą książek, wsłuchiwałam się w opowieści towarzyszek niedoli. Cóż to były za historie! Starsza pani, której dokuczał woreczek żółciowy, z wypiekami na twarzy opowiadała o swoich ognistych romansach z lat 60. i doprowadzając nas do histerycznego śmiechu, relacjonowała swoją przeprowadzkę z małej wioski na warszawski Grochów ze stadem 80 kur, których za nic nie chciała oddać.

Gdy poczułam się ciut lepiej, ruszyłam eksplorować wielki przyszpitalny park. Chaszcze zamieszkiwały stada kotów, które w zamian za codzienną porcję wiejskiego serka pozwalały mi godzinami obserwować swoje życie. Ich ogród, który wydawał się po prostu kłębowiskiem chwastów, okazał się skrywać okazy ziół, których zupełnie nie znałam. Znała je za to doskonale moja starsza sąsiadka; rozkładała przyniesione przeze mnie okazy i opowiadała, do czego używa się babki płesznik i co dobrego jest w liściach podbiału. Na koniec pobytu miałam już własny piękny zielnik.

Zafascynowana w tym okresie opowieściami pisarki Małgorzaty Halber o jej podróżach tropem śmietników na Ochocie i niezwykłych eksponatach, które w nich czekały na odkrycie, urządziłam też sobie – wymknąwszy się ze szpitala – przechadzkę po tych mokotowskich. Przytargałam przepiękne monidło w zabytkowej ramie i podsuszoną dracenę, którą ktoś wystawił bezdusznie na palące słońce, a która dziś zajmuje połowę mojej sypialni, bo rozrosła się, tracąc zdrowy rozsądek i umiar. Co prawda z wenflonem na nadgarstku, ale jednak byłam tropicielką lokalnych znalezisk! A dodatkowo trochę fryzjerką, bo w międzyczasie pokusiło nas wszystkie, pewno troszkę z nudów, by sprawdzić, co będzie, gdy zrobimy sobie grzywki. Nożyczkami do papieru ze szpitalnego sklepiku i z moimi nieistniejącymi umiejętnościami nie udało się wprawdzie wyczarować wymarzonych grzywek à la Jaga Hupało, ale radości przy tym miałyśmy co niemiara.

Nie miałam wówczas pojęcia, że – próbując przetrwać – zastosowałam chyba instynktownie strategię, którą dr Mike Rucker, psycholog organizacji i badacz zachowań, opisał w książce „Supernawyk. Odzyskaj spontaniczność i ciekawość świata”. W telegraficznym skrócie chodzi w niej o to, by nauczyć się przeżywać życie w sposób przemyślany, począwszy od podjęcia świadomej decyzji, żeby zainteresować się zabawą i włączyć ją do codzienności. To zaciekawienie autor proponuje odnaleźć w życiu, które masz już teraz, a nie w jakiejś fantastycznej wersji jutra. W mojej wersji był to z zasady raczej przykry pobyt w szpitalu, który właśnie dzięki wzbudzonym na potrzebę chwili zainteresowaniu tym, co wokół, okazał się tak niezwykłym doświadczeniem. To były naprawdę dobre dni!

Pożegnanie z nudą

„Chociaż nie mogę zawsze czuć się szczęśliwy, prawie zawsze mogę dobrze się bawić” – pisze autor „Super­nawyku”. Tymczasem na pytanie: „Czy chcesz być zawsze szczęśliwy?”, pewnie wszyscy chórem odpowiemy twierdząco. W tym podążaniu za iluzorycznym spełnieniem tkwi pułapka. Po pierwsze, im głębiej zastanawiamy się nad tym, jak moglibyśmy stać się szczęśliwsi, tym bliżej do określenia siebie jako osoby nieszczęśliwej w tym momencie. Po drugie, wciąż stawiamy temu, co nazywamy szczęściem, nowe warunki. Oczekujemy, że gdy zostaną spełnione, poczujemy satysfakcję. Ludzki mózg jest tak zaprogramowany, by koncentrować się na przepaści pomiędzy tu i teraz a miejscem, w którym pragniemy być. Gdy się tam wreszcie znajdujemy, na przykład w wyniku awansu w pracy, szybko adaptujemy się do nowych warunków, po czym… stawiamy nowy warunek, bo chwilowa euforia szybko mija i znów chcemy więcej. Nagroda jest krótkotrwała, więc jak chomik kręcący się w kółku w pogoni za nie do końca wiadomo czym, i my wciąż poruszamy się po hedonicznej bieżni, która nie prowadzi do mety. Nigdy nie jest wystarczająco dobrze, zawsze mogłoby być przyjemniej, „gdyby tylko”.

Mike Rucker przeciwieństwo przyjemności definiuje jako znużenie. To nuda codzienności doskwiera nam najbardziej, to jej chcemy się pozbyć. By ją zabić, łapiemy za smartfony, bo przecież tam, w tych nieskończonych cyberprzestrzeniach, zawsze dzieje się coś ciekawego. Faszerujemy głowę pseudozdarzeniami, nie biorąc w nich udziału. Media społecznościowe są dość rozpaczliwą próbą wyjścia ze strefy dyskomfortu, jaką jest znudzenie. Nie przekonuje nas fakt, że to nie działa, a właściwie działa przeciwskutecznie. Po przescrollowaniu wszystkich platform nie zalewają nas hormony szczęścia, pustka, której chcieliśmy się pozbyć, rozsiada się w nas jeszcze wygodniej. I jak pisze Rucker – pochłania nas Nicość. Co więc w zamian? „Supernawyk” podsuwa receptę, która tylko pozornie jest naiwna. To przyjemność. Nie ta tożsama z konsumpcjonizmem, ale ta powiązana z pouczającym doświadczeniem. Nudę, która tak nas przeraża i zżera, możemy potraktować jako punkt neutralny. Punkt wyjścia do tego, by zawsze, niezależnie od okoliczności i naszych zasobów, aktywnie poszukiwać nowych radosnych komponentów swojej egzystencji. To, jakie one będą, zależy wyłącznie od nas. „Kiedy w twoim życiu brakuje dramaturgii, właśnie ty możesz ją do niego wprowadzić” – Rucker pokazuje, że wystarczy intencja, odrobina zaciekawienia i nasz czynny udział, by nowe rzeczy zaczęły się dziać.

Morze możliwości

Każde codzienne doświadczenie – wybieranie warzyw na lokalnym targu, podróż pociągiem, lunch w przerwie w pracy – można uczynić ciekawszym, wprowadzając do niego element zaskoczenia. Cokolwiek nowego, czego nasz umysł jeszcze nie rozpoznaje i czego nie potrafi przetłumaczyć za pomocą skrótów myślowych, czyli heurystyk. Mike Rucker przekonuje, że różnorodność hedoniczna, dostrzeganie nowych potencjalnych źródeł radości, jest ściśle związana z ciekawością, zastanowieniem i tajemnicą. „Kiedy wypełnisz życie nowymi zabawnymi doświadczeniami, a więc nakarmisz umysł licznymi niepoznanymi informacjami – za pomocą nauki, podróżowania, poznawania nowych osób czy próbowania nieznanych aktywności – zaczniesz odczuwać z niego większą satysfakcję” – to jego autorski i uniwersalny przepis na radosne doświadczanie codzienności.

Właściwie potrzeba jedynie wzbudzić w sobie zaciekawienie czymkolwiek nowym i za nim podążyć w ramach eksperymentu. Może się dowiesz od sprzedawcy ogórków, że ten bazarek, który zadeptujesz co sobotę, ma niezwykłą historię, która sięga lat 60. ubiegłego wieku? Może zagaisz w przedziale pociągu pasażera, zamiast wgapiać się w smartfona, a on okaże się mykologiem i przez tę godzinę wspólnej podróży zabierze cię w konkurencyjną podróż po fascynującym świecie nieznanych gatunków grzybów? Otwartość na to, co nowe i nieznane, nie musi wcale wiązać się z niczym praktycznym, nie musi przynosić ci żadnych dodatkowych profitów. To po prostu zagłębienie się w doświadczaniu, wartość sama w sobie. W ten sposób można odczarować i zamienić w coś niezwykłego najnudniejsze okoliczności przyrody! To wyszukiwanie i nieprzegapianie nawet drobnych okazji do eksplorowania całej różnorodności tego, co nas otacza, dosłownie wszędzie – w pracy, podczas zabawy z dziećmi, w przyjaźni, w podróży. Ważne jest tylko to, by wszelkie interakcje, w które wchodzisz, były niewymuszone, były twoim wyborem choćby tylko w ramach sprawdzenia, co się wówczas stanie. Każda forma presji jest bowiem zabójcą naszej ciekawości.

Ucieczka w przygodę

To, do czego zachęca autor „Supernawyku”, pisząc o magicznej mocy podróżowania i odkrywania nieznanych zakątków bliższych i dalszych, to nie negatywnie pojmowany eskapizm typu: „A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady…”. To raczej intencjonalne opuszczenie strefy dyskomfortu, codzienności, w którą wkradła się nuda, po to, by doświadczyć czegoś nowego, ale też po to, by na rzeczywistość, którą zastaniemy po powrocie, spojrzeć z nowej, innej perspektywy. Nawet mikrowyprawy w nieznane miejsca albo w te znane, ale poza utartymi szlakami, mogą stać się okazją do ekstremalnej zmiany optyki.
Ważne w takich terapeutycznych podróżach jest to, by – w miarę własnych możliwości i w ramach poczucia komfortu – choć trochę zdać się na przypadek. Pewnie, że część wyjazdu musi być objęta planem, ale spory kawałek może być spontaniczny, według zasady: „ciekawe, co się wydarzy”. Jeśli całą wycieczkę zaplanujesz od A do Z, jest niewielka szansa, że coś cię zaskoczy, że odkryjesz choćby zapomnianą kapliczkę spoza przewodnika gdzieś na górskim szlaku. Może być tak, że twoja wyprawa potoczy się według scenariusza, który nie został wcześniej napisany, a przypadkowe spotkanie z nieznajomymi gdzieś na dworcu w Małkini skończy się przemiłym popołudniem w gospodarstwie agro­turystycznym, gdzie po raz pierwszy w życiu wydoisz kozę. W dobrych ucieczkach chodzi o to, by działy się trochę same. By nie przeszkadzać rzeczom się dziać.

Ucieczka z bezpiecznego świata, który znamy i który daje się mniej lub bardziej kontrolować, w to, co nie do końca znane i przewidywalne, wymaga niekoniecznie wielkiej odwagi, raczej otwartości i zgody na poddanie się temu, co przyniesie kolejna godzina, dzień czy kilka dni. Mike Rucker podkreśla, że kierunek i rozmach podróżniczy wcale nie są najistotniejsze. To naprawdę nie musi być ekstremalna wyprawa w najdalszy zakątek świata. Najważniejsze jest to, by zejść choć na chwilę z własnej utartej ścieżki i nawet odrobinę przekroczyć granicę strefy komfortu po to, by wyjść z monotonii, letargu, z trybu uśpienia. Nie chodzi przy tym o to, by porzucać choć na chwilę to, co nieprzyjemne. Kierunek tych dobrych ucieczek wiedzie nie „od”, ale „do” – przeżycia czegoś nowego choćby w skali mikro, do doświadczenia, które wygeneruje przyjemne emocje. Jeśli jednak ucieczka – niekoniecznie dosłowna podróż, ale też aktywność fizyczna uprawiana po raz pierwszy czy zupełnie nowe hobby – będzie sposobem na oddalenie się od smutku czy stresu, stanie się doświadczeniem ograniczającym, a nie rozwojowym. Właśnie dlatego tak ważna jest motywacja.
Kiedy już tak podróżujesz i dostrzegasz interesujące detale na swojej trasie, delektuj się nimi, chłoń wzrokiem, smakiem, słuchem, ale nie rejestruj tego niemal kompulsywnie, by natychmiast podzielić się swoimi znaleziskami na Facebooku czy Instagramie – zachęca dr Rucker. Ten nawyk redukuje twoje zaciekawienie i przeżywanie do udziału w grze „podaj dalej”. Zupełnie niepotrzebnie. Nawet milion polubień nie jest wart więcej niż pełne przeżycie tych unikalnych chwil.

Tuż za rogiem

Po co w ogóle wymyślać wszystkie te aktywności: rozmawiać z nieznajomymi, próbować nowych rzeczy, włóczyć się bez celu? Dorosłemu człowiekowi wydawać się to może niepoważne. I rzeczywiście takie jest – na szczęście. W tym otwarciu się na nowe doświadczenia jak dobry duch przewija się słowo klucz, którym jest zabawa. To jednak dla Ruckera dużo więcej niż tylko beztrosko spędzony czas. „Kiedy zaczynamy zabawę wykorzystywać po to, by rozwinąć w sobie ciekawość świata, jej moc urasta do niesłychanych rozmiarów” – pisze. Gdy opuszczamy mentalnie znane sobie terytorium, wkraczamy w nieznane. Wtedy właśnie mamy szansę z pozornie błahych doświadczeń czerpać nieskończenie wiele. Zwyczajny spacer po lesie daje nieograniczone możliwości przeżywania świata, jeśli damy sobie prawo do nawiązywania więzi ze wszystkim, co nas otacza – drzewem, szyszką, żukiem, innym spacerowiczem. I tak jak apetyt wzrasta w miarę jedzenia, tak nasza ciekawość eskaluje wraz z procesem poznawania i odkrywania nowych zjawisk, ludzi, sytuacji. Zaciekawienie rodzi też kreatywność, dzięki której możemy zupełnie znienacka zorientować się, że jesteśmy w stanie wciąż na nowo zaskakiwać samych siebie.

Ciekawość doświadczania i poznawania nowego jest czymś, co można pielęgnować. Oczywiście są ludzie, którzy z natury są niezmordowanymi eksploratorami nieznanego, przychodzi im to naturalnie, z lekkością, jakby instynktownie. Ale zaciekawienie jest kompetencją, którą można zdobyć, a właściwie – przypomnieć ją sobie. Rodzimy się zainteresowani tym, co wokół. Dzieci przecież są tak ciekawe wszystkiego, co nieznane, w nieskończoność zadają pytania: „Co to?”, „Kto to?” albo „Jak to działa i do czego służy?”. Z czasem tę dziecięcą ciekawość porzucamy (jako domenę niedojrzałości) na rzecz rutyny, wdrażania sprawdzonych patentów na wszystko. Tymczasem to właśnie ciekawość pozwala weryfikować swoje przekonania, zdobywać niezależnie od wieku to, co nazywamy życiową mądrością, wyłuskiwać z otoczenia nowe szanse na doskonalenie siebie, dowiadywanie się o sobie wciąż nowych rzeczy. Mniej ważne jest, czy wybierzesz podróż do Libanu, czy po prostu posmakowanie libańskiej kuchni, o której niewiele wiesz, w pobliskiej restauracji. Chodzi o to, że otworzysz się na coś, czego nie znasz, i że to będzie twoim orężem przeciwko monotonii. To można i trzeba ćwiczyć. Okazji, by wcisnąć przycisk „sprawdzam”, jest multum.

Być może moje odkrywanie zakamarków przy­szpitalnego parku niektórym wydałoby się pozbawioną sensu fanaberią. Dla mnie jednak okazało się odkrywcze i odświeżające w tym trudnym czasie. By móc dać się ponieść fascynacji i zachwytowi, trzeba szukać swoich własnych szans. One czekają zawsze tuż za rogiem. I nigdy się nie kończą, bo nigdy nie będziemy wiedzieć wszystkiego o wszystkim i na każdy temat.

I to jest w życiu najcudowniejsze!

Polecamy książkę: „Supernawyk. Odzyskaj spontaniczność i ciekawość świata”, Mike Rucker, tłum. Dorota Lachowicz, wyd. Feeria. Polecamy książkę: „Supernawyk. Odzyskaj spontaniczność i ciekawość świata”, Mike Rucker, tłum. Dorota Lachowicz, wyd. Feeria.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze