1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Terapeuta nie jest przyjacielem, nie taka jest jego rola”. Aby był skuteczny, musi za to mieć te 3 cechy

„Terapeuta nie jest przyjacielem, nie taka jest jego rola”. Aby był skuteczny, musi za to mieć te 3 cechy

(Fot. Coleman/ClassicStock/Getty Images)
(Fot. Coleman/ClassicStock/Getty Images)
Dobrze poprowadzona psychoterapia może zmienić postrzeganie i siebie, i to, co wokół nas, a więc sprawić, że będzie nam się żyło lepiej. O tym, na co zwracać uwagę, decydując się na taką formę pomocy i rozwoju, oraz jak ocenić skuteczność procesu terapeutycznego – mówi psychoterapeuta Adam Pater.

Artykuł pochodzi z magazynu „Sens” 09/2025.

Gdy człowiek zaczyna rozważać skorzystanie z psychoterapii, to wychodzi z założenia, że udział w niej miałby coś w jego życiu poprawić. Po terapii ma być w jakimś obszarze życia lepiej niż przed. Czy rzeczywiście to zawsze jest dobry pomysł?

Gdy słyszę słowo „zawsze”, to zawsze – nomen omen – zapala mi się w głowie czerwona lampka. To jest wielka generalizacja, która upraszcza dość skomplikowane zagadnienie. Ważniejsze wydaje mi się pytanie, po co ktoś miałby zdecydować się na terapię, jaki konkretnie miałby być jej cel. Chwilowy spadek poczucia satysfakcji z życia zdarzyć się może każdemu i naprawdę nie jest tak, że ten stan wymaga natychmiastowej interwencji terapeutycznej. Gdyby jakaś osoba przeżywała wyłącznie szczęście, wówczas mówilibyśmy zapewne o pewnych elementach psychopatologii. Wiele trudności w naszym życiu to sytuacje przejściowe, które rozwiązuje czas, zmiana zewnętrznych okoliczności.

Myślenie, że psychoterapia jest jedyną czy też najlepszą formą rozwoju osobistego albo jedyną drogą prowadzącą ku dobrostanowi, uważam za radykalne.

Znam ludzi, którzy chcąc dokonać w swoim życiu zmian na lepsze, zaczęli tańczyć, uprawiać sport, robić rozmaite rzeczy, które nie wymagały udziału jakiegokolwiek psychoterapeuty, a przyniosły świetne rezultaty. Nie zmienia to faktu, że uważam psychoterapię za cenny proces, czasem wprost niezbędny, który umożliwia między innymi poznawanie siebie – a to samo w sobie jest wartością.

W jednej z rozmów na łamach SENSu psycholog Paweł Droździak, odnosząc się do terapii par, porównał proces terapeutyczny do generalnego remontu mieszkania: zanim będzie świeżo i pięknie, najpierw trzeba wszystko rozwalić, a to męczące. Gdy zaczynamy terapię, warto liczyć się z tym, że to nie jest wyłącznie przyjemne doświadczenie, że po drodze może zaboleć?

Porównanie z remontem uważam za trafne. Powiem więcej, pojawienie się rozmaitych kryzysów czy nawet doświadczenie regresu to konieczne elementy całego procesu, bez których w terapii nie da się pójść dalej.

Terapia to nie jest taniec, w którym każdy ruch jest harmonijny, wykonany w idealnym tempie, w którym płynie się w rytm muzyki, stawiając starannie zaplanowane kroki bez zaskoczeń i nagłych zwrotów akcji.

Jest dokładnie odwrotnie – po drodze chwilami bywa bardzo, bardzo trudno. Mogą być takie momenty, w których ten dynamiczny proces bardziej przypomina kardiogram niż łagodną sinusoidę, ale warto też dodać, że wcale nierzadko bywają momenty przyjemne, radosne i odbarczające pacjentów.

Wybór nurtu terapeutycznego ma znaczenie? Od tego warto zacząć?

Pierwsza, dość przyziemna, ale istotna i dla wielu osób determinująca rzecz – to pytanie, czy planowana psychoterapia będzie się odbywała w ramach NFZ, czy prywatnie. To ma znaczenie, bo w przypadku usług refundowanych pacjent ma nieco mniejszy wpływ na to, z kim ewentualnie będzie pracował.

Jeśli jednak ktoś decyduje się na rozwiązanie komercyjne, może w większym stopniu zdecydować, czy będzie to przykładowo terapia psychodynamiczna, czy może poznawczo-behawioralna (CBT), systemowa, ericksonowska, psychoanalityczna, humanistyczna, a jest ich zdecydowanie więcej. Warto dowiedzieć się, jaka jest między nimi różnica, jakie są główne założenia, charakter i czas trwania terapii, a potem zadać sobie pytanie: do którego z nich jest mi bliżej z moim problemem?

W dużym skrócie: różnica dotyczy choćby postawy psychoterapeuty, która w przypadku terapii poznawczo-behawioralnej może być bardziej dyrektywna, a w przypadku psychodynamicznej – bardziej towarzysząca, mniej dyrektywna, a to wpływa na sposób pracy i toczącego się procesu. Z założenia klasyczna psychoterapia CBT najczęściej jest psychoterapią krótkoterminową. Jednak od lat 90. XX wieku rozwija się intensywnie CBT trzeciej fali, obejmująca między innymi terapię poznawczą opartą na uważności, terapię akceptacji i zaangażowania czy terapię zorientowaną na schematy, a to jest już głęboka i długoterminowa praca.

Równie ważny jest wybór samego terapeuty, to w końcu osoba, której w pewnym sensie powierzamy swoje życie. Co trzeba sprawdzić, zanim umówimy się na pierwszą sesję?

Część istotnych informacji warto sprawdzić wcześniej, o inne można dopytać już w czasie pierwszego spotkania. Namawiam ludzi, którzy decydują się na psychoterapię, żeby mieli odwagę i potrzebę zadawać pytania o wykształcenie, kompetencje, doświadczenie psychoterapeuty, certyfikaty czy ukończone kursy, bez niepotrzebnego wstydu. Dobrze zapytać, czy należy do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego czy Polskiej Federacji Psychoterapii, co – choć zgodnie z prawem nie jest w Polsce obowiązkowe – zaświadcza o jego wiarygodności.

Wiem z doświadczenia, że wiele osób czuje opór, tak jakby wypytywanie o tak istotne kwestie oznaczało wścibstwo, brak zaufania do autorytetu, niedelikatność. Tymczasem to jest absolutnie na miejscu i nie ma w tym niczego złego!

Profesjonalny terapeuta na pewno nie poczuje się urażony podobnymi pytaniami, bo one są sygnałem odpowiedzialnego i zaangażowanego podejścia i do procesu terapeutycznego, i do własnego życia. Zdecydowanie warto także zapytać, czy terapeuta regularnie poddaje się superwizji, co jest jego obowiązkiem.

Czym jest superwizja i dlaczego jest konieczna?

To cykliczne spotkania terapeuty z bardziej doświadczonym specjalistą – superwizorem, czyli osobą z zewnątrz, która, najkrócej rzecz ujmując, przygląda się problemom wnoszonym przez terapeutę, jego rozwojowi zawodowemu; ocenia, czy zmierza on dobrą drogą w myśleniu o pacjencie; sprawdza, czy kierunki pracy z pacjentami są słuszne. Takich spotykań wymaga kodeks etyczny zawodu psychologa i psychoterapeuty, są niezbędne dla zachowania higieny pracy.

Superwizja jest bezcennym wsparciem, bo żaden terapeuta nie jest alfą i omegą, może się pomylić, potknąć, czuć dezorientację, czegoś nie zrozumieć. Dzięki niej sam dostaje pomoc, a w efekcie może efektywniej pomagać swoim pacjentom.

Oprócz tych wszystkich warunków, by terapia miała szansę naprawdę pomóc, trzeba chyba jeszcze mieć – mówiąc po ludzku – dobrą relację z terapeutą. Tylko co to właściwie znaczy i jak w ogóle to oceniać?

Jak każda relacja, i ta z terapeutą nie powstaje w ciągu jednego godzinnego spotkania. Przyjaźnie nie budują się w tydzień, nikt raczej nie oświadcza się partnerowi, dopóki go dobrze nie pozna, nie poobserwuje w różnych sytuacjach. Relacja pacjent–terapeuta nie należy do wyjątków.

Potrzeba czasu, by pacjent mógł stwierdzić, jak czuje się w obecności terapeuty, jaka atmosfera panuje na sesjach. Niektórzy używają określenia „chemia”, ja wolę mówić raczej o klimacie spotkań.

Klimat jest bliski pogodzie, a pogoda to przecież cztery pory roku. Bywa ciepło i przyjemnie, ale bywa też zimno, wietrznie, deszczowo, a nawet burzowo. Warto dać sobie czas na to, żeby się choć odrobinę poznać, by móc ocenić, czy jestem w stanie być w towarzystwie tego człowieka we wszystkich czterech metaforycznych porach roku. Czy czuję się przy nim bezpiecznie? Czy mam w sobie gotowość, by właśnie z nim spędzać w najbliższym okresie mojego życia całkiem sporo czasu? Czy będę w stanie się przed nim otworzyć? Czy te spotkania są dla mnie ciekawe, coś wartościowego wnoszą?

Człowiek, który rozpoczyna terapię, często jest w kiepskiej kondycji psychicznej i może być w związku z tym kruchy, bezbronny, podatny choćby na manipulację. Skoro najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa, na jakie ewentualne nadużycia ze strony terapeuty warto być wyczulonym?

Przede wszystkim na przekraczanie granic. Psychoterapeuta nie ma prawa wchodzić we flirt czy tym bardziej w romans z pacjentem, ma obowiązek respektować jego cielesne granice. Jakakolwiek relacja o charakterze seksualnym jest niedopuszczalna. Oczywiście w zależności od nurtu mamy czasem do czynienia z większą możliwością kontaktu fizycznego, bo pewne techniki terapeutyczne wykorzystują pracę z ciałem, ale wówczas zasady takiej pracy powinny zostać wcześniej jasno i klarownie omówione.

Terapeuta nie powinien umawiać się ze swoimi pacjentami poza sesjami, na kawki, herbatki czy inne spotkania towarzyskie, bo to zaburza specyficzny charakter tej relacji, która towarzyska nie jest. Podobne propozycje ze strony terapeuty świadczyłyby o braku profesjonalizmu.

Terapeuta nie powinien pacjenta oceniać, krytykować, karcić, podkopywać jego poczucia własnej wartości, umniejszać czy wywoływać w nim poczucia winy. Terapeuta jest od tego, żeby towarzyszyć, słuchać, naprowadzać, interpretować to, co pacjent wnosi na sesje, czy też pomagać w interpretacji. Ważne jest to, że terapeuta nie powinien doradzać, a jeśli to robi, to także jest nie stosowne. On ma się starać rozumieć życiowy krajobraz pacjenta, natomiast nie jest osobą doradczą. Ktoś, kto potrzebuje porad, powinien raczej skorzystać z mentoringu, a nie z psychoterapii.

Z kwestii czysto organizacyjnych ważnym sygnałem jest też stosunek terapeuty do zaplanowanych spotkań. Jeżeli psychoterapeuta często się spóźnia, odwołuje lub przekłada sesje, to też warto to potraktować jako alert.

A co z taką zwyczajną sympatią? Chyba dobrze po prostu lubić swojego terapeutę?

Tu byłbym ostrożny. Sama sympatia oczywiście raczej pomaga, niż szkodzi, ale trzeba pamiętać o tym, że terapeuta nie jest przyjacielem, nie taka jest jego rola. Jest obiektem, który towarzyszy i buduje od początku relację bezpiecznie wspierającą, w której obowiązują granice działające w obie strony. Jeśli miałbym tę specyficzną relację do czegoś porównać, to prędzej niż do przyjaźni porównałbym ją – przynajmniej na początkowym etapie procesu terapeutycznego – do relacji rodzic–dziecko.

Terapeuta to obiekt, który pomieszcza frustracje pacjenta, jego uczucia, a nawet nierozumienie tych uczuć, nieadekwatne myśli i pomaga w ich interpretacji, pracuje z nimi. To zupełnie coś innego niż przyjaźń.

W odniesieniu do tej relacji bardziej niż o lubieniu czy nielubieniu mówiłbym o poczuciu, czy jest mi do terapeuty blisko jako do człowieka, czy dostrzegam w nim niezwykle istotną cechę – autentyczność. Pisze o tym psychiatra Irvin D. Yalom.

Powołując się na wybitnego psychologa i psychoterapeutę Carla Rogersa, wymienia trzy podstawowe cechy skutecznego terapeuty, którymi są: empatyczne zrozumienie, bezwarunkowa akceptacja dla wszystkich doświadczeń i przeżyć pacjenta, i właśnie autentyczność.

Chodzi o to, że terapeuta nie musi być sztywną, niemal tekturową postacią, ale żywym, prawdziwym człowiekiem, który jest blisko i czuje, dzięki czemu w tej relacji jest też jakiś rodzaj lekkości, a nawet miejsce na poczucie humoru. O wartościowej relacji świadczy i to, czy pacjent ma poczucie, że terapeuta jest obecny, uważny, ale też przewidywalny.

Właśnie przewidywalność rodzica ma ogromny wpływ na proces mentalizacji u dzieci, żeby wrócić do metafory dziecka i rodzica. Tu nie chodzi tylko o wspomnianą przez ciebie sympatię, bo przecież dziecko też nie zawsze lubi swojego rodzica. Czasem go kocha, a czasem wręcz nienawidzi, ale ta relacja jest w stanie to pomieścić. W relacji pacjent–terapeuta jest tak samo, mogą pojawić się skrajne emocje, ale dobrze jest, jeśli obie strony są w stanie razem przez to przejść.

Zapytałam o sympatię, bo ostatnio przyjaciel zwierzył mi się z tego, że chyba musi zmienić terapeutę, bo, jak stwierdził, po prostu go nie znosi. Po każdej sesji wychodzi z gabinetu wściekły, ze ściśniętym ze złości gardłem, nie ma ochoty na kolejne spotkania. To powinien być sygnał, że pora na zmianę?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo wiele zależy od kontekstu. Zapytałbym przede wszystkim, czy ta osoba jest skłonna wrócić na następną sesję i o tym ściśniętym gardle z terapeutą porozmawiać. A jeśli nie, to dlaczego? Bo samo pojawienie się podobnych reakcji, nawet silnych emocji i stanów w kierunku terapeuty, świadczy o tym, że być może ruszył proces przeniesieniowy, który – mówiąc z perspektywy psychodynamicznej czy analitycznej – jest jak najbardziej normalny i może się uruchomić już na wczesnym etapie terapii.

Czym jest przeniesienie?

W psychoterapii psychodynamicznej i analitycznej jest to proces, w którym – w największym uproszczeniu – pacjent nieświadomie przenosi na terapeutę uczucia, myśli i wzorce zachowań związane z istotnymi osobami z jego przeszłości, najczęściej z rodzicami lub opiekunami, dziadkami, rodzeństwem. Ponieważ to się dzieje w obszarze nieświadomości, na początku nie mamy na to wpływu, ale terapeuta psychodynamiczny czy analityczny powinien dostrzegać fakt, że dochodzi właśnie do przeniesienia. Psychoterapia tych nurtów w dużej mierze opiera się na przeniesieniu i zjawisku pokrewnym, jakim jest przeciwprzeniesienie. A to z kolei nieświadome reakcje emocjonalne terapeuty na przeniesienie, które kiedyś były postrzegane jako przeszkoda w procesie terapeutycznym, dziś zaś są traktowane jako ważne narzędzie wspierające, źródło cennych informacji o pacjencie i jego świecie wewnętrznym, sposobie postrzegania świata, jego funkcjonowaniu w nim i przeżywaniu wszystkiego, czego doświadcza.

Czy jeśli nie widać efektów, nie dostrzega ich pacjent, otoczenie też nie ma poczucia, by coś się zmieniało, warto dalej w to brnąć, być cierpliwym? I jak w ogóle mierzyć efektywność terapii, sprawdzić, czy ona działa?

Na początku naszej rozmowy wspomniałem o tym, że każdy, kto decyduje się rozpocząć ten proces, powinien postawić sobie pytania: Po co to robię? Co chcę osiągnąć? Jaki cel ma moja terapia? Bez wyznaczenia celów terapeutycznych trudno o ewaluację, o próbę zmierzenia, czy i w jakim stopniu terapia okazała się skuteczna.

Określanie celów oczywiście trochę inaczej wygląda w różnych nurtach terapeutycznych, ale niezależnie od tego wskazane jest określenie przynajmniej obszarów pracy, nad którymi w tym procesie będziemy się pochylać. Założenia są potrzebne po to, by w miarę upływu czasu i odbytych sesji mieć się do czego odwołać. Osobiście głęboko wierzę także w mądrość pacjentów. Jestem przekonany, że znakomita większość osób uczestniczących w terapii umie przyjrzeć się sobie, jest skłonna do refleksji na własny temat, zdolna do mentalizacji, czyli rozumienia zachowań – zarówno własnych, jak i innych ludzi; w ogóle rozumienia świata i siebie w świecie, a więc także obserwowania dokonujących się zmian.

Tu nie potrzeba linijki czy kalkulatora, by sprawdzić, czy terapia działa. Pacjent to zauważy sam, bez dodatkowych narzędzi to poczuje.

Jeśli zaś tak się nie stanie, a dodatkowo bliscy pacjenta też nie dostrzegą różnicy, to najpewniej także wykwalifikowany terapeuta to dostrzeże, a wówczas jego zadaniem jest analiza takich wniosków. Nieraz konieczne jest przekierowanie pacjenta do innej formy terapii czy pomocy w ogóle, a nie czekanie w nieskończoność, aż coś się wydarzy. To byłoby myślenie magiczne, którego terapeuta powinien zdecydowanie unikać.

W wyznaczaniu momentu końca terapii biorą udział dwie osoby – i pacjent, i terapeuta – i to jest kolejny temat do rozmowy. Oczywiście, już na początku często udaje się ustalić przybliżone ramy czasowe trwania procesu, ale sama decyzja o jego zakończeniu może wyjść od każdej ze stron. Bywa, że sam pacjent czuje, że chciałby zmierzać ku końcowi. Warto wtedy przedyskutować ten temat na sesji. Terapeuta także może zauważyć, że na przykład pacjent przychodzi z niesłabnącym entuzjazmem, ale raczej dlatego, że zwyczajnie po ludzku go lubi, lubi te spotkania, ale jest już w takim momencie rozwoju, że doskonale dałby sobie radę sam. Kontynuowanie takich spotkań mogłoby być nawet uwsteczniające – i dla pacjenta, i dla terapeuty – a dodatkowo po prostu nieetyczne. Tymczasem etyka właśnie jest słowem kluczem, jeśli chcemy rozmawiać o dobrej, wartościowej terapii.

ADAM PATER psycholog, specjalista psychoterapii uzależnień, psychoterapeuta systemowy w trakcie szkolenia w Fundacji Rozwoju Terapii Rodzin „Na Szlaku”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE