Z dziećmi? Bez dzieci? Najważniejsza jest jakość relacji. Jeśli naprawdę zależy nam na sobie nawzajem, mamy wspólne zainteresowania, dążenia, ufamy sobie, jesteśmy szczerzy, wtedy każda decyzja, którą podejmiemy, będzie dobra – mówi terapeuta Benedykt Peczko.
Żadnych dzieci – zapowiadają już na trzeciej randce młodzi mężczyźni. W swojej książce „Śmiertelni nieśmiertelni” Ken Wilber, znakomity amerykański filozof, mądry i wrażliwy mężczyzna, oświadcza swojej ukochanej Trei, że mogą być razem, ale on nie chce dzieci. Po śmierci Trei wiąże się z inną młodą kobietą i jej także oznajmia, żeby nie liczyła na obudzenie jego ojcowskich uczuć. Gdy psycholożki, terapeutki słuchają zdezorientowanych, a często też zrozpaczonych kobiet, które związały się z takimi mężczyznami, na ogół zalecają, żeby brać nogi za pas i nie oglądać się za siebie. Dlaczego on nie chce dzieci?
Niedawno rozmawiałem z mężczyzną, który pytał mnie: „Dlaczego ona nie chce dzieci? Przecież wszystko mamy – mieszkanie, samochód, pracę”. Tak też się zdarza. Wygląda na to, że – szczególnie młodzi – ludzie nie upatrują dziś w rodzinie, w opiekowaniu się dziećmi życiowego sukcesu. Za dzieci nie ma premii ani awansu. Przekaz kulturowy jest jednoznaczny: bądź wolny, nie ograniczaj się, nie wiąż się, korzystaj z życia, kupuj, konsumuj; świat jest do twojej dyspozycji, daje ci przebogate możliwości, więc wybieraj i dobrze się baw. Zwiedzaj, zdobywaj, realizuj biznesy. Bądź panem swojego życia, nie daj się skrępować archaicznymi schematami rodzinnymi. Nie mam wątpliwości, że powód, dla którego Ken Wilber nie chce mieć dzieci, jest inny od motywacji młodego mężczyzny, na przykład pracownika banku.
W książce „Jeden smak” Wilber przedstawia swój dzień: wstaje o piątej rano, ćwiczy jogę, medytuje, potem pisze do obiadu, po obiedzie ćwiczenia fizyczne i znów pisanie do wieczora, czasem telekonferencja. Gdy się temu bliżej przyjrzeć, prowadzi żywot jogina, ascetyczny, wymagający dyscypliny. W ten sposób żyją papież, Dalajlama. To jest styl podporządkowany życiowej misji. Podobnie funkcjonuje wielu artystów, naukowców, działaczy społecznych, przedsiębiorców, wynalazców. Mężczyzna, który odkrywa takie swoje powołanie, może przeżywać silny wewnętrzny konflikt – kobieta, a być może i otoczenie, przyjaciele, oczekują, że będzie chciał mieć dzieci, czyli „normalną” rodzinę, on jednak czuje, że to nie jest jego droga. No ale „powinien chcieć”. Z mojego terapeutycznego i życiowego doświadczenia wynika, że to, co jest najgłębszą potrzebą serca, i tak da o sobie znać. Jeśli mężczyzna się przymusi, ulegnie oczekiwaniom, powstanie z tego mnóstwo nieszczęścia. Mężczyzna, który nie jest szczery wobec siebie i kochanej kobiety, skazuje rodzinę na cierpienie. Niechciane dzieci odczują to napięcie, odrzucenie ze strony ojca, który unika kontaktu, ucieka w pracę, bo dzieci błyskawicznie wyczuwają niespójność w zachowaniu. W związkach tak dobranych problem wraca jak bumerang, partnerzy ranią się nawzajem, obwiniają, sporom i pretensjom nie ma końca.
„Kocham cię i nie chcę dzieci”. To jest uczciwe, zgoda.
Gdy pomagam takim mężczyznom, dochodzimy do wniosku, że jedynym wyjściem jest związanie się z kobietą, dla której posiadanie dzieci nie jest najważniejszą sprawą. Te związki bywają bardzo udane – kobieta i mężczyzna czerpią z miłości, która ich łączy, wiele siły i inspiracji. Mają pasje, podróżują, tworzą. Są dla siebie. Nie każda kobieta stworzona jest do macierzyństwa. Nie każdy mężczyzna powinien wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. No może drzewo jest tu wyjątkiem przy obecnym stanie środowiska…
Problem zaczyna się, gdy ona bardzo chce, a on bardzo nie chce, ale nie mogą się rozstać.
Co innego, gdy mężczyzna mocno czuje swoją życiową misję i wie, że budowanie rodziny stanie tej misji na drodze, a co innego, gdy ma wątpliwości, obawy, lęki wynikające z ograniczających przekonań czy złych doświadczeń z dzieciństwa.
Wielu mężczyzn jest przerażonych perspektywą bycia ojcem. To nie jest spokojne stwierdzenie: „Pójdę inną drogą”. To dramatyczny, pełen bólu opór.
Bo „nie będę skazywał moich dzieci na takie cierpienia, przez jakie sam musiałem przechodzić”. Bo „to nie jest świat dla dzieci”. Oczywiście, mężczyźni, którzy doświadczyli w dzieciństwie przemocy emocjonalnej, byli bici, synowie ojców alkoholików, ojców nieobecnych, mają wdrukowane takie właśnie przekonanie – „życie jest przerażające”. Na szczęście coraz więcej mężczyzn rozumie potrzebę mierzenia się z bagażem przeszłości, korzystają z pomocy psychologicznej, terapeutycznej, coachingowej, uczestniczą w warsztatach dla mężczyzn. Wsparcie kobiet jest tu bezcenne. Kobieta, która rozumie, z czym boryka się jej partner, to prawdziwy skarb dla mężczyzny.
Bywa, że opór i wątpliwości są tak silne, że kobiety podejmują decyzję same, bez jego zgody. To niewiarygodne, ale ten kobiecy przekaz: „Nie pytaj go, zrób tak, żeby zajść w ciążę; gdy już dziecko się pojawi, on się przyzwyczai, jakoś to będzie; dzieci to jest sprawa kobiet” jest ciągle aktualny. W ten sposób kobiety ze starszego pokolenia radzą młodym. „A nawet jak się wścieknie, to mu przejdzie…” Ogromne ryzyko. Takie podejście być może sprawdzało się we wcześniejszych pokoleniach. Mężczyzna się wścieknie i mu nie przejdzie. Widziałem tych wrobionych w dzieci. Odbierali to jako zdradę, podstęp, reagowali silną agresją. Nawet jeśli potem płacili alimenty i spotykali się z dziećmi, z kobietą nie chcieli mieć nic wspólnego, a co gorsza – przenosili te emocje na dzieci.
Żyjemy w innym świecie niż nasi rodzice i dziadkowie. Dawniej rodzina była ważna, był ślub, były dzieci. W poprzednich pokoleniach podstawowym zadaniem kobiety było założyć rodzinę, urodzić i wychować dzieci, pielęgnować dom. Zadaniem mężczyzny było wspierać w tym kobietę poprzez pracę zawodową, która była podporządkowana temu celowi. Mężczyzna pracował, przynosił pieniądze, dbał o dom, naprawiał, remontował, miał czas dla dzieci. Teraz tak nie jest. W dużo większym stopniu chcemy być wolni, decydować o sobie. Od wielu młodych mężczyzn słyszę: „Teraz chcę osiągnąć sukces, zdobyć pozycję. Dzieci? Może później”. Oni rozglądają się wokół i widzą, co dzieje się w rodzinach. Widzą, że dzieci bywają źródłem kłopotów, coraz trudniej budować wspólny język. Dochodzą do wniosku, że to nie dla nich: „Bardzo dziękuję! Nie będę się tak szarpał”. Obawiają się odpowiedzialności, także finansowej. Nie są pewni, czy uda im się utrzymać rodzinę, bo sytuacja na rynku pracy nie wygląda obiecująco.
Jest jeszcze taka opcja, wcale nierzadka, gdy mężczyzna mówi: „Zgadzam się na dziecko, ale tylko ze względu na ciebie”. Kobieta – też wcale nierzadko – wpada w panikę: „Boże! To ma być moja decyzja, moja odpowiedzialność?”. Znowu patowa sytuacja.
Nie da się tego rozwikłać bez otwartości, szczerości. Kobieta może zapytać, czego on się obawia. Teraz nie jest gotowy? Kiedy będzie? Mężczyzna, który w nieskończoność odsuwa ten temat – paradoksalnie – nie jest panem swojego życia.
Kobiety mają naturalny dostęp do intuicji i na ogół wiedzą, czy jest szansa, aby on zmienił swoje nastawienie, dojrzał, naprawdę wspierał rodzinę, gdy dziecko przyjdzie na świat.
Ale może być również tak, że to kobieta rezygnuje ze swoich pragnień: „Chciałabym, abyśmy mieli dziecko, ale jeśli ty nie chcesz, wybieram związek z tobą”.
Tak wybierają kobiety, które są kochane i doceniane, traktowane z czułością. Najważniejsza jest jakość relacji. Jeśli naprawdę zależy nam na sobie, mamy wspólne zainteresowania, dążenia, cele, ufamy sobie nawzajem, jesteśmy szczerzy, wtedy każda decyzja, jaką podejmiemy, będzie dobra.
W jaki sposób mężczyzna mógłby przygotować się do roli ojca? Odkryć, że życiowy sukces to także udana więź z dzieckiem i że warto podjąć to wyzwanie?
Dobrze wyobrazić sobie siebie w roli ojca. Jak się czuję? Co budzi mój niepokój? Co mogę zrobić, aby ten niepokój oswoić? Być może decyzję o tym, że nie będę miał dzieci, podjąłem bardzo wcześnie, na przykład w wieku sześciu lat, bo cierpiałem jako dziecko. Ale teraz mam 36 lat i mogę zmienić tamtą decyzję, ponieważ nabyłem wielu doświadczeń i kompetencji. Jakim ojcem pragnąłbym być? To ważne pytanie, ponieważ odruchowo myślimy o tym, jakimi ojcami nie chcemy być. Potrzebujemy pozytywnej wizji, także dobrych wzorów. Który mężczyzna z mojego otoczenia ma dobre relacje z dziećmi? Co sprawia, że podoba mi się w tej roli, przyciąga moją uwagę? Kontakt z innymi mężczyznami, którzy odnaleźli się jako ojcowie i czerpią z relacji z dziećmi radość i spełnienie, byłby tu zbawienny. Tworzenie relacji z takimi mężczyznami daje siłę i oparcie.
Bycie silnym i czułym ojcem to prawdziwy życiowy sukces – jak w to uwierzyć?
W głębi serca mężczyźni tęsknią za dobrymi relacjami z ludźmi, za otwartością i bliskością z kobietami, mężczyznami, dziećmi. Tej szczególnej jakości kontaktu nie znajdą nigdzie indziej, żaden sukces zawodowy nie da tego, co możemy odnaleźć w relacjach. Ten sukces jest względny, niestabilny, przemijający. Więzi z ludźmi zwracają nas ku sobie, dlatego są tak cenne. W bliskich relacjach możemy być bez ról, masek, formalnych zobowiązań i przymusów, nie musimy grać, udawać, puszyć się i rywalizować. Bycie ojcem to nie tylko kolejne zobowiązanie, z którego trzeba się wywiązać i rozliczyć. Mając dzieci, wypełniamy oczywiście rolę ojca, ale jest jeszcze ogromny potencjał kontaktu poza tą rolą. Spotkanie istot, które są naszymi dziećmi, to niezwykła przygoda.
Wielu mężczyzn nie doświadcza otwartości i bliskości z dziećmi, ponieważ przychodzą z pracy do domu i nie zdejmując swoich masek dyrektora, menedżera, handlowca, próbują zarządzać swoimi dziećmi. Nie warto. Gubimy wtedy szansę na naturalność. Bliski kontakt z dzieckiem to jest kontakt z istotą życia, z jego niezwykłą dynamiką, z rozwojem, z rozkwitem. Wszystko się zmienia, a więź pozostaje; jest niezmienna w zmiennym świecie, nadaje sens naszym staraniom.
Mężczyźni w znacznym stopniu nastawieni są na osiągnięcia, na to, by zostawić po sobie ślad. Jednak czy nasze dzieci nie są takim śladem? Czy nie czynimy świata odrobinę lepszym, dając im naszą uwagę i miłość?