1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks
  4. >
  5. Sapioseksualizm to czasem etykietka na wyrost

Sapioseksualizm to czasem etykietka na wyrost

(Fot. Getty Images)
(Fot. Getty Images)
Nazwa opisująca pociąg seksualny do inteligencji, bo taka jest najprostsza definicja sapioseksualizmu, zrobiła kilka lat temu zawrotną karierę. Deklaracja zainteresowania przede wszystkim umysłem potencjalnego partnera seksualnego bywa traktowana jako randkowy wabik. Zanim jednak ją złożymy, warto wiedzieć, czym naprawdę jest, a także czym nie jest sapioseksualizm, bo to modne pojęcie czasem jest używane na wyrost.

Pojęcie to dosyć świeże, więc i pojemne, bo wciąż za mało na ten temat wiarygodnych badań. Zadeklarowanie się jako osoba sapioseksualna, czyli w powszechnym rozumieniu taka, która ceni w relacji romantycznej przede wszystkim intelekt, jest jednak o tyle kuszące, co mylące. Pytań bez jednoznacznej odpowiedzi jest co najmniej kilka.

Co to jest sapioseksualizm?

Teoretycznie sprawa nie jest przesadnie skomplikowana. Słowo sapioseksualizm wywodzi się z łacińskiego „sapio” oznaczającego „rozumieć”. Osoba sapioseksualna to ta, która odczuwa pociąg seksualny do wysoce inteligentnych ludzi do tego stopnia, że uważa to za najważniejszą cechę u potencjalnego partnera seksualnego. Według The New York Times termin „sapioseksualny” został stworzony w 1998 roku przez Darrena Staldera, blogera i inżyniera z Seattle, który poszukiwał słowa opisującego swój szczególny rodzaj pociągu seksualnego do osób wybitnie rozwiniętych umysłowo, o ponadprzeciętnej inteligencji. W poście na LiveJournal z 2002 roku napisał: „Chcę kogoś, dla kogo dyskusja filozoficzna jest grą wstępną”.

Dla osób sapioseksualnych najważniejszym narządem seksualnym jest więc mózg i jego wytwory, nie zaś jakakolwiek inna cecha – jak na przykład atrakcyjność fizyczna czy pozaintelektualne aspekty osobowości. Intelekt w tej definicji jest kwestią rozstrzygającą w wyborze osoby, z którą skłonni jesteśmy uprawiać seks, bez intelektualnej eksplozji do tej fizycznej dojść po prostu nie może.

To, że szukasz inteligentnego partnera, czyni cię sapioseksualistką?

Według badań zdecydowana większość z nas ceni inteligencję jako jedną z ważniejszych cech u potencjalnego partnera. Pokazują to choćby wyniki badania przeprowadzonego w Brazylii i opublikowanego w Archives of Sexual Behaviour. W badaniu wzięło udział 778 Brazylijczyków cispłciowych w wieku od 18 do 64 lat – heteroseksualnych, biseksualnych i homoseksualnych mężczyzn i kobiet. Uczestnicy otrzymali zadanie zadanie opisania preferowanego partnera w oparciu o zestaw określonych cech: inteligencję, życzliwość, atrakcyjność fizyczną, zdrowie i status społeczno-ekonomiczny. Niezależnie od płci i orientacji seksualnej, zdecydowana większość uczestników najwyżej oceniała inteligencję i życzliwość.

Prawdopodobnie każdy człowiek, na pytanie, czy u partnera życiowego ważna jest inteligencja, odpowie twierdząco. Znakomita większość nawet się nad tym nie zastanowi przesadnie głęboko – po prostu trochę głupio byłoby przyznać, że to nie ma dla nas znaczenia, niezależnie od tego, jak jest faktycznie. Czy to oznacza, że niemal wszyscy jesteśmy sapioseksualni? Niekoniecznie. W tej kwestii zdania są podzielone. Zamieszanie wynika z faktu, że pojęcie sapioseksualizmu jest młode, a więc nie do końca jeszcze przebadane, poza tym rozciągamy je często poza sferę seksualności.

Czytaj także: Demiseksualizm – jak ważna jest więź emocjonalna w życiu erotycznym?

Po pierwsze, słowo „inteligencja” jest terminem bardzo pojemnym. W potocznym rozumieniu mianem inteligentnego określamy kogoś, z kim można porozmawiać na wiele tematów, kto ma wiedzę ogólną na satysfakcjonującym nas poziomie, jest „ogarnięty” życiowo, potrafi się ładnie wypowiadać itd. Do tego worka wrzucamy też tzw. inteligencję emocjonalną, która jednak według wielu badań z mierzalnym w testach IQ (ilorazem inteligencji) często niewiele ma wspólnego. Osoby o wysokim IQ nie zawsze (w praktyce rzadko) mogą pochwalić się wysoką inteligencją emocjonalną. Mówiąc „szukam inteligentnego partnera”, mamy na myśli raczej intelektualną zgodność z kimś, łatwość nadawania na tych samych falach, umiejętność porozumienia, a nie stricte akademicką wiedzę w danej dziedzinie. Poszukiwanie u partnera inteligencji rozumianej w ten sposób jako parametr służący do klasyfikowania siebie jako sapioseksualistę bądź nie sprawdza się więc umiarkowanie skutecznie.

Po drugie to, że szukamy u partnera inteligencji, nawet niezależnie od tego, jak dokładnie definiujemy te cechę, niekoniecznie przekłada się na nasze seksualne preferencje. Badanie z wykorzystaniem psychometrycznej oceny sapioseksualności, przeprowadzone w 2018 r. przez psychologów Gillesa Gignaca, Joeya Darbyshire i Michelle Ooi z Uniwersytetu Australii Zachodniej, pokazuje, że dla sapioseksualistów wysoki poziom inteligencji partnera jest cechą najbardziej pożądaną pod względem erotycznym, a nie ogólnożyciowym. Osoba sapioseksualna nie ceni inteligencji ze względu na korzyści, jakie mogą wyniknąć ze związku partnerskiego ze stosunkowo inteligentną osobą (jak np. lepsze perspektywy zawodowe lub dochodowe, a więc większa stabilizacja ekonomiczna).

Inteligencja jest w przypadku sapioseksualistów cechą, która wywołuje stricte seksualne podniecenie, ze wszystkimi jego objawami. Silna intelektualna stymulacja jest dla nich warunkiem sine qua non stosunku płciowego, wszelkie fizyczne paramenty, jak wzrost, kolor oczu, włosów, inne atrybuty fizyczne mają marginalne znaczenie albo nie mają go wcale. Takich ludzi, jak wskazują autorzy badania, na świecie jest zaledwie garstka - od 1% do 8% osób w wieku od 18 do 35 lat to według tego kryterium rzeczywiście sapioseksualiści.

Co ciekawe, te same badania pokazują, że bycie sapioseksualnym, czyli postrzeganie inteligencji jako podniecającej, nie dotyczy wyłącznie osób, które same są wybitnie inteligentne. Nawet osoby o niskim poziomie IQ mogą seksualnie pożądać wyłącznie ludzi przewyższających pod względem intelektu większość populacji.

Sapioseksualizm w związku – jak go rozumiemy?

Sapioseksualizm jako pojęcie, które funkcjonuje w obiegu, nie opisuje jednak raczej sytuacji, w której studentka drży z podniecenia, wsłuchując się w wykład profesora biologii molekularnej na temat analizy restrykcyjnej fragmentów DNA albo mężczyzny, który doznaje silnej erekcji podczas dyskusji z dziewczyną wokół precesji symulakrów według Jeana Baudrillarda podczas pierwszej randki, choć sama dziewczyna fizycznie mu się nie podoba. Nazywamy siebie sapioseksualnymi, gdy wydaje nam się (albo tak jest w rzeczywistości), że satysfakcję w związku zapewni nam nie fizyczna czy finansowa atrakcyjność partnera, a ponad wszystko możliwość nawiązania z nim intelektualnej więzi.

Taka osoba w związku będzie cenić przede wszystkim to, że partner chce i potrafi rozwijać się intelektualnie, pogłębiać wiedzę z wielu dziedzin, interesować się kulturą, sztuką i nauką, a nie siłownią i Netflixem. Otwarty umysł i chęć inwestowania w swój rozwój, także duchowy, umiejętność uczestniczenia w głębokich dyskusjach na tematy egzystencjalne, a nie w płytkich small-talkach – to cechy, których poszukują ludzie deklarujący się jako sapioseksualni. By czuć się dobrze u boku partnera, oczekują ciągłego intelektualnego zapładniania, niekończących się rozwojowych inspiracji, głębokiej umysłowej więzi, która warunkuje więź fizyczną. W takiej relacji podstawą bliskości jest korespondencja intelektualna rozumiana głębiej niż tylko wspólne wypady do kina i zdawkowe rozmowy na temat obejrzanego filmu. W takim związku żar rozpala głowa, nie ciało.

Czytaj także: Odczuwają pociąg romantyczny, a nie mają seksualnego. O osobach aseksualnych rozmawiamy z seksuologiem Michałem Sawickim

„Jestem sapioseksualna” – to snobizm czy sensowne narzędzie selekcji?

Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, według których oznaczanie siebie na portalach randkowych jako osoby sapioseksualnej to poważna czerwona flaga, sygnał ostrzegawczy, który raczej odstrasza niż przyciąga potencjalnych partnerów. Sam termin poprzez portale randkowe został zresztą spopularyzowany – w 2014 roku aplikacja randkowa OkCupid umożliwiła użytkownikom wybór osoby sapioseksualnej z rozwijanej listy orientacji seksualnych. Nawiasem mówiąc, dość niefortunnie. Sapioseksualizm nie jest bowiem orientacją seksualną. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne definiuje orientację seksualną jako „trwały wzór pociągu emocjonalnego, romantycznego i/lub seksualnego do mężczyzn, kobiet lub obu płci”. Jak wyjaśnia Debby Herbenick, profesor nauk stosowanych o zdrowiu w Szkole Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Indiana, sapioseksualność to seksualne zainteresowanie czy też preferencja, która z orientacją nie ma nic wspólnego. Można być hetero-, homo- czy biseksualnym i jednocześnie identyfikować się jako osoba sapioseksualna.

Tak czy inaczej, w ślad za OkCupid inne randkowe aplikacje podchwyciły tę opcję i zaczęły oferować użytkownikom to określenie celem dokładniejszego opisania siebie i tym samym zawężenia kręgu poszukiwań do osób spełniających to kryterium. Z pewnością dla części użytkowników była to szansa na „odsianie” osób, które z inteligencją nie mają wiele wspólnego i na zamanifestowanie, że na liście priorytetów, jeśli chodzi o cechy potencjalnego partnera, inteligencja właśnie znajduje się na samym szczycie. To niekoniecznie przyniosło pozytywne efekty. W ten sposób nastąpił gwałtowny wysyp samozwańczych „sapioseksualistów”, choćby na Tinderze. Wśród nich byli i ci (przynajmniej na zdjęciach) obłożeni stosami książek, którzy w opisie mieli cytaty z poważanych pisarzy i myślicieli, i ci, którzy w autoprezentacji ograniczali się wyłącznie do zdjęć z windy, siłowni, ewentualnie półnagich ciał na leżaku, najlepiej z egzotyczną palmą w tle, zaś opisu nie mieli wcale, bo go napisać nie umieli...

Wokół samego pojęcia pojawiło się sporo kontrowersji. W 2015 r. pisarka Samantha Allen na łamach Daily Beast opublikowała artykuł, w którym termin „sapioseksualny” zrównała z ziemią. Określiła go jako bezzasadny, pretensjonalny, sztucznie wymyślony, a dodatkowo wykluczający. „Osoba, która lubi pisarzy, nie jest skryboseksualistą, osoba, która lubi prawników, nie jest juroseksualistą, a osoba, która głośno twierdzi, że umawia się tylko z mądrymi ludźmi, może być niebezpiecznie skoncentrowana na sobie, ale nie jest sapioseksualistą” – skonstatowała, podkreślając jednocześnie, że definiowania siebie jako sapioseksualisty to policzek wymierzony osobom nieneuronormatywnym lub niepełnosprawnym.

Termin „sapioseksualny” wielu osobom, nawet nie psychologom czy liderom opinii, ale choćby użytkownikom internetu, wydaje się po prostu szufladkujący i snobistyczny. Określenie siebie tym mianem bywa odbierane jako komunikat: „zanim do mnie podejdziesz, dobrze się zastanów, czy to aby nie za wysokie progi”. Z randkowego wabika staje się raczej odstraszaczem. Dlatego zamiast nim szafować na prawo i lewo, lepiej zastanowić się, po co nam w ogóle tego typu etykietki? Co chęć nadania ich sobie mówi o nas samych? Czy to aby nie jest próba podkreślenia własnej wyjątkowości wobec chwiejnego poczucia własnej wartości? Nawet jeśli chwytliwe hasło, które popełnił brytyjski pisarz Alan Moore „Nie wychodź z domu bez miecza – twojego intelektu”, samo w sobie trafia w punkt, tym mieczem lepiej sprawnie władać niż tylko ogłaszać wszem i wobec o tym, jak świetnie się nim posługujemy...

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze